Karina, co nie poszła na rzeź

To przepiękna i w każdej mierze magiczna historia jednego zwierzęcia, która połączyła wiele osób i wiele organizacji. Jest tu wszystko: przypadek, miłość, odpowiedzialność dotąd obcych sobie ludzi, którzy zrobili wszystko, by pomóc jednej kobiecie i jej krowie.

Pani Halina prowadziła z mężem niewielkie gospodarstwo w Węglewicach w powiecie wieruszowskim. Jej oczkiem w głowie była krowa o wdzięcznym imieniu Karina, którą chowała od cielęcia. Przez 15 lat zżyła się z krasulą, traktując ją jak członka rodziny. Kiedy starsze małżeństwo podupadło na zdrowiu, opieka nad zwierzęciem, codzienne dojenie i obrządek stały się wyzwaniem ponad ich siły. W takiej sytuacji los każdej wiekowej krowy mógłby wydawać się przesądzony. Na szczęście życie napisało dla niej inny scenariusz.

– Była u nas od 2008 roku. Ale przyszedł taki czas, że już nie możemy z mężem się nią zajmować i zdecydowaliśmy, że ją oddamy. Bardzo zależało mi, by nie trafiła na rzeź – opowiadała pani Halina.

Zakochana w swej krasuli kobieta zadzwoniła z prośbą o pomoc do Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa w Wieruszowie, którą zawiaduje Piotr Niełacny, będący jednocześnie radnym w miejscowej gminie. Ten zapoznał się ze sprawą i natychmiast powiadomił burmistrza miasta.

– Wiedział, że mam “fioła” na punkcie zwierząt, dlatego włączył mnie w krąg wtajemniczonych. Wstrzelił się idealnie, bo akurat przejeżdżałem przez Węglewice. Zatrzymałem się, wszedłem, wysłuchałem całej historii i intuicyjnie sięgnąłem po telefon, by nagrać apel. Korzystając ze swych zasięgów, wysłałem do szerokiej rzeszy odbiorców filmik z prośbą o zaopiekowanie się krasulą. Przedstawiłem sytuację i poinformowałem o kłopotach zdrowotnych właścicieli. W tym spontanicznym przekazie dałem do zrozumienia, że poszukujemy bezpiecznego miejsca i ludzi, którzy pozwolą Karinie dożyć sędziwego wieku – opowiada Rafał Przybył, burmistrz Wieruszowa.

Włodarz grodu nad Prosną ze swym apelem postanowił dotrzeć także do organizacji zajmujących się ochroną zwierząt. I tak o krasuli z Węglewic dowiedziała się Dorota Sumińska, lekarz weterynarii, znana publicystka, autorka książek i propagatorka dobrego traktowania zwierząt. Informacja zwrotna była szybka, okazało się, że pani Dorota ma znajomą, która pod Miliczem prowadzi sympatyczne gospodarstwo i ma miejsce dla jeszcze jednej krasuli. Sama była już w posiadaniu dwóch krów rasy jersey i dała zielone światło, by Karinę przywieźć do jej nowego domu.

No i tu musiała ruszyć kolejna machina, za sterami której stanęli ludzie dobrej woli. W sprawę zaangażował się wójt gminy Galewice Piotr Kołodziej, opiekę weterynaryjną nad krasulą roztoczył szef Rodzinnego Domu Dziecka “Zielony Domek” Andrzej Mały z Kalisza, wraz z nim nad Kariną podczas przewozu czuwał jeden z jego podopiecznych – Tomasz. Na uwagę zasługuje współpraca urzędników, którzy w słusznej sprawie potrafili mówić jednym głosem. – To wspaniałe doświadczenie, które potwierdza, że jesteśmy w stanie wspólnie działać ponad instytucjonalnymi podziałami – komentował udaną inicjatywę wójt Kołodziej.

– Ta niecodzienna historia, to historia o ludziach, których połączyło zwierzę. Dla mnie jest to swego rodzaju rehabilitacja, ponieważ będąc dzieciakiem ja swej krowy nie potrafiłem uratować. Zachorowała, nie mogła wydać na świat potomstwa i poszła na rzeź. Nic nie mogłem wówczas zrobić, by uchronić ją przed tym ostatecznym, brutalnym rozwiązaniem. W przypadku krowy z Węglewic mamy do czynienia z happy endem, któremu dopomogli znajomi Doroty Sumińskiej spod Milicza. Bardzo sympatyczni, otwarci ludzie, kochający zwierzęta. Małgorzata i Andrzej Uszyńscy toczą bój o utrzymanie starego młyna, pięknej przyrody z patrzącym na nich trzystuletnim dębem i o zwierzęta – opuszczone, często kalekie, przygarnięte ze wszystkich stron świata. Karina będzie miała u nich dobrze – podkreśla Rafał Przybył, który wraz z całym konwojem dobrego serca także towarzyszył ostatniej krasuli z Węglewic w jej drodze do nowego domu.

Pani Halina zarzeka się, że jak tylko nabierze sił pojedzie odwiedzić swą czworonożną przyjaciółkę. – Milicz to nie koniec świata – zauważa. Jest nawet szansa na to, że sympatyczna gospodyni będzie mogła wziąć do siebie Karinę na jakiś czas. Głęboko wierzymy, że ten plan się powiedzie.

***

https://fb.watch/pFi6-JI0x-/

fot.: tugazeta.pl

 

Facebook
Twitter
Email

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!