W dobie szalejącej inflacji, powszechnej drożyzny i narastającego kryzysu energetycznego warto zastanowić się, na ile możemy być samowystarczalni. Czasem nie potrzeba wiele, by zapełnić spiżarnię. Warto przy tym racjonalnie planować i… dbać o siebie. Z takiego założenia wychodzi Arkadiusz Pstrong, gospodarz Toskanii Kociewskiej.
Ogród
Najważniejszą rzeczą jest ogródek warzywny. Żyjąc na wsi, a czasem na obrzeżach miast mamy takie możliwości, by „zaopiekować się” kawałkiem ziemi. W naszej szerokości geograficznej z ogrodu możemy czerpać garściami od kwietnia aż do października. Jeżeli postawimy szklarnię, czy choćby foliowy tunel, to ów czas wydłuża się o kolejne trzy, cztery miesiące. Już w marcu można mieć pierwsze nowalijki i rozsady, które wyhodowane w cieplarnianych warunkach potem zaimplementujemy do gruntu, znacznie przyspieszając ich wegetację.
Dla przeciętnej rodziny wystarczającym będzie ogródek o wielkości 30-40 metrów kwadratowych. Na takim areale zmieści się wszystko, czego potrzebujemy w kuchni. Wyhodujemy tu wystarczającą ilość ogórków, pomidorów, papryki, cebuli, buraków, marchwi, pietruszki. Jako że u nas dominuje kuchnia włoska, dodatkowo stawiamy na bakłażany, czy brokuły. Oczywiście jest to uprawa ekologiczna. Wiemy, że to my będziemy bezpośrednimi konsumentami, więc nie stosujemy herbicydów, nie „randapujemy”. Troszczymy się o zieleń metodami naturalnymi, jest to bardziej pracochłonne, ale dużo korzystniejsze dla naszych organizmów.
Wychodząc poza ogród, warto zainteresować się ziołami. Z reguły rosną one bez naszego wsparcia, nie trzeba ich pielić, ani podlewać. Znajdziemy je w lasach, na łąkach, czy rowach, trzeba tylko się ich nauczyć i wiedzieć, jak je stosować w kuchni. Nasze babki wykorzystując owe zioła w pradawnych przepisach wyżywiły całe pokolenia. Mają niesamowite walory smakowe, prócz wartości odżywczych cenimy je za kojący wpływ na nasze samopoczucie.
Chleb i… piwo
Pieczywo kochamy i przygotowujemy je sami od dawna. Kiedyś robiliśmy to zawsze w poniedziałki, środy i piątki. Teraz, oszczędzając energię, wypiekamy więcej bochnów tylko raz tygodniowo. Pieczemy różne chleby, by się nimi nie znudzić. Dodajemy różne procenty rozmaitych mąk, lubimy na przykład chleb gryczano-pszenny z domieszką czarnego sezamu. Jest trochę mniejszy niż inne gatunki, wolniej rośnie, jest zbity, ale za to utrzymuje się nawet cztery dni. Oczywiście u nas tak długo nie wytrzymuje, bo dość szybko go zjadamy. Warto zaznaczyć, że korzystając z nagrzanego piekarnika, przygotowujemy także pyszną drożdżówkę, która jest świetnym uzupełnieniem naszych włoskich śniadań.
Co do piwa, to warzymy na własne potrzeby kilka jego gatunków. Co prawda ostatnimi czasy, brakuje nam doby, by sprostać wyzwaniu, ale postaramy się powrócić do tego interesującego obyczaju. W naszym przypadku jest to produkcja całoroczna, nakierowana głównie na użytek naszych gości agroturystycznych. Szczególnym uznaniem cieszy się piwo pokrzywowe. Robimy je zwykle od połowy kwietnia do początku maja. Młoda pokrzywa jest bardzo smaczna. Oprócz niej do piwa dajemy odrobinę imbiru, wówczas napój jest bardziej klarowny i wyrazisty. Wśród naszych specjalności są piwa pszeniczne, gryczane, robimy też takie, do którego dodajemy rabarbar. Zimą, kiedy nie ma pod ręką świeżych owoców i warzyw, sięgamy po przeciery. Wszystkim polecam również podpiwki, które właściwie nie zawierają alkoholu. Są smaczne i bardzo zdrowe.
Konfitury i kiszonki
Wspomniany ogród daje szerokie możliwości przygotowywania przetworów, które potem goszczą na stole przez okrągły rok. Jabłka, śliwki, gruszki – to wszystko pod wieloma postaciami trafia do słoików.
Marmolady, dżemy, czy kompoty stanowią niemal bazę śniadań, które w Toskanii Kociewskiej jada się raczej na słodko. Przygotowanie konfitur to obecnie proces permanentny, angażują się w niego bez wyjątku wszyscy domownicy, począwszy od dzieciaków, na pani domu skończywszy.
