Flaga gwiaździsta nad nami

repository_flaga12

Włosi zjawili się ostatni. W ich przybycie zaczęto wątpić, gdy impreza nabrała tempa, a śródziemnomorskich, śniadych twarzy na widowni wciąż brakowało. Witając gości, burmistrz nerwowo zerkał ku wejściu do hali, przeciągał samogłoski, cedził słowa robiąc między nimi niepokojąco długie przerwy. Kiedy nadzieja niemal zgasła, czuwający na parkingu cieć wysłał radosnego esemesa, że są. Że przyjechali!

Z terenowego auta wysiedli tocząc przed sobą ogromne, zaopatrzone w kółeczka walizy. Na szczęście w porę zareagowała, równie jak cieć, czujna urzędniczka.  Wtaszczenie waliz do hali byłoby niewątpliwie mocnym entrée, lecz nie bardzo korespondującym z charakterem uroczystości. Bagaże południowców spoczęły w samochodzie urzędniczki, a ich, uwolnieni od kłopotu, właściciele wkroczyli do budynku witani oszałamiającymi brawami. Dwie godziny wcześniej wylądowali na lotnisku w Balicach, do miejsca przeznaczenia dotarli „okazją”. Po prostu pokazali kierowcy zaproszenie z wydrukowanym adresem.

Włochów o dzień wyprzedzili korzystający z własnego transportu samochodowego Węgrzy i Słowacy. Niemcy przysłali maila, że teraz nie mogą, mają pilne lokalne sprawy, ale niewykluczone, że zimą znajdą trochę czasu. Pociągiem tłukł się z Wiednia najważniejszy gość – dobrze utrzymana Austriaczka w średnim wieku. Sekretarz odebrał ją z dworca w Katowicach. Problemów z identyfikacją nie było. Z tłumu pasażerów wyróżniała się srebrzysto-złotawym kostiumem, twarz pasowała do wnikliwie przeanalizowanej przez sekretarza fotografii.

Dla trzech Włochów, trzech Słowaków i sześciu Węgrów wynajęto kwatery w pobliskim sołectwie. Wiedenkę ulokowano w najwykwintniejszym hotelu powiatowego miasteczka (dwieście dwadzieścia złotych za dobę).

Jedynie Madziarzy dysponowali własnym tłumaczem. Sabo Laslo (czyli Laszlo Szabo) jest wielojęzycznym nauczycielem i to jemu przyszło przekładać okolicznościowe wystąpienie polgarmestera (burmistrza) – Verhoczki Sandora: – My radujemsze nagrodom dla waszych choczasz piniency stego nima. My myszlim sze potem pinience bendom na wielkom internacjonalnom robote.

Nowe skarpetki burmistrza

Od chwili pierwszej wizyty Laslo zrobił ogromne postępy. Na początku władał rosyjskim i jako Węgier miał prawo uważać, że wszyscy Słowianie posługują się tą samą mową (Tak jak według Chińczyków wszyscy Europejczycy gadają podobnie). Z prawdziwie sejmową elegancją, z błędu wyprowadził go pewien były poseł chłopskiej partii. – Tu jest Polska, tu trzeba mówić po polsku – stanowczo oświadczył parlamentarzysta, który najprawdopodobniej w Budapeszcie węgierskiego nie używa. Laslo wskazówkę wziął sobie do serca i dzisiaj łatwiej go zrozumieć niż niejednego posła.

Laslo niezmiennie trwa na posterunku, choć składy węgierskich delegacji ulegały z czasem mniejszym lub większym korektom. Jakby nie patrzeć, to już trzynaście lat przyjaźni z położonym jakieś czterdzieści kilometrów od Miszkolca Bogacsem. Na jego ślad ówczesny burmistrz wpadł w Urzędzie Wojewódzkim. Dowiedział się w, że jest liczące około trzech tysięcy mieszkańców miasteczko poszukujące polskiego partnera. Wzajemne rekonesanse przekonały obie strony do partnerstwa i tak od 1994 roku nie ma święta naszej gminy bez Węgrów i tamtejszych regionalnych festynów bez Polaków.

