Zdaniem Rafała Krupy, te kilka lat naszej obecności w Unii Europejskiej było dla polskiej wsi prawdziwym cywilizacyjnym skokiem. Niebywałym postępem w sferze technicznej, lecz przede wszystkim mentalnej. Rafał, zresztą, jest tego doskonałym przykładem. Ma trzydzieści trzy lata i jasny cel robienia kariery w miejscu swego pochodzenia. Nie tam, gdzie wielkie osiedla, przedstawicielstwa światowych koncernów, znani z telewizji przechodnie, a tam, gdzie zagrody, uprawne pola, przydrożne kapliczki i strażackie remizy.
Jeszcze dzisiaj powiedzenie, że chce się zostać finansistą na wsi brzmi jak fragment kabaretowego skeczu. Rafał zupełnie serio powiedział to ponad dekadę temu. Studia w krakowskiej Akademii Ekonomicznej dały mu teoretyczne podstawy przyszłej działalności. Na renomowanej uczelni nawiązał nadzwyczaj przydatne przyjaźnie, wszedł w elitarny krąg użytkowników Internetu.
Jakie perspektywy czekają ekonomistę w złożonej z osiemnastu wsi, liczącej cztery i pół tysiąca mieszkańców gminie (tak właśnie są usytuowane u zbiegu województw śląskiego, małopolskiego i świętokrzyskiego Szczekociny)?
Ano przy łucie szczęścia może co najwyżej zaczepić się w spółdzielczym banku.
Już jako dziewiętnastolatek znalazł w nim swoje miejsce: – Przez trzy lata uczyłem się obsługi klientów i zdobywałem ich zaufanie. Miałem do czynienia z osobami niezorientowanymi w bankowych procedurach. Wyjaśniałem, tłumaczyłem, pomagałem im od chwili pojawienia się przed okienkiem do uzyskania usługi. To była znakomita praktyka.
Na swoim
Dojrzał, okrzepł, nabrał pewności siebie. Postanowił samodzielnie pośredniczyć między wiejskim i małomiasteczkowym petentem a poważniejszymi instytucjami finansowymi. Duże banki na prowincję nie wchodzą. Otwieranie tam oddziału, uruchamianie biura, zatrudnianie personelu jest dla nich mało opłacalne. Wolą korzystać z takich jak Rafał agentów. PKO BP i Polskiemu Towarzystwu Finansowemu zaczął napędzać klientów a oni uzyskiwali dzięki niemu gotówkowe, hipoteczne i gospodarcze kredyty: – Za załatwienie sprawy brałem wynagrodzenie wyłącznie od kredytodawcy.
Tym umiarkowanie wyrachowanym podejściem niewątpliwie umacniał swoją pozycję i społeczne uznanie. W powiatowy świat poszła szeptana informacja, że z pewnymi problemami najlepiej zwracać się do Krupy.
I piekarnią dobrze jest nowocześnie zarządzać.
W 1999 roku znalazł zatrudnienie w Piekarni Wiejskiej w Wilkowie (gmina Irządze – jedenaście sołectw, niespełna trzy tysiące mieszkańców), którą do dzisiaj w kwestiach biznesowo-księgowych zarządza. Rok później związał się z firmą swojej przyszłej żony, gdzie rozwinął specjalistyczne usługi.
***
Okres integrowania się Polski z europejską wspólnotą także przed nim otworzył nowe horyzonty. Przedakcesyjny strumień unijnych pieniędzy zapraszał do czerpania ze swoich zasobów, ale na wsiach niewielu wiedziało jak to się robi. W ramach programu SAPARD pisał ludziom wnioski na zakup maszyn i urządzeń, na rozbudowę gospodarczych obiektów. Instruował rolników, jak odliczać VAT, jak najskuteczniej starać się o finansowanie inwestycyjnych zamierzeń: – Podstawą orientacji w szczegółowych zagadnieniach był dla mnie Internet, który wówczas stanowił jeszcze tajemne źródło tajemnej wiedzy.
Do klienta nie zawsze wiedzie łatwa droga.
Droga przez spółdzielczy bank, wiejską piekarnię, bankowe pośrednictwo wiodła do zinstytucjonalizowania nabytych doświadczeń. Pięć lat temu założyli z żoną Śląską Grupę Finansowo-Usługową. Rolnikom, małym i średnim firmom doradzają jak zdobywać unijne fundusze, pomagają w uzyskaniu kredytów, w prowadzeniu działalności gospodarczej i księgowości: – To bardzo kompleksowe usługi, nie tylko wysłuchanie życzeń i odebranie podpisu na formularzu. Rozmawiając z interesantem usiłuję poznać jego perspektywiczne cele, dostosować konkretną potrzebę do ram wyznaczonych unijnymi programami. Często polega to na tworzeniu całościowego biznesplanu. Mój telefon komórkowy nie jest dla klientów zastrzeżony. Sprawę mogą konsultować o każdej porze.
