Rozmowa z Robertem Klonowskim z OSP w Kwilczu.
St. bryg. w st. spocz. Robert Klonowski.
Przemysław Chrzanowski, Witryna Wiejska: Żyjemy dziś w obliczu wojny w Ukrainie, wcześniej przez dwa lata zmagaliśmy się z epidemią Covid-19, czy te doświadczenia czegoś nas nauczyły w kontekście zarządzania kryzysowego?
Robert Klonowski, OSP w Kwilczu: – Rzeczywiście od wielu miesięcy mierzymy się z trudnymi sytuacjami, ale mówiąc o zarządzaniu kryzysowym nie sposób nie zacząć od zdarzeń, które miały miejsce w 2017 roku. Jak wszyscy pamiętamy, najtragiczniejsza sytuacja miała wówczas miejsce w województwie kujawsko-pomorskim, w bliskim sąsiedztwie miejscowości Suszek, gdzie na obozie harcerskim zginęło trzech młodych ludzi. Po tej katastrofie rząd powołał międzyresortowy zespół, który miał zweryfikować funkcjonowanie zarządzania kryzysowego w Polsce. Specjaliści starali się wyjaśnić jak doszło do tych tragicznych zdarzeń, szukali przyczyn popełnionych błędów, wyciągali wnioski, żeby w przyszłości takich sytuacji uniknąć.
Po dogłębnej analizie stwierdzono wówczas, że system zarządzania kryzysowego w administracji samorządowej po prostu nie działa, co w sytuacji kryzysowej skutkuje niekontrolowaną samoorganizacją społeczności lokalnych. Po kilku latach przyszedł COVID, który mocno nas „przeczołgał”. Teraz jesteśmy świadkami kryzysu w Ukrainie i mimo że od wspomnianych tragicznych zdarzeń minęło pięć długich lat, system zarządzania kryzysowego w administracji samorządowej nadal nie działa, a społeczności lokalne po raz kolejny zmierzyły się z koniecznością niekontrolowanej samoorganizacji.
Czyżby po katastrofie w Suszku żadnych wniosków rządzący jednak nie wyciągnęli?
– Po tamtych wydarzeniach zadecydowano o konieczności znowelizowania Ustawy o Zarządzaniu Kryzysowym oraz zakończeniu prac nad ustawą regulującą kwestie ochrony ludności. I tu powtórzę: minęło pięć długich lat a my wciąż nie mamy znowelizowanej ustawy o zarządzaniu kryzysowym ani wdrożonej ustawy o ochronie ludności. Ten ostatni dokument regulowałby funkcjonowanie administracji rządowej i samorządowej na wszystkich poziomach. W czasach kryzysu obie ustawy stanowiłyby mocny fundament, na którym można byłoby zbudować dobrze funkcjonujący system bazujący na zasobach lokalnych. Jako że w dalszym ciągu fundamenty nie istnieją, po raz kolejny musiało dojść do wspomnianej spontanicznej samoorganizacji społecznej. Skuteczność radzenia sobie z sytuacjami kryzysowymi na gruncie lokalnym zależy wciąż nie od dobrze przygotowanych procedur w administracji, a od poziomu zorganizowania się lokalnych środowisk.
Jest pan ratownikiem z ponad 30-letnim doświadczeniem. Jak zarządzanie kryzysowe wygląda z perspektywy osoby, która jako pierwsza stawia czoła niebezpiecznym wyzwaniom?
– Z punktu widzenia ratowniczego wygląda to tak, że z małym zagrożeniem (pożarem czy wypadkiem komunikacyjnym) radzą sobie jednostki OSP, z większym zagrożeniem poradzi sobie kilka jednostek państwowej i ochotniczej straży. Ale jeśli zagrożenie posiada znamiona kryzysu, to tutaj do akcji mają wkroczyć urzędnicy, którzy na co dzień nie zajmują się walką z zagrożeniami i o których tak naprawdę nie mają pojęcia od strony praktycznej. Logiczne jest więc to, że podmioty zajmujące się na co dzień sytuacjami kryzysowymi w skali mikro, mają wiedzę, umiejętności i narzędzia do tego, by efektywniej działać również w skali makro. Wydaje się to proste i zrozumiałe, natomiast rządzący tej zależności nie dostrzegają. W dalszym ciągu powielają filozofię rodem z PRL-u, mówiącą o tym, że nikt nie zadba o człowieka tak jak państwo. Jest mi z tego powodu po prostu smutno.
