…”Kiedy ciemno się robi
I świat spać już gotów
Zapach z kwiatów maciejki zrywa się do lotu.
Ku gwiazdom się unosi, wysoko, w niebiosy…” (Ludwik Jerzy Kern)
Doceniając rolę drobiazgów, jako składowych świata i rolę Natury w naszym życiu z wielką radością wkroczyłam parę lat temu w projekt Sądeckiej Organizacji Turystycznej i Urzędu Marszałkowskiego w Krakowie o wdzięcznej nazwie „Małopolska Wieś Pachnąca Ziołami”.
Moja góra na Łopuszu od zawsze przecież pachnie ziołami! Odbyliśmy kilka szkoleń, sporą wymianę doświadczeń i oto jest na małopolskiej ziemi ten sielski produkt! Dla mnie „zjawisko”!
Nie uważam się za zielarkę, nie śmiałabym, bo na to trzeba ogromu wiedzy i doświadczeń gromadzonych latami. Gdybym musiała się określić to może „filozof ziół” – tak z uśmiechem!
Cenię te rośliny za ich szeroki wymiar. Delikatne często i kruche a jednocześnie kryją w sobie ogromną moc olejków eterycznych. Wpisują się swoją obecnością wszelkimi naszymi zmysłami – zdecydowanym zapachem, smakiem, barwą czy różnorodną formą od wątłej maciejki, tak nieśmiałej za dnia po dostojność, jaką ma arcydzięgiel litwor!
Na mojej górze jest teraz zupełnie inaczej niż w moim dzieciństwie, kiedy to z uwagi na ubogie gleby i potrzebę wyżywienia rodziny na wsi, każdy centymetr ziemi był zagospodarowany. Na stromych stokach powstawały z konieczności miedze, uskoki płaszczyzn pół, na których w dogodniejszych miejscach kwitły zioła. Pamiętam, że jedna z nich była całkiem rozległa i pełniła ważną rolę, zwłaszcza gdy zbliżało się Święto Matki Boskiej Zielnej.
Pamiętam jaka dumna byłam prowadząc tam z moją babcią kumoszki sąsiadki po zioła! Uwielbiałam to miejsce pełne motyli dzięki kwitnącym ziołom, którym tu nie zagrażała kosa. Bieganie po tym małym dzikim rezerwacie było taką przyjemnością, że nawet teraz błogo uśmiecham się na to wspomnienie.
Prowadzę latem warsztaty o nazwie „Skarby Ziołowego Wzgórza” dla dzieci moich gości by i one, chociaż w części tego doświadczyły. Ważne by czerpały z natury na rzecz własnej ludzkiej wrażliwości. Jesteśmy także w Małopolskiej Wsi dla Dzieci 🙂 Trudno uwierzyć, ale nawet dziecko oderwane od komputera, potrafi dostrzec i autentycznie, instynktownie przeżywać w pełni kontakt z przyrodą.
Z czasem proporcje krajobrazu oczywiście zmieniły się. Obecnie góra na Łopuszu jest dzika, przyroda odzyskała swoje przestrzenie.
Kwiecień zakwita w lesie niedźwiedzim czosnkiem, zawilcami i połaciami fioletowego żywca. Maj mai łąki mniszkiem zmieniającym się magicznie w cudowne dla dzieci dmuchawce, czerwiec pachnie poziomkami, lato ziołami a jesienią w brzozach nad podwórkiem rosną koźlarze. Nawet trzy koślawe modrzewie, które posadziłam na zgubę mojemu dachowi jak powtarza mi miejscowy dekarz, rewanżują się maślakami!
Zioła rozpanoszyły się w sposób zdumiewający! Wróciła nawet różowa „Cencylia” (centuria pospolita) z mojego dzieciństwa, którą moja mama znów suszy na problemy żołądkowe. Lebiody upodobały sobie miedze a macierzanka opuszczone kopce mrowisk!
Zioła odzyskują przestrzeń, mam nadzieję, że projekt jak „Małopolska Wieś Pachnąca Ziołami” przyczyni się do ich powrotu w różnych wymiarach. Są przecież zakorzenione w naszej polskiej kulturze, w kuchni w obrządkach, wierzeniach. Obraz polskiej ukwieconej wsi, obfitej w dobrodziejstwa natury jest częścią naszego dziedzictwa i tożsamości.
Świat wokół nas przeobraża się, za postęp i zmiany cywilizacyjne płacimy wysoką cenę. Żyjemy w pospiechu, brak nam czystego powietrza, zdrowej wody, żywności. Oddalamy się od krzepiącej siły natury. Ożywa tęsknota do „babcinych opłotków” witających nas w dzieciństwie dostojną malwą i słonecznikiem wdzięcznie zwracającym swą tarczę ku słońcu.
Pamiętamy zapach zdrowej strawy doprawionej garścią ziół z zagonu. Babcine ziołowe sposoby „na wszystko” z apteką na łące i miedzy koiły dolegliwości. Skromne domostwa okalała feeria barw i aromatów, jakie niósł ruch powietrza od lip kwitnących i polnych ziół. Stanowiły niezastąpiony klimat i urodę, żyjącą własną siłą.
Nieopodal Wioski Leśnych Ludzi założyłam wiejski ogródek ziołowy, ale taki tolerancyjny i dla kwiatów i dla pomidorów. Stoi tam na straży Straszek Lebiodziaszek a do gaju brzozowego tuż za płotem ogródka zakrada się Ziołowy Dziadek. Łopusze ma bowiem własną legendę. Sąsiad za płotem usadowił kolorową pasiekę i tak oto współistnieją aromaty miododajnych ziół i bzyczenie pszczół 🙂 Nic tylko leżeć w hamaku rozpiętym w sąsiednim zagajniku i słuchać, wdychać… i leczyć serce i ciało. Wszak Hipokrates powiedział, że Przyroda jest lekarzem leczącym wszelkie choroby!
Manufaktura Zielna na Łopuszu to materializacja piękna tych kruchych i jednocześnie mocarnych roślinek jakimi są zioła 🙂 Powstaje tutaj woskowy herbarz ziołowy i papier czerpany. Prowadzę warsztaty…
O ziołach mogłabym powiedzieć całkiem sporo, są przecież częścią mojego świata.
Może kiedyś jeszcze?
Póki co, z serca zapraszam w nasze opłotki wonne maciejką by odetchnąć i odnaleźć siebie!
Anna Julia Gas, gospodarstwo agroturystyczne „Łopusze”, Beskid Wyspowy