Dzięki dostępności internetu i coraz szybszym technologiom przesyłu danych jesteśmy w stanie dotrzeć do dowolnej informacji w ciągu sekund. Zyskaliśmy natychmiastowy dostęp do wiedzy ze wszystkich dziedzin, do aktualnych faktów z najdalszych zakątków świata, odkryć naukowych. Internet pokazuje nam też życie polityków i celebrytów, codzienne życie przyjaciół, podpowiada gdzie zrobić zakupy, jak optymalnie dojechać do pracy, zaprasza do dzielenia się opiniami. Internet to miejsce, gdzie załatwiamy bardzo wiele spraw, to e-urzędy, banki, rozrywka. Zostawiamy tu masę swoich danych osobowych, dzielimy poglądami. Internet jest wygodny, ale niesie ze sobą sporo niebezpieczeństw takich jak utrata prywatności, kontroli nad wizerunkiem, zamknięcie w swoich poglądach. W cyklu trzech artykułów opiszę fenomen bańki informacyjnej, niebezpieczeństwa związane z przekazywaniem danych oraz przedstawię kilka sposobów jak zwiększyć prywatność oraz kontrolę nad treściami, które do nas docierają.
Na początku była wyszukiwarka…
…która powstała po to, aby usprawnić znalezienie potrzebnego produktu lub informacji. Programiści stworzyli Yahoo, Google, MSN, Bing – czyli 'strony’ do wyszukiwania danych. Celem było szybsze dotarcie do potrzebnych informacji. I tak się dzieje – algorytmy wyszukiwarek sprawiają, że znajdujemy dane sprawniej. Od zakupu wakacji, walizki na urlop po znalezienie najbliższej myjni samochodowej. Jako użytkownicy internetu pokochaliśmy wyszukiwarki, bo pozwalają oszczędzić masę czasu i ułatwiają wybór.
Teoretycznie – powinny dawać wszystkim dostęp do tych samych informacji. A jednak – to, co wyświetla nam się w wynikach wyszukiwań, jest znacząco odmienne od wyników sąsiada lub własnego dziecka. Jest to przejaw zjawiska określanego bańką informacyjną. Zanim opiszę jak się tworzy – proponuję krótki eksperyment na start.
Eksperyment
Na smartfonie (lub komputerze) wpiszmy do wyszukiwarki (dowolnej) hasło lub pytanie. Zapiszmy wyniki (lub zróbmy print screen), jakie pokazuje wyszukiwarka na naszym urządzeniu. Następnie zadzwońmy do kogoś znajomego lub członka rodziny w innej lokalizacji i poprośmy o wyszukanie tego samego hasła, w tej samej przeglądarce. Gwarantuję, że wyniki wyszukiwań będą inne. Każda z osób podlegających eksperymentowi w odpowiedzi na swoje zapytanie – otrzyma inaczej wybrane informacje. Dotyczy to wszystkich sfer życia – od zakupów po opinie polityczne. Mój eksperyment dotyczył Libanu. Wstukałam Liban do wyszukiwarki. Wśród 10 wyników, poza informacjami z Wikipedii, pojawiły mi się prawie same reklamy wyjazdów, miejsc wypoczynku, porównywarka cen lotów i zdjęcia krajobrazu. Oraz reklama walizek podróżniczych. Znajomemu w innej lokalizacji, na hasło Liban wyskoczyły informacje o kryzysie politycznym, ekonomicznym oraz reklama książek o Libanie.
Bańka informacyjna
I to jest właśnie fenomen bańki informacyjnej (tak tłumaczy się na język polski określenie „filter bubble”, które stworzył amerykański badacz internetu Eli Pariser1). Bańka to rzeczywistość w internecie dopasowana do preferencji danego użytkownika. Prościej – to wybrane dla każdego z nas – strony zakupowe, portale informacyjne, grupy zainteresowań. Dopasowane do nas, ale nie przez nas. Wyboru dokonują algorytmy wyszukiwarek, mediów społecznościowych na podstawie m.in. naszej aktywności w internecie.
Jak tworzy się bańka?
Dlaczego wpisując to samo hasło – jedni otrzymują obrazy walizek, a inni linki do grup na Facebooku? Będę kontynuowała podany libański wątek. Zanim wstukałam Liban, przez kilka dni w internecie szukałam miejsca na spędzenie wakacji z rodziną. Wyszukiwarka zapamiętała moje zapytania (frazy wyszukiwań): wakacje z rodziną, południe, ciepło, oryginalne miejsce wypoczynku. Poza tym zwyczajowo przeglądam wiele zdjęć. Teraz, gdy chcę znaleźć informacje ogólne o Libanie – wyszukiwarka podpowiada mi turystyczne miejsca i atrakcje krajobrazowe w nawiązaniu do moich poprzednich wyszukiwań. Kolega z racji na pracę zajmuje się wyłącznie kryzysami światowymi i jemu wyszukiwarka nie podpowiadała cen lotów, ale kierowała go na blogi lub serwisy informacyjne, z których na co dzień korzysta. Oraz wyświetlała reklamę księgarni, w której kupował ostatnio książki, ale z zupełnie innej dziedziny.
Jest to potwierdzenie tezy, że każdy z nas jest w internecie otoczony własnymi treściami – dopasowanymi do jego historii wyszukiwań i internetowej aktywności. W języku marketingowo – informatycznym nazywa się to „personalizacją wyników wyszukiwań”. Personalizacja treści jest jedną z warstw bańki informacyjnej. Co jeszcze się na nią składa?
