Warsztaty Terapii Zajęciowej kulą u nogi?

Dokąd mogą pójść osoby niepełnosprawne niezdolne do podjęcia pracy? Gdzie mogą liczyć na fachową rehabilitację, czy terapię, dzięki którym będą miały szanse na pozyskanie lub przywrócenie umiejętności niezbędnych do podjęcia zatrudnienia? Odpowiedź jest tylko jedna: w Warsztatach Terapii Zajęciowej. Skoro zatem ich rola jest tak ważna, to dlaczego traktuje się je, jak zło konieczne?

WTZ – co to takiego?

Warsztat nie jest placówką samodzielną, ale stanowi część większej struktury organizacyjnej wyposażonej w osobowość prawną lub posiadającej zdolność do czynności prawnych. Warsztaty mogą być organizowane przez fundacje, stowarzyszenia lub przez inne podmioty.

Jak czytamy na stronie internetowej Biura Pełnomocnika Rządu do spraw Osób Niepełnosprawnych, koszty utworzenia, działalności i wynikające ze zwiększenia liczby uczestników warsztatu są współfinansowane ze środków PFRON, ze środków samorządu terytorialnego lub z innych źródeł. Zasada współfinansowania oznacza solidarne ponoszenie kosztów tworzenia i działania warsztatów przez jednostki samorządu terytorialnego szczebla powiatowego oraz Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Maksymalne dofinansowanie ze środków Funduszu kosztów działalności warsztatów terapii zajęciowej, w tym wynikających ze zwiększonej liczby uczestników warsztatu, wynosi obecnie 90% tych kosztów.

A jak jest w praktyce?

W całej Polsce ośrodki prowadzące warsztaty alarmują, że brakuje pieniędzy na remonty budynków i opłatę rachunków za energię i gaz. Nie ma też środków na wynagrodzenie dla nauczycieli i opiekunów. Wszystko przez to, że dotacja, czyli 1233 złotych miesięcznie na jedną osobę, nie była od 2008 lat powiększona o inflację, a ta od tego czasu wzrosła o ponad 8 procent. W tym samy czasie w górę poszedł także podatek VAT, ceny paliwa, energii i gazu.

– Jak pamiętam, paliwo przed pięcioma laty kosztowało dokładnie 3,16 zł, teraz 5,66 zł. Sami dowozimy do naszej placówki uczestników warsztatu, wydatki ponoszone tylko na paliwo idą zatem w tysiące. Zaczynają docierać do nas ze strony rządu sygnały, że może powinniśmy zwrócić się o pomoc do samorządów lokalnych. A tak w ogóle to powinniśmy zrozumieć złą sytuacje państwa… – irytuje się Henryka Sokołowska, prezes Stowarzyszenia Integracyjnego „Klub Otwartych Serc”, które na co dzień prowadzi Warsztaty Terapii Zajęciowej w Wieruszowie (woj. łódzkie). – Wśród „ratunkowych” propozycji pojawiają się i takie sugestie, że może powinniśmy zabrać kieszonkowe swoim podopiecznym. To kompletna niedorzeczność. Proszę sobie wyobrazić, że te pieniądze są zwykle jedynymi środkami, jakimi ci ludzie dysponują. Zazwyczaj ich renty i inne państwowe uposażenia przechwytuje rodzina. Mając kilkadziesiąt złotych w kieszeni, uczą się planować wydatki, gospodarować tym, bądź co bądź, mikroskopijnym budżetem. Przy okazji mają z tego radość, którą ciężko opisać słowami. I my mamy im to teraz zabrać?

