Od kilku lat funkcjonujemy w ciągłym trybie on-line. Jak nasz mózg, ukształtowany przecież tysiące lat temu, radzi sobie z nową, cyfrową codziennością?
Jeśli nie macie telefonu komórkowego w zasięgu wzroku, to na pewno wiecie, gdzie on jest. Inaczej nie moglibyście zapewne skupić uwagi na czytaniu tych słów. Sięgnięcie po komórkę to pierwsza rzecz, jaką robimy po przebudzeniu, a ostatnia czynność przed snem to odłożenie jej na szafkę nocną. Dotykamy jej ponad 2600 razy dziennie i bierzemy do ręki przeciętnie co 10 minut – w okresie czuwania. Z tym, że okres czuwania niektórym też nie wystarcza, bo jedna na trzy osoby (50 procent wszystkich z grupy wiekowej 18-24) sprawdza komórkę co najmniej raz w ciągu nocy. Gdy tracimy komórkę, nasz świat rozsypuje się na kawałki – 40 procent z nas wolałoby na jeden dzień stracić głos niż komórkę (to nie żart, naprawdę tak jest!). Gdziekolwiek spojrzeć: na ulicach, w kawiarniach, restauracjach, autobusie i w domach przy wspólnym posiłku – a nawet w siłowni! – wszyscy wpatrują się w ekrany swoich smartfonów. Cokolwiek o tym sądzić, to jest uzależnienie! Chcąc jednakże zrozumieć, jak to się stało, że telefony komórkowe i ekrany zawładnęły całym światem, musimy (…) zajrzeć do naszych mózgów.”
Powyższy cytat oraz grafika pochodzą z popularnonaukowej książki pt. „Wyloguj swój mózg. Jak zadbać o swój mózg w dobie nowych technologii”, wydanej w 2020 roku przez Wydawnictwo Znak. Jej autor, szwedzki psychiatra Anders Hansen, zawodowo zajmuje się wpływem Internetu na zdrowie użytkowników sieci i przedstawia jak nasz mózg funkcjonuje w ciągłym trybie online, w którym obecnie żyjemy. Książka stała się bestsellerem w Szwecji i uzyskała prestiżową nagrodę The Health Award of the Year. Poniższy artykuł powstał na jej podstawie.
Mózg na sawannie, czyli dlaczego jest tak źle, skoro jest tak dobrze?
Dla naszego mózgu współczesne środowisko, w którym żyjemy, jest obce. Nasza „głowa” nadal funkcjonuje jakbyśmy żyli w niewielkich wspólnotach zbieracko-łowieckich, gdzie ich członkowie większość czasu spędzali na zdobywaniu pożywienia i walce o przetrwanie.
Tymczasem, nasze otoczenie radykalnie zmieniło się w ciągu ostatnich 200 lat. Teraz żyjemy dłużej, możemy swobodnie się przemieszczać, nie brakuje nam jedzenia. Większość mieszkańców krajów żyje w bezpiecznych i komfortowych warunkach. Czemu, mimo to, tak wiele osób odczuwa napięcie, nieuzasadniony niepokój, lęk, ma problemy ze snem? Prawie milion Szwedów powyżej 16 roku życia dostaje od lekarza recepty na leki antydepresyjne. To 10% społeczeństwa. Skoro zatem żyje się nam tak dobrze, to czemu czujemy się tak źle?
Nasz mózg, ukształtowany tysiące lat temu, to nadal mózg myśliwych i zbieraczy. Dla ewolucji bowiem kilka tysięcy lat to mgnienie oka. „Od momentu w którym łapiemy pierwszy oddech, aż do ostatniego tchnienia, nasz mózg stara się znaleźć odpowiedź na jedno pytanie: co mam teraz zrobić?” – czytamy w książce „Wyloguj swój mózg”.
