Pomagają im przeżyć zimę

repository_doka
Od dziecka każdy wie, że zima to trudny okres dla dziko żyjących zwierząt. Kiedy temperatura spada poniżej zera w niemal każdym domu latorośle buszują po lodówkach, by znaleźć kawałek słoninki dla sikorek. W szkole nauczono ich, że na każdym podwórku obowiązkowo powinien stać karmnik dla ptaków. Cóż, ojcowie musieli, więc zejść do swych warsztatów i takowe wystrugać. Potem były piesze wycieczki po miejscowości z panią od przyrody, która wnikliwym okiem sprawdzała, czy rzeczywiście owe karmniki są. Jeśli były, były i piątki w dzienniku.Dla kuropatw pszenica się znajdzie

Dla wielu młodych ludzi codzienne, zimowe dokarmianie ptaków stało się pewnym rytuałem, który w pewnym sensie mógł nawet zaważyć na ich dorosłym życiu. Adam i Łukasz mają już swoje rodziny. Pracują w jednej z podkępińskich stolarni, choć zarzekali się, że jak dorosną, to będą się zajmować zwierzętami. Najlepiej w ogrodzie zoologicznym Z planów żadnemu z braci nic nie wyszło. Wiadomo, robota, blisko domu ważniejsza. Zresztą obie żony stanęły twardo na straży domowych budżetów, domagając się przyzwoitych pieniędzy. Ale jedno im pozostało: kiedy spadnie śnieg, każdy idzie z wiadrem zboża, ścinkami z buraków, czy obierkami z ziemniaków na pobliskie pola. Wysypują to pod małymi, drewnianymi budkami, które co roku rozstawiają w kilku miejscach. Zupełnie bezinteresownie. Bo tak ich ojciec nauczył.

– Mam małe gospodarstwo. Pszenica do kur zawsze jest pod ręką, więc kuropatwom też, co nieco zaniosę. Prócz nich i bażanty się na tym wyżywią. Zającom rzucam zazwyczaj ze dwa pastewne buraki. Ale od kilku lat obserwuję, że jest ich jak na lekarstwo. Wszystkiemu winne herbicydy i lisy. Kiedyś na lisy się polowało, wiadomo futra były w modzie, a co za tym idzie, w dobrej cenie.

– Teraz nikt do tych drapieżników nie strzela, szkoda amunicji. Poza tym lisy uodporniły się na choroby, mam tu szczególnie na myśli wściekliznę, przed którą chronią je specjalne szczepionki, co jakiś czas zrzucane z samolotów – tłumaczy Łukasz Zadworny.

– Lis to chyba jedyne zwierzę, do którego nie pałam sympatią. Wszystko przez to, że ostatnio kilka kur mi zadusił. Brat ma to samo zmartwienie. U niego lisy cały czas robią spustoszenie w kurniku. Jest ich cała masa, siedzą sobie w pobliskim stogu. Pod wieczór cała słoma się tam dosłownie rusza. Tych zwierząt nie dokarmiamy. Absolutnie. Same się dokarmiają, czyniąc nam szkodę.

Myśliwi – leśni gospodarze

Najwięcej do powiedzenia w dziedzinie dokarmiania zwierzyny w okresie zimowym mają myśliwi. Niesłusznie utożsamia się ich jedynie z eksterminacją dziko żyjących stworzeń. Troska o zasoby zwierzęce jest wpisana, w wieloletnią tradycję funkcjonowania kół łowieckich a akcje zimowego dokarmiania są tak powszechne jak powszedni jest chleb na śniadanie. Aby naocznie przekonać się jak wygląda zimowa gospodarka łowiecka, wybraliśmy się w lasy północno-wschodniej części Opolszczyzny. Tam mieliśmy okazję dowiedzieć się z pierwszej ręki wszystkiego na temat dokarmiania zwierzyny.

– Najważniejszą rzeczą jest to, by zdać sobie sprawę z tego, że przyroda zazwyczaj doskonale daje sobie radę bez nas. Na ogół zwierzyna potrafi o siebie zadbać, tym bardziej teraz, kiedy mamy do czynienia z raczej lekkimi zimami. Spod cienkiej pokrywy śniegu, z nie zamarzniętej ziemi łatwo wygrzebać coś pożywnego, coś, co pozwoli dotrwać w przyzwoitej kondycji do wiosny – tłumaczy Artur Jakubowski, jeden z miejscowych doświadczonych myśliwych .

