Chów przemysłowy zwierząt. Śmierdzi? To akurat najmniejszy problem

FERMAzajazaja2x3x4XYccc

* Uwaga – tekst nie ma na celu propagowania zakazu spożywania mięsa. Odnosi się do konkretnej formy produkcji zwierzęcej, tzw. fermy chowu przemysłowego oraz zagrożeń z niej płynących.

To był 2006 rok, kiedy pierwszy raz spotkałam się z degradującą społeczność lokalną i środowisko działalnością związaną z intensywną produkcją mięsną.

– Widzimy nocami, jak zakopują zwierzęce szczątki. Jesteśmy przekonani, że my i nasi bliscy chorujemy z powodu sąsiedztwa z zakładem utylizacji padliny. Śmierdzi nie do wytrzymania. W domach w Śmiłowie trzeba regularnie ścierać z mebli mączkę mięsno-kostną jak typowy kurz – w  taki sposób relacjonował mi sytuację jeden z aktywistów lokalnych.

Pracowałam wtedy w organizacji strażniczej (zajmującej się obywatelskim monitoringiem władzy). Żadna inna grupa obywateli zajmująca się lokalnym prawem i przestrzeganiem standardów demokratycznych nie przebiła mrożących krew w żyłach historii aktywistów i aktywistek powiatu pilskiego.

Po kilku latach pracy w Watchdog Polska przekierowałam moją aktywność w organizacjach pozarządowych na inny obszar, więc temat przemysłowego chowu zwierząt zniknął z horyzontu. Wrócił do mnie, kiedy zaczęłam pracować w Fundacji Wspomagania Wsi w projekcie dotyczącym konsultacji społecznych gminnej przestrzeni. Jeździłam po Polsce i coraz częściej pojawiały się historie związane z niekontrolowanym – w pewnych uwarunkowaniach także przez władze gminy – powstawaniem wielkoskalowych ferm drobiu, krów czy trzody chlewnej.

Przez te kilka lat wgryzłam się w temat przekrojowo. Nie chciałam odnosić się do wniosków wyciąganych przez osoby sąsiadujące z takimi inwestycjami. Ludzie protestują przecież przeciwko różnym zagrożeniom, które nie mają umocowania w faktach (jak na przykład protesty przeciwko szczepieniom czy sieci 5G). Przeanalizowałam zatem dostępne raporty i dane: agencji unijnych, ale też krajowe – Naczelnej Izby Kontroli, osób pracujących w oddziałach Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska, akademików specjalizujących się w badaniu środowiska naturalnego.

Dziś już nie mam wątpliwości, że przemysłowy chów zwierząt jest jednym z najważniejszych wyzwań obszarów wiejskich w Polsce, jednym z kilku najpoważniejszych problemów dla ochrony środowiska w skali świata, oraz, że nie ma to nic wspólnego z działalnością rolniczą. Jest też tematem porzuconym przez władzę centralną, czego dowodem jest m.in. brak tzw. ustawy odorowej, o której bezskutecznie debatuje się od 2008 roku, czy opieszałość instytucji ochrony środowiska w obliczu stwierdzonych nieprawidłowości.

Czym jest ferma chowu przemysłowego?

Aby zrozumieć, skąd biorą się zagrożenia związane z tym rodzajem utrzymywania zwierząt gospodarskich, należy przybliżyć, czym jest i czym różni się ona od znanego nam chowu przyzagrodowego lub w średnich czy nawet dużych gospodarstwach rolnych.

  • Przede wszystkim skala – to nie kilkaset kur czy kilkadziesiąt krów. Fermy wielkotowarowe skupiają w jednym miejscu powyżej 210 tzw. Dużych Jednostek Przeliczeniowych (DJP). Odpowiednikiem 1 DJP jest krowa o masie 500 kg. Zgodnie z Rozporządzeniem Rady Ministrów z dnia 9 listopada 2010 r. w sprawie przedsięwzięć mogących znacząco oddziaływać na środowisko jest to:

>> 210 krów i więcej

>> 600 macior i więcej

>> 1500 tuczników i więcej

>> 10 500 prosiąt i więcej

>> 52 500 kur lub kaczek i więcej

Taka liczba zwierząt jest utrzymywana w halach, rozlokowanych zazwyczaj na kilku, kilkunastu hektarach (w zależności od liczebności obsady). Są to zatem duże liczby zwierząt skoncentrowane na stosunkowo małym terenie.