Czy istnieją gotowe rozwiązania, z których warto byłoby skorzystać?
– Oczywiście, wszak dysponujemy stworzonym w Polsce bardzo skutecznym Krajowym Systemem Ratowniczo-Gaśniczym. Tworzy on niejako swoisty parasol, który spina działania zarówno Państwowej Straży Pożarnej jaki Ochotniczych Straży Pożarnych. PSP jest doskonale zarządzana centralnie, natomiast jednostki OSP są równomiernie rozlokowane na całym terytorium kraju, najbliżej ludzi. Połączenie tych potencjałów w jeden system jest czymś fenomenalnym. To coś, co nam w wolnej Polsce naprawdę się udało i czego zazdroszczą nam inne państwa w Europie.
KSRG umożliwia szybkie reagowanie w przypadku drobnych, lokalnych zdarzeń, a także bezproblemowe angażowanie większych sił w przypadku dużych katastrof o zasięgu ponadregionalnym. W oparciu o budżet państwa umożliwia również uruchomienie specjalistycznych jednostek, które dzięki odpowiedniemu wyposażeniu technicznemu są w stanie zneutralizować skutki nieomal każdego kryzysu. Organizacja Krajowego Systemu Ratowniczo-Gaśniczego jest w kontekście zarządzania kryzysowego systemem wręcz modelowym. Wystarczyłoby jedynie ten system rozbudować o komponent ochrony ludności oraz zarządzania kryzysowego.
Dziś borykamy się z kryzysem na Ukrainie. Ktoś jakiś czas temu przewrotnie powiedział że państwo dobrze poradziło sobie z tym wyzwaniem, ale byli to państwo Kowalscy i państwo Nowakowie.
– Na poziomie gminnym to właśnie samoorganizacja podmiotów lokalnych zadecydowała o tym, że nie mieliśmy do czynienia z katastrofą humanitarną. Doskonale poradziliśmy sobie z ogromną falą uchodźców, włączając ich dość płynnie w krwiobieg naszych lokalnych środowisk. Zwrócić jednak należy uwagę na to, że owa samoorganizacja była w dalszym ciągu niekontrolowana. Ludzie się skrzykiwali, poświęcali swój czas i swoją energię, dogadywali się na poziomie lokalnym – tak jak w naszej gminie Kwilcz. To było naprawdę fantastyczne. Ale zabrakło koordynacji tych działań ze strony państwa i to jest rzecz oczywista, a zarazem karygodna.
Dlaczego tak było? Proszę sobie wyobrazić, że Rządowy Zespół Zarządzania Kryzysowego jest tylko organem opiniodawczo – doradczym przy Radzie Ministrów. Przewodniczący tego zespołu nie może wydawać żadnych poleceń ministrom. Kompetencji koordynacyjnych oraz kompetencji wydawania poleceń poszczególnym ministrom nie posiada również Rządowe Centrum Bezpieczeństwa. To jak nasze państwo ma sprawnie działać w sytuacji kryzysowej, gdy liczy się każda godzina? Z punktu widzenia mieszkańców małej miejscowości te mechanizmy wydają się być bardzo odległe, ale jeśli mamy do czynienia z chaosem kompetencyjnym na górze, to przekłada się to, niestety, na bałagan decyzyjny na dole.
Uchodźczy kryzys ukraiński pokazał, że istniejące plany zarządzania kryzysowego w niczym nie pomagają.