Robi wszystko, by spełnić oczekiwania i rzeczy doprowadzić do szczęśliwego finału: – Od połowy poprzedniego do połowy tego roku światowy kryzys był w finansach szczególnie odczuwalny. Zdarzało się, że musiałem obskoczyć kilka banków i dopiero w trzecim lub czwartym załatwiałem klientowi kredyt. Nigdy przedwcześnie nie rezygnowałem, choć moi zleceniodawcy niekiedy czekali na pieniądze kilka miesięcy.
***
Śląska Grupa ma oddziały w Szczekocinach, Irządzach i powiatowym Zawierciu. W tym ostatnim na podstawie licencji franczyzowej występuje pod szyldem dużego banku. Za korzystanie z marki musi oczywiście niemało płacić.
W Szczekocinach nie musi być zgrzebnie.
We wszystkich jej punktach obowiązują współczesne, europejskie standardy obsługi. Eleganckie wnętrze, wygodny fotel, uprzejmy i cierpliwy pracownik to dzisiaj oczywista oczywistość, ale nie na transakcjach w biurowym zaciszu polega ta robota. Trzeba przede wszystkim docierać do chałup, gadać z ludźmi na ich terytorium, dawać im poczucie swobody i gwarancję dyskrecji. Rozległa oferta firmy jest w tym niezwykle pomocna: – Na wsiach branie kredytu wciąż jeszcze traktowane jest za coś wstydliwego, przejaw niezaradności, symptom znajdowania się w nieciekawej sytuacji. Kiedy ruszam do zainteresowanego, jego sąsiedzi nie wiedzą czego ode mnie potrzebuje. Klientom oferuję wiele produktów bankowych, służących szybkiemu rozwojowi firmy, czy gospodarstwa. Coraz rzadziej potrzebny jestem wyłącznie jako lekarstwo na finansowe kłopoty.
Przez dwa lata przejechał ponad 100 tysięcy kilometrów.
Kupiony z unijnych pieniędzy, terenowy mitsubishi Rafała przez dwa lata zrobił ponad sto tysięcy kilometrów. Dwa i pół raza okrążył wzdłuż równika kulę ziemską.
Coraz mniej skrępowanych
Mimo pokutujących jeszcze przesądów, chłopska znajomość ekonomicznych zagadnień rośnie błyskawicznie: – Przychodzi do mnie coraz więcej gości znakomicie poruszających się nie tylko wśród ogólnych pojęć, ale także w unijnych, bankowych, gospodarczych niuansach. Ci, którzy parę lat temu byli zahukani, niepewni, skrępowani, teraz śmiało i precyzyjnie formułują swoje oczekiwania. Faktyczną modernizację wsi odzwierciedlają gospodarstwa z wysokiej klasy sprzętem, nowymi budynkami, zadbanymi podwórkami. O zmianie społecznych preferencji świadczą także komunijne prezenty. Dziś nie jest to rower, czy zegarek, normę stanowi komputer, konieczne z podłączeniem do Internetu
***
Wiejska Wall Street nadal opiera się na niewielkich spółdzielczych bankach, ale Rafał Krupa zrobił poważny wyłom w tej utrwalonej, nieco archaicznej strukturze. Napisał ludziom trochę unijnych wniosków i biznesplanów, załatwił parę kilkumilionowych kredytów, zyskał renomę i zaufanie w powiatach zawierciańskim, myszkowskim, częstochowskim, jędrzejowskim, włoszczowskim. Pokazał, że osiadły na wsi absolwent elitarnej uczelni nie musi być życiową ofermą, zwłaszcza że pod pewnymi względami wieś łatwiejsza jest dla kariery niż miasto: – W wielkich ośrodkach czasami na jednej ulicy ma się do wyboru kilka znanych z telewizyjnych reklam instytucji finansowych. W takim otoczeniu moja firma nie miałaby dużych szans na rozwój. Poza tym, rolnikom stawia się niekiedy mniejsze wymagania kredytowe niż mieszkańcom miast, szczególnie w przypadku kredytów gotówkowych, a ja przecież rolników w dużej mierze obsługuję.
***
Jest menadżerem piekarni, doradcą finansowym, powiatowym radnym. Chce z unijnych środków kupić quada z urządzeniem do pomiarów geodezyjnych. Jego najświeższy projekt to stworzenie z prawdziwego zdarzenia rolniczej grupy producenckiej.
Maciej Pawłowski