Rozmowa z Małgorzatą Bartusiak, Przewodniczącą Koła Gospodyń Wiejskich w Ligocie Wołczyńskiej.
W Ligocie Wołczyńskiej, niewielkim sołectwie na Opolszczyźnie, bezpieczeństwo mieszkańców i przejezdnych stało się sprawą priorytetową. Wszystko zaczęło się od marzenia o defibrylatorze AED – urządzeniu, które w razie nagłego zatrzymania krążenia może uratować życie. Dziś, dzięki zaangażowaniu kobiet skupionych w KGW, na terenie sołectwa działają już dwa takie urządzenia, a mieszkańcy są przeszkoleni w ich obsłudze. O tym, jak narodziła się inicjatywa, dlaczego przełamywanie strachu jest równie ważne jak zakup sprzętu i jak lokalna wspólnota staje się odporna na kryzysy, opowiada Małgorzata Bartusiak.

Przemysław Chrzanowski, Witryna Wiejska: – Na początek proszę powiedzieć, gdzie się znajdujemy i czym się Pani zajmuje?
Małgorzata Bartusiak: – Jesteśmy w sołectwie Ligota Wołczyńska na Opolszczyźnie, które składa się z dwóch miejscowości: Ligoty Małej i Ligoty Wołczyńskiej. Od 2024 roku pełnię funkcję przewodniczącej Koła Gospodyń Wiejskich, które zrzesza mieszkanki nie tylko naszego sołectwa, ale – zgodnie ze statutem – także z całego powiatu kluczborskiego.

Zanim jednak powstało koło, zawiązała się u was grupa nieformalna. To wtedy narodził się pomysł zakupu defibrylatora AED. Jak do tego doszło?
– Tak. Wszystko zaczęło się od troski o zdrowie mieszkańców i przejezdnych. Nasze wsie leżą przy drogach bardzo obciążonych ruchem – z dużą prędkością i natężeniem. Zawsze był problem z bezpieczeństwem. Mieszkam w przysiółku liczącym zaledwie dziesięć domów, ale wiedziałam, że potrzebujemy urządzenia, które w razie zatrzymania akcji serca może uratować życie. Jeszcze jako grupa nieformalna napisałyśmy dwa projekty i dzięki nim udało się kupić pierwszy defibrylator AED. Przy okazji lokalne władze wsparły nas, montując dwa progi zwalniające. To był początek.

Później pojawił się kolejny projekt i drugi defibrylator.
– Dokładnie. Gdy powstało koło gospodyń, zaczęłyśmy działać szerzej. Wpadłam na pomysł, by kolejne urządzenie pojawiło się we wsi sołeckiej, przy samej drodze krajowej, gdzie ruch jest jeszcze większy. Świetlica wiejska znajduje się w centralnym punkcie miejscowości i tam zawisł AED w kapsule całorocznej. Napisałam projekt – tym razem sięgnęłyśmy po środki z budżetu gminy, a także z budżetu sołeckiego. I udało się.
Zakup urządzenia to jedno, ale równie ważna jest nauka korzystania z niego. Jak przygotowaliście mieszkańców?
– Bardzo mi zależało, żeby nie skończyło się tylko na zawieszeniu urządzenia. W pierwszym projekcie założyłam, że co najmniej po jednej osobie z każdego domu przejdzie szkolenie z obsługi defibrylatora i udzielania pierwszej pomocy. Udało się – co w praktyce oznacza, że w każdym gospodarstwie jest ktoś, kto wie, jak użyć AED. Szkolenia prowadził ratownik, odbywały się m.in. w ogrodzie, w luźnej, sąsiedzkiej atmosferze. Potem były także ćwiczenia praktyczne podczas festynu – symulowaliśmy różne sytuacje: złamania, zasłabnięcia, zatrzymanie krążenia.

