W głębi duszy nadal jesteśmy chłopkami

Ile w nas chłopek? Rozmowa z Marią Weroniką Kmoch – historyczką, regionalistką, wikipedystką, nauczycielką historii, autorką licznych artykułów, dwóch książek i bloga „Kurpianka w wielkim świecie”.

Magdalena Gromek-Kowalczyk, Fundacja Wspomagania Wsi: Książka „Chłopki. Opowieść o naszych babkach” ukazała się w maju, a wciąż cieszy się ogromną popularnością. W wielu miejscach Polski, we wsiach, w miastach i miasteczkach – tam, gdzie są biblioteki i punkty wypożyczeń – czytelniczki i czytelnicy czytają lub czekają na „Chłopki” Joanny Kuciel-Frydryszak. Dlaczego?

Maria Weronika Kmoch: Bo odnajdujemy w tej książce siebie, swoje życie, życie swoich rodziców, babć i dziadków. Łatwiej nam zrozumieć ich doświadczenia, wybory, zachowania. To także doświadczenie mojej rodziny. Przez wiele lat nie mogłam od mamy „wyciągnąć” jej wspomnień. Rodzina taty była bardzo wylewna, zaś ze strony rodziny mamy czułam jakąś blokadę. Dopiero w tym roku udało nam się to lepiej zrozumieć. Dotarłyśmy do dokumentów, z których wynika, że mój dziadek, czyli ojciec mojej mamy, należał do Narodowych Sił Zbrojnych. Pradziadek zaś wspomagał żołnierzy z Ruchu Oporu AK. Zaczęłyśmy z mamą łączyć kropki – dlaczego w czasie PRL dziadek miał takie trudności z otrzymaniem np. materiałów budowlanych z przydziału? Czemu w domu panował taki emocjonalny chłód? Dlaczego nie było czułości, przytulenia?

Na pewno wpływ miało to, że dziadek miał za sobą bardzo traumatyczne przeżycia, ale nie mógł o tym mówić. Ten chłód rozlał się na całą rodzinną atmosferę. Reasumując, ludzie znajdują w historiach z „Chłopek” swoje rodzinne historie. Czują, że to (przynajmniej w części) odpowiedź na pytania, których nie udało się zadać przodkiniom. Poza tym dojrzewamy do tego, by nie wstydzić się chłopskich korzeni, by je uznać. Przecież w międzywojniu tylko 0,5%. społeczności w Polsce to byli ziemianie, a inteligencja 5%. Książka Joanny Kuciel-Frydryszak to kolejna pozycja w tzw. nurcie historii ludowej, ale uzupełniająca lukę, bo skupiona na narracji kobiet i o kobietach. To też zachęta do rozmowy z mamą, babcią, przełamania tego ciągłego „a o czym ja będę mówić, nic nie zrobiłam”.

MGK: W książce poruszył mnie fragment o tym, co jadły nasze przodkinie. Restauracje, które dziś serwują dania „kuchni polskiej”, „staropolskiej” czy wręcz „chłopskiej”, mają niewiele wspólnego z kuchnią wsi.

MWK: Autorka dotarła do badań z okresu międzywojennego, według których wiemy, co jedzono w chłopskim domu, ile sztuk odzieży miała kobieta, ile mężczyzna, ile dzieci. Społecznicy robiący takie badania łapali się za głowę, bili na alarm.

W 1936 roku w Dzikowcu pojawia się ankieter. Interesują go małe gospodarstwa, właśnie te nazywane karłowatymi. Gospodarzom, którzy przyjmują go pod swój dach, zadaje te same, drobiazgowe pytania: Co jedzą? Co sieją? Jak mieszkają? Jakie sprzęty posiadają? Jakie zwierzęta hodują? W co się ubierają? Czyli po prostu: jak sobie radzą z życiem. Dzięki temu zajrzymy do chłopskich chałup na południu Polski sprzed niemal stu laty. Będzie to przykra wizyta.

W powszechnym wyobrażeniu wieś międzywojenna była sielskim miejscem. Niestety, w większości przypadków nie była. To nie świat, w którym, parafrazując piosenkarkę Sanah, świat, szampan wylewa się i wznoszone są toasty, tylko często ogromna bieda, praca ponad ludzkie siły… To ziemniaki podawane jako większość posiłków, także zepsute. Nawet z jajkami było trudno. Mleko, ser, tym bardziej mięso się sprzedawało. I ciągłe próby radzenia sobie z niedostatkiem, z biedą, zagrożeniem głodu. Ile razy słyszałyśmy od matek i babek, że jedzenia się nie wyrzuca, żeby coś zachować, bo „kiedyś się przyda”, że warto mieć odłożone „na czarną godzinę”.