Pytanie „co mam teraz zrobić” popychało naszych przodków do szukania jedzenia, szukania strategii przetrwania, szybkiej reakcji na zagrożenie i podjęcia decyzji o walce lub ucieczce – słowem – do przeżycia do następnego dnia, a docelowo do przekazania genów potomstwu.
Tysiące lat temu szanse na przetrwanie ludzkiego gatunku zależały od ilości posiadanych informacji, przeżytych doświadczeń, zdarzeń, ilości poznanych środowisk – im więcej, tym lepiej. Ludzki mózg nie spoczywał na laurach, a wręcz przeciwnie – eksplorował dalej i dalej (i dzięki temu zaprowadził ludzki gatunek na wszystkie kontynenty świata). Owszem, po zaspokojeniu podstawowych potrzeb, najedzeniu się i wyspaniu, myśliwi i zbieracze czuli satysfakcję, radość i spokój, ale już za chwilę wypatrywali kolejnych zagrożeń, szans i podejmowali wysiłek do dalszego gromadzenia informacji. I ta prawidłowość mózgu towarzyszy nam do dziś.
Chociaż obecnie nie musimy polować i uciekać, to nasz zbieraczo-myśliwski mózg nadal ma bardzo silną potrzebę gromadzenia informacji. Tych zaś mamy aż zanadto dzięki nieograniczonemu dostępowi do sieci i portali społecznościowych. Dziś, to właśnie te media zaspokajają nam potrzebę gromadzenia informacji, a wręcz bombardują nas nimi. Korzystanie z Instagrama, Facebooka, Tiktoka, Snapchata, Twittera pobudza nasz umysł równie mocno, jak polowanie.
Nasi przodkowie polowali jednak raz na kilka dni czy tygodni. My „polujemy” codziennie, co 10 minut, już od około 10 lat, kiedy smartfony z dostępem do sieci stały się powszechne. Stale podniesiony poziom kortylozu (hormonu stresu), ciągły tryb poszukiwania, „walki i ucieczki” może być wykańczający, zarówno dla psychiki, jak i dla zdrowia fizycznego. Szczególnie niepokojące zmiany zdrowia dotyczą dzieci i młodzieży, którzy nie pamiętają rzeczywistości sprzed cyfrowej rewolucji. Oni wyjątkowo narażeni są na zaburzenia koncentracji, snu, stany lękowe i depresję.
Dopamina, nasza „naturalna morfina”
Co stoi za naszą naturalną potrzebą gromadzenia informacji, wiedzy, zdarzeń? Co kieruje tym instynktem? To dopamina, neuroprzekaźnik w mózgu, nasz „silnik”, który motywuje umysł i ciało do działania. Dopamina odgrywa ważną rolę w układzie nagrody mózgu, ten zaś popycha nas do zachowań, które umożliwiają przetrwanie i przekazanie genów następnym pokoleniom.
Korzystanie z telefonu komórkowego również podnosi wzrost dopaminy, dlatego odczuwamy silne pragnienie sięgnięcia po telefon, gdy tylko usłyszymy dźwięk powiadomienia. Szczególnie media społecznościowe zainstalowane w telefonach komórkowych mają umiejętność wyzwalania w nas dopaminy, poprzez nakręcanie naszego pragnienia rzucenia okiem na ekran telefonu i sprawdzenie, czy pojawiły się jakieś nowe zdjęcia czy komentarze.
Najsilniejsze pobudzenie przeżywamy, kiedy sami zamieścimy coś na Facebooku czy Instagramie i czekamy na lajki/serduszka. Dolina Krzemowa, odpowiedzialna za portale typu Facebook i Instagram doskonale zna mechanizmy funkcjonowania naszego mózgu. Zatrudnieni w tych firmach psychologowie behawioralni i badacze mózgu wiedzą, jak działa dopamina i wykorzystują to bez litości. Lajki/serduszka pod naszym zdjęciem z wakacji nie pokazują się zwykle w tej samej sekundzie, w której ktoś kliknie „lubię to”. Niekiedy Facebook i Instagram wstrzymują ukazanie się kciuków i serduszek w oczekiwaniu na to, żeby nasz układ nagrody wszedł na najwyższe obroty. Oczekiwanie na nagrodę w postaci lajków i komentarzy może być tak samo uzależniające jak hazard.