Media społecznościowe
Bańka to nie tylko wyniki z wyszukiwarki. To również media społecznościowe, które podbiły internet niedługo po pojawieniu się wyszukiwarek. Portale społecznościowe powstały w teorii po to, aby budować relacje pomiędzy użytkownikami i pokazywać swoje osiągnięcia (zawodowe, życiowe, sportowe). Obecnie służą do wszystkiego – nie tylko lajkujemy i komentujemy na nich zdjęcia znajomych i nieznajomych, szukamy tam pracy, kupujemy rzeczy, zapisujemy się do grup, szkolimy zawodowo. I to jest bardzo użyteczne – nie wychodząc z domu wiemy, kto ze znajomych awansował, komu urodziło się dziecko, jaki nowy artykuł napisał publicysta, którego lubimy. Mamy dostęp do szkoleń, wydarzeń kulturalnych, wieści z najdalszych zakątków świata. To daje nam poczucie kontroli nad informacją.
Niebezpieczeństwa rejestracji
Obecność w mediach społecznościowych niestety pogłębia naszą bańkę. Rejestrując się przekazujemy administratorom masę danych: imię, nazwisko, datę urodzenia, adres zamieszkania, numer telefonu czy e-mail. Często wpisujemy również informacje o naszych zainteresowaniach, wykształceniu, miejscu zatrudnienia i relacjach z innymi użytkownikami. Chętnie publikujemy zdjęcia, aktualności z życia, informacje o podróżach, komentujemy posty czy dołączamy do wydarzeń i grup tematycznych. Publikujemy zarówno dane, jak i wizerunek i zgadzamy się na to, by firmy go wykorzystywały.
To jest wiedza, która dla firm stanowi ogromną wartość rynkową i pozwala precyzyjnie dobierać treści. Przy okazji, uszczelnia naszą bańkę. Czy to może być niebezpieczne?
Wgłąb bańki
Pół biedy, gdyby bańka dotyczyła tylko wyborów zakupowych czy usługowych. W gruncie rzeczy wygodnie jest w kilka sekund znaleźć kwiaciarnię w bezpośredniej okolicy lub szybko wybrać walizkę o określonych wymiarach z dostawą do domu. Oszczędność czasu, chodzenia po sklepach, wertowania mapy. Niestety, ta selekcja danych dotyczy również kwestii światopoglądowych.
Najlepszym przykładem są treści sugerowane przez wyszukiwarki. Wejdźmy w smartfonie w stronę wyszukiwarki Google. Automatycznie pojawią się tam artykuły z portali, które przeglądaliśmy ostatnio. Szansa na to, że pojawią się inne, światopoglądowo odmienne – jest praktycznie żadna. Podobnie z treściami na FB, Twitterze, Instagramie. Klikamy, lajkujemy, komentujemy konkretne treści, angażujemy się w ruchy, protesty, sprawy nam bliskie. To jest dobre. Z drugiej strony – jeśli widzimy tylko treści, z którymi się zgadzamy, może to doprowadzić do skrajnych poglądów oraz przekonania, że wszyscy myślą podobnie. Trafiając na osobę o odmiennym stanowisku, negujemy jej zdanie. Psychologowie potwierdzają – algorytmy sprzyjają radykalizacji i polaryzacji środowisk o przeciwnych poglądach.2
Zamknięcie w bańce nie pozwala spojrzeć na rzeczywistość w pełnym wymiarze. Media, w tym również serwisy społecznościowe, stanowią ogromne pole reklamowe. Również dla twórców opinii, partii politycznych, organizacji społecznych, agend rządowych. Algorytmy mediów są tak ustawione, że będą nam sugerować wyłącznie treści podobne do tych, które lubimy. Znajdą się tam również treści opłacone. Rynek idei jest jak rynek usług, czy produktów i również podlega reklamie. To wygodne, ale pozbawia nas dostępu do pełnej informacji a tym samym świadomego wyboru.
Komfort kontra świadome decydowanie
Najniebezpieczniejsze w zjawisku bańki jest to, że jakkolwiek wygodna – pozbawia nas w gruncie rzeczy własnego wyboru. Na bardzo wielu polach – produktów, usług, ale również możliwości wyboru światopoglądowego. Bańka pozbawia nas pełnego dostępu do przepływu informacji i sprawia, że podejmujemy decyzje w oparciu o wycinkowe dane. Jest to sprzeczne z ideą podmiotowości i praw obywatelskich.
Czy jest sens się bronić?
Algorytmy, zgody, akceptacje kilometrowych regulaminów. Czy w perspektywie korporacyjnych kruczków, i robotów dopasowujących nam treści oraz wszechobecnej wygody dostarczanych usług warto walczyć o wydostanie się z bańki? Na pewno jest szansa na to, żeby ograniczyć korporacjom selekcję treści. Ale najpierw trzeba utrudnić zbieranie naszych danych. Jak?
O tym już wkrótce w następnym artykule.
1 Link do mini wykładu w formule TED Eli Parisera o bańkach informacyjnych, z tłumaczeniem na j. polski
2 Znanym przykładem masowego i obywatelskiego utknięcia w bańce informacyjnej dużej grupy społecznej jest reakcja Amerykanów na wygraną Donalda Trumpa w kampanii prezydenckiej z 2015 roku. Według danych Pew Research Center przed wyborami prezydenckimi w USA – 67% dorosłych! pozyskiwało informacje na temat świata wyłącznie z mediów społecznościowych. Wyborcy, którzy głosowali na innych kandydatów niż Trump, praktycznie w ogóle nie stykali się w internecie z przekazem, reklamami miliardera, oraz z informacją, jak potężnym cieszy się poparciem. Ta selekcja doprowadziła do największego szoku 'postwyborczego’ w USA.
ZOBACZ RÓWNIEŻ:
Jak chronić dane, wizerunek i minimalizować przy tym bańkę informacyjną?
Tekst: Anna Radziejowska