U zarania współpracy Bogacs w turystycznym rozwoju był niedoścignionym ideałem. Na polskie gospodarstwa agroturystyczne jeszcze nawet ptaki nie ćwierkały, gdy tam od dawna jak u siebie czuli się Niemcy. Przedsiębiorcza ludność znakomicie wykorzystuje okoliczne termalne źródła, z sukcesem promuje własnej produkcji gronowe wina. Wraz z pojawieniem się pierwszych wczasowiczów z Polski, jadłospisy bogacsowskich restauracyjek zapełniły się, obok niemieckich, także polskimi odpowiednikami serwowanych dań. Swojsko zaczęło się robić w ciepłych basenach i winiarniach.

Ostatnio rodaków trochę mniej, bo ceny poszły w górę. Jednak na żelazną reprezentację oficjeli przynajmniej raz w roku można liczyć. Przy okazji na podróż do Bogacsa zawsze załapie się a to jakiś zespól ludowy, a to dęta orkiestra. Można więc przyjąć, że i Laslo jeszcze nie raz zawita do partnerskiego miasteczka, zwłaszcza, że naprawdę przypadło mu do gustu. Bardziej nawet od polskiego morza, a przecież dla Węgra bryza, spienione fale i wyrzucane na brzeg bursztyny powinny być niebywałą atrakcją. Bałtyk jest dla niego zdecydowanie za zimny, w dodatku, jak twierdzi, zanurzenie się w nim gwałtownie pomniejsza niektóre części ciała.

Od Bogacsa tańsze jest słowackie Spisske Podhradie. W jego pozyskaniu też przydał się Urząd Wojewódzki. Burmistrz, który powiedział „W”, pod koniec swojego urzędowania powiedział również „S”. Wybór był uzasadniony, bo Podhradie jest rzeczywiście bliźniacze. Małe, położone w Wysokich Tatrach, z średniowiecznym zamkiem. Jak z Węgier Laslo, tak ze Słowacji, od dziewięciu lat, na wyprawy do Polski delegowany jest Ladislav Janicko – prednosta uradu mesta Spisske Podhradie – ichni sekretarz gminy. To on po słowacku walnął na uroczystości mówkę w imieniu swojego pryncypała Jozefa Bacy.

Współpraca z Podhradiem ma charakter głównie kulturalny. Coroczne Spisske Folklorne Slavnosty (festiwale folklorystyczne) są okazją do prezentacji naszych zespołów, chórów, orkiestr. Teraz, gdy Bogacs przyciąga bogatych, myśli się o większym turystycznym wykorzystaniu Podhradia, wakacyjnych wymianach dzieci i młodzieży etc.

Następca inicjatora przyjaźni z Węgrami i Słowakami rozwinął międzynarodową kooperację.

W samorządowym piśmie „Wspólnota” wyczytał w 2000 roku anons włoskiego miasteczka Melissano, szukającego sympatii u jakiegoś polskiego odpowiednika. Włosi chcieli stworzyć u nas gospodarczy przyczółek. Melissano znajduje się na samym południu półwyspu apenińskiego. Żyje z produkcji oliwy i skarpet. Problem w tym, że ich towary trafiają w świat poprzez pośredników z cholewki „buta” (czyli północy kraju), którzy na tym pośrednictwie zarabiają o wiele więcej niż faktyczni wytwórcy. Melissano słusznie pragnie wyeliminować cwaniaków, bo przecież skarpetka powinna być ściągana ze stopy, a nie łydki.

Owocem pierwszej wizyty gości z Melissano były nowe skarpetki nowego burmistrza.

Parę miesięcy później dowiedział się on, iż jedno z liceów ogólnokształcących w Dąbrowie Górniczej utrzymuje zażyłe stosunki z siedmiotysięcznym niemieckim Gross Bieberau, położonym niedaleko Frankfurtu nad Menem. W 2001 roku zawarta została umowa.

