Ponad 100 partii politycznych w Polsce – dlaczego słyszymy tylko o kilku?

sejm

Rozmawiamy z Filipem Pazderskim – prawnikiem, socjologiem oraz kierownikiem projektów dotyczących edukacji obywatelskiej, społeczeństwa obywatelskiego, partycypacji publicznej oraz jakości demokracji i funkcjonowania państwa prawa w Programie Społeczeństwa Obywatelskiego i Demokracji Instytutu Spraw Publicznych.

Krystian Połomski, Monika Mazurczak-Kaczmaryk: Chcielibyśmy porozmawiać z Tobą o partiach politycznych – o tym, jakie mamy partie polityczne w Polsce, i w jaki sposób są finansowane.

Filip Pazderski: Przede wszystkim w Polsce mamy bardzo dużo partii politycznych. Jest ich więcej niż zazwyczaj nam się wydaje, bo ponad 100 zarejestrowanych w ewidencji partii politycznych prowadzonej przez Sąd Okręgowy w Warszawie.

Podstawowym wymogiem stawianym partiom jest to, żeby działały zgodnie z prawem, przede wszystkim z Konstytucją. W związku z tym można założyć partię, która zajmuje się bardzo różnymi tematami. Mieliśmy już po 1989 roku ciekawe przypadki podmiotów tego typu, jak na przykład Polska Partia Przyjaciół Piwa. Ważne jest jednak to, żeby sposób i cel działalności partii politycznej był zgodny z Konstytucją. Dla przykładu: popieranie np. ideologii totalitarnej nie spełnia tego kryterium i partie, które chciałyby wpisać sobie taki cel działalności mogą się spotkać z odmową ich wpisu do ewidencji. Ale ocenić to musi Trybunał Konstytucyjny, działający na wniosek sądu.

 

Partie są powoływane na podstawie ustawy o partiach politycznych, która określa zasady ich działalności, procedurę rejestracji i wymogi, które należy spełnić, by mogło do tego dojść. Co więcej, wszystkie zarejestrowane partie polityczne mają obowiązki. Jednym z nich jest coroczna sprawozdawczość – podobnie jak to jest w przypadku wszystkich innych podmiotów prawnych, na przykład organizacji społecznych. Nawet jeśli dana partia nie poniosła żadnych kosztów w danym roku, jest zobowiązana do złożenia Państwowej Komisji Wyborczej (PKW), odpowiedzialnej za kontrolę wypełniania przez partie ich obowiązków, zerowego sprawozdania finansowego. Za niedopełnienie tego obowiązku są sankcje i to dosyć znaczne, bo może to się skończyć wnioskiem o wykreślenie takiej partii z ewidencji, który PKW składa do Sądu Okręgowego, a ten wydaje odpowiednie postanowienie.

 

Mamy w Polsce grupę partii politycznych, które wszyscy znamy, bo na co dzień o nich słyszymy. Czasem są to partie, które są w danym momencie bardziej aktywne, bo np. niedawno zostały założone. Niektóre z nich wywodzą się z działających wcześniej ruchów społecznych. Częściej z tworzeniem takich nowych partii mamy do czynienia w okresie przed nadchodzącymi wyborami. Planując wziąć w nich udział takie podmioty starają się być aktywne, by zbudować swoją rozpoznawalność.

 

Jednak najbardziej znane są partie, które działają na scenie politycznej od dłuższego czasu, najczęściej takie, które mają swoich przedstawicieli w Parlamencie. Partie te otrzymują tzw. subwencje publiczne, co znaczy, że są finansowane z budżetu państwa, czyli przez nas wszystkich. I w oparciu o takie środki prowadzą działalność.

 

Ostatnio na spotkaniu żartowaliśmy wspólnie z sołtysami o założeniu „Partii Sołtysów”. Jakie warunki musiałaby spełnić ta grupa sołtysów, aby ten pomysł się ziścił?

 

Na pewno sołtysi mogą założyć partię polityczną, bo każdy obywatel i każda obywatelka ma do tego prawo. Należy spełnić wymogi, które są określone w ustawie o partiach politycznych.

Przede wszystkim trzeba się zebrać, przygotować statut, który określa, między innymi, cele działalności i strukturę organów mogących reprezentować partię na zewnątrz oraz zaciągać w jej imieniu zobowiązania. Potrzebne też będzie ustalenie tak podstawowych kwestii, jak nazwa partii, jej skrót oraz adres siedziby i wybranie osoby do organów reprezentujących partię.