Dla osiągnięcia ekonomicznych korzyści firmy z Doliny Krzemowej skutecznie zhakowały nasze mózgi. Co ciekawe, twórcy portali społecznościowych i smartfonów zaczynają zdawać sobie sprawę z uwodzicielskiej mocy swoich produktów.
Justin Rosenstein, człowiek, który wymyślił „kciuka do góry” na Facebooku sam postanowił ograniczyć korzystanie z portalu i całkowicie zrezygnował ze Snapchata, korzystanie z którego porównał do silnie uzależniającej heroiny.
Tony Fadell, jeden z dyrektorów Apple’a, który uczestniczył w pracach nad iPadem powiedział: „Budzę się spocony i zastanawiam się: co myśmy tak naprawdę wymyślili? Wiem, że moje własne dzieci, gdy odbieram im te urządzenia, mają poczucie, jakbym im wyrwał kawałek ciała – stają się drażliwe, rozemocjonowane i przez kilka dni zdradzają objawy abstynencji”.
Steve Jobs restrykcyjnie wydzielał swoim dzieciom czas przed ekranami, zaś dzieci Billa Gatesa dostały swoje pierwsze telefony w wieku 14 lat. Tymczasem w Szwecji tabletu używa co trzecie dziecko w wieku od dwóch do trzech lat, a smartfony posiada 98% szwedzkich jedenastolatków.
Wielozadaniowość to mit
Robienie kilku rzeczy jednocześnie to cecha charakterystyczna dla naszych czasów. Oglądamy film, próbujemy rozmawiać z rodziną przy posiłku, ale jednocześnie przeglądamy Instagrama, robimy zakupy online i rozmawiamy na Messengerze. I wierzymy, że „ogarniamy” wszystko na raz.
„Multitasking” czyli wielozadaniowość poddana została badaniom. Naukowcy z Uniwersytety Stanforda przeprowadzili eksperyment na 300 osobach. Połowa z nich uważała, że nie ma problemu z jednoczesnym surfowaniem po sieci i nauką. Druga połowa wolała skupić się tylko na jednej czynności. Po serii testów sprawdzających zdolność koncentracji okazało się, że u wielozadaniowców była ona o wiele gorsza.
Najwięcej trudności sprawiało im ignorowanie nieistotnych informacji, których nie potrafili odfiltrować. Wyłapywali wszystkie, nawet najbardziej nieprzydatne treści. Wydawało się, że wszystko ich rozprasza. Dodatkowo mózg większości z nas nie potrafi swobodnie skakać z zadania na zadanie, ale potrzebuje czasu na „przezbrojenie”, gdy zmienia rodzaj wykonywanej aktywności. Efektem tego jest wydłużony czas wykonywania zadania, mniejsza wydajność i koncentracja.
Owszem, są ludzie potrafiący robić kilka rzeczy jednocześnie w dużym skupieniu. Nazywa się ich „supermultitaskami”. Cechę tę posiada … około jeden procent ludzkiej populacji.
„Ludzie nie potrafią sobie dobrze radzić z wielozadaniowością, a kiedy twierdzą, że to możliwe, oszukują samych siebie!” konkluduje Earl Miller, profesor neurobiologii z Massachusetts Institute of Technology.
Cyfrowa zazdrość
Z iloma znajomymi można utrzymywać relacje? Psycholog ewolucyjny Robin Dunbar z uniwersyteu w Ofxordzie uważa, że człowiek jest w stanie utrzymywać trwałe kontakty z około 150 ludźmi. Potrafimy zapamiętywać twarze i imiona znacznie większej liczby osób, ale jeśli chodzi o bardziej stabilne relacje, to nie może być ich więcej niż 150. Co ciekawe – nasi przodkowie myśliwi-zbieracze oraz pierwsze wioski oparte na prymitywnym rolnictwie także liczyły do 150 mieszkańców.
