Król Arab
W Polsce hoduje się najlepsze konie arabskie na świecie. A poza „błędowską” nie ma u nas przecież pustyń, rozległych przestrzeni, klimatu pełnego słońca, a tym bardziej wciąż brakowało pieniędzy, które inwestowane były i są w większości hodowli. Od czasu odzyskania niepodległości myślę, że źródłem sukcesu był ciągły mecenat państwa. Lata dwudzieste i trzydzieste ubiegłego wieku to wprowadzenie programu hodowlanego obejmującego pokolenia koni. Pomimo klęski wojennej, grabieży naszych koni przez Niemców i Rosjan, likwidacji stad w czasach gomułkowskich, polskie konie arabskie podbiły świat. Ale nie o świecie chcę pisać. Józef Wawrzynek z Makowa hoduje araby od kilku dobrych lat. O koniach może opowiadać wciąż i wciąż, ale również o kłopotach z hodowlą, o przeciwnościach, jakie stawia bardzo często system panujący w Polsce, a dotyczący hodowli koni.
Można o nich opowiadać w nieskończoność.
Z hodowlą koni w naszym kraju jest jak z próbą złożenia jednego zegarka z kilku przypadkiem znalezionych. Niby wszystko pasuje – stadniny, stada ogierów, ośrodki sportowo-rekreacyjne, agroturystyczne czy kluby jeździeckie, jednakże nie tworzą zwartego systemu, który produkowałby konie, jakich oczekuje rynek.
A takim rynkiem są właśnie hodowcy prywatni prowadzący ośrodki jeździeckie, prowadzący gospodarstwa agroturystyczne ze szkółkami jazdy konnej, wreszcie miłośnicy dawnej jazdy polskiej. To naprawdę spora grupa ludzi. Na świecie największym współczesnym rynkiem są jeździectwo i wyścigi. Czy jest możliwe, aby w naszym kraju prócz koni do rekreacji, hodowano konie sportowe i wyścigowe?
Jeśli stworzy się podobny system jak ten sprzed 90-u laty dla arabów, może się udać. Józef jest szefem terenowego oddziału hodowców koni w powiecie. Choć sam ma konie arabskie, wierzy w rozwój pozostałych ras. Szansą na to może być partnerstwo hodowli prywatnej z państwową. „Wystarczy jeśli my zajmiemy się hodowlą koni na rynek, natomiast stada ogierów i stadniny państwowe rozwijać będą potencjał genetyczny, również dla hodowli prywatnej.”
Bo przecież w Polsce rozwija się prywatna hodowla koni, no i zaczyna odnosić sukcesy w pokazach. Mankamentem są opłaty za udział w wystawach i targach, aukcjach. Koszty związane z transportem, noclegiem, opłatami organizacyjnymi są wysokie. Składki za PZHK i koszty weterynaryjne. Hodowcy z Opolszczyzny i zachodniej części województwa śląskiego nie dają rady pojechać ze swoimi końmi dalej niż do Książa. Wśród hodowców koni coraz częściej odzywają się głosy o aukcjach dla hodowców prywatnych.
Podobny głos słyszałem już kilka miesięcy temu odwiedzając stajnię Czesława Bodziannego pod Opolem. Stworzenie tego typu aukcji pozwoli przecież na urealnienie cen koni. I stać się może drugą po ogłoszeniach w czasopismach końskich formą sprzedaży. Ogłoszenia dotyczą głównie tanich koni rekreacyjnych albo zbędnych. Pojawiają się też i droższe oferty dla zawodników z prywatnych ośrodków jeździeckich, dla zawodników (głównie dzieci właścicieli) tych ośrodków. Więc rynek prawdziwy nadal nie jest jeszcze odkryty. Rozmawiając z Józefem, wpadliśmy na pomysł wiejskiej rewii koni, przy okazji której można by przeprowadzić pierwszą taką aukcję. Pomysł jest, są ludzie gotowi to zorganizować, tylko jak zapatrywać się będzie na to, nazwijmy to, „system”?
U Józefa prowadzi się rekreację tematyczną. Kowboj i ujeżdżanie jak na Dzikim Zachodzie. Nie dosłownie, ale Araby doskonale nadają się do tego typu działalności. Są wytrzymałe i inteligentne, wierne i posłuszne. To czyni z nich świetny materiał do udziału w zawodach rodeo.
