Kobiety wiejskie: jak zmieniła się Polska i Polki

Wieś we łzach TP

15 października obchodziliśmy Dzień Kobiet Wiejskich. Z tej okazji przypominamy tekst Magdaleny Gromek-Kowalczyk I .

Jest rok 1925. Nad zmęczoną pracą i zrozpaczoną po stracie dziecka młodą kobietą pochyla się jej babka. „Nie płacz, moje dziecko. Każda kobieta to jest niewolnica, to i ty nie będziesz wybrana” – mówi.

W 1989 r., w budynku Polskiego Towarzystwa Pamiętnikarstwa trwa remont. Na śmietniku ląduje część pamiętników nadesłanych na konkursy „Mój dzień powszedni”, „Ja i mój dom”, „Wojna w mojej pamięci” i wiele, wiele innych. Stare, zakurzone papiery tylko przeszkadzają.

W latach 90., nowi właściciele pałacyku w Rudnie (w okresie PRL należał do PAN, w nim także mieściło się archiwum Towarzystwa) chcą pozbyć się zalegającej makulatury. Wynoszą dokumenty do nieogrzewanej komórki. Dla spokoju przykrywają je folią. Chyba nie wiedzą z czym mają do czynienia. Dzięki tym archiwom „powstały klasyczne dzieła socjologii” – powie po latach prof. Krystyna Szafraniec.

Na szczęście w 2002 r. resztki zgniłych i zagrzybionych dokumentów załadowano na ciężarówkę, przewieziono do Archiwum Akt Nowych. Po wysuszeniu zbiór liczący 900 tys. rękopisów uszczuplił się zaledwie do kilkunastu tys. Teksty nadesłane na konkurs „Wspomnienia kobiet wiejskich” podzieliły los pozostałych pamiętników.

„Aż ręce w kostkach puchły”

Profesorowie socjologii z Polskiej Akademii Nauk Jan Szczepański i Józef Chałasiński powołali w 1969 r. Towarzystwo Przyjaciół Pamiętnikarstwa. Instytucja – jak powiedzielibyśmy dziś – zajmowała się historią mówioną. Towarzystwo zorganizowało kilka konkursów m.in.: „Młodzież robotnicza”, „Młode pokolenia wsi Polski Ludowej”. W końcu zwróciło się do kobiet żyjących na wsi, by nadsyłały swoje wspomnienia. Przyszło 1200 prac. Wydawnictwo „Książka i wiedza”, w latach 70., opublikowało 56 z nich. Trzy grube tomy nosiły kolejno tytuły: „Rola przeorana, dom piękny”; „Czyste wody moich uczuć” i „Być w środku życia”. Objęły okres od powojnia po późny PRL.

Przeszło sto lat temu, kobieta wiejska, choć dopiero przekroczyła czterdziestkę, przypominała częstokroć staruszkę. Ogorzała, pocięta zmarszczkami twarz. Poranione, spuchnięte dłonie. Bezzębne usta, zapadnięte policzki. Chodziła pochylona – kręgosłup zwyrodniał od pracy ponad siły: dźwigania wody w wiadrach przymocowanych do drewnianych „nosideł”, uprawy ziemi, sianokosów, rąbania drewna, dojenia krów, porodów.

Na początku XX w. wiejska kobieta mieszkała z mężem, dziećmi, często też z rodziną męża w chałupie, w której za podłogę najczęściej służyło klepisko. Dzieci spały po kilkoro w jednym łóżku, albo kładło się je na ziemi, w słomie. W zimie potrzeby fizjologiczne załatwiało się do wiadra. Gdy przychodził mróz, do domu zabierano zwierzęta. Mało kto znał takie pojęcie jak higiena osobista. Ludzie myli się od święta. Po prostu nie mieli możliwości, by o siebie zadbać.

„Albo to pranie jak sobie wspomnę, to aż ciarki po mnie przechodzą” – napisała gospodyni z Lubelszczyzny, urodzona w 1905 r. Mydło było towarem luksusowym. Mało kto mógł sobie na nie pozwolić. Od święta kupowało się „tabliczkę” (słowo „kostka” pojawiło się później). Kobiety gotowały drzewny popiół. Część wody wyparowywała, z część powstawał bursztynowy, lekko gęsty płyn – ług, który służył za detergent. Prały w lodowatej wodzie z potoku. Najczęściej bieliznę, bo w niej najszybciej zalęgały się wszy. Koszule lniane (majtek nie noszono, ich rolę pełniła związana po bokach koszula) i kalesony biły drewnianą pałką, „aż ręce w kostkach puchły”.

