„Mieszkańcom wystarczy nie przeszkadzać”. Lekcja z nawałnicy 100-lecia

WW - obrazek wyróżniający(6)

W sierpniu 2017 roku Bory Tucholskie zostały dotknięte przez nawałnicę, która dokonała zniszczeń na obszarze większym niż powierzchnia Warszawy. To wydarzenie nie tylko zmieniło krajobraz regionu, ale także sposób myślenia o zarządzaniu kryzysowym na poziomie lokalnym. Łukasz Ossowski, w 2017 r. sołtys gminy Rytel, radzi, jak przygotować swoją społeczność na sytuacje kryzysowe i co zrobić, gdy już wystąpią.

– Mieszkając w sercu Borów Tucholskich, otoczony pięknymi sosnowymi lasami, nigdy nie wyobrażałem sobie, że może nas dotknąć poważna katastrofa. Wykluczałem zagrożenia typu trzęsienie ziemi czy powódź. Dopiero burza, przez ekspertów nazywana bow echo, uświadomiła mi, że także w naszym regionie mogą wystąpić ekstremalne zjawiska pogodowe – mówi Łukasz Ossowski.

 

Nawałnica 100-lecia

Lata 2017 r. nikt w Rytlu nie potrafi zapomnieć. Pan Łukasz wspomina, że nic nie zwiastowało rozmiarów burzy, która nadeszła w nocy z 10 na 11 sierpnia 2017 r. Gdy jednak pierwszy raz na własne oczy zobaczył, jak huraganowy wiatr napierający w okno domu wpycha deszcz do wewnątrz przez uszczelki, wiedział, że ma styczność z czymś wyjątkowym.

Po nocy, gdy wiatr nad Borami Tucholskimi osiągał prędkość nawet 150 km/h, Lasy Państwowe oszacowały straty na 10 mln m3 powalonych i połamanych drzew, niemal 120 tys. ha uszkodzonych lasów, w tym 39,2 tys. ha do całkowitego odnowienia. To łącznie większy obszar niż powierzchnia Warszawy.

Ucierpieli przede wszystkim ludzie. Ponad 20 tys. uszkodzonych budynków i lokali mieszkalnych, budynków gospodarczych, szkolnych i innych obiektów infrastruktury. Bez dostępu do energii elektrycznej znalazło się ponad 130 tys. osób. To więcej niż liczba mieszkańców Opola. Niektóre z nich odzyskały prąd po kilku dniach, inne dopiero po kilkunastu. Wiele osób było rannych, sześć nie przeżyło.

 

System, którego nie ma

Z raportu Najwyżej Izby Kontroli opublikowanego w 2019 r. wynika, że nie tylko w poszkodowanych obszarach, ale i w całej Polsce nie ma skutecznego systemu ochrony ludności. „Organy odpowiedzialne za realizację zadań z zakresu zarządzania kryzysowego oraz obrony cywilnej nie stworzyły adekwatnych do występujących zagrożeń struktur, nie wdrożyły skutecznych procedur oraz nie zapewniły niezbędnych zasobów, umożliwiających właściwe zarządzanie w przypadku wystąpienia sytuacji kryzysowych” – czytamy w informacji o wyniku kontroli NIK.

Co więc może zrobić sołtys? Z pewnością nie czekać na zorganizowanie systemu na poziomie gminy, powiatu czy województwa, a wziąć sprawy w swoje ręce. Łukasz Ossowski podpowiada, czym może zająć się osoba na tym stanowisku na długo przed burzą.

 

Każdy festyn ma drugie dno

– Po objęciu funkcji sołtysa [w sołectwie Rytel – przyp.] w 2015 roku zauważyłem całkowity brak integracji we wsi. Zacząłem od małych inicjatyw – organizowania festynów, spotkań i wspólnego sprzątania wsi – wspomina pan Łukasz. Jego zdaniem takie inicjatywy mają ogromną wartość, ponieważ integrują społeczność. W razie kryzysu zespoły nie muszą powstawać z przypadkowych osób, mogą tworzyć je zgrane paczki, które znają się od dawna.

Zacieśnianie więzi społecznych umożliwia sołtysowi poznanie zasobów ludzkich sołectwa. Kto ma ciągnik i może go użyczyć, kto umie posługiwać się piłą, kto ma wykształcenie i doświadczenie psychologiczne, kto dysponuje większymi budynkami. W sytuacji kryzysowej ustalenie takich faktów może być bardzo trudne, a na pewno będzie kosztować cenny czas.

 

Ile osób potrzebuje respiratorów?

Osoba odpowiedzialna za sołectwo zawczasu powinna również poznać potrzeby mieszkańców, szczególnie tych, którzy wymagają specjalnej pomocy medycznej. – Podczas nawałnicy otrzymałem pytanie o liczbę osób potrzebujących respiratorów – nie byłem przygotowany na takie pytanie. To uświadomiło mi, jak ważne jest posiadanie szczegółowej wiedzy o mieszkańcach – wspomina pan Łukasz. Gdy na miejsce przyjadą służby ratownicze, to sołtys powinien udzielić im takich informacji.

 

Gdy znikną drzewa, z którymi rośniesz

Zabezpieczenie ludzi i mienia to jedno, ale już w momencie wybuchu kryzysu, sołtys powinien zadbać o wsparcie psychologiczne dla poszkodowanych i każdej osoby, która go potrzebuje. – Mieliśmy szczęście do wspaniałych specjalistów, którzy przyjechali z doświadczeniem z innych katastrof, takich jak powodzie we Wrocławiu i Gdańsku w 2001 roku. Ich wcześniejsze doświadczenie było bezcenne w skutecznym niesieniu pomocy – mówi pan Łukasz.

Warto jednak zadbać o rozpoznanie, z kim można stworzyć zespół, który w czasie kryzysu może nieść pomoc. W Rytlu Łukasz Ossowski i wspierające go osoby we współpracy z Powiatowym Centrum Pomocy Rodzinie utworzyli dwa zespoły psychologów – mobilny i stacjonarny. Pomoc psychologiczna była niezbędna dla wielu mieszkańców, którzy bardzo emocjonalnie przeżyli stratę drzew, z którymi byli związani przez całe życie. Niektórzy potrzebowali wsparcia przez okres nawet do dwóch lat.

Łukasz Ossowski zapytany, czy wydarzenia lata 2017 roku wpłynęły na poprawę systemu ochrony ludności na wyższych szczeblach samorządowych, kręci głową. – Nie dotyczy to mieszkańców. Oni sobie poradzą, tylko im nie trzeba przeszkadzać – kwituje pan Łukasz.

Autor: Jędrek Godlewski
O autorze: W Fundacji Wspomagania Wsi od 2017 r. Koordynator i twórca programów wspierających młodzież na wsi w stawianiu pierwszych kroków w działaniach społecznych i w rozwijaniu wiedzy o USA. Redaktor Witryny Wiejskiej odpowiedzialny także za oprawę wizualną serwisu. Absolwent Instytutu Anglistyki oraz Ośrodka Studiów Amerykańskich na Uniwersytecie Warszawskim.
Facebook
Twitter
Email

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!

Najnowsze wydarzenia

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!