MGK: Często kobiety były traktowane jak część domowego inwentarza albo gorzej, ale i same tak się czuły. I to jeszcze całkiem niedawno, w okresie międzywojennym. Moje babcie urodziły się w latach 30. XX w.

MWK: Tak było także po II wojnie światowej. Pomyśl sobie o pierwszych latach powojennych. Pisał o tym Marcin Zaremba w swojej książce „Wielka Trwoga. Polska 1944–1947. Ludowa reakcja na kryzys”. To był straszny czas. Zawsze trudno mi uczyć o tym okresie, bo nie umiem sobie wyobrazić tego, co wtedy przechodziły nasze przodkinie. Masz zniszczony cały swój świat, jakoś na tych gruzach trzeba budować, wchodzi ideologia komunistyczna.

Spójrzmy prawdzie w oczy. To, co robiła codziennie kobieta, to nie było „krzątanie się po domu” czy „pomoc w gospodarstwie”. To była ciężka harówka, w przeciwieństwie od mężczyzn w każdej z życiowych przestrzeni – domowej, okołodomowej, w gospodarstwie.

Kobieta pracowała średnio 15% więcej czasu niż mężczyzna. Dochodzi do tego praca emocjonalna, czyli myślenie o tym, w co ubrać dzieci, czym je nakarmić. Martwić się, że jest się w kolejnej ciąży, często przecież kończącej się śmiercią. W czasie wojen światowych to kobiety przejmowały zadania dotychczas realizowane przez mężczyzn, uczyły się nowych umiejętności. Gdy chłopu umierała żona, nie wychodził ze swojej skorupki, nie uczył się tego, co dotąd było domeną gospodyni. Szukał kolejnej, nawet jeśli umiał wyrazić swoją miłość do poprzedniczki, jak piszący do „Gazety Świątecznej” Piotr Kaczyński z Dylewa na Kurpiach Zielonych.

A dziś ile zadań do wykonania w ciągu dnia ma kobieta? Kto zajmuje się domem, dziećmi? Kto pamięta o urodzinach, lekarzach całej rodziny? Kto dba o „domowe ognisko”, dobrą atmosferę w domu? Przecież to praca na kilka etatów, która powszechnie, nawet wśród kobiet, nie jest traktowana jak praca, ale właśnie „krzątanie się”. Ile razy w ciągu dnia łapiesz się na tym, że jeszcze dziś nie usiadłaś? A może tego w ogóle nie widzisz? Może siadasz dopiero wieczorem, gdy już wszystko zrobione, dzieci nakarmione i położone do snu, mąż też śpi. Wracasz z pracy ledwo żywa, przychodzi kurier, a Ty go przepraszasz, że masz nieposprzątane w domu. A jak mają przyjść goście, to wielka krzątanina, bo jak to, nieposprzątane?! I to może „siedzieć” nie tylko w kobietach, także w mężczyznach. Mój brat tak ma, przejął to od mamy, a ta pewnie od swojej… To jest pozostałość po tym, czegośmy się nauczyły od przodkiń.

MGK: Brzmi jakbyśmy były wtłoczone w jakiś system, który nie do końca sobie uświadamiamy. I nawet jakbyśmy chciały z niego wyjść, to to nie jest takie proste. Brzmi jak uwikłanie.

MWK: Tak, ten system to patriarchat, w ostatnich latach nierzadko obśmiewany czy zaprzeczany. Jesteśmy uwikłane, chociaż większość z nas nie zdaje sobie z tego sprawy. Dlatego tak wiele kobiet sięgnęło po książkę „Chłopki”, bo w babciach widzą siebie. Widzą źródło swoich frustracji czy cierpień.

Patriarchat zaś to umowa społeczna, która pojawiła się mniej więcej w czasie rewolucji neolitycznej (czyli… 10–4 tys. lat p.n.e.!), kiedy ludzkość zaczęła przechodzić z koczowniczego na osiadły tryb życia. Kiedy ziemia stała się własnością i wartością, pojawiło się dążenie do jej ochrony. Zwiększenie liczby ludności jako wynik rosnących zasobów prowadziło do specjalizacji, podziału zadań. Więcej żywności, więc kobieta mogła wcześniej przestać karmić dziecko i zająć się pracą. Ta społeczna umowa doceniła i uaktywniła stronę męską, zaś kobiety przywiązała do domów. Potem, kiedy tworzyły się państwa, to tworzyli je mężczyźni. I tak jest do dziś. I chociaż dziś mamy więcej par butów, a jedzenia pod dostatkiem, to często harujemy ponad własne siły, nie odzywamy się, nie bronimy, usługujemy, bardzo boimy się posądzenia, że żyjemy „tylko dla siebie”, bierzemy na siebie bardzo dużo, więcej niż jesteśmy w stanie udźwignąć, choć ledwo idziemy, jak kobieta na okładce „Chłopek”.