Przypaleniznę z garnków zdrapywały paznokciami, kawałkiem drewna, piaskiem. Pojawienie się (po II wojnie światowej) plastikowych zmywaków czy druciaków uważały za osiągnięcie cywilizacyjne. Ich kupno wiejskie kobiety wspominają jako jedno z ważniejszych wydarzeń w życiu.

„U pana”

Polskę przedwojenną zamieszkują właściciele dworów i folwarków. Mają rozległe pola. Wiejscy mężczyźni pracowali u „pana”. Kobiety zajmowały się domem i obejściem. Autorka pamiętnika z 1915 r. pisze: „(mężczyźni) w domu byli gośćmi: godzinę w południe, wieczorem, no i w niedzielę. Całe domowe gospodarstwo prowadziła kobieta. I nie tylko domowe, bo musiała 3 razy dziennie doić dworskie krowy, pleć na przednówku marchew, buraki i inną jarzynę na dworskim polu”. I kobiety wspominają o „spełnianiu posługi” we dworze: praniu, sprzątaniu, bawieniu dworskich dzieci. Na odpoczynek mogły pozwolić sobie w Boże Narodzenie i Wielkanoc.

Autorka wspomnienia „Nie pochwalam dawnego”, urodzona w 1905 r. opisuje rytm dnia przeciętnej kobiety. W południe mąż wyprowadzał ze stajni konia. Karmił sianem, poił. Siadał, czekał na obiad. Po posiłku chwilkę drzemał. A gospodyni? „ledwie położy łyżkę, już pędzi krowy, przygania je, doi, karmi świnie, wypuszcza prosięta, przecina drwa, często idzie w południe do sklepu” – czytamy we wspomnieniu. Autorka wspomnienia podkreśla, że „nie umniejsza ciężaru pracy mężczyzny”, uważa jednak, że praca kobiety „nigdy nie jest przerobiona”.

I ciężarne pracowały ponad siły. Podczas przekopywania kartofliska czuły coraz mocniejsze skurcze. Odkładały więc  kopaczkę i szły rodzić. Po dwóch dniach wracały do zbierania ziemniaków, plewienia, siania. Socjolożka, Ludwika Włodek w książce „Cztery sztandary, jeden adres” przytacza fragment bloga „Rzepiska i inne pogranicza”. Brzmi on: „Maryna urodziła siódme dziecko pod Zadnim Wiyrchym. Rano wstała jak zwykle o piątej, żeby ugotować ziemniaki, zrobić moskole na cały dzień, przygotować sześcioro dzieci. Z wielkim brzuchem usiadła na zeleznioku, który niemiłosiernie trząsł. Dojechali na najdalsze pole. Grabili owies. Brzuch bolał. Dzieci biegały. Trzeba było zdążyć do wieczora.

Gdy to na nią przyszło, weszła do lasu, żeby dzieci nie widziały. Kucnęła. Wiedziała, co ma robić, bo to siódmy poród. Nożem obcięła pępowinę. Poczekała na łożysko. Oparła się o drzewo, żeby odpocząć. Niemowlę zawinęła w koszulę. Kawałkiem szmaty zatamowała ranę”.

Powojenna wieś dynamicznie się zmienia. Rozpoczyna się elektryfikacja, budowa dróg, powstaje więcej szkół, pojawiają się przedszkola, szpitale. W latach 60. zamożniejsze rodziny kupują pralkę „Polar”, potem „Franię”, maszynkę do gotowania na prąd. Z chat i czworaków przeprowadzają się do murowanych (ale najczęściej bez bieżącej wody, łazienek i toalet) domów.

„Idę na zmarnowanie”

Zmieniają się także obyczaje społeczne. Po wojnie (w niektórych regionach Polski nawet w latach 70.) zdarzało się swatanie i aranżowanie małżeństw. Nie było to już jednak tak powszechne, jak kilkadziesiąt lat wcześniej.

