Dlaczego sołtysom z wójtami zwykle jest pod górkę?

JAKUBzaja

#HIT2023. Przypominamy najpopularniejsze materiały mijającego roku.

 

Rozmowa z Jakubem Kochowiczem, Wójtem Gminy Lisewo.

Przemysław Chrzanowski, Witryna Wiejska: Dlaczego wójtom tak trudno czasem dogadać się z sołtysami?

Jakub Kochowicz, Wójt Gminy Lisewo: – Kluczową kwestią jest sprawa zarządzania gminą. Należy odpowiedzieć sobie na pytanie: czy sołtysów w tym kontekście traktujemy instrumentalnie czy jako partnerów? Według mnie wszystkie problemy na linii sołtys – wójt, czy burmistrz swoje źródło mają w niewłaściwym postrzeganiu roli sołtysów, którzy bywają narzędziami w procesie zarządzania, wypełniającymi zadania narzucane przez włodarzy.

                                     Jakub Kochowicz.

Uczestnicząc w spotkaniach organizacji działających na obszarach wiejskich w Marózie, czy Starych Jabłonkach wielokrotnie miałem okazję obcować z sołtysami, którym przyszło działać w takich właśnie warunkach. Były to osoby zdobywające wiedzę, uczestniczące w warsztatach i spotkaniach branżowych, mające zupełnie inną wizję funkcjonowania sołectw, opartą na szeroko pojętej współpracy.

Zgrzyty w kontaktach z wójtami są dla nich codziennością. Aby to się zmieniło, ich głos musi być nie tylko słyszalny, ale i wysłuchany. Wójtowie muszą dzielić się sprawczością z sołtysami i mieszkańcami sołectw, powinni im zaufać i dać przestrzeń do działania. Nie mogą rzucać słów na wiatr. Jeśli podczas planowania inwestycji obiecują, że zrealizują jakieś zadanie, to winni tego dokonać, albo sensownie wytłumaczyć dlaczego się to nie powiodło.

 

Istotna jest także sprawa budowania współodpowiedzialności. 

– Najprościej jest powiedzieć: idź, zrób, popraw… Jeśli wójt tylko wydaje dyspozycje, jeśli nie jest partnerem, a jedynie wymagającym urzędnikiem, to ten sołtys w pewnym momencie zacznie się irytować i odwracać.

Najpierw będą to małe rzeczy, jakieś uwagi, przejawy niezadowolenia, a potem alternatywne działania, które zwykle prowadzą do niesnasek. Kolejny etap to permanentne podkopywanie po obu stronach, potęgujące eskalację konfliktu. Nie ma mowy o współpracy, zaufaniu i wzajemnym szacunku. Dlatego nie należy iść tą drogą.

 

Czy rzeczywiście sołtysi stanowią jakiekolwiek zagrożenie dla wójtów?

– Wójt może znaleźć się w sytuacji, w której zagrażał mu będzie sołtys. Ale uważam, że to absolutnie nie jest nic złego. Może przecież działać przeciwko włodarzowi, który nie chce współpracować, albo udaje, że współpracuje.

Sołtys będący liderem, widzącym, że można inaczej, lepiej zarządzać gminą, zawsze będzie postrzegany jako wróg. Osobiście namawiałbym kogoś takiego, by zainteresował się kandydowaniem w wyborach, może nie od razu na stanowisko wójta, warto zacząć od rady gminy. Taka reakcja to zawsze przejaw niezgody na stan, w jakim się znajdujemy.

Przed laty ja także znalazłem się w podobnej sytuacji, ponieważ nie zgadzałem się na to, w jaki sposób ówczesny włodarz zawiadywał moją gminą. Dziś jestem wójtem i staram się nie popełniać takich błędów. Wiem, że konflikty z sołtysami uderzają przede wszystkim w mieszkańców poszczególnych sołectw.

 

 

Czy można zaangażowanie sołtysa, czy rady sołeckiej przekuć w coś konstruktywnego?

– Sołtys wyedukowany, sprawny na swym stanowisku, taki, który jeździ po Polsce i chłonie wiedzę oraz doświadczenie innych to prawdziwy skarb. Dla wójta, dla gminy, ale przede wszystkim dla miejscowości, w której piastuję swoją funkcję.

 

Moją intencją od samego początku było i jest  to, by sołtysi byli lokalnymi liderami. Jako wójt nie mogę być wszędzie, ale mając ludzi, których darzę zaufaniem, którzy na sto procent są zaangażowani w działania na rzecz swych środowisk, jestem spokojny o to, że w tych miejscowościach wszystko funkcjonuje w należytym porządku. Kwitnąca wieś to powód do dumy nie tylko dla sołtysa, ale i wójta, który pozwolił na to, by mógł on rozwinąć skrzydła.

 

Jakie relacje łączą Pana z sołtysami w gminie Lisewo?

 

– Kiedy obejmowałem stanowisko wójta, w gminie Lisewo nie było funduszu sołeckiego. Jeżeli sołtys chciał coś zrobić, musiał jakieś środki organizować od sponsorów, albo szedł po jakieś pieniądze do wójta. Było to kompletnie nieprzejrzyste, ponieważ nie było żadnych zasad, według których przydzielano takie pieniądze. Jedni dostawali trochę, inni więcej, a jeszcze inni wcale.