Siła Niemców to mnogość organizacji pozarządowych i ogromne doświadczenie w przekuwaniu w czyn społecznych inicjatyw. Są poza tym miłośnikami przyrody, ich miasteczko to po naszemu Wielki Bóbr. Wizerunek tego zwierzątka mają w herbie, jego pomnik ozdabia plac przed ratuszem. Partnerstwo rozumieją praktycznie, co udowodnili już na jego początku.

W Gross Bieberau organizowane są uliczne biegi, z których dochód przeznacza się na szczytne cele. Jeden z takich charytatywnych maratonów zasilił świeżo upieczonych polskich przyjaciół. Niemcy przekazali uzbierane pieniądze (wtedy jeszcze marki), zastrzegając, by wykorzystano je z pożytkiem dla dzieci i osób w podeszłym wieku. W ten sposób o nowe instrumenty muzyczne wzbogaciła się orkiestra przygrywająca chórowi seniora, zaś do przedszkola trafił sprzęt audiowizualny.

Hojny Strasburg

Tak więc od trzynastu lat Ogrodzieniec coraz bardziej zakorzenia się w Europie. Trzynastka jest chyba szczęśliwą dla niego liczbą, bo właśnie trzynastego października odbyła się owa podniosła, a zarazem doniosła uroczystość. Wierni Węgrzy, stali w uczuciach Słowacy i spóźnieni Włosi byli świadkami wręczenia burmistrzowi Andrzejowi Mikulskiemu Honorowej Flagi Rady Europy. Wręczała ją ta zadbana, lubiąca podróżować pociągiem Austriaczka, po którą sekretarz pojechał na katowicki dworzec. To Edeltraud Gatterer –  przedstawicielka Komisji Środowiska, Rolnictwa oraz Spraw Lokalnych i Regionalnych Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy. Miejsce przekazania wybrano właściwie. Była nim hala sportowa przy ogrodzienieckim gimnazjum, wybudowana częściowo z pieniędzy Unii Europejskiej.

Honorowa Flaga jest niezwykle prestiżowym wyróżnieniem. Rada Europy przyznaje ją miejscowościom mającym wybitne osiągnięcia w budowaniu wspólnoty na kontynencie, rozwijaniu współpracy lokalnych społeczności różnych krajów, propagowaniu idei integracji. Flaga jest także kolejnym etapem w sięganiu po najwyższe trofeum – Europejską Nagrodę. Wcześniej Ogrodzieniec zdobył Dyplom Europejski, od nagrody dzieli go jeszcze Odznaka. Co prawda, jak zauważył Laslo, „piniency stego nima”, ale satysfakcja niewątpliwa.

Wysłany ze Strasburga pakunek pojawił się w Ogrodzieńcu miesiąc przed uroczystością. Jakież było zdziwienie magistrackich urzędników, kiedy po rozcięciu sznurków i odwinięciu papieru zamiast jednej ujrzano dwie zdobione haftowanymi gwiazdkami i złotymi frędzlami płachty materiału. Okazało się, że i w Strasburgu popełniane bywają błędy, bo druga z flag miała powędrować do Niemiec.

Trzynastego października na drzewcach umieszczono jedną (druga wróciła do nadawcy). Z pietyzmem dzierżyli ją druhowie Ochotniczej Straży Pożarnej, którzy w odpowiednim, wielokrotnie przećwiczonym, momencie oddali cenny proporzec w ręce Edeltraud. Wzruszona wiedenka była ostatnim pośrednikiem w drodze flagi do wzruszonego Andrzeja Mikulskiego. Ściskając chorągiew zastygł na krótką, lecz wymowną chwilę i w tej to pozie znalazł się na czołówkach lokalnych oraz powiatowych gazet.

Jest trzecim proeuropejskim gospodarzem gminy i już drugą kadencję kontynuuje dzieło poprzedników.

Tuczno goni 

Nadanie Ogrodzieńcowi Flagi przyniosło także korzyści w postaci nowych znajomości. Burmistrz Mikulski po raz pierwszy zobaczył Sindaco Comune di Melissano (burmistrza Melissano) Roberto Falconieriego. Dotychczas kontaktował się z niedawno odsuniętym od władzy Sergiem Macri. Nie wiadomo czy Sergio publicznie prał brudne skarpetki, czy też skrycie brudne pieniądze, w każdym razie do Melissano wkroczył zarządca komisaryczny, a po nim nastał Roberto.