Ścieżki konne
Różnorodność krajobrazu, kulturowości i zabytków Śląska powoduje, że prócz szlaków pieszych i rowerowych rośnie potrzeba stworzenia na wzór czeskich, tras konnych. Coraz więcej osób w soboty i niedziele wypuszcza się konno na krótkie wyprawy. Brak tras powoduje często kłopoty z właścicielami gruntów, leśnikami, kierowcami…
Jest projekt poprowadzenia takiej trasy od granicy z Czechami w Pietraszynie przez powiaty: raciborski, kędzierzyński, strzelecki i kluczborski do Byczyny. Trasa wyposażona byłaby w miejsca postoju, noclegi w ośrodkach jeździeckich i prywatnych stadninach. Wiele zależy również od władz samorządowych. Niestety, od kilku lat nie ma już choćby przedstawiciela powiatu współpracującego ze Związkiem Hodowców Koni na naszym terenie, chociażby w trakcie kwalifikacji koni. Był to przez długi czas jedyny element współpracy samorządu i hodowców koni. Coraz mniej nas łączy, ale nie można winić samorządu gminnego, jeśli w Ministerstwie Rolnictwa nie ma zespołu, ba, nie ma jednego urzędnika zajmującego się hodowlą koni wierzchowych. Zapatrzone wyłącznie w produkcję żywności Ministerstwo, konia nie uznaje za „produkt rolniczy”. Marchew jest owocem, a koń stał się zwierzęciem nienależącym do gospodarskich, wiejskich?
Koń zawsze przyciągnie uwagę, nawet przy pracy.
Intuicja podpowiada mi, że odpowiedzialność za ten stan rzeczy spada również na Agencję Nieruchomości Rolnych. Pisałem kiedyś o pałacach w ruinie, o niszczejących zabytkach, które powierzono tej instytucji. Od hodowców koni dowiedziałem się, że zarządzanie należącymi do państwa obiektami hodowli koni jest w gestii… Agencji Nieruchomości Rolnych!
Wydaje się najrozsądniejszym rozwiązanie tej instytucji, rozliczenie za brak gospodarności w stosunku do hodowli koni także, a majątek, albo to, co jeszcze z niego zostało, oddać samorządom. Wójtowie i burmistrzowie przy pomocy pasjonatów i środków finansowych z zewnątrz mogą dać radę dwudziestoletniej bylejakości w gospodarowaniu majątkiem narodowym. Należy się to nade wszystko koniom, będącym na służbie człowieka od kilku tysiącleci. Tylko kto ruszy tę przechowalnię politycznych banitów?
Koń chroniony
Kilka ras koni podlega szczególnej ochronie hodowlanej. Hodowcy otrzymują też na ten cel dopłaty do utrzymania koni. Niewielkie, ale pomagające w hodowli. Czesław ma konie śląskie. Zapytany, czy istnieje jakiś wzorzec takiego konia, może z przeszłości, mogłem przeczytać krótki tekst z książeczki podanej przez Cześka:
„Celem programu ochrony tego konia jest utrzymanie w czystości części populacji koni rasy śląskiej jako istotnego elementu różnorodności biologicznej wytworzonego w regionie śląskim. Pozostała część pogłowia będzie użyta do produkcji koni sportowych poprzez zwiększenie dolewu pełnej krwi angielskiej.
Zostanie zachowany stary typ konia śląskiego o dużych ramach wpisanego w prostokąt, o harmonijnej budowie ciała, z dosyć ciężką, kościstą głową o dopuszczonym garbonosym profilu (profil szczupaczy niepożądany), oko żywe, wyraziste, uszy niezbyt małe, proporcjonalne do głowy, ganasze wyraziste, szerokie i głębokie. Szyja długa, mocno umięśniona, może być prosta (jelenia niepożądana), kłoda mocna, dopuszcza się brak wyrazistego kłębu, z mocnym grzbietem i silnie związanymi lędźwiami, nerka proporcjonalnie długa, zad szeroki łagodnie skośny lub prosty, dobrze umięśniony z niezbyt niską nasadą ogona (zad rozłupany niepożądany).
Klatka piersiowa szeroka i głęboka (niepożądana kogucia), łopatka dobrze umięśniona, pożądana ukośna, kłoda niepodkasana z łagodnie wklęsłą słabizną.
