Beton i teatr życia

Rozmowa z panem Dariuszem to historia o odwadze, zmianie życia i pasji, która stała się sposobem na codzienność. Pan Dariusz, właściciel gospodarstwa w Tolkowcu w okolicach Braniewa, opowiada o swojej decyzji opuszczenia miasta, wyzwaniach związanych z życiem na wsi oraz o niezwykłym wykorzystaniu betonu w działalności artystycznej.

Przemysław Chrzanowski: Jak to się stało, że zdecydował się pan zrezygnować z wygodnego życia w atrakcyjnej, nadmorskiej aglomeracji?

Dariusz Kujawa: – Bardzo długo namawiałem na to żonę. Ja jestem człowiekiem ze wsi, więc ciągnęło mnie poza miejską rzeczywistość. W mieście przeszkadzał mi tłok, brak miejsc parkingowych, wszechobecny hałas. Kiedy żona wreszcie się zgodziła, zaczęliśmy szukać miejsca dla siebie i znaleźliśmy je w okolicach Braniewa. Urządziliśmy się tam, a za jakiś czas przypadek sprawił, że trafiliśmy na gospodarstwo w Tolkowcu. Kupiliśmy je, urządziliśmy dom gościnny oraz pracownię. Zabudowania były w fatalnym stanie, ale mozolnie, miesiąc po miesiącu, rok po roku, remontowaliśmy je. Dom oraz dawną oborę, którą przekształciliśmy w pracownię, odnowiliśmy i zaadaptowaliśmy na potrzeby naszej działalności.

Beton to dość nietypowe tworzywo dla działań artystycznych. Jak to się stało, że się nim pan zainteresował?

– Wszystko zaczęło się od fascynacji. Chociaż zajmuję się również odnawianiem drewna, to w betonie znalazłem niezwykłą inspirację. Poświęciłem mnóstwo czasu na opanowanie różnych technik plastycznych związanych z tym materiałem. W pewnym momencie moja żona zasugerowała, żebym zorganizował warsztaty, na których mogłem uczyć innych, jak tworzyć z betonu. To zmotywowało mnie do stworzenia odpowiedniego miejsca, a obora, o której już wspominałem, stała się wymarzonym miejscem do takich działań.

Metamorfoza obory jest niewiarygodna. Czy czerpał pan inspiracje z innych źródeł?

Postawiłem na swoje wyczucie estetyczne i urządziłem pracownię w taki sposób, by mi się podobało. Kierowałem się artystyczną intuicją, ale inspirowałem się wieloma rzeczami, wprost z życia wziętymi. Beton, który mnie zafascynował, wykorzystałem również w aranżacji tego miejsca. W podobnym duchu remontowaliśmy dom, który obecnie służy jako miejsce pobytu dla uczestników warsztatów.

W sieci internauci chwalili zachowanie detali gospodarskich w odnowionych budynkach.

– To prawda. Mam szczęście, że wśród moich sąsiadów są osoby, których przodkowie byli właścicielami tego miejsca. Od nich dowiedziałem się, jak to gospodarstwo wyglądało w czasach swojej świetności. Na początku znajdowała się tu stajnia dla koni, potem trzymano krowy, a przez ostatnie 12 lat budynek stał pusty i niszczał. Sąsiedzi pomagają mi również w odkrywaniu topografii tego miejsca, wskazując np. miejsca dawnych studni czy przekopów.

Czy po dziewięciu latach zadomowili się Państwo w nowym miejscu?

– Absolutnie nie wyobrażam sobie powrotu do blokowiska w Gdańsku, Gdyni czy Warszawie. Chyba bym zwariował. Zresztą, jak już wspomniałem, pochodzę z małej wioski pod Malborkiem, więc przeprowadzka z miasta była dla mnie niejako powrotem do korzeni. W miastach – małych, dużych, ogromnych – mieszkałem już wystarczająco długo i miałem tego dosyć.