 

Muszę powiedzieć, że pierwszy rok mojej pracy na stanowisku wójta był szalenie ciężki. Czułem się fatalnie, kiedy ktoś ot tak przychodził do mnie po pieniądze. Nie wiedziałem ile to dużo, a ile mało, czy wystarczy, czy ktoś się nie pogniewa… Taki stan rzeczy kompletnie nie sprzyjał integracji społecznej.

 

Czy fundusz sołecki okazał się lekiem na całe zło?

 

– Rzeczywiście sytuację unormowaliśmy w  2015 roku, kiedy to podjęliśmy uchwałę o wdrożeniu funduszu sołeckiego. W kolejnym roku sołtysi dostali narzędzie do realnego wpływania na to, co się dzieje na terenie ich miejscowości. Wreszcie mieli oni z czym wyjść do mieszkańców.

 

Wcześniej ich jedyną rolą był podział kamienia na drogi, co zwykle kończyło się kłótnią, bo owego kamienia było zawsze za mało. Jak to miało sprzyjać budowaniu relacji międzyludzkich, poczucia sprawczości, czy pozytywnych kontaktów sołtysa z urzędem? Dochodziło do tego, że gdy w sołectwie zdarzył się pogrzeb zasłużonego mieszkańca, sołtys wiązankę musiał kupować z własnych pieniędzy.

 

Ale na początku z funduszem nie wszystkim było po drodze, sołtysi obawiali się biurokracji i nowych obowiązków. Wieszczyli, że teraz dam, a za chwilę zabiorę, bo pieniądze będą potrzebne na drogi, albo oświatę. Postawiliśmy na edukację, zrobiliśmy kilka szkoleń, pojechaliśmy na wizytę studyjną do pobliskiej gminy, w której fundusz sołecki już funkcjonował. Kiedy wydzieliliśmy fundusz, sołtysi nagle poczuli sprawczość. Nie mogli uwierzyć, że nie muszą wykłócać się o każdy grosz. Oczywiście ustaliliśmy zasady, co do wydatkowania tych środków, procentowo określiliśmy poziom wydatkowania pieniędzy na określone zadania.

Znajduje pan czas na to, by cyklicznie spotykać się z sołtysami?

 

– Tak, raz na kwartał spotykamy się na naradach z sołtysami, gdzie podsumowujemy dotychczasowe działania. Jest to zawsze okazja do tego, by wzajemnie się inspirować i wspierać, jeśli w danym sołectwie pomoc jest wymagana. Muszę przyznać, że to u nas świetnie działa.

 

Kiedy nasi sołtysi pojechali na szkolenie organizowane przez lokalną LGD, usłyszeli, że naszą gminę stawia się za wzór współpracy z samorządem pod kątem wydatkowania pieniędzy z funduszu sołeckiego. Zaakcentowano, że nasze sołectwa nie działają pod żadną presją. Nie może być tak, że wójtowie dają sołtysom narzędzie w postaci funduszu sołeckiego, a z drugiej strony narzucają na co ma on być wydatkowany. Mogę zaryzykować i powiedzieć, że u nas fundusz jest wręcz pomnażany… Sołtysi wraz z mieszkańcami wydatkują go na przykład na materiały, kwestię wykonawstwa zadań biorą już na siebie. Ponadto jest to okazja do wyjścia z domu, a zarazem troski o wspólne dobro. Wieś się konsoliduje, ludzie współdziałają i się integrują. I to jest klucz do sukcesu.

 

Moi sołtysi są prawdziwymi liderami. Wielu z nich namawiałem i namawiam do tego, by byli radnymi. Dlaczego? Bo chcę mieć takich ludzi, którzy myślą do przodu, którzy są moimi partnerami. Wracając do poprzedniego pytania: czy ja takich sołtysów powinienem się obawiać? Chcę, żeby byli współorganizatorami tego, co robimy. Czy ja przez to coś tracę? Nie, ja za każdym razem coś zyskuję.

 

Jest jeszcze jedna rzecz, która mogłaby finansowo usprawnić sołectwa, mowa o osobowości prawnej. Czy sołectwa powinny ją otrzymać?

 

– Tak, ale pod warunkiem, że sołtysi i rady sołeckie będą na to gotowe. To nie jest tak, że sołtysi nagle “na hura” zaczną pozyskiwać środki zewnętrzne. Nie każdy dobrze czuje się w roli twórcy wniosków, nie każdy ma odwagę, by się za to zabrać.

 

Podobnie było z funduszem sołeckim, potrzebna była edukacja oraz uruchomienie stałej pomocy w urzędzie. W gminie Lisewo mamy 18 sołectw, byłoby wspaniale, gdyby były to jednostki autonomiczne, które same poradziłyby sobie z całą buchalterią związaną z pozyskiwaniem, wydatkowaniem i rozliczeniem środków. Ja jednak wiem, że to nie zadziała, że z fakturami wszyscy będą biegać do urzędu, co byłoby dla nas znaczącym obciążeniem.

 

Najlepszą formą pozyskania osobowości prawnej jest, póki co, zawiązanie KGW. Mamy tu uproszczoną, czytelną księgowość. Uważam, że nie warto czekać na to, że sołectwo kiedyś tam dostanie osobowość prawną. Jeśli to możliwe, zakładajmy koła gospodyń. Szkoda jedynie, że w danej miejscowości można założyć tylko jedną taką organizację.

 

***

Facebook
Twitter
Email

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!

Najnowsze wydarzenia

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!