Czy powstaną kurniki w Bracholinie?

22zaja2x3x4XYccc

Rozmowa z panią Violettą Łochowicz z Koła Gospodyń Wiejskich z Bracholina.

Bracholin to mała, malownicza wieś położona w województwie wielkopolskim w gminie Wągrowiec. Wieś otaczają rozległe, podmokłe łąki, które stanowią ostoję ptactwa. Można tu spotkać ponad 140 gatunków ptaków. Na tym terenie znajduje się Ośrodek Edukacji Ekologicznej i ścieżka przyrodnicza Bracholińska Ostoja.

Ta sielska okolica zagrożona jest dewastacją środowiska – budową wielkopowierzchniowych kurników dla kilkuset tysięcy kur.

Rozmawiam z panią Violettą Łochowicz z Koła Gospodyń Wiejskich z Bracholina.

Koło powstało we wrześniu 2021 roku. Wcześniej mieszkańcy działali w ramach grupy odnowy wsi i pracy sołectwa. Decyzja o powstaniu koła związana była z możliwością pozyskiwania środków z ARiMR,  jak również sytuacją, kiedy powstał plan budowy kurników na okolicznym terenie – blisko domów okolicznych mieszkańców, w sąsiedztwie Bracholińskiej Ostoi.

Bracholin – Ścieżka Przyrodnicza – źródło: Wikimedia

– Dowiedzieliśmy się wtedy, że my jako wioska nie granicząc z panem, który zamierzał budować kurniki, nie mogliśmy z tym zupełnie nic zrobić. Nie mogliśmy złożyć żadnej petycji, przeprowadzić żadnego protestu, dosłownie nic. Jako koło gospodyń wiejskich, które wpisało w swój statut takie działania, zostaliśmy podmiotem prawnym, który ma możliwość podjęcia takich działań – wspomina pani Violetta.

Piotr Subotkiewicz, Witryna Wiejska – Czy coś udało się Państwu zdziałać, aby te kurniki nie powstały?

Violetta Łochowicz z Koła Gospodyń Wiejskich z Bracholina: Jako KGW nic nie zdziałaliśmy, ponieważ, aby to zrobić, musielibyśmy mieć przynajmniej jeden rok wcześniejszej działalności. W tym czasie koło dopiero powstało i nie spełnialiśmy jeszcze tego warunku. Ale w sąsiedniej miejscowości  jest Towarzystwo Miłośników Łekna, do którego my też należymy, które ma w swoim statucie takie zapisy i dzięki temu mogliśmy zaprotestować przeciwko powstaniu tych kurników. Pisaliśmy petycje, robiliśmy również pikiety i dzięki temu, że działaliśmy w ten sposób, zyskaliśmy podmiotowość prawną i mogliśmy coś zrobić.

Nasza gmina (gmina Wągrowiec) bardzo nam pomogła w tym procesie. W tej chwili na nasz wniosek robiony jest w gminie plan zagospodarowania przestrzennego, żeby chronić nas przed takimi inwestycjami.

Państwa działalność przyniosła efekty, gdyby nie to, że wzięliście sprawy w swoje ręce i zaprotestowaliście, to w tej chwili mielibyście już wybudowane kurniki obok waszych domów.

Kurniki powstałyby w okolicach jeziora, gdzie plan był taki, że będzie hodowanych w 10 kurnikach jednorazowo w cyklu do 5 tygodni – 567 000 brojlerów tj. 2268 DJP(1), po 5 tygodniach 472 500 tj. 1890 DJP . Cykl zwykle trwa 40 kilka dni.

Podczas pierwszego spotkania, które zorganizowaliśmy między sobą, żeby się porozumieć i porozmawiać o tym, co dalej powinniśmy robić, przyjechał inwestor, który chciał budować te kurniki i powiedział nam wprost, że to jest dopiero początek. Ma ponad 60 hektarów ziemi. Jeśli dostanie to pierwsze pozwolenie, będzie stawiał kolejne kurniki. W tej chwili ma już jedną taką fermę, co prawda mniejszą,  ma również już pozwolenie na drugą. Oprócz tego są krowy, cielaki. Miały być jeszcze obiekty budowane, również u nas. Dzięki Bogu udało nam się to na razie wstrzymać, w naszym miejscu.

Mówi Pani, że decyzja została wstrzymana, ale nie znaczy to , że te kurniki nie powstaną na 100% ?