Człowiek jest gatunkiem stadnym. Wspólnota pomagała nam przetrwać. I tak jest do dziś – uwielbiamy kontakty towarzyskie, dzięki nim żyjemy dłużej i zdrowiej. Chcemy wiedzieć, co dzieje się u innych, skanujemy nasze otoczenie i równie chętnie mówimy o sobie. Ale korzyści z kontaktów z innymi czerpiemy głównie w realu.
Facebook i Instagram dają nam dostęp do o wiele szerszej społeczności niż 150 osób, ale nie dają nam takiej satysfakcji i radości. Wręcz przeciwnie. W badaniu obejmującym 2 tysiące Amerykanów stwierdzono, że ci, którzy najczęściej korzystali z mediów społecznościowych, czuli się bardziej samotni. Przyczyną ich przygnębienia i poczucia wyizolowania mogą być także stale spływające informacje o tym, jak szczęśliwi są wszyscy pozostali.
Konkurujemy bez przerwy i to z setkami osób. Za pośrednictwem Facebooka i Instagrama rywalizujemy w konkurencji o najbardziej egzotyczne wakacje, największą liczbę przyjaciół, najdroższe ubrania.
Wcześniej także rywalizowaliśmy, ale dziś arena zawodów jest kompletnie inna niż 20 lat temu. Dziś jesteśmy bombardowani także obrobionymi w Photoshopie zdjęciami kolegów, koleżanek czy celebrytów. Szczególnie ci ostatni, ze swoimi ekskluzywnymi zdjęciami ustanowili nieosiągalny wzorzec tego, co uważa się za dobre życie. W rezultacie wiele osób czuje, że ich życie jest mniej wartościowe, gorsze.
Wydaje im się, że w hierarchii społecznej są na samym dole. Nieustanne porównywanie się z innymi podkopuje naszą pewność siebie. Dwóch na trzech użytkowników Facebooka i Twittera potwierdziło, że czują się niewystarczająco dobrzy. Cokolwiek zrobią, będzie to za mało, ponieważ nieustannie są karmieni informacją, że jest ktoś od nich mądrzejszy albo odnoszący większe sukcesy niż oni. Szczególnie, gdy chodzi o wygląd.
W badaniu, któremu poddano 1500 nastolatków i młodych dorosłych, 70 procent z nich stwierdziło, że obraz ich własnego ciała pogorszył się w ich oczach pod wpływem Instagrama.
W innym badaniu, w którym uczestniczyła grupa dwudziestolatków, okazało się, że z powodu mediów społecznościowych prawie połowa z nich czuła się nieatrakcyjna. To samo dotyczy nastolatków. W badaniu ankietowym prawie połowa wszystkich uczestników w wieku od 12 do 16 lat uznała, że po odwiedzinach w mediach społecznościowych jest niezadowolona ze swojego ciała. Pewność siebie dziewcząt wydaje się cierpieć na tym bardziej niż chłopców.
Czy jest ratunek dla starego mózgu ludzi epoki cyfrowej?
Badania przytoczone w książce „Wyloguj swój mózg. Jak zadbać o mózg w dobie nowych technologii” potwierdzają wpływ intensywnego korzystania z sieci na inne sfery naszego życia. Obniżona samoocena może przerodzić się w depresję, światło niebieskie z ekranu smartfona utrudnia zasypianie, a małe dzieci korzystające codziennie z ekranów mogą rozwijać się wolniej.
Czy jest dla nas ratunek? Co nas czeka? Co powinniśmy zrobić? Przestać korzystać ze smartfonów? Na szczęście nie. Psychiatrzy i naukowcy mają dla nas konkretne rady, które pomogą nam czuć się dobrze, stabilnie i zdrowo w tej cyfrowej epoce. Napiszemy o tym w kolejnej części artykułu.