– Nigdy, jednak nie było tak, żebyśmy w sezonie zimowym całkowicie pauzowali. Zawsze zdarzały się wyjątkowo dotkliwe mrozy, które zwierzynie mocno dawały się we znaki.

Wchodzimy coraz głębiej w las. Za chwilę dowiemy się, w jaki sposób myśliwi dokarmiają zwierzęta i jakimi narzędziami się przy tym posługują. Nasz rozmówca ciągnie dalej swój interesujący wykład, zwracając uwagę na dużą ilość tropów na ośnieżonej ziemi.

– Gdyby ktoś nie zechciał uwierzyć, to tu ma dowód na to, że mamy sporo dzików, jeleni i saren. A wszystko potrzebuje dobrze zjeść. Aktywność dzików widać prawie na każdym kroku, najbardziej zbuchtowane są jednak miejsca, w których rosną dęby. Jak już sprawdziliśmy, w tym roku drzewa te wyjątkowo dobrze obrodziły żołędziami. Cieszymy się, że dziki przez wiele tygodni będą miały stały dostęp do ulubionego smakołyku – tłumaczy myśliwy.

Leśne stołówki

Dochodzimy do pierwszej budowli, w której zimą wyżywić się może zwierzyna płowa. To słusznej wielkości drewniana konstrukcja nazywana magazyno-paśnikiem. Po obu stronach znajdują się ażurowe ścianki z okrągłych badyli, przez które sarny i jelenie do woli mogą zajadać się świeżym sianem. Jak sama nazwa wskazuje, oprócz paśnika w tej dość obszernej budowli mieści się jeszcze miejsce na zapasy pożywienia dla zwierząt. Chodzi o to, żeby za każdym razem po leśnych ostępach nie włóczyć się z dużą przyczepą, wyładowaną sianem i innymi frykasami. Wewnątrz są dwie powierzchnie magazynowe: jedna wprost na drewnianej podłodze, druga tuż pod dachem. Wystarczy je dobrze zaopatrzyć, by potem myśliwi już bez użycia ciężkiego sprzętu mogli nakarmić swój leśny przychówek. Magazyno-paśnik w tym roku nie cieszył się jeszcze zainteresowaniem płowej zwierzyny. Bo ta ma obecnie pożywienia pod dostatkiem.

 

Magazyno-paśnik to bardzo wygodne urządzenie. Myśliwi gromadzą tu zapasy karmy dla
płowej zwierzyny. Siano na dokładkę mają zawsze pod ręką, bez angażowania ciężkiego sprzętu.

Myśliwy prowadzi nas dalej, chce nam pokazać jak wygląda „profesjonalna stacja obsługi kulinarnej” dla leśnych podopiecznych. W międzyczasie kontynuuje swój wywód na temat konieczności dokarmiania.

– Koła łowieckie gospodarują na dużych powierzchniach, nie są to rzecz jasna jedynie obszary zalesione, ale i czasem olbrzymie połacie pól uprawnych. Problem w tym, że to, co tam rośnie nie jest naszą własnością. My o tym wiemy, ale dzikom trudno byłoby to wyperswadować – ironicznie zauważa nasz przewodnik. – Każdego roku te zwierzęta niszczą prywatne zasiewy przede wszystkim kukurydzy, w grę wchodzą także inne uprawy. Wspomnianą kukurydzę nierzadko zbiera się z pól w okresie zimowym, a więc do tego czasu dziki mają w niej nie lada używanie. No i naszym zadaniem jest między innymi odciągnąć zwierzynę od owych pól. Dokarmianie zwierzyny jest dla nas tańsze niż wypłacanie rekompensat, których domagają się rolnicy za poniesione straty.

A te urastają zwykle do astronomicznych kwot, sięgających nawet kilkunastu tysięcy złotych. Na tym tle bardzo często dochodzi do głębokich sporów, niektóre z nich swój finał mają w sądzie. Wiadomo, przy szacowaniu szkód każdy trzyma swoja stronę: koła łowieckie chcą jak najmniej wydać, a rolnicy jak najwięcej zarobić.

– W naszym kole rekordowe odszkodowanie wyniosło w tym roku 9 tys. złotych. Plantator kukurydzy i tak wykazał się tu wielką wyrozumiałością, bo na moje oko straty były dużo większe. Koniecznie muszę dodać, że na naszą niekorzyść działa w tej materii olbrzymi skok cen płodów rolnych. Dość powiedzieć, że kukurydza „podskoczyła” względem ubiegłego roku grubo ponad sto procent – tłumaczy Artur Jakubowski.

– A nasz budżet nie jest przecież z gumy. Żeby temu wszystkiemu podołać, organizujemy, pewnie jak większość kół łowieckich w kraju, tak zwane polowania dewizowe. Przyjeżdżają do nas wówczas myśliwi z Zachodu i polują za dość wysokie stawki. Ważnym elementem dochodu jest także sprzedaż półtusz w skupach dziczyzny. To właśnie między innymi stąd mamy pieniądze na zimowe dokarmianie zwierzyny. W ubiegłym sezonie wydaliśmy na ten cel nieco ponad 15 tys. zł. To i tak niewiele, biorąc pod uwagę, że poprzednia zima była raczej lekka. Poza tym naszym atutem jest fakt, iż do koła należą także myśliwi, zajmujący się, na codzień prowadzeniem gospodarstw wielkoobszarowych. Dzięki nim mamy dostęp do taniej paszy. Bywa i tak, że część asortymentu przekazują oni na rzecz koła nieodpłatnie.

Dochodzimy wreszcie do wielkiej leśnej stołówki. W oczy natychmiast rzuca się paśnik wsparty na betonowych filarach, zdemontowanych z słupów energetycznych, ponadto mamy tu zadaszony podsyp dla dzików oraz kilka lizawek. W paśniku tkwi nadal zeszłoroczny zapas siana, widać, że jeleniom i sarnom nie w głowie jeszcze wizyty w owej jadłodajni. Wpadną tu z pewnością wtedy, gdy ziemia porządnie zamarznie. Poruszenie widać natomiast przy podsypie, wszędobylskie dziki buchtowały sobie na dobre w pryzmie buraków przemieszanych z ziemniakami.

Oprócz siana, ważna sól

– Ślady są zupełnie świeże, widać, że były tu całkiem niedawno. Kiedy nas usłyszały, zdążyły się dobrze zaszyć w młodnikach. Dziki są bardzo wyczulone na zapach i dźwięk. Uciekły jak tylko pojawiliśmy się na skraju tego lasu – z pełnym przekonaniem mówi nasz przewodnik, jednocześnie poprawiając pal, na którym mocowane są lizawki. – To jest ważny element zwierzęcej diety. Każda istota na ziemi potrzebuje mikroelementów, a tych w lesie praktycznie nie ma. Dlatego lizawki są tak istotne.

W takim miejscu leśna zwierzyna może liczyć na „kompleksową obsługę kulinarną”.
Jest duży, stabilny paśnik, w tle niskie zadaszenie zwane podsypem, jest też lizawka
(silnie eksploatowana przez sarny i jelenie straciła nieco na stabilności). Nieopodal owych
urządzeń znajduje się słusznej wielkości sadzawka, w której
przez okrągły rok zwierzęta gaszą pragnienie.

Stanowią one źródło łatwo przyswajalnego sodu i chloru. Zwierzęta ze względu na wysoką zawartość potasu w paszach objętościowych i ziarnie zbóż, przy niskiej zawartości sodu, posiadają deficyt pokarmowy sodu i chloru. Na deficyt ten narażone są głównie zwierzęta w okresie intensywnego wzrostu. Lizawka najczęściej ma formę odpowiednio wyżłobionego pnia z odpowiednio wyciętymi otworami, którymi spływa rozpuszczona przez wilgoć sól. Czasem pień zwieńczony bywa niewielkim korytkiem, do którego wkłada się kostkę wspomnianej soli.

Tu paśnik, tam podsyp, lizawka… Wydawać by się mogło, że w takich warunkach można przetrzymać każdą zimę. Tymczasem rzeczywistość nie prezentuje się zbyt kolorowo. Największym wrogiem, przede wszystkim zwierzyny płowej, jest zmienna pogoda: raz roztopy, raz tęgi mróz.

– Wystarczy, że słońce roztopi śnieg i odkryje zasypaną roślinność, a głodne zwierzęta zaczną za wszelką cenę się do niej dobierać. Kiedy powierzchnię ziemi ponownie skuwa przymrozek, sarny nadal próbują wzruszyć ziemię. W efekcie kruszą lodową pokrywę, jednocześnie dotkliwie raniąc dolne partie kończyn. Krwawiące rany są dla nich zabójcze, w ten sposób pokiereszowana sztuka ma niewielkie szanse na przeżycie – kwituje Artur Jakubowski.