To jeszcze nie jest pewne. Od czerwca 2020 wszystko jest zawieszone na wniosek inwestora. Aktualna sytuacja wygląda tak, że RDOŚ jeszcze nie wydał opinii i wezwał inwestora do złożenia uzupełnień, co inwestor już częściowo zrobił. Gmina także wezwała inwestora do uzupełnień.

Tak więc decyzja jest wstrzymana, ale nie możemy być pewni, że będzie dla nas korzystna. Oprócz tego wszystkie odchody z kurników będą u nas wywożone.

Czy robicie państwo coś przeciwko temu, żeby te odchody były utylizowane na waszym terenie? Czy w ogóle jest możliwe, żeby to zatrzymać?

On ma prawo  to robić – wywozić gnojowicę na pola , bo jest właścicielem działek, na które ją wywozi.

Działo się tak przez dwa tygodnie. Moja matka i teściowa – panie w podeszłym wieku w ogóle nie były w stanie oddychać. Nie można było otworzyć okna, a było to latem. Ludzie się tu po prostu dusili. Ta sytuacja nas przeraziła.

Wtedy napisałam do ARiMR-u (Agencja Rozwoju i Modernizacji Rolnictwa) WIOŚ (Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska) i do Sanepidu.

Na szczęście WIOŚ szybko zareagował i kiedy wywożono te ścieki ostatnio, to za beczką która wylewała odchody, jechał traktor i zasypywał je ziemią. Już nie było takiego fetoru jak poprzednio, kiedy przez dwa tygodnie dzień i noc były wywożone ścieki bez żadnego działania zabezpieczającego.

Państwa aktywność i reakcja na zaistniałą sytuację i wspólne działanie mieszkańców – zadziałało i  udało się ten proces powstrzymać.

Tak, była to akcja obywatelska. Wtedy jeszcze nie miałyśmy koła gospodyń wiejskich. Myślę, że nam pomogło to, że Sanepid zwrócił się również do WIOŚ z taką informacją i wzmocniło to nasz komunikat.

Bo to nie jest tylko sam nieprzyjemny zapach, ale w takiej sytuacji może wystąpić zagrożenie epidemiologiczne.

Tak, myślę, że to było decydujące i to bardzo pomogło.

Teraz musicie cały czas kontrolować sytuację, bo nie jest to tak, że jak raz się coś załatwi, to można spocząć na laurach i nie wracać już do tego.

Tak musimy cały czas kontrolować i monitorować sytuację.

Patrząc na tę sytuację logicznie, to Policja powinna zatrzymać taki proceder, bo człowiek łamie prawo i sprowadza zagrożenie epidemiologiczne na innych. A widać, że tak się nie stało. Może kiedy ten człowiek zobaczy, że jest opór społeczności przeciwko takim praktykom z jego strony, to zmieni sposób swojego działania.

Nie sądzę, już przenosi plany na te kurniki gdzieś indziej, tam gdzie wie, że ludzie nie będą protestować, a potem niestety te wszystkie odchody będą przewożone do nas.

Najbardziej przeraziło nas to, że on do wszystkich inwestycji, jako tereny gdzie będzie wywoził te wszystkie odchody, wskazuje wciąż te same działki i nikt tego nie sprawdza.

Kto Państwu pomaga w tym proteście? Mówiła pani, że szybko zareagował Sanepid, szybko zareagował WIOŚ. Czy nie ma takich mechanizmów, które mogłyby państwa uchronić przed tym w przyszłości? Nie mogę tego zrozumieć, że musicie sami pilnować, być czujni, cały czas patrolować, czy wszystko się odbywa zgodnie z ustaleniami.

No raczej chyba nie ma  takich mechanizmów, ja wręcz usłyszałam, że nie pozwalamy się rozwijać młodemu rolnikowi. Usłyszałam, że ja blokuję tego człowieka. Mówił to podczas kontroli urzędnik z WIOŚ. Mnie to podejście zdziwiło i zaskoczyło.

Ten urzędnik przecież reprezentował instytucję, która w swojej nazwie ma ochronę środowiska i powinien bronić tego środowiska. Widać, że zapomniał o swojej misji – ochronie środowiska, a w zamian chronił interesy inwestora – biznesmena.

Dobrze, że w ogóle zareagowali jakoś na tę sytuację, ale ten komentarz wydaje się być błędny i nie na miejscu. Po tej rozmowie i tej uwadze, którą usłyszałam od tego urzędnika, przemyślałam to sobie i się rozpłakałam. Ale zanim on wrócił do swojego urzędu do Piły, to ja zadzwoniłam tam i wytłumaczyłam to jego przełożonemu. Zostałam pouczona, że mam napisać pismo na ten temat.