Tak w ogóle, dla wszystkich przybyłych delegacji był to debiut w tak szerokim gronie. Debiut, trzeba przyznać owocny. Z Włochami partnerski układ postanowili zawrzeć Węgrzy, a także gmina Tuczno, usytuowana między Piłą i Wałczem. Rządząca nią Teresa Łuczak odtwarza europejski szlak przebyty przez Ogrodzieniec. Szuka zagranicznych gmin zainteresowanych Polską, rozpytuje wśród tych, którzy we współpracy mają już jakieś doświadczenie. O Fladze dla Ogrodzieńca dowiedziała się via Melissano. Zależało jej na nawiązaniu kontaktu z Włochami i właśnie ta południowa, oliwkowo-skarpetkowa miejscowość jako pierwsza rzuciła jej się w oczy w Internecie. Kolejne kroki były standardowe: list intencyjny, zaproszenie, wizyta, rewizyta. Teraz marzeniem Teresy Łuczak jest doścignięcie Ogrodzieńca w sukcesach wyrażanych nagrodami.

***

Przy drogach prowadzących do dużych miast tablice informują o ich rozległych międzynarodowych znajomościach. Rekordziści chwalą się posiadaniem nawet kilkunastu „bliźniaków”, czasami na innych kontynentach.

Jeśli miasto wybiera za partnera np. Nowy York można z dużą dozą pewności mniemać, że nie zamierza wznosić u siebie nowojorskich drapaczy chmur, czy kopiować Statui Wolności. Na takiej przyjaźni najwięcej zyskują wysoko postawieni urzędnicy, odbywający atrakcyjne podróże w ramach „zacieśniania współpracy”.

Trudno natomiast podejrzewać władze niewielkich gmin, że kiedy podpisują umowy z ludnościowo i powierzchniowo podobnymi do swoich miejscowościami, kierują się chęcią osobistych korzyści.

To prawda, że wizyty i rewizyty wymagają pewnych nakładów, a tradycyjna polska gościnność nakazuje z pompą witać zagranicznych przybyszów. W Ogrodzieńcu ta pompa wypompowała całą imprezową część budżetu, no ale Honorową Flagę nie codziennie się dostaje.

Można oczywiście zastanawiać się, czy całe to partnerstwo ma mieć formę zawieranych przez gminy porozumień. Malkontenci będą udowadniać, że większość naszych mieszkańców nie spędza wakacji we Włoszech, na Słowacji czy Węgrzech, a Włosi, Słowacy czy Węgrzy także masowo do nas nie ściągają. Widocznego ożywienia gospodarczego, międzygminna współpraca nie powoduje, pieniądze, choć może nie aż tak wielkie, jednak się na nią wydaje.

Lecz malkontentów jest chyba mniej. Trzynastego października ludzie naprawdę cieszyli się z tej honorowej flagi, bo Rada Europy za darmo nie premiuje. By ubiegać się o ustanowioną w 1955 roku Nagrodę Europejską (a wcześniej zdobyć Dyplom., Flagę i Odznakę) trzeba udokumentować nie tylko „papierową” europejską aktywność. Liczy się przynależność gminy do międzynarodowego stowarzyszenia, wymiana młodzieży, organizowanie imprez o proeuropejskim charakterze, rzeczywiste prezentowanie swojej regionalnej specyfiki i umożliwianie tego partnerom.

***

Po trzynastu latach intensywnej „internacjonalnej roboty” obywatele Ogrodzieńca z pełnym przekonaniem nazywają siebie Europejczykami. Teresa Łuczak ma nadzieję, że i w Tucznie poczucie kontynentalnej tożsamości stanie się powszechne.

 

Facebook
Twitter
Email

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!

Najnowsze wydarzenia

cała Polska
24.04.2024
- 30.04.2024
Cała Polska
22.04.2024
- 09.05.2024
cała Polska
24.04.2024
- 30.04.2024
Cała Polska
22.04.2024
- 09.05.2024

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!