W drugim przypadku korzystałyśmy ze wsparcia systemu „Pierwszy Ratownik” – powiatowy koordynator przyjechał do nas z fantomem i również pokazywał obsługę AED. Najważniejsze było to, żeby przełamać strach. Bo to urządzenie jest intuicyjne, prowadzi użytkownika krok po kroku. Ale ktoś, kto boi się go dotknąć, nie pomoże. Dzięki szkoleniom mieszkańcy wiedzą, jak reagować i nie obawiają się działania.
Czy urządzenia były już użyte w sytuacji kryzysowej?
– Na szczęście nie. I oby nigdy nie były. Ale wolimy być przygotowani, bo takie są czasy – różne kryzysy mogą się zdarzyć. Strzeżonego Pan Bóg strzeże.

Skoro mówimy o kryzysach – pandemia, powodzie, wojna za wschodnią granicą… Jak koło wspiera mieszkańców w budowaniu poczucia bezpieczeństwa?
– Poza projektami zdrowotnymi staramy się działać szerzej. Organizujemy spotkania z ekspertami, np. z panią fizjoterapeutką, która odpowiadała na pytania dotyczące zdrowia i pokazywała proste zabiegi poprawiające samopoczucie. Włączamy się w zbiórki na rzecz potrzebujących – np. gdy młody mieszkaniec gminy miał poważny wypadek, wystawiałyśmy stragany, sprzedawałyśmy gofry czy inne smakołyki, a dochód trafiał do puszek i wspomógł leczenie tego młodego człowieka. Teraz weźmiemy udział w zbiórce pieniędzy dla Poli, chorującej na zespół Retta. Wierzę, że pomagając innym, budujemy solidarność, a to daje poczucie bezpieczeństwa – bo wiemy, że w razie czego i ktoś nam pomoże.

Ile kosztuje zakup AED w kapsule i jak wygląda organizacja takiego przedsięwzięcia?
– W granicach 10 tysięcy złotych. To obejmuje urządzenie, kapsułę całoroczną z systemem GSM monitorującym otwarcie oraz montaż. W naszym sołectwie pierwszy egzemplarz montowałam ja sama, a drugi sołtys – wystarczyło odpowiednie wiertło i zwykłe gniazdko, do którego podłączymy kapsułę. Co ważne, nie zawsze trzeba finansować szkolenia osobno – u nas wsparcie oferowało OSP i system „Pierwszy Ratownik”.
Można więc powiedzieć, że to właśnie inicjatywa związana z AED dała początek formalnemu kołu gospodyń?
– Tak, od tego się zaczęło. Najpierw było wspólne pragnienie, by coś zrobić dla mieszkańców. Potem dostrzegłyśmy, że razem możemy więcej – i tak powstało koło. Oczywiście, nie zajmujemy się głównie gotowaniem, jak się czasem kojarzy gospodynie. Mamy sprzęt do gofrów, waty cukrowej czy popcornu, ale naszą pasją są sztuka i twórczość ludowa. Od dwóch lat znów pleciemy wieńce dożynkowe – w tym roku zajęłyśmy trzecie miejsce na dożynkach gminnych w konkursie na najładniejszy wieniec. Organizujemy warsztaty ceramiczne, rękodzielnicze, scrapbookingu, plecenia wianków czy malowania porcelany.

Jak układa się współpraca z innymi organizacjami?
– Bardzo dobrze. Działamy razem z radą sołecką, korzystamy z budżetu sołeckiego, współpracujemy z innymi kołami gospodyń – zapraszamy się nawzajem na warsztaty. Jest dużo serdeczności i wzajemnego wsparcia. Sama staram się też rozwijać w zakresie prowadzenia organizacji pozarządowych, uczestniczę w szkoleniach, śledzę oferty różnych fundacji, bo wiem, że jeśli ja się zatrzymam, to i nasze koło nie będzie się rozwijało.
Pani Małgorzato, na koniec – co chciałaby pani podkreślić jako najważniejsze przesłanie płynące z waszych działań?
– Że bezpieczeństwo to wspólna sprawa. Defibrylator na ścianie nie uratuje życia, jeśli ludzie nie będą wiedzieli, jak go użyć. Dlatego uczymy się, szkolimy, wspieramy. I budujemy wspólnotę – bo tylko razem jesteśmy odporni na kryzysy.
***