Mając ustalone te kwestie można przystąpić do dokonania zgłoszenia partii do ewidencji. W tym celu należy złożyć odpowiednie dokumenty do sądu. Wśród tych dokumentów są: statut oraz wykaz zawierający imiona, nazwiska, adresy zamieszkania, numery ewidencyjne PESEL i własnoręczne podpisy co najmniej 1000 obywateli polskich popierających zgłoszenie danej partii, którzy ukończyli 18 lat i mają pełną zdolność do czynności prawnych.

Takiego zgłoszenia dokonują 3 osoby należące do organu uprawnionego do reprezentowania partii. Wszystkie złożone dokumenty oraz dane przekazane w zgłoszeniu podlegają weryfikacji przez sąd, pod kątem spełniania przez nie wymogów określonych prawem. Jeśli tak jest, to sąd niezwłocznie dokonuje wpisu danej partii politycznej do ewidencji. Sprawdza, czy cele działalności partii deklarowane w statucie są zgodne z Konstytucją i podejmuje decyzję o jej wpisaniu do rejestru.

Nie jest to wszystko bardzo skomplikowane i stąd też wspomniana wcześniej liczba trochę ponad 100 partii politycznych w Polsce, widniejących obecnie w ich ewidencji.

 

To jeszcze dopowiedzmy tylko, po co zakładane są partie polityczne? Czy tylko po to, żeby wystartować w wyborach i wejść do Parlamentu?

 

Podstawowym celem działalności partii politycznej jest po prostu zdobycie władzy, ale nie dla samej władzy, tylko dla realizacji pewnych dążeń. Grupa ludzi zakładających partię zbiera się razem żeby coś osiągnąć, wprowadzić zmianę w otaczającej rzeczywistości, bo coś im przeszkadza.

Obrazowo określa to artykuł 1 ustawy o partiach politycznych, który stwierdza, że partia jest „dobrowolną organizacją, (…), stawiającą sobie za cel udział w życiu publicznym poprzez wywieranie metodami demokratycznymi wpływu na kształtowanie polityki państwa lub sprawowanie władzy publicznej”.

 

W ten sposób w państwie demokratycznym w okresie wyborów różne grupy starają się wskazywać najważniejsze ich zdaniem problemy do rozwiązania w państwie i prezentują swoje pomysły na ich rozwiązanie, by przekonać do swoich racji wyborców. W tym celu prowadzą tak zwaną agitację wyborczą, czyli różnego typu działania podejmowane w przestrzeni publicznej.

Interesy różnych grup społecznych mogą być ze sobą sprzeczne lub też rozwiązania dotyczące tych samych kwestii, proponowane przez różne partie, rozbieżne. Dlatego przed wyborami, w trakcie kampanii podejmują one dyskusję z innymi podmiotami startującymi w tych samych wyborach.

 

Jeśli będą w tych działaniach wystarczająco skuteczne i zdobędą odpowiednio duże poparcie w dniu głosowania, mogą się dostać do Parlamentu. A jeśli zdobyta przez nie liczba głosów będzie odpowiednio duża, to mogą mieć szansę na utworzenie rządu i podjąć się kierowania państwem. Będą więc mieć wpływ nie tylko na tak zwaną władzę ustawodawczą, ale też na władzę wykonawczą. Naturalnie tak mówi teoria, bo jak wiadomo życie bywa o wiele bogatsze niż wszelkie odgórne założenia.

 

Partie polityczne są jednym z filarów liberalnej demokracji. Jednym ze wskaźników jakości demokracji jest przynależność zwykłych obywateli do tych ugrupowań. Czy w tym sensie nasze partie są demokratyczne?

 

Nasze partie nie są bardzo demokratyczne w takim sensie, że one nie skupiają w sobie znacznej części społeczeństwa. Oczywiście partie, które masowo skupiają większą część obywateli są nam znane raczej z państw totalitarnych. Nie chodzi więc o to, żeby partie funkcjonujące w państwie demokratycznym skupiały wśród swoich członków większość społeczeństwa.  Ale pewnym problemem w Polsce rzeczywiście jest relatywnie mała liczba członków partii politycznych. Ta sytuacja wygląda odmiennie w państwach uznawanych za demokracje z dłuższym stażem niż Polska.

 

W takich Stanach Zjednoczonych znaczna część społeczeństwa jest ujęta w rejestrach osób popierających poszczególne partie, które prowadzą te podmioty. W Polsce tego nie mamy. Nasze partie to są niewielkie grupki. Nie mamy też mechanizmów, które zachęcałyby partie do tego, żeby się rozszerzyły. Ani ustawa o partiach nie zachęca do tego, ani też system ich finansowania. Przykładem kraju, gdzie takie zachęty do otwierania się przez partie na większe grupy wspierających je aktywnie obywateli są chociażby Niemcy.