Barbara Tryftan, kierująca Instytutem Rozwoju Wsi i Rolnictwa PAN, drugi tom „Wspomnień Kobiet Wiejskich” opatrzyła wstępem. Napisała:kobietę traktowano siłą rzeczy jako towar do nabycia (…). Przed wiejską dziewczyną w tamtych czasach stała wyłącznie alternatywa służby w mieście. Chcąc przeżyć na wsi kobiety musiały wyjść za mąż, nawet za mężczyznę niechcianego i niekochanego”.

„Zostałam sprzedana” – napisała kobieta urodzona w 1904 r. na Mazowszu. Była zaledwie szesnastoletnią dziewczyną, kiedy ojciec oświadczył jej swoją wolę. „Wyjdziesz za mąż” – usłyszała. Kandydata na męża wybrał on, uprzednio ustalając finansowe warunki małżeństwa.

Kobieta pisze: „Nadszedł dzień ślubu […] wolałabym, żeby to był mój pogrzeb. Przeczuwałam, że idę na zmarnowanie”.

Zamieszkała z mężem i teściami. Została ich robotnicą i służącą. Każdy podnosił na nią rękę: mąż, teściowa, teść. Życie przynosiło jej stratę za stratą. Trójkę dzieci (za pewne z powodu młodego wieku i ciężkiej pracy) urodziła przedwcześnie, w siódmym miesiącu ciąży. Każde z nich zmarło. Po kilku latach mąż i jego rodzina uznali ją za nieudacznicę i ostatecznie wyrzucili z czwórką potomstwa za próg. Do rodzinnego domu nie miała wstępu. Otrzymała skrawek poletka w ramach reformy rolnej w 1944 roku. Ziemia uratowała ją i jej dzieci przed głodem. „Ręce puchły mi od roboty” – napisała.

Kobieta ta podsumowując końcówkę swojego życia określa ją jako „dobrą”. Wychowała dzieci. Na starość nie została sama, zaopiekowała się nią córka i zięć. Pozostałe dzieci „poszły do miasta”. Była z nich dumna, bo zamieszkały w blokach i dorobiły się. Udało im się nawet kupić telewizor i samochód.

Pamiętnikom kobiet urodzonych na początku XX wieku redaktorzy nadali tytuły „Tylko pełno utrapień i smutku”; „Zostaję sprzedana”; „Serce moje płacze”; „Do chłopa trzeba się przyzwyczaić”.

We wspomnieniu „Nie pochwalam dawnego”, urodzona w 1905 r., gospodyni z Lubelszczyzny napisała: „Za jedenaście miesięcy po ślubie urodziłam syna, żył dwa tygodnie i zmarł. Nie miałam nikogo, jedyną pociechą moją była babka (babcia męża – red.).  Zawsze mi mówiła: — Nie płacz, moje dziecko. Każda kobieta to jest niewolnica, to i ty nie będziesz wybrana”.

Maria Kozłowa, urodzona w 1910 r. w nieistniejącej już wsi Machów jest jedną z autorek wspomnień, której imię i nazwisko udało się ustalić. I odnaleźć jej wciąż żyjącą córkę, Dorotę. Maria nie chciała wychodzić za mąż. „Byłam twarda i chłopcy mnie nie bardzo lubili” – napisała. Może bojąc się samotności, albo marząc o dziecku zdecydowała się na ten krok tuż przed trzydziestką. „Ani to nie była miłość, ani żadne interesy” – napisze. Nie byli szczęśliwi. Opuściła męża. Stało się to w latach 50., albo 60. Przed wojną rozwód wiejskiej kobiety był czymś nie do pomyślenia. Choć mąż często był katem. Podnosił na żonę rękę codziennie – czasem bił lekko, czasem do krwi. Wspomniana córka Marii Kozłowej opowiadała, że przykuty już do łózka ojciec, którego wkrótce miała dosięgnąć śmierć, próbował jeszcze „bić ją laską”.

 

„Ty chamie, po co tu przyszłaś?”

„Swoje dzieci wychowywałam przeważnie sama. Mąż był zajęty gospodarką, dzieci go tam nie bardzo obchodziły, zresztą jak każdego ojca.” – zanotowała Maria Kozłowa.