Same w swoich oczach jesteśmy wciąż niewystarczające. Jak nasze babki (uderzające zdanie z książki: Chciałabym być krową, bo wtedy byłabym potrzebna), tak i my nie uważamy siebie za podmiot, bo trudno tak na siebie patrzeć, gdy świat mówi Ci co innego. Czasem chcemy coś zmienić, ale nie wiemy, jak.

MGK: Feminizm jest o tym, by to wszystko rzucić i żyć „tylko dla siebie”?

MWK: Absolutnie nie! Utarł się stereotyp, że feminizm to palenie staników, ale nie o to chodzi. Przecież wiele kobiet chce mieć rodzinę, dzieci. Chodzi o to, by był równy dostęp do praw, równe traktowanie w pracy, w domu, na ulicy. I możliwość wyboru, decydowania o sobie. Chodzi o to, byś dostawała tyle samo pieniędzy co mężczyzna pracujący na tym samym stanowisku. By mąż/partner był tak samo odpowiedzialny za dom i dzieci, a nie „pomagał”. Często feminizmu się boimy, bo go nie znamy, to klasyczny mechanizm, reakcja ucieczki w odpowiedzi na zagrożenie. W wielu sytuacjach widać, że nasz mózg nadal jest na sawannie, chce po prostu przeżyć. Nie rozumiem, więc odrzucam, bo się boję, że to mi zagrozi, zmieni mój świat. A że patriarchat jest z nami od tak dawna, nic dziwnego, że nie znamy równości i trudno nam ją przyjąć.

Skoro jesteśmy przy wyjaśnianiu, czym jest patriarchat, to warto zaznaczyć, czym jest gender, czyli płeć społeczno-kulturowa. To utrwalony w społeczeństwie zestaw zachowań i związanych z nimi oczekiwań uzależniony od płci. Mężczyźni nie płaczą, a kobiety nie mogą się złościć i przeklinać. Takie oczekiwanie, będące częścią patriarchatu, szkodzi nam wszystkim. I kobietom, i mężczyznom.

Patriarchat tworzył i cementował figurę ojca, który rządzi twardą ręką i nie zajmuje się „babskimi sprawami”. Kobietę zaś sprowadzał do pionka w grze o ziemię, pozbawiał głosu. Widzimy to np. w nowej ekranizacji „Chłopów” W.S. Reymonta. A gdy mężczyzna chorował, umarł, wyjechał, kobieta wchodziła w jego rolę i stosowała te same metody, w których wyrosła i żyła. Stosowała akceptowaną od wieków przemoc fizyczną i psychiczną. Żyjąc w świecie, w którym każdy ma swoje miejsce i odgrywa określone role, kobieta nierzadko wyrzekała się uczuć, instynktów, co przejawiać się mogło oziębłością, rekompensowaniem dzieciom trudnego dzieciństwa przez późniejszą dbałość o np. cotygodniowe odwiedziny i ciasto dla wnuków. Bo nie umie rozmawiać o uczuciach, więc przekazuje je przez troskę o ubranie, jedzenie, chuchanie i dmuchanie, by się nam nie stało. To często wzorzec, który widać u osób doświadczających społecznego awansu, które wyszły ze wsi np. w okresie transformacji ustrojowo-gospodarczej. Może to była reakcja na przemoc, która zamykała kobietom usta i ciała, zamrażała je. A przecież kobieta doświadczała ciągłej przemocy ze strony państwa, wspólnoty wiejskiej, rodziny. I Kościoła, np. niemożność rozwodu, mimo że mąż Cię zdradza albo bije; zmuszanie do rodzenia kolejnych dzieci, choć nie masz za co i czym ich wykarmić, a i Ty masz nikłe szanse na dożycie do ich lat sprawnych.

MGK: Twoim zdaniem patriarchat trzyma się w Polsce dobrze?

MWK: Tak, choć na pewno mamy większą świadomość swoich praw i potrzeb niż nasze babki. Trzyma się bardzo dobrze, a ostatnie lata go dodatkowo wzmacniały. Strzelnice w każdym powiecie? Proszę bardzo, przecież musimy mieć silnych mężczyzn, którzy będą nas bronić przed zagrożeniem zza granicy. Pieniądze dla KGW na kulinarne konkursy albo rękodzieło, rzadziej zaś na samodoskonalenie się i rozwój, betonowały patriarchat w naszym kraju i budowały elektorat. I żeby było jasne, naprawdę cieszę się z możliwości dofinansowań na działania kobiet na wsiach. Ależ to zaktywizowało Polki! I wiem, że KGW robią ogrom dobra, podejmują przeróżne inicjatywy. Ale czy pisząc wniosek pod program, by dostać rządowe pieniądze, zastanawiają się, czego naprawdę chcą? Kolejnej kulinarnej imprezy lub cepeliowskiego ubioru, który włożysz na festyn, gdzie lokalni i mniej lokalni politycy (mężczyźni) chętnie się z Tobą sfotografują, jednak nie zapytają o realne problemy i potrzeby?

