W czasach, gdy głównym towarzyszem młodych ludzi bywa telefon komórkowy, a „wakacyjny chill” to często maraton seriali i niekończące się scrollowanie, grupa chłopaków z Prejłowa postanowiła wybrać zupełnie inną drogę. Zamiast bezczynnie spędzać lato, zakasali rękawy i rozpoczęli remont starego, zapomnianego budynku, by stworzyć własny klub treningowy. Ich „Fight Club” będzie nie tylko miejscem do ćwiczeń, ale też przestrzenią wspólnoty, rozwoju i ucieczki od zagrożeń współczesności.
Fight Club na Warmii
Wszystko zaczęło się wczesnym latem, kiedy Filip i kilku kolegów stanęli przed dawnym budynkiem wiejskiej siłowni. Dziś – zawilgoconym, z odpadającym tynkiem i dusznym zapachem stęchlizny. Starsze pokolenia znosiły tu domowej roboty atlasy i hantle, ćwiczyły mimo braku profesjonalnych warunków. Chłopcy postanowili przywrócić temu miejscu ducha.
– Chcieliśmy mieć po prostu kawałek przestrzeni, żeby móc trenować u siebie, na miejscu – mówi Filip, jeden z inicjatorów przedsięwzięcia. – Większość z nas trenowała wcześniej w Olsztynie, dojeżdżając tam do szkół. Ale teraz, w wakacje, to ponad 20 kilometrów w jedną stronę. Zależało nam, żeby mieć coś tutaj, w Prejłowie.
– Nie mamy doświadczenia, nie wiedzieliśmy do końca, jak się za to zabrać, ale mieliśmy chęć. Zakasaliśmy rękawy i po prostu zaczęliśmy działać. Chcieliśmy stworzyć przestrzeń dla siebie – do treningu, do spotkań, do wspólnego działania.

Młodzież, która zaraża zapałem
Zapał młodych szybko zwrócił uwagę Łukasza Śmietanko – sołtysa sąsiednich Pajtun i radnego powiatu, który znał chłopaków już wcześniej.
– Kojarzyłem ich – często przyjeżdżali do Pajtun na ryby. Już wtedy imponowało mi to, że młodzież zamiast siedzieć z telefonem w domu, wybiera wędkę i świeże powietrze – wspomina. – To był pierwszy moment, kiedy zwróciłem na nich uwagę. A później, gdzieś na przełomie czerwca i lipca, przejeżdżałem drogą polną obok wspomnianego budynku. Zobaczyłem, że siedzą przed wejściem, coś tam działają. Zaczęliśmy rozmawiać i wyszło, że chcą ten budynek wyremontować. Mieli chęć, mieli energię. Po tej rozmowie poczułem, że trzeba im pomóc. W tamtym czasie byłem mocno zajęty i szykowałem się do urlopu, więc powiedziałem im, żeby się odezwali po 14 lipca. I co? Odezwali się. Umówiliśmy się, spotkaliśmy, zaplanowaliśmy pierwszy front robót – i zaczęliśmy działać.

Remont ruszył pełną parą
Najpierw oczyszczono teren, usunięto gruz, potem zaczęło się malowanie i stawianie konstrukcji. Pomagają nie tylko rówieśnicy – przy projekcie od samego początku działa także radny gminy Rafał Rutkowski, który ma doświadczenie budowlane i uczy chłopaków podstaw fachu: od stawiania ścianek po szpachlowanie. Jest wyczulony na potrzeby lokalnej młodzieży i nie pozostaje obojętny wobec takich inicjatyw.

– Nie mają jeszcze zawodowych umiejętności, ale uczą się na bieżąco. Jak wkręcać wkręty, wbijać gwoździe, wiązać konstrukcje pod wełnę – to są rzeczy, które poznają w praktyce. To jest szkoła życia – mówi Łukasz Śmietanko. – Dla mnie to niesamowite, że młodzież chce po prostu robić coś z własnej inicjatywy – i to społecznie.
Z czasem dołączyli kolejni ochotnicy – ktoś odchodził, ktoś przychodził, ale zespół stale się trzyma. Wszyscy pracują w swoim tempie, bez ciśnienia, ale z pasją i zaangażowaniem.

Fight Club na własnych zasadach
Docelowo ma to być sala do treningów sportów walki i ćwiczeń siłowych – miejsce spotkań i pracy nad sobą. Dla wielu z tych chłopaków to także sposób na zdrowe spędzanie czasu, z dala od pokus i pułapek współczesności.

– Część z nich chodzi do tej samej szkoły, w której ja sam kiedyś stawiałem pierwsze kroki na macie, w Arachion Club. Sam przez lata trenowałem sporty walki. Kiedyś musiałem dojeżdżać, dziś oni mogą mieć salę pod nosem. Jeśli ten budynek ma się stać przestrzenią sportową dla lokalnej młodzieży, to nie wyobrażam sobie lepszego przeznaczenia – dodaje Śmietanko, który deklaruje, że sam dołączy do grona trenujących.
Powstała już wizualizacja obiektu, ruszyła zbiórka na wyposażenie – potrzebne są maty, worki, farby, narzędzia. W planach jest też odwodnienie i docieplenie, bo budynek nadal zmaga się z wilgocią. Ale determinacji nie brakuje.


Może właśnie z takich miejsc wyrastają przyszli mistrzowie, a na pewno ludzie, którzy nie boją się działać. Są inspiracją dla rówieśników i żywym dowodem na to, że ich „Fight Club” może mieć twarz uśmiechniętej, zaangażowanej lokalnej młodzieży.
– Działamy dalej. Trzymajcie kciuki – mówi z uśmiechem Łukasz. – Bo takie inicjatywy naprawdę warto wspierać. To nie tylko sport – to szkoła charakteru.
***