Paradoks Kordylczyków, czyli dlaczego lubimy lub nie lubimy „innych”

WW - obrazek wyróżniający(74)

Stwierdzenie, że zachowania ludzkie dają się zredukować do kilku prawidłowości rządzących światem organizmów żywych jest mocno upraszczające, by nie powiedzieć – fałszywe. Odwraca ono zwłaszcza uwagę od dostrzegania tego, co swoiste dla ludzkiej kultury, religii, wychowania, a więc sposobów wartościowania i uzasadniania naszego stosunku do otaczającego nas świata ludzi, rzeczy i symboli.

Lęk i agresja skierowana przeciw „inności” nie są czymś charakterystycznym wyłącznie dla społeczeństw ludzkich. Etologowie, czyli badacze zachowań zwierząt wskazują, że choć agresja, połączona z zabijaniem, ma w świecie przyrody charakter głównie międzygatunkowy i wiąże się z zaspokajaniem potrzeb żywieniowych, to zdarza się jednak również w ramach tego samego gatunku. Wiąże się ona wówczas z eliminowaniem ze stada osobników słabszych, z walką o zajmowane terytorium, ustalaniem hierarchii, czy rywalizacją samców w czasie godów.

Malowany ptak

Szczególnie ciekawe są przypadki agresji wewnątrzgatunkowej, które na pierwszy rzut niczemu nie służą. Są bezinteresowne. Zadziobywanie lub zagryzanie osobników wyróżniających się barwą lub zapachem znane są wśród wielu gatunków świata zwierzęcego. Laureat Nagrody Nobla K. Lorenz, twórca nowoczesnej etologii oraz E. Wilson, twórca socjobiologii, w swoich publikacjach podawali dziesiątki przykładów atakowania i agresywnych reakcji na „obcość” nie tylko u kręgowców, ale także u tzw. owadów społecznych, m.in. termitów i mrówek. Wystarczy przenieść pojedynczego osobnika z jednego kopca do drugiego lub nasycić go zapachem ludzkiej dłoni, a stanie się on „odmieńcem”, z wszystkimi ryzykownymi dla jego dalszego, biologicznego przetrwania konsekwencjami.

Zadziobywanie i zagryzanie biologicznych „odmieńców”, różnego rodzaju „albinosów”, to być może najpierwotniejszy rodzaj reakcji na „inność” w świecie zwierząt, a w społecznościach ludzkich rozwinięty w toku ich dziejów w dziesiątki kulturowych form wrogości, nietolerancji i uprzedzeń. Niestety, nasza historia dostarcza aż nadto przykładów fizycznej eksterminacji lub co najmniej symbolicznego unicestwiania osobników i wartości naznaczonych piętnem „inności”.

Obcy w ciele

To, co wykazywali w swoich pracach badacze zwierząt (a wiele z ich obserwacji mogliby z łatwością uzupełnić ludzie pracujący w warunkach bezpośredniego kontaktu z przyrodą) znajduje też potwierdzenie w pracach z zakresu medycyny. Zwalczanie chorób będących wynikiem zakażenia się wirusami lub środowiskiem bakteryjnym jest możliwe dzięki temu, ze układ odpornościowy organizmu rozpoznaje zagrażające mu, błyskawicznie namnażające się ciała obce. Zadaniem układu odpornościowego jest niszczenie lub neutralizowanie wszystkich zagrożeń o charakterze inwazyjnym.

Rozwój medycyny i farmakologii to nic innego, jak sztuczne wspomaganie tego ewolucyjnie wykształconego, naturalnego systemu. Z drugiej strony rozwój medycyny, a zwłaszcza transplantologii, możliwy był dzięki temu, że wynaleziono leki immunosupresyjne, a więc taką grupę preparatów, których zadaniem jest „oszukanie” układu odpornościowego człowieka po to właśnie, by nie wykrył on „ciała obcego”, którym jest przeszczepiony organ, i by organizm pacjenta go nie odrzucił. Serce, nerki, wątroba, pochodzące od „obcego” dawcy, tylko wtedy będą przez organizm przyjęte, a więc w sensie fizjologicznym uznane za „swoje”, gdy układ odpornościowy biorcy przeszczepu zostanie przez leki immunosupresyjne zneutralizowany. W przypadku transplantacji niektórych organów pobieranie tych leków jest koniecznością wieloletnią, a nawet dożywotnią.

