Na co dzień wiodą spokojne życie w miejscowości o nazwie Lasowice Wielkie. Mają rodziny, pracę, mniejsze, lub większe zmartwienia i… wielką pasję. To, co ich odróżnia od lwiej części społeczeństwa to miłość do trójkołowych motocykli.
– Uczucie to jest wyjątkowo głębokie, bo konstruujemy je sami. Człowiek poświęca temu cały swój wolny czas, naraża się żonie, trwoni oszczędności, zaniedbuje domowe obowiązki. Efekt końcowy jest jednak w stanie wszystko wynagrodzić – zapewnia Jerzy Lipiński.
– Wszystko zaczęło się stosunkowo dawno, bo w czasach naszej młodości. Jeździliśmy niemal wszyscy na motocyklach. Kiedy trzeba było założyć rodzinę, jednoślady poszły w zapomnienie. Jeden z kolegów postanowił wrócić do swojej pasji, ale wybrał drogę nieco okrężną. Zamiast pójść do sklepu po lśniącego czopera, postanowił zbudować własną konstrukcję. Szybko przekonał mnie i paru znajomych, że skoro inni się tym zajmują, to my też możemy spróbować.
Najważniejsze: mieć marzenia
I tak Bogusław Felusiak, bo o nim mowa, zaczął tworzyć swój obiekt marzeń w przydomowym garażu. Obserwatorzy śmiali się z niego, kiedy ustawił silnik na klocku drewna, przyłożył ramę i powiedział: „To będzie moja trajka”. I tak trwała ta budowa 1,5 roku. Niektórych rzeczy, jak pomalowanie blachy oczywiście nie dało się samemu zrobić, musiał to załatwić lakiernik.
Ale po kolei… Żeby zabrać się za robotę, trzeba dysponować dość pokaźnym budżetem, należy się liczyć z wydatkiem 15-20 tys. złotych. Najpierw trzeba kupić na przykład starego „malucha”, ogołocić go z karoserii, wyjąć silnik i zająć się kapitalnym remontem wszystkich potrzebnych podzespołów. Do budowy „trajki” potrzebować będziemy elementów zawieszenia z owego fiacika, oczywiście należy je odpowiednio zmodyfikować, wykorzystamy również motor oraz skrzynię biegów. Resztę części trzeba zapożyczyć od innych pojazdów.
– Zbiornik paliwa wzięliśmy na przykład z motocykla Kawasaki, pocięliśmy go na drobne, a potem uformowaliśmy całość w traki kształt, który odpowiadał naszej wizji – opowiada Jerzy Lipiński. – W ten sposób zbudowaliśmy w krótkim czasie cztery motocykle, każdy następny był doskonalszy od swego poprzednika.
Jako pierwsze w drogę wyjechały trójkowłowce wspomnianego Bogusława Felusiaka oraz Janusza Polańskiego. Motocyklom nadano nawet imiona, pierwszy z wehikułów otrzymał imię „Kobra”, drugi „Limuzyna”. Miało to miejsce w roku 2006, w kolejnym sezonie grono posiadaczy „trajek” z Lasowic Wielkich powiększyło się o dwie maszyny. Swoje „Cacko” na szosę wyprowadził Marek Polański (brat Janusza), natomiast nasz rozmówca Jerzy Lipiński dosiadł „Srebrną Bestię”. W tym roku w zespole ze swoją „trajką” znalazł się Henryk Łowicki.
Piknik nie tylko na trzech kołach
– Byliśmy z nich bardzo dumni, więc zaczęliśmy się nimi chwalić na rozmaitych zlotach motocyklowych. Na tę okoliczność postanowiliśmy nawet skonstruować „trajkę” typowo pokazową. Jest to szczególnej urody maszyna z wspaniałymi warunkami jezdnymi. Z początkiem czerwca mieliśmy u siebie piąty już piknik motocyklowy, z tej okazji prezentowaliśmy specjalną maszynę. Tuż przed imprezą koledzy siedzieli nad nią całymi dniami i nocami. Motopikniki stają się naszą wizytówką. Wiadomo, początki były trudne, na pierwszy zlot przyjechało 50 maszyn. Podczas ostatnich edycji można się było już doliczyć około 300 uczestników. Przybywają do nas ludzie nawet spoza granic naszego kraju, mieliśmy gości z Niemiec, Czech, Słowacji, Austrii. Wśród nich nie brakuje domorosłych konstruktorów, którzy tak jak my starają się realizować swoje motocyklowe marzenia. Tu muszę zaznaczyć, że organizacją całego przedsięwzięcia z powodzeniem zajmuje się nasze lokalne Stowarzyszenie Miłośników Lasowic, któremu przewodzi Elżbieta Felusiak, żona wspomnianego Bogdana. Tu musze dodać, że ów człowiek jest naszym technicznym guru. To w jego głowie urodziło się najwięcej rozwiązań, wykorzystanych potem przy budowie trójkołowców – opowiada pan Jerzy.