– Opracowywane mozolnie dokumentacje (nierzadko przez byłych wojskowych) stoją na półkach i dostojnie zbierają kurz. Moim zdaniem, trzeba przeredagować nie dokumenty kryzysowe, ale nasze myślenie o zarządzaniu kryzysowym. Mądrość państwa w tym kontekście polegać ma przede wszystkim na nieprzeszkadzaniu. Lokalne społeczności i ich liderzy wiedzą, że sytuacje kryzysowe dotyczą ich życia, ich sąsiadów, ich przedsiębiorstw, ich szkół. Dlatego tworząc takie rozwiązania dla bezpieczeństwa ludności, warto dać jak najwięcej swobody gminom. Chodzi o to, by każdy samorząd miał szansę optymalnie wykorzystać swoje zasoby, zarówno ludzkie jak i techniczne.
Przy okazji nasuwa się mi taka refleksja: kryzys jest częścią życia, zatem jeśli my nie jesteśmy przygotowani do życia, to również nie będziemy odpowiednio przygotowani do kryzysu. Jeżeli dobrze funkcjonujemy jako społeczność lokalna, jeśli współpraca na poziomie organizacji współpracujących z samorządem odbywa się prawidłowo, jeżeli na terenie gminy działają dobrze funkcjonujące jednostki straży pożarnej, to wówczas niezależnie od tego jakie zagrożenie się pojawi, niezależnie od tego czy istnieją przepisy prawa czy też nie, to dana społeczność poradzi sobie lepiej i szybciej z każdym kryzysem. Lepiej niż inna społeczność, w której działają kiepsko wyposażone i skonfliktowane ze sobą jednostki i gdzie władzę sprawują niewłaściwe osoby.
Wspomina pan o znaczącej roli lidera w zarządzaniu kryzysowym na poziomie lokalnym.
– Podam przykład mojej macierzystej gminy w powiecie międzychodzkim. Mamy to szczęście, że… mamy lidera, który cieszy się powszechnym uznaniem i szacunkiem. Jego usytuowanie w strukturach gminnych oraz osobiste zaangażowanie w wiele przedsięwzięć w czasie kryzysu uchodźczego spowodowały, że wszystkie nasze działania na poziomie lokalnym zostały świetnie skoordynowane. Tą osobą jest 26-letni Martin Halasz – wiceprezes Ochotniczej Straży Pożarnej w Kwilczu, a zarazem wiceprzewodniczący rady gminy oraz prezes Zarządu Gminnego Ochotniczych Straży Pożarnych. Jest autorytetem zarówno dla innych druhów, jak i dla urzędników – niedawno skończył studia w obszarze zarządzania kryzysowego. Dzięki pełnionej funkcji w radzie gminy oraz doświadczeniu i wiedzy teoretycznej, podejmowane na poziomie gminy decyzje były natychmiast skutecznie realizowane przez miejscowe OSP oraz nasze Młodzieżowe Drużyny Pożarnicze.
To że mamy w Kwilczu dobrze funkcjonującą MDP umożliwiło nam np. skuteczne zarządzanie magazynem darów dla uchodźców z Ukrainy, który był zlokalizowany w miejscowej szkole. Młodzi pożarnicy intensywnie pracowali nie tylko przy zbiórce, darów, ale również przy ich sprawnym rozdzielaniu. Dodatkowo młodzieżą szkolną zawiadywała jedna z nauczycielek, mająca bogate doświadczenie w prowadzeniu sztabu Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy – te doświadczenia również okazały się bardzo pomocne. Z całą mocą chcę ponownie podkreślić, że niezależnie od tego, z jakimi zagrożeniami będziemy mieli do czynienia, musimy przygotować odpowiednie zaplecze osobowe i techniczne na poziomie lokalnym. Jeżeli wszystkie te klocki będą dobrze poukładane, będziemy w stanie poradzić sobie z każdym kryzysem.
Co sprawiło, że wielkopolska gmina Kwilcz uchodzi za przykład modelowy jeżeli chodzi o reakcję na kryzys ukraiński?