Oczywiście cieszą się Państwo, że oni w ogóle zareagowali, bo mogło być tak, że nic by nie zrobili i byłoby dużo gorzej, ale takie komentarze, które słyszała Pani od tego urzędnika były zupełnie nie na miejscu.

Dowiedziałam się również, że oni już sprawdzili kurnik, który ten inwestor postawił na innym terenie,  w innej miejscowości, gdzie było wysprzątane, wyczyszczone, żadnego drobiu wewnątrz nie było. On nie miał żadnych pozwoleń, żeby prowadzić tam taką działalność. Budowa jeszcze nie była ukończona.

Pomyślałam, jak to jest możliwe, że przecież weterynarz musi wydać zgodę na wywóz takiej ilości kur. Zadzwoniłam do weterynarii. Tam nie udzielono mi takiej informacji, ale powiedziano, że WIOŚ może o taką informację wystąpić. Finalnie okazało się, że te kurczaki tam były, a ten pan dostał podobno dużą karę, bo prowadził tamtą hodowlę bez pozwolenia i niezbędnych formalności.

Co będzie dalej, jak będziecie państwo dalej prowadzić tę sprawę?

W tej chwili sytuacja jest zawieszona. Czekamy na powstanie planu zagospodarowania przestrzennego, który uniemożliwi powstawanie kurników na naszym terenie. Mamy to obiecane, że tak będzie. Ale będziemy spokojni, dopiero kiedy zobaczymy to na papierze, bo słowa można zawsze zmienić, kiedy nie idzie za nimi dokumentacja.

Mieliśmy już kilka spotkań  z urbanistą, bo okazało się, że kiedy ten plan powstanie, to my też będziemy bardzo zablokowani jeśli chodzi o prowadzenie działalności gospodarczej.

Planowany jest całkowity zakaz prowadzenia działalności gospodarczej, który niesie ze sobą wprowadzenie planu zagospodarowania przestrzennego.

Piszemy w tej chwili uwagi do planu zagospodarowania przestrzennego. W ubiegłym roku mieliśmy cztery lub pięć spotkań z urbanistą. Dyskutowaliśmy, jak to ma wyglądać i nadal wnosimy uwagi do tego planu. RDOŚ jeszcze nie wydał opinii i wezwał inwestora do złożenia uzupełnień. Gmina także wezwała inwestora do uzupełnienia wniosku. Jest to właściwie takie przerzucanie piłeczki. Czekamy co będzie dalej.

Myśleliście Państwo o tym, żeby zwrócić się do kogoś o pomoc? Czy szukacie takiej pomocy, czy działacie na własną rękę?

Na początku musieliśmy wynająć prawnika, bo sami byśmy sobie z tym nie poradzili. Prawnik zadał pytania, poprosił o wyjaśnienia. To pozwoliło pokazać, że ta sytuacja nie jest normalna, i że coś jest nie tak. Udało nam się jednak coś osiągnąć. W tej chwili działamy na własną rękę. Bardzo dużo osób w naszej okolicy uważa, że już tych kurników u nas nie będzie, bo już o tym się nie mówi, nie nagłaśnia. Również niektóre osoby uważały, że i tak te kurniki muszą gdzieś powstać, bo korzystamy przecież z takich produktów i pytają dlaczego chcemy, żeby to się odbywało gdzieś indziej, a nie na naszym terenie.

Obok gospodarstw ludzkich, przy rezerwatach przyrody, w miejscu gdzie żyje ponad 140 gatunków ptaków nie powinno się budować takich obiektów. Chodzi o to, żeby w ogóle tego nie budować, ale jeśli już się buduje, to w takim miejscu, które do tego się nadaje.

Niektórzy mieszkańcy okolicznych wiosek właśnie w ten sposób do tego podchodzili, że to gdzieś musi powstać. Nie brali tego w ogóle pod uwagę, że blisko są jeziora, że są gniazda wielu gatunków ptaków, że to są tereny czyste ekologicznie. A my jesteśmy malutką wioską, gdzie żyje 70 kilku mieszkańców zameldowanych, a takich którzy tu mieszkają na stałe to jest tylko 50 kilka osób. No i my, ta mała garstka osób przeciwstawiliśmy się takim działaniom.

Czy odbyły się konsultacje społeczne planowanej inwestycji?

W projekcie tych kurników było napisane, że odbyły się konsultacje społeczne, i że lokalni mieszkańcy nie mają nic przeciwko ich powstaniu. A tak naprawdę nie było żadnych konsultacji, było tylko wpisane we wniosek, że się odbyły, co było nieprawdą.