Natura ludzka

Socjologowie i etycy z uwagą, ale i z niepokojem zapoznają się z wynikami prac etologów, zoologów i innych nauk przyrodniczych, gdyż morał, jaki z nich dla nas, ludzi, wynika, nie jest zbyt budujący. Czyżbyśmy, będąc w niewoli genów, byli skazani na takie same odruchy i zachowania, jakie rządzą w świecie zwierząt? Czyżby o zachowaniach tych decydowała biologicznie zdeterminowana „natura ludzka”? I od razu odpowiedzieć trzeba – oczywiście, nie.

Stwierdzenie, że zachowania ludzkie dają się zredukować do kilku prawidłowości rządzących światem organizmów żywych jest mocno upraszczające, by nie powiedzieć – fałszywe. Odwraca ono zwłaszcza uwagę od dostrzegania tego, co swoiste dla ludzkiej kultury, religii, wychowania, a więc sposobów wartościowania i uzasadniania naszego stosunku do otaczającego nas świata ludzi, rzeczy i symboli.

P. Singer, wybitny etyk i filozof, już w latach 80. XX w., a więc w okresie, gdy szukanie analogii między prawami rządzącymi zachowaniem zwierząt i ludzi stawało się w nauce modne, pisał, że unikatowość gatunku ludzkiego i ludzkiej cywilizacji polega na tym, że jako jedyny w świecie przyrody ma on świadomość samego siebie, a tym samym socjobiologicznych, wrodzonych praw, które kierują jego zachowaniami.

Człowieczeństwo nie polega jednak na tym, by prawom tym podlegać, ale by poza nie wykraczać i tworzyć własne, specyficznie ludzkie. I na tym właśnie polega budowanie ludzkiej kultury i cywilizacji.

Auschwitz i kaplica Sykstyńska

Historycy przemian moralności w swoich pracach pokazują, że rozwój cywilizacyjny, pomimo różnych regresów i tąpnięć (a największymi z nich był system nazistowski i komunizm) cały czas trwa. Oczywiście, proces ten różnie przebiega w różnych miejscach naszego globu, są rejony, które są bolesnym zaprzeczeniem kierunku tych zmian, ale z perspektywy globalnej i historycznej nie ulega wątpliwości, że globalny poziom nietolerancji, dogmatyzmu, ksenofobii i agresji cały czas maleje. I choć trudno w to uwierzyć żyjąc w systemie obyczajowo opresyjnym, jakim jest współczesna Polska, to perspektywa globalna, uwzględniająca szerszy horyzont zmian zachodzących w świecie pozwala patrzeć również na nasze społeczeństwo, jako pod wieloma względami zmieniające się.

Ślad rozwoju ludzkiej cywilizacji nie jest jednak, powtórzmy to, prosty, znaczą go pola śmierci i strzeliste katedry, Auschwitz i kaplica Sykstyńska, strącanie do masowych, bezimiennych grobów i loty rakietą w kosmos. Nasze ludzkie dzieje bardziej przypominają wijącą się i mocno zygzakowatą krechę, niż prostą linię prowadzącą z jaskiń do gwiazd. Przynoszą nam, współczesnym ludziom, wstyd, innym razem dumę, a przeważnie i to, i to.

Człowiek marginesu

Polacy lubią mówić i myśleć o sobie, że jesteśmy krajem tolerancyjnym i otwartym. Historia I Rzeczpospolitej rzeczywiście taka pod wieloma względami była, zwłaszcza pod względem religijnym i etnicznym. Choć wersja naszych dziejów, że byliśmy krajem bez stosów i religijnych prześladowań nie da się – w świetle ustaleń i badań historycznych – obronić, to zarazem prawdą jest, że stosów tych i religijnych wojen było w Polsce, na tle ówczesnej Europy, zdecydowanie mniej. I tylko tak możemy mierzyć i oceniać poziom tolerancji i otwartości społeczeństw – poprzez porównanie z innymi krajami lub porównanie z tym, jak było wcześniej lub później.