Tak samo działa promowanie wielodzietności i polityka 500+ bez głębszej refleksji nad stanem rzeczy i opracowania kompleksowego planu działania. To jest przekaz: kobiety są do gotowania, usługiwania i opiekowania się resztą społeczności, kobieta musi być matką i ma się poświęcić rodzinie. To nie jest budowanie potencjału kobiet, ich przedsiębiorczości, kreatywności, niezależności. Ustawa antyaborcyjna pozbawiła kobiety decydowania o sobie, swoim ciele, swoim losie. Do tego edukacja, próba formowania pokolenia, które będzie posłuszne, będzie recytować utarte frazesy, kto był największym bohaterem w historii Polski, a co największą tragedią, a nie będzie myśleć, dyskutować, szukać, kwestionować.

MGK: Dlaczego, Twoim zdaniem, tak się stało?

MWK: Rządy autorytarne, fundamentaliści, zawsze najpierw uderzają w kobiety, chcą je zniewolić. Bo jeśli ograniczy się połowę społeczeństwa, to łatwiej je kontrolować. Dlatego walczy się z emancypacją kobiet, zakazuje się edukacji, kontroluje ubiór…

MGK: Co można z tym robić?

MWK: Amitabh Bachchan, indyjski aktor, powiedział: „Zapewnij edukację jednemu chłopcu, a jeden człowiek będzie wykształcony. Zapewnij edukację jednej kobiecie, a zainwestujesz w całą rodzinę”. Także w książce „Chłopki” Joanny Kuciel-Frydryszak wybrzmiewa ten wątek – edukację nasze babki ceniły. Czuły, że może pomóc dziecku, że może wyrwać je ze wsi, umożliwić lepsze życie. Edukacja to też różnorodność doświadczeń, sprawdzenie, jak żyją inni, znajomość siebie. To umiejętność dbania o siebie. To uczenie dziewczynek mówienia „nie”, kiedy czują, że ich granice są przekraczane. To wyczulenie na granice dziecka i nie przekraczanie ich nawet we wczesnym dzieciństwie. Działania wspierające dziewczynki bywają odbierane jako te pomijające chłopców, ale patriarchalny świat jest męskocentryczny. I samym mężczyznom też nie służy. Dla dobra wszystkich powinniśmy dążyć do równości. Liczę, że książka „Chłopki”, tak powszechnie w Polsce czytana, przyspieszy zrozumienie stanu rzeczy i wpłynie na zmiany w kierunku równościowym.

 

MGK: Dziękuję!

MWK: Ja również!

***

Maria Weronika Kmoch historyczka, regionalistka, nauczycielka, wikipedystka, działaczka społeczna. Autorka bloga Kurpianka w wielkim świecie (www.kurpiankawwielkimswiecie.pl), dwóch książek i setek artykułów z zakresu historii regionalnej. Badaczka historii i dziedzictwa Północnego Mazowsza, szczególnie Kurpiowszczyzny i rodzinnej gminy Jednorożec. Członkini wielu organizacji naukowych oraz pozarządowych. Przy Stowarzyszeniu „Przyjaciele Ziemi Jednorożeckiej” od 2018 r. prowadzi Jednorożeckie Archiwum Społeczne. Organizatorka i koordynatorka szkolnych i regionalnych projektów opartych o Wikipedię, np. akcji „Wikipedia na Kurpiowszczyźnie”, promotorka historii kobiet. Historyczka i wychowawczyni w I Społecznym Liceum Ogólnokształcącym im. Dobrego Maharadży w Warszawy.

Kurpianka w wielkim świecie

 

Zapraszamy po więcej!

http://www.kurpiankawwielkimswiecie.pl/

https://pl.wikipedia.org/wiki/Maria_Weronika_Kmoch

https://www.instagram.com/mwkmoch/

Autor: Magdalena Gromek-Kowalczyk
O autorze: w Fundacji Wspomagania Wsi od 2010 r.  Absolwentka wydziału Geografii i Studiów Regionalnych Uniwersytetu Warszawskiego, międzynarodowych studiów Development Cooperation Policy and Management oraz Szkoły Trenerów NVC.
Facebook
Twitter
Email

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!