Matka i dzieci byli nierozłączni. Obowiązki domowe i „w obejściu” przeplatały się z pielęgnacją potomstwa. Niemowlę kobiety zawijały w chustę, szły z nim w pole i do obory. Wieczorem przewijały, czasem kąpały. Już dwulatki „kołysały” młodsze rodzeństwo. Kobiety długo pozostawały wierne ludowym przekonaniom. Nogi – by rosły proste – krępowały „powijakami” (ciasno zawiązany materiał). W ustach niemowlaka umieszczały „mojdę” (cukier lub ziemniaki zawinięte w lnianą szmatkę), układały do snu, by usiąść przy krośnie i prząść len. Kiedy dziecko podrosło karmiły je: każdy kawałek ziemniaków, chleba przeżuwały same i podawały. Starszym dziewczynkom zaplatały włosy w warkocze. Prały i cerowały ubrania.

Autorka wspomnienia „Nie pochwalam dawnego” opisuje wizytę kuzynki mieszkającej w Lublinie. Był 1 stycznia 1937 r. Zmarznięta i zatroskana kobieta weszła do chaty. Prosiła o kilka kartofli. „Dzieci umierają z głodu” – powiedziała. Na pomoc męża nie mogła liczyć. Świętował Sylwestra, teraz odsypiał noc. Autorka wspomnień odrzekła: „kartofle są ciężkie”. Dała jej mąkę, ją łatwiej będzie „zatachać do Lublina”, mąka się nie psuje i na dłużej starczy. Wystarczy dodać do niej wodę, wymieszać, powstanie zacierka (lane ciasto). Będzie na kilka ciepłych posiłków.

Dzieci zwracały się do rodziców: „proszę mamy”, „proszę taty”. Nie mówiło się „ty”. Jednocześnie w swoich wspomnieniach kobiety często piszą o nich „mamusia” i „tatuś”.

Przemoc fizyczna była elementem wychowania. Dzieci dostawały w skórę od rodziców. Bili także nauczyciele. Przemoc na polskiej wsi opisał w swojej książce „Chamstwo” Kacper Pobłocki. Na podstawie „Wspomnień kobiet wiejskich” dr Sylwia Michalska z Instytutu Rozwoju Wsi i Rolnictwa PAN w 2016 roku napisała analizę „Przemoc domowa wobec kobiet w społecznościach wiejskich”.

Choć dzieci rosły „przy matce”, to ojcowie decydowali o ich przyszłości. Mogły „iść na naukę do miasta” albo paść gęsi. Ojciec Marii Kozłowej postanowił, że córka będzie się kształcić. Kiedy Maria pojawiła się w tarnobrzeskiej szkole, miejskie dzieci krzyczały: „Ty chamie, po co tu przyszłaś?”. Miejsce w ławce zrobiła jej Żydówka. Dziewczynka wróciła do domu zalana łzami.

 „Chlebuś”

Wiejska wspólnota dawała kobietom poczucie więzi, ale nie sposób było z niej uciec (szczególnie przed 1939 r.). Chyba, że do miasta, na służbę, gdzie ich los był równie trudny, co opisała w książce „Służące do wszystkiego” Joanna Kuciel-Frydryszak. Ogromna bieda zmusiła miliony mężczyzn do wyjazdu „za chlebem” do USA i Brazylii. Często za nimi jechały potem całe rodziny.

Kobiety bały się miasta. Kochały ziemię. Uważały ją za swoją „matkę”. Jak piszą „karmicielkę”. O pracy, choć często odbierającej siły, pisały z szacunkiem. Uprawa ziemniaków i kapusty (którą szatkowano, solono i w drewnianej beczce ugniatano gołymi stopami, by ukisić na zimę) była rytuałem. Zboże pielęgnowały i zbierały własnymi dłońmi. Ręcznie je młóciły, z mąki i wody zagniatały ciasto na chleb. Maria Kozłowa – by oddać należyty szacunek – nie używa słowa chleb, pisze „chlebuś”. „Chlebuś” wypiekało się raz na tydzień, albo nawet rzadziej i zjadało do piętki. Nie wolno było wyrzucić ni okruszka. „Lubiłam bardzo sadzenie ziemniaków. Gdy wszystko wzeszło, była moc plewienia. Lubiłam również pleć. Mama twierdziła, że szkoda mnie do miasta, bo umiem fajnie plewić mak. Sadziłam równiutko jarzynki, pielęgnowałam pomidory, ogórki. Robiłam porządek w ogródku, siałam maciejkę, nasturcję” – pisze gospodyni z krakowskiego, urodzona w 1942 r.