Kiedy przeglądałam inne projekty, które były składane, to wszędzie jest to samo, że były przeprowadzone konsultacje społeczne i że nie ma przeciwwskazań, a w ogóle nie ma takich konsultacji, w ogóle nie ma i nie było.

Odbywa się to tak, że ktoś idzie do gminy i się pyta czy w tym miejscu jest jakiś plan zagospodarowania przestrzennego. Wszyscy dostają pozwolenia a potem starają się o resztę dokumentów i dopiero robią lokalizację. Kiedy wejdzie się w te wszystkie szczegóły i pozna mechanizm powstawania takich obiektów, to człowiek jest przerażony, że to się tak odbywa.

To nie jest odosobniony przypadek, wiele jest takich historii, o jednej z nich pisaliśmy na Witrynie Wiejskiej w przeszłości (Chlewnia w centrum wsi).  Dlaczego tak się dzieje? Co jest tego przyczyną?

Często jest tak, że urzędy dostają wniosek, w którym jest napisane, że konsultacje społeczne zostały przeprowadzone, że nie ma przeciwwskazań, nie ma protestów. Niewymagane jest żadne udokumentowanie takiego stanu, po prostu jest wpisane we wniosku, że się odbyły i urzędnik, który to czyta, bierze to za pewnik, że były spotkania, były zebrania.

Na mapie dołączonej do wniosku nie ma zaznaczonych sąsiednich działek, nie widać, że obok jest jezioro, nie ma słowa o tym, że żyją tam setki zwierząt, ptaków, nawet naszych budynków nie było tam w pobliżu zaznaczonych. Nie ma żadnej wzmianki o tym, że to negatywnie oddziałuje na środowisko lokalne, czy na jezioro, czy na ptaki. Napisane jest, że nie ma protestów, że ludzie się zgadzają. Dlatego urzędnik wydaje takie pozwolenie.

Gmina prosiła o kolejne wyjaśnienia od inwestorów, uściślenia, dodatkowe dokumenty, opisy, ale Wody Polskie wydały pozwolenia bez problemu. Jedynym naszym ratunkiem na koniec była gmina, która właśnie ten wniosek wstrzymała i poprosiła inwestora o jego uzupełnienie, co nas na razie uratowało przed tą budową, bo sprawa na razie została zawieszona.

Wody Polskie też są po to, żeby chronić obszary wodne i powinni zareagować w takim wypadku.

Ale na mapach nie było żadnych zbiorników wodnych, tak jak mówiłam wcześniej. Według tych dokumentów, według wniosku ta inwestycja miała nie oddziaływać na nic. W taki sposób pisze się wnioski.

Państwo walczycie nie tylko o dobro własne, ale i o dobro środowiska. Miejmy nadzieję że będzie to walka skuteczna i zakończona państwa zwycięstwem.

Gmina była ostatnią deską ratunku i wszyscy liczą na to, że proces tworzenia planu zagospodarowania przestrzennego oddali od nas niebezpieczeństwo powstania tych kurników. Gmina jest bardzo pomocna. Dzięki niej są szanse na pozytywne zakończenie. Dzięki takiej postawie lokalnych władz, mieszkańcy mogą czuć się zabezpieczeni, że mają za sobą ludzi, którzy dbają o ich interesy i wspólnie z mieszkańcami dbają o dobro społeczności i lokalnego środowiska.

Nie wiadomo, jaki będzie finał tej sprawy, ale fakt, że gmina wspólnie z mieszkańcami stara się znaleźć dobrą drogę rozwiązania jest bardzo pozytywny i warty podkreślenia.

Trzymamy kciuki za powodzenie działań mieszkańców i gminy. O dalszych losach kurników w Bracholinie będziemy informować na łamach Witryny Wiejskiej, kiedy nastąpią kolejne działania.

(1) DJP, duża jednostka przeliczeniowa inwentarza (ang. LU, LSU – Livestock Unit) – umowna jednostka liczebności zwierząt hodowlanych w gospodarstwie, według polskich norm odpowiadająca jednej krowie o masie 500 kg. Używana jest m.in. do szacowania zapotrzebowania gospodarstwa na paszę.

Foto: Bracholin – Ścieżka Przyrodnicza, jesienny widok okolicy, Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0 Unported license., Attribution: Kazimierz Mendlik

Facebook
Twitter
Email

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!

Najnowsze wydarzenia

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!