Jeśli zatem porównalibyśmy współczesne polskie społeczeństwo z tym, którym Polacy byli przed wojną, a tym bardziej kilka stuleci wstecz, to z całą pewnością moglibyśmy powiedzieć, że tak, zdecydowanie, obecna Polska jest krajem tolerancyjnym. Nie ma procesów czarownic, prześladowania śmiałków oskarżanych o bezbożność (ateizm), więzienia w lochach osób homoseksualnych, gnębienia i upokarzania chłopów pańszczyźnianych, przymusowego zamykania w szpitalach psychiatrycznych osób uznawanych za wariatów, publicznego potępiania osób dopuszczających się cudzołóstwa, piętnowania dzieci z nieślubnego łoża, czyli tzw. bękartów, wyśmiewania osób z widocznym kalectwem, towarzyskiego ostracyzmu wobec rozwodników itd. „Inność” skazywała niegdyś ludzi na straszny los, w jednych krajach bardziej, w innych mniej, ale w żadnym nie był on porównywalny z losem ludzi mieszczących się w tzw. normie (biologicznej, zdrowotnej, umysłowej, obyczajowo-moralnej, statusowo-społecznej itd.). „Inność” przeważnie oznaczała los stygmatyzowanego człowieka marginesu.

Skąd zło?

A jak jest współcześnie? Można oczywiście porównać obecną sytuację tych osób z tym, jak było niegdyś i triumfalnie odtrąbić cywilizacyjny sukces. Bo rzeczywiście jest lepiej. Można jednak sytuację tych osób w Polsce porównać z sytuacją osób należących do podobnych kategorii „inności” w krajach zachodnich, a wówczas konkluzja nie będzie już tak optymistyczna.

Stosunek polskiego społeczeństwa do osób LGBTQ, uchodźców, Żydów, Romów, Ukraińców, różnych mniejszościowych grup etnicznych, alternatywnych subkultur młodzieżowych czy mniejszości religijnych jest zdecydowanie mniej otwarty, a nawet przeciwnie – bardziej wrogi – niż w krajach Unii Europejskiej.

Również rozwiązania prawno-instytucjonalne, które mamy w Polsce, są dla nich mniej korzystne.

Jednym z ważniejszych pytań, o charakterze filozoficznym, teologicznym, ale i po prostu ludzkim jest w tym kontekście pytanie: Unde malum, czyli z łaciny – „skąd zło”? Jeśli zgodzilibyśmy się z tym, że ksenofobia, agresja i nietolerancja dla „inności” są czymś złym, a ja tak właśnie uważam, to odpowiedź na to pytanie ma ogromne znaczenie, nie tylko teoretyczne, ale również praktyczne. Bo ustalić przyczynę zjawiska, to umieć mu zapobiegać i je korygować.

Pomińmy tu wyjaśnianie ksenofobii poprzez wskazywanie przyczyn o charakterze socjobiologicznym, a więc tych związanych z założeniami o wrodzonym charakterze negatywnych reakcji na „inność”, bo o nich już było.

Bliźni

Nauki społeczne, takie jak psychologia, antropologia i socjologia, jako najważniejsze źródło nietolerancji i zamykania się na „inność” wskazują na kulturę i przyjęte w niej wzory reagowania, stereotypy i uprzedzenia. To kultura i religia, w której żyjemy i jesteśmy wychowywani, definiują i określają to, co jest normalne, dozwolone, godne szacunku, a co nie. Kultura i religia podpowiadają nam też, czym jest wspólnota moralna, wobec której mamy etyczne zobowiązania. W tzw. społeczeństwach pierwotnych taką wspólnotą moralną była społeczność zamieszkiwanej przez nich wyspy, wioski, własnej rodziny i plemienia.

Wyrażało się to w języku – nazwa „człowiek” odnosiła się w takich społecznościach i ich kulturach wyłącznie do członków własnej grupy, „innym” i obcym nie przysługiwała. Byli oni nazywani, w kategoriach językowych i uprawnień moralnych, nie-ludźmi, nie-bliźnimi. Dopiero chrześcijaństwo dokonało uniwersalizacji kategorii bliźniego.

Słynne zdanie św. Pawła: „Nie masz Żyda, ani Greka; nie masz niewolnika ani wolnego; nie masz mężczyzny i niewiasty; albowiem wszyscy wy jednym jesteście w Chrystusie Jezusie”, jest kwintesencją takiego stylu uprawiania moralistyki, w którym podział na swoich i obcych zostaje zniesiony. A przynajmniej zniesiony w ramach własnej grupy religijnej.