Eksperci wskazują też, że jest problem z demokratycznym zarządzaniem wewnątrz partii, czyli tym, czy każdy ich członek bądź członkini ma realny wpływ na program, czy ma szansę dostać się do organów decyzyjnych danej partii.

Często niestety jest inaczej, główne decyzje podejmuje wąska grupa trzymająca władzę. System zarządzania i podejmowania decyzji jest określany w statucie partii. Na przykład bardzo długo, taką partią, którą uznawano za relatywnie najbardziej demokratyczną w porównaniu z innymi partiami w Polsce, było Polskie Stronnictwo Ludowe, a więc najstarsza spośród partii obecnie istniejących w naszym kraju. Tam chociażby, ważną rolę odgrywają zjazdy delegatów regionalnych. Teraz mamy też inne partie obecne w naszym codziennym życiu publicznym, które podkreślają bardziej demokratyczny sposób ich funkcjonowania – jak Partia Razem czy Zieloni. Między partiami są więc różnice, jednak większość z nich nie jest bardzo demokratyczna, gdyż główne decyzje są podejmowane przez bardzo wąską grupę ludzi i aktyw partyjny nie ma na nie zbyt dużego wpływu.

W demokracji  przedstawicielskiej to partie są głównymi podmiotami, za pośrednictwem których obywatele i obywatelki mogą uzyskać wpływ na kierunek rozwoju państwa i sposób zarządzania nim. Jednak zdecydowanie nie chodzi w niej tylko o to, by obywatele mieli możliwość wywierania wpływu na sytuację jedynie za pomocą oddania głosu na wybranych kandydatów, zazwyczaj raz na 4 lata.

Nie tylko partie polityczne powinny otwierać się na wpływ ze strony obywateli w trakcie trwania kadencji danego parlamentu. Są również różne mechanizmy tzw. demokracji bezpośredniej, za pomocą których obywatele mają możliwość wywarcia wpływu na treść decyzji podejmowanych w naszym wspólnym państwie przez organy administracji publicznej.

 

Chcielibyśmy zapytać Cię o to „wyrażanie zbiorowego interesu”. Po to mamy w systemie demokratycznym partie polityczne, by wyrażały te zbiorowe interesy, podobnie jak związki zawodowe, czy stowarzyszenia. Czy te partie w Polsce wyrażają faktycznie te zbiorowe interesy, czy też jest to jednak mocno rozmyte?

 

Przede wszystkim trzeba powiedzieć, że na przestrzeni lat ta sytuacja ulegała zmianie. Pierwotnie, kiedy powstawały partie polityczne w rozumieniu, jakie teraz znamy, tj. gdzieś od połowy XIX wieku i potem w pierwszych dekadach XX wieku, wtedy rzeczywiście wyrażały one przede wszystkim potrzeby konkretnych grup społecznych, np. robotników, właścicieli ziemskich czy chłopów. Przykłady tego typu partii mieliśmy w Polsce chociażby w dwudziestoleciu międzywojennym. Wydaje mi się, że próby powrotu do tworzenia tego typu partii można było zaobserwować w latach 90. XX wieku, gdy powstawały partie szukające powiązań z konkretnymi grupami społecznymi.

 

Natomiast, jakoś od pierwszych lat XXI wieku obserwujemy w Polsce odwzorowanie trendu, który trochę wcześniej można było zaobserwować w innych częściach świata, szczególnie w demokracjach o dłuższym stażu. Polega on na odchodzeniu przez partie od oparcia ich programu na jednej ideologii (np. lewicowej czy prawicowej), wyrażającej interesy określonej części społeczeństwa.

Zamiast tego, ten podział ideologiczny się zaciera, a poszczególne partie polityczne starają się rozszerzać grupy swoich potencjalnych wyborców po to, by mieć możliwość zebrania głosów ich większej części i uzyskać szansę na zdobycie w ten sposób tak dużego poparcia w wyborach, by mogły potem samodzielnie utworzyć rząd, a przynajmniej by koalicja rządząca mogła się składać z możliwie małej liczby różnych ugrupowań i w ten sposób być bardziej stabilna.

Przejawem tego – między innymi – jest dominujący scenę polityczną w Polsce praktyczny duopol, który obserwujemy już co najmniej od wyborów z 2005 roku. W jego ramach mamy dwa duże bloki partyjne, które ze sobą rywalizują w oparciu – w pewnym stopniu – sztucznie wytworzone podziały między sobą. Bo warto zauważyć, że Prawo i Sprawiedliwość oraz Platforma Obywatelska, o których tu mowa, wywodzą się z tych samych korzeni działalności anty-komunistycznej.

