Od 24 lutego, od czasu wybuchu wojny w Ukrainie uwaga wszystkich skoncentrowana jest na pomocy osobom uciekającym przed wojną. Sytuacja na granicy polsko – białoruskiej zeszła na dalszy plan. W mediach ten temat właściwie nie istnieje, ale dramaty ludzi, którzy próbują tamtędy przedostać się do Polski nadal mają miejsce.
Klub Inteligencji Katolickiej w Warszawie już w zeszłym roku uruchomił przy granicy polsko-białoruskiej Punkt Interwencji Kryzysowej, który prowadzony jest przez kilkudziesięciu wolontariuszy. Jednym z nich jest Maciej Niemojewski, który opowiada o aktualnej sytuacji na granicy.
Człowieczeństwo
Oczywiście KIK ma wartości chrześcijańskie u swoich podstaw, ale w jego szeregach przewijają się najróżniejsi ludzie. Jest masa ludzi niewierzących. Poznaję tam wielu ludzi różnych wyznań, różnego pomysłu na życie, różnych poglądów. To jest bardziej historia o człowieczeństwie i o tym, że jak masz obok siebie człowieka, który wymaga pomocy, to nie przechodzisz obojętnie obok niego. Ta świadomość, że ludzie umierają po lasach, gdzieś niedaleko naszego domu i my nic nie robimy – to jest przerażające! To jest bardziej kwestia pomocy drugiemu człowiekowi w potrzebie i nie ma znaczenia wyznanie. To jest wspaniałe, że to nie jest o wierze, o religii, tylko o człowieczeństwie.
Granica
Sytuacja na granicy dość dynamicznie się zmienia, ale cały czas są ludzie w lesie, cały czas potrzebna jest nasza pomoc. Zależy od dnia, czasami tych ludzi jest bardzo dużo, czasami trochę mniej, ale ci ludzie wymagają pomocy.
Co chwilę słyszymy o kolejnych pushback’ach, wyrzucaniu dzieci, rodzin. To są rzeczy niepojęte. Dlatego ja rozumiem, że większość ludzi, którzy nie są w to zaangażowani, nie chcą często w to uwierzyć, ale to się dzieje. W te historie czasami ciężko uwierzyć, ale my spotykamy tych ludzi, którzy byli pobici, którzy spędzili niekiedy dwa, trzy miesiące w lesie.
Kiedy spotkasz strażników granicznych, to spotkasz człowieka lub człowieka. Są różni ludzie. Nie chcę każdego strażnika granicznego nazwać złym, ale Straż Graniczna jako instytucja nie pomaga tym ludziom. Oczywiście czasami dostaną od nich butelkę wody czy nowe buty, ale potem i tak zostaną wyrzuceni do lasu. My – wolontariusze jesteśmy wiecznie ganiani, kryminalizowani. Generalnie staramy się nie mieć spotkań ze Strażą Graniczną.
Nigdy w życiu się nie spodziewałem, że trafię do środowiska, gdzie spotkam ludzi z długą bronią, gdzie będę ganiany. To są partyzanckie historie – idąc pomagać ludziom, musimy ukrywać się po lasach, co w XXI wieku jest przerażające i szokujące.
Polityka
Wydaje mi się że to nie jest kwestia Straży Granicznej, tylko polityki. Nie ma żadnego pomysłu na poziomie politycznym, jak sobie z tym poradzić. Straż dostaje rozkazy i musi je wykonywać. Ewidentnie są ludzie, którym ciężko jest wykonywać te rozkazy. Jest ich wielu. Słyszałem historie o ludziach, którzy wstydzili się być w tych służbach. Ale trzeba o tym pamiętać, że Straż Graniczna jest jednym z trzech największych pracodawców na Podlasiu, więc trudno się dziwić, że dla tych ludzi to jest całe ich życie. Muszą utrzymać rodzinę. To są kolejne, inne już dramaty ludzi, którzy przez taką politykę są postawieni wobec takich dylematów.
A przecież nie musi tak być. Chociażby patrząc, jak sobie poradziliśmy z ogromną rzeszą ludzi uciekających przed wojną w Ukrainie. W tamtej sytuacji jakoś sobie poradziliśmy z ogromną liczbą uchodźców – ponad 3 milionową. Ludzi na granicy polsko-białoruskiej w porównaniu do uciekających z Ukrainy jest bardzo mało. To są jakieś śmieszne liczby.
Oczywiście statystyka jest tylko statystyką i nie działa tak na wyobraźnię. Nie mamy pełnych szacunków, bo nikt do końca tego nie wie i takich statystyk nie prowadzi, ale myślę, że to jest 30-40 tyś. ludzi. W porównaniu do trzech milionów, które przybyły z Ukrainy i które przyjęliśmy – to jest nic.
Druga sprawa, to ilość pieniędzy, które wydaje się na to, żeby się im przeciwstawić.
Uważam że jesteśmy na początku kryzysu ruchów migracyjnych. Nie jesteśmy przecież jedynym szlakiem. Nikt z tym nic nie robi. Nie szuka się rozwiązań tego problemu. To nie jest jedynie problem Polski, a całej Unii Europejskiej. A to się szybko nie skończy i będzie się działo przez długi czas.
Mur
Koszt zbudowania muru jest ogromny. Wiem, że już są pomysły jego obchodzenia – jakiś podkop, tunel itd. Mur tutaj dużo nie pomoże. Nie tędy droga. Bardziej potrzebne jest wymyślenie jakiegoś sposobu, jak zająć się problemem migracji i po prostu wziąć się za to.