Nie trzeba być osobą religijną, by docenić przełomowość tego zdania. Od czasu jego napisania pojęcie bliźniego cały czas ewoluuje, a jego zakres rozszerza się. We współczesnych teoriach etycznych mówi się o „etyce światowej”, „etyce troski”, „etyce globalnej”, i choć teorie te różnią się pod wieloma względami od siebie, ich cechą wspólną jest uniwersalizowanie moralności. Bliźnim, nie w znaczeniu religijnym, ale etycznym i politycznym, jest każdy, inny człowiek. Bo każdy człowiek jest podmiotem moralnym i każdemu przysługują jako istocie ludzkiej te same, uniwersalne, podstawowe prawa.

Prawa

Proces emancypacji etycznej, społecznej i prawnej dotyczy nie tylko „wyzwolenia” kobiet. Wcześniej dotyczył on walki o prawa robotników, a jeszcze wcześniej – niewolników i pańszczyźnianych chłopów. Jako społeczeństwo coraz bardziej oswajamy się dziś z tym, że prawa, i to niemałe, przysługują też dzieciom. Kategoria praw człowieka znosi granice klasowe, rasowe, religijne, związane z płcią itd. Ta rewolucyjna kategoria polityczna i filozoficzna sprawiła, że wszyscy jesteśmy takimi samymi podmiotami moralnymi, takimi samymi ludźmi.

Podstawą rozumowania i działania moralnego i politycznego jest dziś również kategoria cierpienia. Zdolność do doświadczania bólu jest współcześnie wystarczającym powodem, by upomnieć się nie tylko o prawa różnych dyskryminowanych grup ludzi i kategorii społecznych, ale także o prawa zwierząt. I choć radykalne organizacje domagające się pełnego „wyzwolenia zwierząt” nie znajdują zrozumienia u sporej części naszego społeczeństwa, to w wymiarze praktyk codziennych i rozwiązań prawno-administracyjnych zwierzęta nie są już, jak jeszcze kilkadziesiąt lat temu, „przedmiotami” pozbawionymi praw i jakiejkolwiek ochrony. Stają się podmiotem wspólnoty moralnej, którą tworzą wszystkie istoty cierpiące i odczuwające ból. I choć nie powinno się zestawiać bezpośrednio cierpienia ludzi, np. uchodźców, koczujących na polskiej wschodniej granicy z cierpieniem zwierząt hodowlanych w przegęszczonych klatkach lub w przemysłowej ubojni, to jedna i druga sytuacja podlega dziś ocenie moralnej, co jeszcze dwadzieścia, trzydzieści lat temu było nie do pomyślenia.

Empatia

Amerykański psycholog E. Titchener w 1909 r. posłużył się podczas jednego ze swoich wykładów słowem „empatia”, i tym samym uznawany jest za jego autora. Słowo to oznacza zdolność do wczuwania się w sytuację innego człowieka, jego emocje, radość, ból i cierpienie. We współczesnym języku nauk społecznych jego znaczenie zbliżone jest do „współczucia” i jest na tyle przydatne, że przebiło się ono nawet do języka potocznego. Badania socjologiczne wskazują, że etyka oparta na empatii, nakierowana bezpośrednio na innego człowieka, uważna na jego indywidualny dobrostan, staje się coraz ważniejszym nurtem we współczesnym myśleniu o moralności. Empatia, współczucie, troska, miłość i miłosierdzie – to kategorie motywacji, którymi coraz częściej kierujemy się w swoich relacjach z innymi ludźmi. Moralność staje się tym samym coraz mniej kwestią kodeksów, zasad, reguł i obowiązków, i coraz bardziej przenosi się – mówiąc obrazowo – z ludzkich głów do ich serc.

W procesie tym ważna jest taka edukacja, w domu i w szkole, która uwrażliwia dzieci na innego człowieka. Również tego, który przynależy do kategorii kulturowych, etnicznych, religijnych czy obyczajowych „odmieńców”. Etyka empatyczna wymaga tym samym nieustannego ćwiczenia wyobraźni, poszerzania wiedzy, kontaktowania się i dialogu – wówczas „inni” przestają być postrzegani jako anonimowa masa, wroga nam lub też taka, której los nas nie obchodzi.

Napisany przez W. Szekspira ponad 400 lat temu monolog Żyda Shylocka, jednego z głównych bohaterów „Kupca weneckiego” cały czas zachowuje pod tym względem swoją aktualność:

Czy Żyd nie ma oczu? Czy Żyd nie ma rąk, twarzy, narządów, zmysłów, uczuć, namiętności? – skoro żywi się tym samym jadłem, rani go ten sam oręż, gnębią te same choroby, leczą te same leki, ziębi i grzeje ta sama ziemia i lato co chrześcijanina? Ukłujcie nas – czyż nie będziemy krwawić? Połaskoczcie – czyż nie będziemy chichotać? Otrujcie – czyż nie umrzemy?”