– Ile ich tracimy w taki sposób? Trudno to określić, bo nie prowadzimy dokładnych statystyk.

Młodzi idą w las

W akcje dokarmiania zwierząt myśliwi często starają się angażować przedstawicieli młodego pokolenia. Edukują ich wówczas, by pożywienie wykładać daleko od ludzkich siedlisk. W przeciwnym razie ich pomoc mogłaby przynieść więcej szkody niż pożytku. Wygłodniała zwierzyna podchodzi do zabudowań, gdzie wałęsają się psy. I tu dochodzi do tragedii.
Kiedy na przykład sarny są bardzo osłabione i nie mają dostatecznie wiele energii, mogą paść ofiarą podwórkowego Burka. Zwykły pies, ważący 6-7 kilogramów, bez problemu potrafi rozszarpać dwa razy cięższe od siebie zwierzę.

Młodzież doskonale wie, czym można karmić leśne stworzenia. Sarnom, jeleniom, zającom i dzikom podają pasze soczyste i bardziej treściwe. W paśnikach powinny się znaleźć ziarna

zbóż, kukurydza, siano, kapusta, marchew i buraki. Specjalnie dla zwierzyny płowej należy pozostawić owies w snopach i tak zwane liścianki, czyli pęczki suszonych gałązek malinowych, pokrzyw czy wierzb.

– Jak widać leśna zwierzyna ma dość wygórowane wymagania, dlatego do zimowej akcji dokarmiania należy przygotowywać się już na długo przed mrozami i opadami śniegu. Zapasy gromadzimy w niewielkich ilościach u siebie w domach. Jest tego niewiele, ale zawsze to coś daje w tych najtrudniejszych chwilach. Sądzę, że wspólnie z kolegami ratujemy od głodowej śmierci kilkadziesiąt saren. Co roku przyłącza się do nas coraz więcej chłopaków – mówi Adam Skotarczyk, szefujący szkolnemu klubowi Ligi Ochrony Przyrody w jednej ze szkół na opolszczyźnie.

– Nasze działania zostały dostrzeżone przez władze gminy, nawet dyplom od wójta dostaliśmy za miłość do przyrody.

Nie oswajajmy dzikiej natury!

Dbając o zwierzęta w okresie zimowym nie można zapominać o zdrowym rozsądku. Na jednym z forów internetowych o tematyce leśnej Internautka K@sia apeluje do wszystkich „dokarmiaczy” tymi słowami: „Pomagajmy sarnom, jeleniom, żubrom itp, bo tak trzeba, ale dokarmiajmy w specyficzny sposób: np. nieregularnie i w różnych miejscach, żeby zmusić je do poszukiwań. Dokarmiajmy zwierzęta reintrodukowane na danym terenie, np. bażanty, kury wiosną muszą dostawać środki odrobaczające i witaminy, żeby następne pokolenie było silne i zdrowe, ale to jest tylko do osiągnięcia pewnego poziomu tej populacji, potem zostawia się ją samej sobie. Jeśli chodzi o ptaki, nasza opieka powinna dotyczyć tylko tych osobników, które są przedstawicielami gatunków chronionych i tych, które z przyczyn niezależnych od siebie (osłabienie itp.) nie mogły odlecieć do miejsca zimowania, albo wymagają pomocy. Pozwólmy naturze działać, to między innymi trudne warunki mają wyeliminować słabsze osobniki, by mogły przetrwać te silniejsze”.
Nie mylmy, zatem dzikiej przyrody z tym, co dzieje się w miejskich parkach. Dokarmianie dzików, czy jeleni, to nie to samo, co dokarmianie łabędzi i kaczek w sadzawce za blokiem. Nie oswajajmy dzikiej natury.

Fot. Autor

Facebook
Twitter
Email

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!

Najnowsze wydarzenia

Grodzisk Mazowiecki
11.05.2024
- 12.05.2024
Warszawa
26.06.2024
- 28.06.2024
Cała Polska
27.05.2024
- 07.07.2024
Cała Polska
13.05.2024
- 28.06.2024
Grodzisk Mazowiecki
11.05.2024
- 12.05.2024
Warszawa
26.06.2024
- 28.06.2024
Cała Polska
27.05.2024
- 07.07.2024
Cała Polska
13.05.2024
- 28.06.2024

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!