Przemysław Chrzanowski: W jakich okolicznościach narodziła się Sianowska Kraina w Kratkę?
Piotr Kłobuch: – W 2007 roku zostałem sołtysem Wegorzewa Koszalińskiego. Niemal natychmiast zrodził się w mojej głowie pomysł organizowania rowerowych imprez turystycznych, dzięki którym chciałem wyeksponować i spopularyzować niepowtarzalną pomorską architekturę szachulcową. Punktem wyjścia była moja miejscowość, potem cykliści kierowali się ku pobliskim wsiom, by móc dokładnie zapoznać się z budownictwem w charakterystyczną kratkę. Zostało sporo zabudowań gospodarczych, chałup, czy kościołów szachulcowych, turyści z pewnością nie byli zawiedzeni.
Po pierwszym roku postanowił pan pójść nieco dalej…
– Dokładnie tak, do realnego uczestnictwa w projekcie postanowiłem zaprosić okoliczne miejscowości. Zamysł był taki, że eksponujemy po kilka zabytkowych obiektów i niejako oplatamy je jednym szlakiem. W przedsięwzięcie zaangażowały się Węgorzewo Koszalińskie, Sowno, Przytok, Sieciemin, Karniszewice, Iwięcino i Sianów. Trasa liczy 46 kilometrów i ma kształt pętli. Można startować z dowolnego jej punktu i zwiedzać ją we fragmentach.
W sumie przez 7 lat odbyło się 11 imprez, uczestniczyli w nich nie tylko mieszkańcy gminy Sianów, ale goście z całego Pomorza. Amatorów rowerowego zwiedzania przybywało z edycji na edycję. Co ciekawe, projekt ten znalazł uznanie w oczach jurorów konkursu na najlepszy produkt turystyczny Pomorza Środkowego. Zajęliśmy tam drugie miejsce. Naszymi „rywalami” były bardzo kosztowne projekty, realizowane przez silne podmioty. To, że znaleźliśmy się w takim gronie, było dla nas sporym osiągnięciem.
Co zadecydowało o powodzeniu tego projektu?
– Kluczowy był fakt, że nie posiadamy w województwie zachodniopomorskim żadnego skansenu. Nie można sobie pójść do muzeum pod chmurką i zobaczyć jak dawniej mieszkano, z jakich zabudowań korzystano. Swoją drogą to ewenement na skalę całego kraju. W tej sytuacji my w pewnym sensie wypełniamy tę lukę, eksplorujemy wiejską przestrzeń, wchodzimy w naturalną przestrzeń zabytku, odkrywamy jego walory. To żywy skansen, położony na rozległym obszarze, tutaj każdy obiekt tkwi w określonym kontekście historycznym, w konkretnym otoczeniu. W przypadku typowych skansenów, zabytki są do nich przenoszone, „wyrywa się” je niejako z ich macierzystego klimatu, by potem sztucznie go odtwarzać. Nie ma już tego pola, tej miedzy, tej lipowej alei, a tym bardziej ludzi, którzy zamieszkują wiekowe chałupy. Tymczasem my staramy się rozmawiać z właścicielami takich domostw, zazwyczaj są to bardzo interesujące spotkania.
Projekt ma także walory edukacyjne. Za każdym razem trasę zwiedzania staraliśmy się nieco zmieniać, tak, by pokazywać różnorodność pomorskiej architektury. Tłumaczyliśmy czym różnią się budynki o konstrukcji ryglowej, wypełnionej cegłą od tych wykonanych w technice szachulcowej. Wskazujemy na różne koncepcje projektowania budynków gospodarczych. To wspaniała lekcja historii.
Dlaczego mówi pan o tym w czasie przeszłym?
– Niestety od dwóch lat to bardzo udane przedsięwzięcie nie jest realizowane. Skutecznie blokują je obecne władze gminy Sianów. Ze względu na fakt, że jestem sołtysem, a do tego dosyć aktywną osobą, znaną w środowisku, poczytuje się moją działalność w kategorii zagrożenia. Mój projekt przez szereg lat wykorzystywany był w celach promocyjnych, ale kiedy na horyzoncie pojawiły się wybory, pomyślano, że dzięki niemu zbijam swój kapitał polityczny. To kompletne nieporozumienie, ponieważ od początku robiłem wszystko, by ten teren po prostu zaistniał na turystycznej mapie Polski. Zależy mi, by nasza marka pod nazwą Sianowska Kraina w Kratkę była powszechnie rozpoznawalna. Bez podobnych imprez, ten zamysł nigdy nie doczeka się realizacji.
Ale to nie jedyne turystyczne przedsięwzięcia, w jakie się pan angażuje.
– Poświęciłem się innemu turystycznemu wyzwaniu, organizuję bowiem Rowerowe Spotkania Podróżników. To bardziej prestiżowe przedsięwzięcie, obejmujące swoim zasięgiem cały kraj. Przyjeżdżają ludzie, którzy odbyli rowerowe wyprawy zagraniczne. Opowiadają o swoich podróżach do Skandynawii, Hiszpanii, Czech, czy Guzji, dzielą się swoimi doświadczeniami, pokazują ogromną pasję. Za sobą mamy już cztery edycje tego wydarzenia. O jego randze świadczyć może ubiegłoroczny patronat wicemarszałka województwa zachodniopomorskiego. Z roku na rok impreza ta rośnie w siłę, za wszelką cenę chcę jednak utrzymać jej kameralny charakter. Zależy mi na klimacie podobnym do tego, jaki jest charakterystyczny dla górskich schronisk. To pomaga ludziom zbliżyć się do siebie, nie ma blichtru, nie ma wielkiej pompy.
Na czym polega ta impreza?
– Każdy z uczestników spotkania prezentuje swoją wyprawę. Są filmy, są zdjęcia, a potem niekończące się dyskusje. Ludzie mają ze sobą bliski kontakt, wymiana doświadczeń to w tym wypadku proces niczym niezakłócony. Mamy jakieś proste jedzenie, jest kawa, jest bigos. Podróżnicze prezentacje trwają przez cały dzień i nikt nie czuje się zmęczony. Dzięki temu, że za każdym razem są u mnie dziennikarze z Głosu Koszalińskiego i Radia Koszalin, echa tej imprezy jeszcze przez długi czas pobrzmiewają w sieci, czy eterze. Radio robi cykl wywiadów z goszczącymi u mnie podróżnikami, a potem emituje je przez wiele tygodni w odcinkach.
To, co mnie osobiście zachwyca w tych spotkaniach, to fakt, że obok siebie na jednakowych zasadach, z podobnymi doświadczeniami stają 17-latkowie i 70-latkowie. Mają te same emocje, mimo że dzieli ich metrykalna przepaść. I potrafią o nich przepięknie mówić. Często wspominam pana z Koszalina, który wymyślił sobie, że zawiezie papieżowi piasek z Mielna. Kupił sobie rower w supermarkecie i ruszył do Rzymu. Wszystko pokazał nam w swojej prezentacji. Zdjęcia miał beznadziejne, ale emocje jakie z niego wypływały były powalające. Pamiętam, że „przebił” wówczas człowieka, który pokonał gigantyczną trasę w arcytrudnych warunkach. Dysponował wspaniałymi fotografiami, ale nie potrafił tego sprzedać. Zabrakło ekscytacji.
Czy Sianowska Kraina w Kratkę wróci do łask?
– Wierzę, że po wyborach wszystko się zmieni.
***
fot. arch. Piotra Kłobucha