Gotówka pojawiała się w wiejskim domu raz, dwa razy w roku, kiedy sprzedano świnię przeznaczoną na sprzedaż. Na zakupy do miasta szła kobieta. Dzień wcześniej mierzyła dzieciom stopy (przy pomocy patyczka) i głowy (przy pomocy nitki), by kupić buty i czapki. Wstawała o drugiej w nocy. Ubierała się, zawiązywała na głowie chustę, robiła znak krzyża i z koszykiem w dłoni opuszczała dom. Kilkadziesiąt kilometrów szła boso lub drewniakach. Kupowały rzeczy niezbędne: mydło, garnek, machorkę (dla męża), śledzie. I dwie bułki – jedną z nich jadła w drodze powrotnej. Tego wieczora już nie siadała do krosna – ze zmęczenia zasypiała razem z dziećmi.

***

W drugiej połowie XX w. do Polski wkroczyła industrializacja. Przyniosła zmiany nie tylko w sposobie zarządzania gospodarstwem, również w wiejskich rytuałach, ubiorze, architekturze, kulturze. Przemysł daje mieszkańcom wsi szansę. Wypiera biedę. Tarnobrzeska „Siarka” czy płocka „Petrochemia” odciążają przeludnioną wieś. Zaczyna się emigracja do miasta. W 1921 r. chłopi stanowili 75 proc. polskiego społeczeństwa. Z każdym dziesięcioleciem będzie ich mniej. To, co dla jednych jest szansą, dla innych oznacza koniec świata. Niektóre wsie zostają wręcz unicestwione. We wsi Machów (z której pochodziła Maria Kozłowa) odkryto złoża siarki. Mieszkańców przesiedlono, domy rozebrane, sady wycięto.

***

W 2021 roku od wydawnictwa Książka i Wiedza udaje się uzyskać zgodę na przedruk kilku pamiętników. Zamieszczone zostają na Witrynie Wiejskiej, prowadzonej przez Fundację Wspomagania Wsi. „Wspomnienia” biją rekordy popularności, do Fundacji spływają pytania gdzie można je kupić. Jednocześnie dr Elwira Wilczyńska z Instytutu Rozwoju Wsi i Rolnictwa PAN przeszukuje zbiory Archiwum Akt Nowych. Okazuje się, że zachowały się szczątki pamiętników nadesłanych na konkurs w 1970 roku, a co najważniejsze przetrwały rękopisy niepublikowane we „Wspomnieniach”. Ich lektura pomaga zrozumieć dzisiejszą wieś i jej mieszkańców, ale nie tylko ich, bo zdecydowana większość Polek i Polaków ma przecież chłopskie korzenie. Jest szansa, że wkrótce „Wspomnienia kobiet wiejskich” ujrzą na nowo światło dzienne. Niejedna z nas i niejeden z nas zobaczą w tych kobietach nasze babcie, mamy i samych siebie.

***

Artykuł opublikowany został w majowym wydaniu Tygodnika Powszechnego: https://www.tygodnikpowszechny.pl/kobiety-wiejskie-jak-zmienila-sie-polska-i-polki-173531,

***

Zdjęcie w nagłówku: mieszkanka Zembrzyc czerpie wodę za pomocą ręcznej pompy, 1937, Narodowe Archiwum Cyfrowe.

Autor: Magdalena Gromek-Kowalczyk
O autorze: w Fundacji Wspomagania Wsi od 2010 r.  Absolwentka wydziału Geografii i Studiów Regionalnych Uniwersytetu Warszawskiego, międzynarodowych studiów Development Cooperation Policy and Management oraz Szkoły Trenerów NVC.
Facebook
Twitter
Email

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!

Najnowsze wydarzenia

cała Polska
27.05.2024
- 27.05.2024
Cała Polska
13.05.2024
- 12.06.2024
Polanka Wielka
19.05.2024
- 19.05.2024
cała Polska
27.05.2024
- 27.05.2024
Cała Polska
13.05.2024
- 12.06.2024
Polanka Wielka
19.05.2024
- 19.05.2024

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!