  • Specjalizacja produkcji – w przeciwieństwie do konwencjonalnego gospodarstwa rolnego w danej produkcji bierze udział tylko jeden rodzaj zwierząt w obrębie gatunku, czyli np. wyłącznie kury nioski, wyłącznie brojlery na mięso.
  • Pasze przemysłowe – idealnie zbilansowane, aby produkcja zwierzęca przynosiła jak najlepsze efekty, w jak najkrótszym czasie. To dlatego z problematyką ferm chowu przemysłowego wiąże się zagadnienie monokultury upraw, z których zdecydowana większość jest przeznaczona na pasze dla zwierząt, a nie do bezpośredniego, bądź przetworzonego użytku dla człowieka.
  • Wysoka wydajność – zwierzęta odznaczają się szybkim przyrostem mięsnej masy ciała, dużą liczbą i wielkością znoszonych jaj, dużą ilością dawanego mleka, dużą rodnością itd. Przykład: w latach 70. locha rodziła około 9 prosiąt w jednym miocie, teraz jest to 14 osobników([1]), a już dąży się do 18([2]). To efekt skarmiania specjalnie przygotowanymi paszami, a także wpływ takich zmiennych jak temperatura, naświetlenie, aranżacja pomieszczeń.
  • Zmechanizowanie produkcji – choć nie jest znamienne tylko dla chowu przemysłowego, to właśnie tutaj przyjmuje najbardziej zaawansowane formy. To dzięki tej mechanizacji do obsługi jednej fermy wielkotowarowej zazwyczaj wystarczy kilka osób zatrudnionych na stałe.

Prym polskiego jaja

O jakiej skali zjawiska mówimy? W Polsce ferm wielkotowarowych (powyżej 210 DJP) jest około 2500, ale nowe powstają jak grzyby po deszczu. W ostatniej dekadzie liczba wydanych pozwoleń na budowę instalacji powyżej 210 DJP wzrosła o 281 procent (dane z 2018 roku)[3].

We wspomnianych 2500 instalacjach koncentruje się jednak znacząca w skali całego rynku produkcja jaj czy mięsa. Niemal co dziesiąta kura w Europie znosi jaja w polskim „kurniku”. Według danych GUS 97,9% kur rzeźnych tzw. brojlerów jest skoncentrowanych w 3,8% wszystkich gospodarstw zajmujących się chowem tego typu ptactwa. Aż 73,4% niosek w Polsce hodowanych jest w zaledwie 0,1% gospodarstw posiadających kapitał w branży produkcyjnej jaj. Aż 30% udziału w rynku mięsa drobiowego ma 10 ogromnych przedsiębiorstw, a największy producent w branży jajczarskiej posiada aż 30% udziału w rynku jaj[4].

Należałoby się także zastanowić, czy intensywna produkcja zwierzęca jest w interesie przeciętnego rolnika. Wyciskanie jak największych zysków w stosunku do nakładów sprawia, że mięso i produkty odzwierzęce powstałe w gospodarstwach rolnych nie są konkurencyjne cenowo. W efekcie  w przeciągu ostatnich 10 lat w Polsce upadło około 13% małych gospodarstw rolnych.

 

Gnojowica, muchy i zagrożenie chorobami odzwierzęcymi

Chów zwierząt powyżej 210 DJP zalicza się do tej samej kategorii przedsięwzięć (zawsze znacząco oddziałujących na środowisko), co oczyszczalnia ścieków dla więcej niż 150 000 ludzi (to wielkość populacji Bielska-Białej), kopalnia czy składowisko odpadów niebezpiecznych.

Pierwsze co zdradza obecność takiej instalacji to chroniczny smród. Każdy, kto mógł porównać zapach obornika wywożonego przez sąsiada na okoliczne pole z zapachem z fermy przemysłowej wie, że to nieporównywalna sytuacja. Nawet kilkaset kilogramów naturalnie fermentującego i zaorywanego obornika przestaje być namierzalne nosem po kilku godzinach. Tu zapach jest stałym elementem, a po wgłębieniu się w doświadczenia mieszkańców i wyniki badań okazuje się, że to zaledwie czubek góry lodowej.

Odór, który towarzyszy nam w dzień i w nocy, jest nie do wytrzymania. Powoduje on nie tylko nieprzyjemny zapach, ale także bóle głowy, wymioty, biegunki, duszności, kołatanie serca, kaszel, pieczenie i łzawienie oczu zarówno u dorosłych, jak i u dzieci – mówi Renata Derleta, mieszkanka miejscowości Kolonia Kuźnia.[5]

Źródłem tej niedogodności zapachowej jest ilość i skład zwierzęcych odchodów. Dla zobrazowania – zakładając, że świnie wydalają 3 razy więcej ekskrementów niż ludzie, zaledwie jedna ferma z obsadą 2 500 tuczników odpowiada wielkości gminy z 7 500 mieszkańcami. Ferma o obsadzie 15 000 tuczników przy maksymalnej dopuszczalnej w rolnictwie dawce azotu – 170 kg/ha[6] wymaga powierzchni gruntów rolnych o wielkości 533 ha! Tymczasem gnojowica w praktyce działania takich inwestycji przewożona jest na najbliższe, należące do inwestora pola.