Boję się, że mur spowoduje wyłącznie to, że skanalizuje przemyt ludzi. Ktoś po stronie białoruskiej będzie brał jeszcze większe pieniądze za próbę ich przerzucenia. Ci ludzie bardzo często w ogóle nawet nie wiedzą, gdzie jadą. Często po prostu ktoś im powiedział, że to wszystko jest legalne. To są bardzo różne historie. Każdy z nich ma trochę inną. Nie mnie oceniać, dlaczego to robią, czy warto, czy nie warto.
Mieszkańcy
Jest cała rzesza lokalnych aktywistów, którzy działają i pomagają. Oni są w najgorszej sytuacji, bo my tam przyjedziemy na jakiś czas, a potem wracamy do siebie, do Warszawy, czy do innego miasta. Oni są tam od sierpnia. Nie mają nawet dnia przerwy. Wielu z nich to ludzie, którzy wybrali się na Podlasie w poszukiwaniu spokoju, takiego swojego świata. Teraz wszystko im się wywróciło do góry nogami. Spotkali kogoś na drodze, albo usłyszeli, że ktoś jest w zagajniku, więc zrobili zupę i poszli. Bardzo silnie to przeżyli i w to wpadli. To są głębokie przeżycia. To jest abstrakcja, emocje trudne do opanowania.
Dodatkowo jest duża część społeczeństwa, która tak naprawdę nie zdaje sobie sprawy do końca, co tam się dzieje. Tam budowana jest narracja strachu. Kiedy widzisz szwadrony wojska, to na logikę wydaje się, że jak jest wojsko, to po to, żeby nas bronić. Nie dziwię się ludziom, którzy jej się poddają. Nie dziwię się, że oni się mogą bać. Zewsząd ci opowiadają, że obcy przyjechali skrzywdzić nasze córki i nie wiadomo co. Boisz się, dopóki nie spotkasz człowieka i zobaczysz, że nie jest potworem.
Jest też masę takich prozaicznych rzeczy. Drogi zostały strasznie zniszczone przez wojsko. Lokalni mieszkańcy muszą non stop naprawiać swoje samochody, albo nie mają często, jak dojechać, bo droga została rozjechana. To są małe rzeczy, ale oni tam mieszkając, non stop mają utrudnione życie. Są check point’y, gdzie są sprawdzane dokumenty. Ktoś cię zatrzymuje, kiedy jedziesz zawieźć dzieci do szkoły. Codziennie jesteś zatrzymywany i sprawdzany. A dzieci ciągle widzą sytuacje, w których żołnierze wchodzą do sklepu z długą bronią na plecach i wybierają z półek rzeczy. To są takie historie, których nie da się później szybko odkręcić.
Strefa
Do strefy nie można wchodzić. Tylko lokalni mieszkańcy mogą to robić. Dlatego bardzo dużo działań opiera się na nich. Powstaje pytanie, czy oni wspierają nas, czy to bardziej my wspieramy ich. Oczywiście są nasze stowarzyszenia i struktury Grupy Granica, żebyśmy mogli jakkolwiek pomagać, ale masę rzeczy my nie możemy robić, tylko robią oni.
W pewnym momencie było tak, że tylko w strefie mogłeś pomóc, bo ta strefa jest na tyle rozległa, że ciężko było spotkać kogoś poza nią. A jak ktoś był poza strefą, to znaczy, że był silny, zorganizowany i wiedział, jak sobie radzić. Najbardziej potrzebujący byli właśnie tam – w strefie. Była masa różnych batalii i rozmów między nami, czy w ogóle możemy tam wchodzić i potem uciekać przed służbami. To są takie historie dość abstrakcyjne, bo ta strefa jest wyznaczona palcem po mapie. Nikt realnie nie wie, gdzie ona przebiega. Często nawet służby dokładnie tego nie wiedzą.
Kiedyś spytałem pogranicznika, gdzie jest ta strefa. Powiedział mi, że trzeba na jakiejś rządowej stronie znaleźć rejestr gmin, które są w strefie, potem samemu znaleźć mapy tych gmin i sobie wyrysować. To ogromna logistyka, żeby dowiedzieć się, gdzie są te strefy. Oczywiście bywają od czasu do czasu jakieś tabliczki, ale tak naprawdę nigdy nie wiesz, czy jesteś w strefie.
Pomoc
Odkąd zaczęła się wojna w Ukrainie, brakuje nam wolontariuszy. Jest kilka takich miejsc, gdzie przebywamy i pomagamy. Jeśli ktoś rzeczywiście chciałby się zaangażować bezpośrednio i w ten sposób jakoś pomóc, to czy przez KIK, czy przez Grupę Granica, na pewno można się zgłosić. A jeśli chodzi o pomoc zdalną, bez przebywania tam, to tak naprawdę najlepiej wesprzeć finansowo Grupę Granica.
Potrzeby cały czas się zmieniają. Zimą była potrzeba ciepłych ubrań. Teraz ubrań już nie potrzebujemy, a ludzie nadal je nadsyłają. Gigantyczną pracą było przesortowanie tych darów, które dostajemy. Znacznie łatwiej jest móc kupić to, czego akurat potrzebujemy. To oszczędza czas. Także wsparcie finansowe jest bardziej przydatne.
Żeby efektywnie pomóc, warto współpracować z organizacjami należącymi do Grupy Granica. Oni wszyscy działają i znają bieżące potrzeby. To będzie najbardziej realna pomoc.
Relacji wysłuchał i ją spisał Piotr Subotkiewicz.
Warto odwiedzić: