Igrzyska na wsi? Dlaczego nie?

Wszystko zaczęło się tuż po wojnie. Był rok 1947. Kraj dźwigał się z hitlerowskiej pożogi. Życie na nowo zaczynało nabierać smaku. Trudno było sobie wyobrazić powrót do normalności bez tego, co zawsze łączyło naród w jedność. Tym czymś od niepamiętnych czasów był sport. I właśnie dlatego kilku zapaleńców rodem ze Skomlina (woj. łódzkie) stworzyło wówczas ideę zorganizowania lekkoatletycznej spartakiady dla okolicznej ludności.

Po wojnie czas na igrzyska

Imprezę nazwano Igrzyskami Sportowymi Ziemi Skomlińskiej dla Powiatu Wieluńskiego.

Wieś miała wymarzone warunki do tego, by przeprowadzić zawody sportowe na szeroką skalę. Możliwości takie stwarzał przepiękny podworski park. To właśnie na jego terenie przygotowano szereg boisk do gier zespołowych, pojawiły się bieżnie oraz skocznie. Żadna z okolicznych wsi nie mogła pochwalić się takim zapleczem sportowym. Wyłącznym organizatorem dorocznej imprezy stał się Ludowy Zespół Sportowy w Skomlinie. Jak wspominają uczestnicy ówczesnych zawodów, zawsze panował tu duch wielkiej rywalizacji o miano najlepszej gminy w powiecie. Była to impreza, w której oczywiście głównymi bohaterami byli sami sportowcy. Nie wolno jednak zapominać, że miała ona także charakter rekreacyjny. W trakcie zawodów cała wieś pustoszała. Wszyscy, jak jeden mąż, szli odświętnie wystrojeni do parku, by kibicować swoim faworytom.

Pchnięcie kulą – w tej dyscyplinie zawsze swych sił próbuje duże grono zawodników.

Olbrzymim zainteresowaniem cieszył się wówczas turniej siatkówki. Corocznie startowało w nim po kilka drużyn. Ponadto rozgrywano mecze piłki koszykowej, a w latach 60- tych – piłki ręcznej. Biegano na dystansach 100 m, 800 m i 1500 m, skakano w dal, wzwyż, rzucano dyskiem, oszczepem, a tuż po wojnie nawet… granatem. W takiej formie igrzyska organizowano nieprzerwanie do 1971 roku. Potem zlikwidowano powiaty, więc skomlińskie zawody automatycznie straciły jakikolwiek sens. Zresztą w parku zaczęła się czystka. Poległo kilkaset wiekowych drzew, zniszczono boiska, rozebrano podworski budynek. A wszystko po to, by wybudować nowoczesną szkołę.

Historia zatoczyła koło

Na szczęście 28 lat później powiaty znowu wróciły do łask. I ponownie do głosu doszli sportowi działacze, nierzadko dawni uczestnicy powojennych igrzysk. Wszyscy zgodnie orzekli, że należy powrócić do sprawy. Ideę reaktywacji imprezy zaakceptowali miejscowi i powiatowi włodarze. Nie było też żadnego kłopotu z wyborem miejsca organizacji zawodów. Zgodnie orzeczono, że po delikatnym liftingu, temu zadaniu sprosta skomliński stadion. Wystarczyło tylko w gminnej kasie poszukać pieniędzy na opłacenie sędziów, wyżywienie dla zawodników oraz nagrody. Niezmiernie istotną rzeczą okazało się nagłośnienie imprezy w lokalnych mediach. Komunikaty w radiu i prasowe ogłoszenia zrobiły swoje. Na pierwszych zawodach pojawiło się mnóstwo ludzi. Kolejnych edycji nie trzeba było już tak szumnie zapowiadać. Wystarczyło poinformować o terminie (zawsze w pierwszą niedzielę lipca).

Organizatorzy postanowili nie modyfikować zbytnio dawnego programu igrzysk, pierwszeństwo oddając kilku konkurencjom biegowym. Nie zapomniano także o skoku w dal, trójskoku, skoku wzwyż oraz pchnięciu kulą. Z czasem okazało się, że niektóre z konkurencji nie cieszą się zainteresowaniem uczestników zawodów i należy je wyeliminować. Tak stało się między innymi z rzutem oszczepem. Na taką decyzję wpłynął fakt, iż na terenie powiatu wieluńskiego tej dyscypliny od lat nigdzie się nie uprawia. Wprawdzie w kilku placówkach oświatowych, w ramach wychowania fizycznego, uczniowie mają szczątkowy kontakt z ową konkurencją, nie pozwala to jednak na skompletowanie odpowiednio dużego grona zainteresowanych. W zamian wprowadzono sztafetę 4 razy 100 metrów mężczyzn, co niezmiernie ucieszyło lokalnych sprinterów.

Podczas igrzysk zawsze niezmiernie ważni byli kibice. I tak jest nadal. Wystarczy zobaczyć, jakim zainteresowaniem cieszą się rozgrywki siatkówki i piłki ręcznej. Mecze trwają czasem do zmroku – nic dziwnego, skoro o tytuł najlepszej drużyny w powiecie walczy czasami kilkanaście ekip. Do walki zagrzewają sportowców ich rodzice, sąsiedzi, znajomi. Po każdym zdobytym punkcie na widowni gości gorący aplauz. W takich momentach widać, że dawny duch skomlińskich igrzysk nadal jest tu obecny.

 

Sport to nie wszystko. Ważna jest kasa i dobra zabawa

Nagrody dla najlepszych zawodników bywają kuszące, dlatego wielu z uczestników imprezy nie ukrywa, że właśnie z tego powodu staje do rywalizacji. W historii tego przedsięwzięcia byli i tacy lekkoatleci, którzy zgarniali nagrody w kilku konkurencjach. Najpierw wygrywali w skoku w dal, potem w trójskoku, w skoku wzwyż, a na koniec zajmowali wysokie miejsce w biegu na krótkim dystansie. Czasami nawet ponad tysiąc złotych niektórym udawało się tą drogą „wydłubać”.

Skomlińskie igrzyska zawsze odbywały się w atmosferze rekreacyjno-sportowego festynu. Już wtedy, gdy krótko po wojnie organizowano je we wspomnianym parku, wszyscy gromadzili się przed wieczorem pod majestatyczna lipą (podtrzymywana przez kilka linek rośnie do dziś). Tam rozkładano drewnianą podłogę, na której odbywały się tańce. Tam także prezentowały się lokalne zespoły obrzędowo-śpiewacze. Obecnie jest podobnie. Przez cały czas trwania zawodów na scenie pojawiają się zaproszeni artyści, którzy z estrady zabawiają kibiców popisami kabaretowymi, czy też wokalnymi. Wieczorową pora natomiast dominują głośne taneczne rytmy, serwowane przez rozmaite zespoły muzyczne. Tutaj rywalizacja pomiędzy poszczególnymi zawodnikami się już nie liczy. Pucharów, czy też kryształowych kul – co ostatnio jest bardzo modne – nikt tu amatorom tańca niestety nie wręcza.

Przemysław Chrzanowski

Fot. Autor

Facebook
Twitter
Email

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!