W efekcie mieszkańcy okolicznych miejscowości doświadczają plagowych ilości insektów i gryzoni. Dodatkowo, tak duża koncentracja drobiu i trzody chlewnej na małej powierzchni sprzyja pojawieniu się lub rozprzestrzenianiu złośliwych szczepów wirusów, takich jak: Wirus Ptasiej Grypy, Amerykański Pomór Świń (ASF) czy wirus Sars-Cov-2, które błyskawicznie rozprzestrzeniają na kolejne osobniki (warto tu podkreślić, że nie ma jednoznacznych badań, gdzie leży geneza powstania wirusa, jednak duże skupiska bez wątpienia sprzyjają transmisji choroby).

Może szklaneczkę wody … z progesteronem?

Takie ilości odchodów zwierzęcych na stosunkowo małym terenie nie mogą być obojętne dla stanu wód podziemnych, powierzchniowych i opadowych. Pierwsze kompletne badania w tym zakresie wykonał zespół dr Jerzego Mirosława Kupca z Katedry Ekologii i Ochrony Środowiska Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu.

Przez kilkanaście miesięcy badał on między innymi stężenie związków azotu i fosforu w okolicach istniejących ferm (a zatem badał stan faktyczny, a nie założenia inwestora opisane w raporcie oddziaływania inwestycji na środowisko). Obecność tych związków sprawdzano w wodach opadowych, w sąsiadujących z fermami wodach stojących (staw), w okolicznych rzekach i mniejszych ciekach, a nawet w wodzie studziennej.

We wszystkich punktach poboru próbek stwierdzono przekroczenie dopuszczalnych norm (od 5 do 29 razy przekroczone normy azotu ogólnego w skali średniorocznej, oraz nawet 96-krotnie przekroczone normy dla stężeń maksymalnych, od 2 do 38 razy przekroczone normy fosforu ogólnego w skali średniorocznej, oraz nawet 149-krotnie przekroczone normy dla stężeń maksymalnych). Związki azotowe w wodzie pitnej mają negatywny wpływ na zdrowie ludzi i zwierząt, a azotany i azotyny nie pozostają bez wpływu na rozwój chorób nowotworowych.

Dodatkowo w każdej lokalizacji badaczki i badacze okryli obecność antybiotyków i hormonów (również w wodzie ze studni ciągle użytkowanej do picia), a także (jak w przypadku fermy indyczej) liczne substancje przeciwbólowe, takie jak tramadol czy ibuprofen. Warto przy tym dodać, że od 2006 roku w produkcji zwierzęcej nie można stosować antybiotyków, ani hormonów jako stymulatorów wzrostu. Poza substancjami biogennymi i farmakologicznymi do tej listy należy jeszcze dodać zanieczyszczenia mikrobiologiczne – bakterie z grupy Coli, w tym Escherichia coli (pałeczka okrężnicy) czy Enterococci (paciorkowce kałowe).

To wszystko tylko w wodzie, od której zależne są całe ekosystemy. Lista zanieczyszczeń jest jednak dłuższa: zanieczyszczenia pyłowe, zanieczyszczenie hałasem (ciągła praca wentylatorów, ruch samochodów dostawczych), wreszcie najbardziej odczuwane przez nasze zmysły zanieczyszczenia gazowe: metanu, amoniaku, siarkowodoru (odory).

 

Zwierzęta też czują

Poruszę jeszcze jeden niezmiernie istotny wątek, który w spotkaniach ze społecznościami lokalnymi jest niestety pomijany. To kwestia cierpienia zwierząt utrzymywanych w fermach wielkoskalowych. Uniemożliwiają lub w znacznym stopniu ograniczają one możliwość realizacji naturalnych potrzeb behawioralnych zwierząt[7] i doprowadzają do ich całkowitej eksploatacji. Cielęta odbierane są matkom zaraz po urodzeniu albo po kilku dniach. Brojlery mają uzyskiwać jak największą wagę w jak najkrótszym czasie, przez co niektóre kurczęta nie są w stanie utrzymać własnego ciężaru, ponieważ proces kształtowania się nóg nie nadąża za tak szybkim przyrostem wagi. Świnie uwielbiają zabawę i interakcje, dlatego w kojcach pozbawionych bodźców stają się agresywne i autoagresywne.

Fermy przemysłowe to chów klatkowy, który uniemożliwia na przykład kurom nioskom samodzielne poszukiwanie jedzenia, wicie gniazd i kąpiele w piasku. Chowu klatkowego doświadcza 82% wszystkich zwierząt gospodarskich w Polsce.

 

Fermy w Żurominie, sinica nad Bałtykiem

Jeśli jednak powyższa lista nie uruchomiła w was krytycznej oceny ferm wielkoprzemysłowych, to może pomyślicie o tym, leżąc na plaży we Władysławowie czy Mielnie. Wymarzone wakacje, piękna pogoda, a tu… zakaz kąpieli z powodu sinicy. Mało kto kojarzy, że winę za to ponosi nieodpowiedzialne, intensywne rolnictwo.

Spływ substancji biogennych (związków azotu i fosforu) między innymi z gnojowicy z pól i miejsc ich magazynowania do wód podziemnych i powierzchniowych, w tym do jezior i Bałtyku prowadzi do tzw. przeżyźnienia (eutrofizacji) wód. To wieloetapowy proces – następuje przerost sinic i glonów, co doprowadza do spadku zawartości tlenu w wodzie. To z kolei doprowadza do zamierania flory i fauny, dla której tlen jest niezbędny do życia i procesów fotosyntezy, wymierają ryby. Na dzień dzisiejszy martwe strefy zajmują blisko 1/5 powierzchni Morza Bałtyckiego.[8]

Co możemy z tym zrobić jako mieszkańcy i mieszkanki wsi?

Najczęściej społeczności budzą się z przysłowiową ręką w nocniku, czyli wtedy, kiedy po wsi rozejdzie się wieść, że inwestor chce się budować i trwa już postępowanie administracyjne. Wówczas pozostaje samoorganizacja, przy wsparciu organizacji zrzeszającej społeczności sprzeciwiające się powstawaniu takich przedsięwzięć – to Koalicja Stop Fermom Przemysłowym.

Z mojego doświadczenia w pracy z gminami wiejskimi jasno jednak wynika, że jedynym narzędziem, które trwale zabezpiecza społeczności i środowisko przed fermami wielkotowarowymi są konkretne zapisy w planach miejscowych.

Przykładowo w gminie, w której mieszkam w planie miejscowym znajduje się zakaz lokalizacji przedsięwzięć mogących zawsze znacząco oddziaływać na środowisko (a zatem także chowu zwierząt powyżej 210 DJP). W takich przypadkach inwestor nie ma czego szukać w naszych miejscowościach.

Zdarzało się, że na konsultacjach związanych z dokumentami planistycznymi z ust rolników padało zdanie – Obawiamy się takich zapisów, bo może i my kiedyś będziemy chcieli rozwinąć nasze gospodarstwo? Jednak ilu prawdziwych rolników mogło i chciałoby  zająć się zarządzaniem (bo przecież nie obrządkiem) kilkuset krów mlecznych, tysięcy tuczników czy setek tysięcy kur….

***

Magdalena Chustecka – doradczyni gmin wiejskich w planowaniu konsultacji przestrzeni w projekcie „Konsultacje społeczne dokumentów planistycznych na wsi i w małych miastach” Fundacji Wspomagania Wsi. Absolwentka studiów podyplomowych, kierunek: rolnictwo. Mieszkanka wsi.

[1]https://stopfermom.panel-wp.ok.k8s.dance/wp-content/uploads/sites/2/2021/03/raport_Stop-Fermom_fin.pdf, str. 8

[2]https://www.lodr.pl/technologia-produkcji/produkcja-zwierzeca/363-zwiekszenie-efektywnosci-w-rozrodzie-swin-2018

[3]https://www.farmer.pl/produkcja-zwierzeca/trzoda-chlewna/w-polsce-przybywa-wielkich-ferm-czy-trzeba-z-nimi-walczyc,77970.html (data dostępu: 8 marca 2022)

[4]https://stopfermom.panel-wp.ok.k8s.dance/wp-content/uploads/sites/2/2021/03/raport_Stop-Fermom_fin.pdf

[5]https://www.cenyrolnicze.pl/wiadomosci/rynki-rolne/pozostale-zwierzeta-hodowlane/26708-ministerstwo-zdrowia-potwierdza-fermy-przemyslowe-wplywaja-na-zdrowie-ludzi (data dostępu: 10 marca 2023)

[6]https://www.gov.pl/web/arimr/program-ograniczajacy-stosowanie-azotanow2

[7]na podstawie: „Dobrostan zwierząt w UE – zmniejszanie dystansu między ambitnymi celami a praktycznym wdrażaniem”, Europejski Trybunał Obrachunkowy, Luksemburg 2018

[8]Animacja przedstawiająca proces eutrofizacji przygotowana przez WWF Polska – https://www.youtube.com/watch?v=cOaRF5s0ME0&t=1s

 

 

Facebook
Twitter
Email

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!

Najnowsze wydarzenia

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!