Każdy spaw pod lupą
Pojazdy, które powstają przy pomocy prostych narzędzi w przydomowych garażach powszechnie nie budzą zaufania. Nie dotyczy to jednak motocykli z Lasowic Wielkich. Pojazdy przechodzą wnikliwą kontrolę rzeczoznawcy. Każde połączenie spawane sprawdzane jest promieniami rentgenowskimi, pod lupę brane są wszystkie elementy konstrukcyjne, zawieszenie, przeniesienie napędu, elektryka. Jak opowiada Jerzy Lipiński, każda „trajka” zostaje wówczas drobiazgowo opisana, w obszernym opracowaniu swoje miejsce mają nawet najdrobniejsze detale. Z takim opisem należy potem udać się do starostwa powiatowego, gdzie nadawane są numery. Nabija się je na ramie pojazdu w określonych stacjach diagnostycznych. Teoretycznie nasz motocykl jest już dopuszczony do ruchu, pozostaje go tylko zarejestrować i cieszyć się jazdą.
– W miarę jedzenia apetyt rośnie. Pewnie jak każde hobby, także i konstruowanie trójkołowych motocykli, pochłania coraz większe nakłady finansowe – przestrzega pan Jerzy. – Przy pierwszym egzemplarzu wstawiliśmy lampę od ciągnika i byliśmy z tego bardzo zadowoleni. Z czasem zaczęliśmy się już rozglądać za profesjonalnym asortymentem, sięgnęliśmy po lampę od Harleya. Koszty natychmiast idą w górę, płacimy nie 50 zł., a dajmy na to 550 zł. Wysoko cenią się także fachowcy w tej branży, jeśli zlecimy komuś wykonanie choćby najdrobniejszego elementu, musimy liczyć się z potężnymi wydatkami. Dlatego w tej sytuacji bezcenne są własne umiejętności i bogate doświadczenie. Przez te kilka lat dużo się nauczyliśmy, w wielu kwestiach staliśmy się niewątpliwie ekspertami. Na zlotach ludzie bacznie przypatrują się naszym „trajkom”, prawdopodobnie potem starają się coś kombinować w swoich garażach Zresztą często dzwonią do nas i pytają jak poradziliśmy sobie z konkretnymi trudnościami.
Miłośnicy trójkołowców z Lasowic Wielkich są chętnie zapraszani do udziału
w rozmaitych imprezach środowiskowych. Uczestniczą nie tylko w zlotach
motocyklowych, transportowali już wieńce dożynkowe i eskortowali młode pary.
Od 5 lat z powodzeniem organizują w swojej miejscowości moto-pikniki
(wraz z lokalnym Stowarzyszeniem Miłośników Lasowic Wielkich).
Nasz rozmówca nie kryje, że podgląda czasem profesjonalistów w telewizji. Wraz z kolegami żywo dyskutuje nad projektami, realizowanymi na potrzeby konkretnych stacji.
– To zupełnie inny świat. Oni maja bajońskie budżety, dysponują super sprzętem, a poza tym są artystami w tym, co robią. U nas rzeczywistość wygląda dużo skromniej, wielu dziwi się, że mając do dyspozycji proste zaplecze, jesteśmy w stanie budować takie cacka. Wspomniany rzeczoznawca nie był w stanie uwierzyć, że my potrafimy w takich warunkach wygiąć profesjonalną ramę. Myślał, że robiła to dla nas jakaś fabryka. Tymczasem jedynym narzędziem, jaki do tego celu wykorzystaliśmy, była prosta giętarka, jaką hydraulicy wykonują kolanka z rurek. Pamiętam, że zanim powstał idealny szkielet, dziesiątki rur zniszczyliśmy. No, ale przecież na błędach człowiek się uczy…
Moto-celebryci z wiatrem we włosach
Najprzyjemniejsze chwile w życiu posiadacza „trajki”? – Budowanie motocykla budzi emocje, ale usiąść za jego kierownicą to dopiero przeżycie! Nieśpiesznie ruszamy i czujemy na sobie setki ludzkich spojrzeń. Mamy tą świadomość, że jesteśmy wyjątkowi, że drugiego takiego wehikułu po prostu nie ma – z zachwytem ciągnie Jerzy Lipiński. – Podczas zlotów motocyklowych pełno jest maszyn seryjnych, nie brak ekskluzywnych „japończyków”, Harleyów z oryginalnym rodowodem, czy superszybkich ścigaczy. Ale brak im wyjątkowości, na drogach ich obecność spowszedniała. Wokół nas natomiast, powiem nieskromnie, zawsze jest wianuszek zainteresowanych. Ludzie zapraszają nas do siebie, chcą byśmy ubarwiali rozmaite imprezy, niekoniecznie nawet związane z branżą motocyklową. Można powiedzieć, że stajemy się swego rodzaju moto-celebrytami.
Fot. arch. Stowarzyszenia Miłośników Lasowic Wielkich