Cytowany fragment wykorzystywany bywał w wielu dziełach filmowych, i to nie tylko po to, by opisać sytuację Żydów w społeczeństwie, ale by nadać tej sytuacji znaczenie uniwersalne. Bo cierpienie i ból są uniwersalne, i równie dobrze jak Żydów dotyczyć mogą wszystkich innych grup dyskryminowanych, czy prześladowanych przez polityczną, religijną lub kulturową większość. „Inny” – chciał nam powiedzieć W. Szekspir – to istota zdolna do cierpienia i odczuwania bólu tak jak my. Dziś jest to stwierdzenie oczywiste bądź prawie oczywiste, jednak wystarczyłoby tylko trochę cofnąć się w czasie, by oczywistość ta przestała być tak oczywista.

Bezinteresowne uprzedzenie

Pomimo rozmaitych szczegółowych zastrzeżeń dotyczących związków kultury, empatii i osobowości, badacze uprzedzeń społecznych wydają się zgodni w tym, że im więcej w społeczeństwie frustracji, problemów ekonomicznych, bezrobocia, nieprzystosowania do zmieniającej się gospodarki i rynku pracy, tym większe prawdopodobieństwo, że znajdzie to swoje odbicie w kulturze. Wrogość i agresja wobec „innych” i obcych, wobec imigrantów i uchodźców, są co prawda wyrażane i uzasadniane w kategoriach walki i zagrożenia ekonomicznego i mogą oczywiście mieć w niektórych sytuacjach ekonomiczne uzasadnienie, częściej jednak wynikają one ze zgeneralizowanej postawy „bezinteresownego” uprzedzenia, dla którego uzasadnienia te są tylko pretekstem.

Ilustracją takiego nastawienia do „innych” jest zadziwiający wynik ankiety przeprowadzonej w 1972 r. przez zespół socjologów kierowany przez K. Wilską–Duszyńską wśród polskich studentów, w której

5% badanych zadeklarowało niechęć do narodu Kordylczyków. Wynik zadziwiający dlatego, że Kordylczycy nic złego zrobić im nie mogli i w niczym im nie zagrażali, gdyż naród ten i jego nazwa zostały w badaniach wymyślone.

Nie wiemy, jak na to pytanie odpowiedzieliby respondenci dzisiaj, czyli pół wieku później, gdyż badania te, niestety, nigdy później nie zostały przez żaden zespół badawczy powtórzone.

Bezinteresowna sympatia

Biorąc pod uwagę wszystkie opisane tu zależności można byłoby sformułować konkluzję, że ideałem byłoby takie społeczeństwo, w którym zamiast jednego wzorca kultury dominującej istniałoby wiele alternatywnych i wzajemnie się wzbogacających konfiguracji kulturowych.

„Inność” nie byłaby wówczas opozycją dla „normalności”, lecz mieściłaby się w tej „normalności” jako jeden z jej różnorodnych, ale i równoprawnych członów.

W ramach takiego ładu kulturowego „inność” budziłaby raczej zaciekawienie niż agresję, pobudzała raczej do dialogu niż odrzucania i kurczowego bronienia swych racji. Przykład na to, że taki ład potencjalnie jest możliwy, znaleźć można we wspomnianych badaniach nad studentami, z których wynika, że blisko 7% spośród nich wyrażało bezinteresowną sympatię dla nieistniejącego narodu Kordylczyków!

Być może takie osoby i grupy społeczne, nie wykazujące symptomów dogmatyzmu i poczucia zagrożenia, stanowić będą w przyszłości bazę społeczną ładu kulturowego otwartego na „inność”. Przebieg zmian kulturowych na świecie wskazuje na to, że kultura odrzucająca “inność” będzie (lub przynajmniej może) ewoluować w kierunku zwiększonej otwartości, tolerancji i różnorodności. Szukanie i wskazywanie podstaw uzasadniających taką nadzieję jest jednym z zadań humanistyki, ale i zadaniem praktycznym dla systemu szkolnictwa, mediów, instytucji państwowych i samorządowych oraz sektora organizacji pozarządowych.

***

Facebook
Twitter
Email

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!

Najnowsze wydarzenia

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!