– Wykorzystaliśmy nowoczesne technologie, stworzyliśmy stronę internetową oraz ankietę dla nowoprzybyłych do nas uchodźców, a także dla osób, które ich przyjęły. Za sprawą tych narzędzi szczegółowo skatalogowaliśmy wszystkie osoby, poznaliśmy ich potrzeby, dzięki czemu mogliśmy do nich kierować pomoc mocno spersonalizowaną. Strona internetowa, którą przygotowaliśmy jako jednostka ochotniczej straży pożarnej, dziś jest zakładką na oficjalnej stronie gminy. Ponadto uruchomiliśmy specjalny portal informacyjny na Facebooku dla uchodźców oraz osób im bezpośrednio pomagających.
Na terenie naszej sześciotysięcznej gminy przebywa obecnie około 300 osób z Ukrainy – i to jest miarą naszego sukcesu. To wynik, który jest dla nas powodem do dumy. Warto zaznaczyć, że obecnie mamy już pierwsze ukraińskie dzieciaki, które zaczynają przychodzić na zbiórki Młodzieżowych Drużyn Pożarniczych. Patrzymy zatem na ten kryzys przez pryzmat korzyści, jakie z niego płyną, zgodnie ze słowami Winstona Churchilla: „Nigdy nie zmarnuj dobrego kryzysu”. Uchodźcy z Ukrainy to dla nas duże wyzwanie. Lepiej traktować je jednak jako inwestycję w przyszłość niż teraźniejsze obciążenie.
***
St. bryg. w st. spocz. Robert Klonowski.
Członek Ochotniczej Straży Pożarnej w Kwilczu (pow. międzychodzki, woj. wielkopolskie). Oficer Państwowej Straży Pożarnej z 30-letnim doświadczeniem. Stopień służbowy: starszy brygadier. Absolwent Szkoły Aspirantów PSP w Poznaniu, Nauczycielskiego Kolegium Języka Angielskiego w Warszawie oraz Instytutu Lingwistyki Stosowanej Uniwersytetu Warszawskiego. Absolwent menadżerskich studiów podyplomowych na Uniwersytecie Ekonomicznym w Poznaniu oraz studiów podyplomowych w Szkole Głównej Służby Pożarniczej. Pełnił służbę w Komendzie Wojewódzkiej PSP w Poznaniu, a wcześniej pracował w Jednostce Ratowniczo – Gaśniczej nr 6 w Warszawie (specjalizacja ratownictwo chemiczno-ekologiczne i techniczne) oraz w Szkole Aspirantów PSP w Poznaniu. Pracował również w Northumberland Fire & Rescue Service (Wielka Brytania). Specjalista w zakresie zarządzania kryzysowego (współtwórca pierwszego Planu Reagowania Kryzysowego Województwa Wielkopolskiego) oraz projektów Unii Europejskiej. W branży UE od 2003 roku – manager kilkunastu projektów unijnych w ramach EFRR, WRPO, PO IiŚ, PO KL, Erasmus +. Autor dwóch projektów modelowych dla Ministerstwa Gospodarki i Pracy: „Stworzenie w komendzie powiatowej Państwowej Straży Pożarnej platformy elektronicznej dla zintegrowanego systemu zarządzania bezpieczeństwem – obsługi numeru 112” oraz „Remiza Ochotniczej Straży Pożarnej jako centrum nowoczesnych technologii na wsi”. Współtwórca projektu „Firefighters Plus” www.firefightersplus.eu , który zdobył w 2019 roku Europejską Nagrodę Bezpieczeństwa Pożarowego za najlepszy, strażacki projekt edukacyjny w obszarze prewencji społecznej. Instruktor ochrony ludności. Doświadczony nauczyciel (5 lat pracy w LO w Warszawie i w różnych szkołach językowych) oraz tłumacz jęz. angielskiego – specjalizuje się w tłumaczeniach z dziedziny ratownictwa (tłumaczył m. in. pożarnicze normy europejskie). Współautor angielsko-polskiego, polsko-angielskiego „Słownika ratownictwa, ochrony ludności i zarządzania kryzysowego”
***
Warto zajrzeć:
https://www.facebook.com/ospkwilcz/