Kończyny prawidłowo skątowane, szerokie nadpęcia, stawy suche (lekka szpotawość nie powodująca obniżonej jakości ruchu dopuszczona, postawa francuska niepożądana). Kopyta proporcjonalne do masy ciała.
Ruch – stęp energiczny, przekraczający, szeroki kłus – wydajny, obszerny. Konstytucja mocna.
Maść gniada, ciemnogniada, skarogniada, kara, dopuszcza się maść siwą, inne maści eliminują konia z hodowli.
Wymiary pożądane w wieku ok. 3 lat: klacze 158 cm – 190 cm, ogiery 160 cm – 190 cm”.
Tyle program hodowlany ochrony zasobów genetycznych koni rasy śląskiej. Cele są jasne, wiemy, o jakie konie chodzi w tym projekcie. Zacytowałem, jak ma wyglądać jedna z kilku rodzimych ras chronionych, aby uzmysłowić, jak trudny jest proces hodowli konia, jak sprawny powinien być system pomocy hodowcom koni. Ale system zawodzi. A przecież takie same programy stworzono dla pozostałych ras chronionych: małopolskiej, wielkopolskiej, huculskiej, a także dla koników polskich oraz ras zimnokrwistych, konia sztumskiego i sokólskiego. Gdzie więc tkwi problem? Czy tylko w braku zainteresowania sfer rządowych takim rozwojem wsi?
Kopytem uderzyć się w pierś
Musimy jednak uderzyć się w pierś. My, nie konie! Przecież ten system tworzą także hodowcy. Nie tylko rząd. Prawda jest taka jak opowiadał mi jeden z członków zarządu oddziału terenowego PZHK, że stosunek niektórych hodowców do przedstawicielki starostwa powiatu był co najmniej arogancki i bezczelny, co spowodowało niechęć, a po krótkim czasie odejście od współpracy najpierw człowieka, a później starostwa. Środowisko hodowców, miłośników, użytkowników i jeszcze innych związanych z końmi powinno przemawiać jednym głosem. Tylko wtedy można mieć wpływ na system i wsparcie rządowe.
Koń husarski.
Tak jest w innych krajach europejskich, mogących pochwalić się sukcesami hodowlanymi, a co za tym idzie sportowymi. Nam pod tym względem jeszcze daleko do czołówki. Król Arab nie ma dworu, można żartobliwie napisać. A przecież zamiłowanie do hodowli koni w Polsce z roku na rok wzrasta. Jeżdżąc po wioskach i miasteczkach miałem okazję widzieć powstające w ciągu ostatnich trzech lat nowe stajnie i ośrodki jeździeckie.
Pomysł środowiska raciborskiego na rewię kawalerii w przyszłym roku może mieć sens właśnie jeśli idzie o współpracę ludzi, którym koń jest bliski. Bo, co ciekawe, każdy z tych ośrodków, a za nim ludzi, ma swoją pasję, w której koń jest głównym aktorem. Józef poszedł w rodeo, Czesław w kawalerię II RP, w Zakrzowie organizowane są znane już w Polsce doskonale zawody artystów i dziennikarzy, pod Kędzierzynem powstał oddział ułanów Księstwa warszawskiego, pod Wodzisławiem Śląskim husaria! Jest jeszcze „poczta węgierska” i oddziały rycerskie.
A do tego dochodzą stadniny hodowlane, indywidualni hodowcy koni i pasjonaci posiadający jednego-dwa konie na własne potrzeby.
O swojej służbie dla ludzi koń opowiada tak…
Mnie brakuje ścieżek, rajdów długodystansowych i imprez pozwalających na wymianę doświadczeń, poznanie się, zaprzyjaźnienie. Trochę jak w świecie Guliwera, w państwie koni, państwie doskonałym.
Spotkania z takimi ludźmi jak Czesław i Józef pokazują na szczęście dla koni, że ludzie osiągają ten stan świadomości obywatelskiej, która pozwoli na prawdziwie oddolną inicjatywę stowarzyszania się w celu tworzenia „związku koni” i ludzi. Oby nie jak w tym dowcipie z barmanem:
Wchodzi koń do pubu, zamawia sobie piwo.
– Należy się 15 złotych – informuje barman.
Koń płaci i sączy sobie powoli przy ladzie.
– Nieczęsto widujemy tu konie – mówi zaciekawiony barman.
– Nic dziwnego. 15 złotych za piwo?!
***