To ona gra tutaj pierwsze skrzypce. Stara się, by było nie tylko smacznie, ale także ekologicznie i tradycyjnie – trochę po polsku, trochę po włosku. Rzecz dotyczy również przetworów fermentowanych.
Ogórki kiszone, czy kapusta z beczki to oczywiście klasyki. Ale w Toskanii Kociewskiej kisi się również cukinie, bakłażany, a nawet rzodkiewki. Pan Arkadiusz przekonuje, że w zasadzie każde warzywo z przydomowego ogrodu można poddać procesowi kontrolowanej fermentacji. Wszystkie mają wspólny mianownik – mają szczególne walory zdrowotne, zawierają mnóstwo witamin, przeciwutleniaczy oraz antyoksydantów.
Kury
Niewielka hodowla drobiu to wyzwanie absolutnie wykonalne niemal w każdym wiejskim obejściu. W Toskanii Kociewskiej kur nie trzyma się na mięso, bo domownicy są zdeklarowanymi jaroszami. Nie gardzą natomiast jajkami, uznając je za istny rarytas.
To jeden z najzdrowszych i najlepiej przyswajalny produkt świata – podkreśla Arkadiusz Pstrong.
– To dlatego warto wygospodarować dosłownie 5 metrów kwadratowych, na których z powodzeniem pomieści się 10-15 kurek. Takie stadko, karmione tylko tym co daje niewielkie gospodarstwo, bez sztucznych pasz, antybiotyków i innych wspomagaczy, jest w stanie dostarczyć 5-6 zdrowych, ekologicznych jaj dziennie. To w zupełności wystarczy, by przyrządzić wykwintną jajecznicę, albo pastę.
Mamy także jajka gęsi, które wykorzystujemy przy pieczeniu chlebów i drożdżówek. Jest to jednak produkt jedynie wiosenno-letni, ponieważ po okresie lęgowym, gęsi nie niosą się tak jak kury.
Mądre zakupy
Wiadomo, że nie wszystko da się wyprodukować. Zakupy są wyższą koniecznością, ale można je dobrze zaplanować. W Toskanii Kociewskiej robi się je zaledwie raz w tygodniu.
– Mamy tablicę na lodówce, gdzie zapisujemy nasze potrzeby. Dotyczy to przede wszystkim produktów długoterminowych: soli, cukru, mąki, czy kaszy. Kupujemy zwykle większe ilości: po 5 lub 10 kilogramów.
Wcześniej analizujemy ceny w poszczególnych sklepach, przeglądamy gazetki reklamowe w poszukiwaniu promocji. Planowanie zakupów powoduje, że nasza spiżarnia zawsze jest prawie pełna. Dbamy przy tym o właściwe terminy przydatności do spożycia i zabezpieczamy zapasy przed ingerencją owadów oraz gryzoni, o które na wsi nietrudno.
Słoneczne zasilanie
Dla pana Arkadiusza gwarantem przetrwania jest ponadto dostęp do energii.
– Myślę sobie, że jeśli mam prąd, to w zasadzie mogę wszystko. I dlatego właśnie przed kilku laty zainwestowaliśmy w panele fotowoltaiczne. Wiadomo, że bezpieczeństwo energetyczne to jedno, ale w czasie kiedy nie zarabiamy, istotne jest to, że nie obciążamy swojego budżetu wysokimi rachunkami za prąd.
Nasze opłaty radykalnie się obniżyły. Idąc za ciosem, myślę w dalszej perspektywie o magazynowaniu wyprodukowanej energii. Dużo się mówi o całkowitych blackoutach, które mogą nas spotkać podczas pory zimowej. Byłoby to pewnego rodzaju zabezpieczenie dla gospodarstwa. W przyszłości wyposażymy nasze obiekty w instalacje solarne do ogrzewania wody, co także będzie miało znaczący wpływ na obniżenie kosztów.
W zdrowym ciele… antidotum na kryzys
Pan Arkadiusz zwraca uwagę na jeszcze jeden, jego zdaniem najważniejszy aspekt bycia samowystarczalnym. Słusznie podkreśla, że w kryzysie koniecznie należy zadbać o swoje zdrowie.
– Trzeba systematycznie ćwiczyć. Jeśli mamy sprawność fizyczną, poradzimy sobie z każdym wyzwaniem. Praca w ogrodzie, czy przy zwierzętach gospodarskich będzie dla nas czystą przyjemnością. Gdy człowiek na zdrowiu podupada, nie ma w sobie energii, nie chce mu się wstawać z fotela. W konsekwencji spiżarnia i lodówka będą puste. Warto zatem zapamiętać, że w ciężkich czasach nie można pozwolić swemu organizmowi na chorowanie.
Przemysław Chrzanowski
fot. Toskania Kociewska
***
Warto zajrzeć:
https://www.facebook.com/ecologic.farm.poland