Dlatego potrzebują dodatkowych starań, by odróżnić się od siebie i zdobyć poparcie, niejednokrotnie sięgając przy tym do gry na ludzkich emocjach i obawach. Są, co prawda, mniejsze partie, które starają się jakoś się przez to przebić, ale po tylu latach umacniania się tego podziału ich możliwości są ograniczone. I jak popatrzymy na strukturę wyborców obu tych głównych bloków, to zauważamy między nimi pewne znaczące różnice.

Np. obecnie większość rządząca ma większe poparcie wśród osób starszych, mieszkających w mniejszych miejscowościach, na wsi, czy wśród osób trochę słabiej wykształconych. Ale to nie znaczy, że nie ma poparcia wśród osób należących do innych grup demograficznych. Bo na obecną większość parlamentarną w obu wyborach parlamentarnych, które wygrała, głosowały też znaczne grupy osób z wyższym wykształceniem czy mieszkających w większych miastach. Gdyby tak nie było, to PiS nie mógłby zdobyć tylu głosów, by tworzyć praktycznie samodzielnie rząd (jedynie z udziałem mniejszych koalicjantów).

 

Co ten podział na dwa bloki wyraża? Co on mówi, czym on przyciąga ludzi do siebie, czy masz na to jakieś wytłumaczenie?

 

To jest w ogóle bardzo złożona sprawa, jak wiemy. O tym też badacze piszą książki. Jedna z takich ciekawych analiz została wydana ostatnio przez Przemysława Sadurę i Sławomira Sierakowskiego [zob. Rozmowa z Przemysławem Sadurą] [zob. „Społeczeństwo populistów”].

To się wiąże zarówno ze zmianą kultury politycznej, jak i zmianą metod komunikacji pozwalających docierać do szerszych grup społecznych. Dzięki nim już nie trzeba skupiać się na pracy organicznej, gdzieś tam, w zakładach pracy, żeby dotrzeć do robotników czy osób pracujących w rolnictwie.

Duże ugrupowania, tworzą takie platformy – nomen omen – i starają się znaleźć tematy, które będą oddziaływały na emocje ludzi, aby można było ich łatwiej zaktywizować wokół pewnych problemów. Dlatego mamy te dyskusje dotyczące chociażby kwestii kulturowych czy tożsamościowych. One z jednej strony odzwierciedlają potrzeby, z drugiej – obawy części ludzi, odwołują się bowiem do strachów, do takich pierwotnych instynktów, a czasami też do wytwarzanych obaw.

Robi się to po to, żeby te różne bardzo osoby czy grupy społeczne, mające rozmaite potrzeby, różne oczekiwania i wykonujące różne zawody, żeby je w taki sposób właśnie ujednolicić, zblokować wokół tych kwestii, które są takie bardzo podstawowe, dotyczą właśnie naszych obaw i naszych potrzeb.

To są dosyć uniwersalne problemy, ale też można wokół nich ludzi polaryzować, czyli dzielić na bardzo wyraziste, przeciwstawne sobie grupy. Stąd też właśnie mówi się o polaryzacji społecznej, która pogłębia się w wielu społeczeństwach, nie tylko w Polsce.

Aczkolwiek są systemy, które pozwalają trochę przeciwdziałać tak ostrym podziałom społecznym, przez to, że jest tam inny system wyborczy, inny system przydzielania mandatów w Parlamencie i potem tworzenia rządu. Paradoksalnie, przy odpowiednio rozwiniętej kulturze politycznej, takiemu większemu oparciu debaty publicznej na kwestiach merytorycznych, służy bardziej proporcjonalny system obejmowania władzy, w którym rząd tworzy większa liczba ugrupowań.

Ale my w Polsce mieliśmy z tym trudne doświadczenia w latach 90. XX wieku i te emocje sprzyjały tworzeniu się dwóch większych bloków politycznych, które prawie od 20 lat dominują nasze życie polityczne.

Pewnie warto teraz odpowiedzieć sobie na pytanie, czy chcemy przy tym pozostać, czy jednak dla poprawy jakości naszego życia publicznego potrzebujemy poszukania nowych rozwiązań?

***

Foto: Sejm RP, sala plenarna, zdjęcie wykonane 24 stycznia 2007 roku, autor: Piotr VaGla Waglowski, http://www.vagla.pl Public Domain

 

 

 

Facebook
Twitter
Email

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!