– Sytuacja finansowa warsztatów jest zła – mówi w wywiadzie dla „Gazety Pomorskiej” Daniel Brożek, prezes Towarzystwa Przyjaciół Dzieci, które prowadzi Warsztaty Terapii Zajęciowej w Kowalewie Pomorskim. – Nie poprawia jej fakt, że w tym roku nie dostaliśmy jeszcze ani złotówki od powiatu. Starostwo nie dość, że nie respektuje przepisów prawa (w tej sprawie konsultowaliśmy się nawet z ministrem pracy, który jednoznacznie orzekł, że racja leży po naszej stronie), to jeszcze nie wykazuje dobrej woli, np. nie odpowiada na nasze pisma, choć do tego również zobowiązuje je prawo. Żałuję, tym bardziej, że na początku nasza współpraca układała się dobrze, ale i tak najbardziej boli to, że cierpią na tym uczestnicy naszych zajęć, którym moglibyśmy zaoferować znacznie więcej, gdyby nie brak środków. Od dłuższego czasu nasze WTZ funkcjonują dzięki pożyczkom od zaprzyjaźnionych organizacji. Rok 2011 zamknęliśmy debetem, na 2012 rok nie wpłynęła do budżetu WTZ-tów ani złotówka z powiatu. Złożyliśmy skargi i protesty do PFRON-u oraz  urzędu wojewódzkiego.

Absurdalne cięcia

Wśród pomysłów na cięcie kosztów pojawiły się i takie, by zrezygnować z posiłków. Gdyby tylko okroić śniadania, jakaś część funduszy mogłaby pozostać w budżecie. To samo mówi się o zajęciach rehabilitacyjnych. Tymczasem właśnie to stanowi o istocie takiej formy terapii. Okrojone finanse zdecydowanie podcinają skrzydła Warsztatom Terapii Zajęciowej w całej Polsce. W większości placówek istnieje ogromne zapotrzebowanie na inwestycje w zakresie modernizacji obiektów, co ze względów bezpieczeństwa i obowiązujących przepisów powinno być zrealizowane przez uprawnione do tego firmy. W wielu ośrodkach same remonty na niewiele się zdadzą, lawinowo rosnąca liczba potencjalnych uczestników warsztatów wymusza bowiem rozbudowę, lub budowę nowych obiektów.

– U nas niestety nie ma miejsca dla wszystkich chętnych. Mamy 50 uczestników Warsztatów Terapii Zajęciowej, 28 podopiecznych funkcjonuje w grupie wsparcia, a kolejnych 11 oczekuje na wolne miejsca. – wylicza Henryka Sokołowska. – Ten stan rzeczy utrzymuje się od kilku lat i nie jesteśmy w stanie tego zmienić. Oczywiście jesteśmy ludźmi i nie skazujemy najbardziej potrzebujących na trzyletnie, bierne oczekiwanie. Staramy się im pomagać jak tylko możemy.

Gminy odwracają się plecami

Sprawą utrzymania podobnych placówek winny interesować się lokalne samorządy. Wszak osoby niepełnosprawne trafiają z okolicznych gmin. Ani radni, ani wójtowie tego problemu jednak nie zauważają. A powinno im zależeć na rehabilitacji osób niepełnosprawnych i ich wdrożeniu do życia zawodowego. Ta krótkowzroczność w przyszłości może dobić gminne budżety, ponieważ to na gminach właśnie spoczywał będzie obowiązek utrzymywania niepełnosprawnych w specjalistycznych placówkach opiekuńczych. A warto nadmienić, że miesięczny koszt pobytu jednego podopiecznego dzisiaj kształtuje się na poziomie 3 tys. zł. Brzmi to szczególnie groźnie w kontekście planowanych zmian w przyznawaniu rent. Jak łatwo się domyślić, cudownie uzdrowionych, kompletnie nieporadnych życiowo osób będą wówczas dziesiątki tysięcy. I kto za to wszystko zapłaci? Niestety samorządy.

Gminni włodarze wiedzą, że ani w Domach Pomocy Społecznej ani w Warsztatach Terapii Zajęciowej nie znajdą znaczącego poparcia w kolejnych wyborach. Lepiej zainwestować w nowy wóz bojowy dla strażaków, wylać asfaltowy dywanik, albo położyć nowe chodniki. Za taki wkład w rozwój lokalnej społeczności mogą spodziewać się wymiernego poklasku. A niepełnosprawni? Ich jest mniej, można o nich zapomnieć, bo nie stanowią żadnego kapitału politycznego.

 

Facebook
Twitter
Email

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!