Nie chodziło o to, że mieliśmy jakiś konkretny plan – że zrobimy tu biznes, agroturystykę czy zaczniemy hodować ekologiczną żywność. Absolutnie nie. Chcieliśmy tylko jednego – wyprowadzić się na wieś, do przyrody, do swobody, do wolności. Oczywiście przez mniej więcej rok sporządzaliśmy listy, na których wypisywaliśmy wszystkie „za” i „przeciw”. Niewątpliwym ułatwieniem było dla nas to, że dwie córki były już dorosłe i znalazły swoje miejsce w Trójmieście, ale jedna była jeszcze malutka – chodziła dopiero do trzeciej klasy. Zastanawialiśmy się, co z nauką angielskiego, co z dodatkowymi zajęciami. Potem jednak okazało się, że pod tym względem ta wieś wcale nie jest taka zła.

A co z pracą? Jak radziliście sobie Państwo na początku?

– Pracowałem zdalnie, a moja żona jako psychoterapeutka także miała możliwość pracy na odległość. Oczywiście pojawiły się inne wyzwania, np. odległość do sklepu, co na starcie wymusiło zakup m.in. zamrażarki. Ale takie zmiany to nic w porównaniu z zaletami życia na wsi.

Czy sztuką i betonem zajął się pan dopiero po przeprowadzce?

– Z wykształcenia jestem instruktorem teatralnym, ale w zawodzie nie pracuję od lat. Zawsze interesowałem się rękodziełem. Jeszcze w Gdyni podejmowałem pierwsze próby, ale dopiero na wsi zyskałem przestrzeń do rozwijania tej pasji. Beton stał się moim ulubionym tworzywem. Wiedza i doświadczenie zdobyte w teatrze pomagają mi teraz w pracy z ludźmi na warsztatach.

Beton — ale co tak właściwie pan z tego materiału wykonuje?

– To przede wszystkim donice, dzbany, wazony i lampy, ale także strukturalne pokrycia ścian, na przykład imitujące skały. Zresztą wszystko przede mną. Nie wiem jeszcze, dokąd mnie ta miłość do betonu doprowadzi.

W jaki sposób dociera pan do zainteresowanych ze swoją ofertą?

– I to jest dla mnie najtrudniejsze, ponieważ jestem typem człowieka, który uwielbia coś tworzyć i pokazywać, ale współczesne sposoby komunikowania się ze światem są mi na razie obce. Gdyby nie moje starsze córki, z pewnością ze światem mediów społecznościowych i internetu bym sobie nie poradził. To dzięki nim zorientowałem się, że w sieci istnieją grupy tematyczne, między innymi takie, które bezpośrednio dotyczą rękodzieła. Tam postanowiłem publikować zdjęcia swoich prac, informując świat o swoim istnieniu i o swojej ofercie. Z niektórych grup mnie usuwają, bo nie można się reklamować, w innych przyjmują z otwartymi ramionami. Jednak najważniejsze dla mnie są reakcje internautów. Bardzo ciepło mnie przyjmują i dobrze oceniają to, co robię.

Czy ma pan założoną działalność? Jak wygląda to od strony formalnej?

– Jeśli chodzi o wymogi prawne, wszystko mamy uregulowane. Prowadzimy działalność gospodarczą powiązaną z wynajmem obiektu mieszkalnego dla uczestników naszej oferty rękodzielniczej. Jesteśmy vatowcami, wystawiamy faktury.

Pochwalił się pan tym, czym zajmował się pan w przeszłości. Czy nie nęci pana powrót do swoich zawodowych korzeni?

– Najlepszy teatr, jaki mogę sobie teraz wyobrazić, to ten, który dzieje się na moich oczach. Przyjeżdża do mnie 18-osobowa grupa ludzi, którzy niczego nie udają. Są sobą — to ludzie pełni emocji, chęci poznania czegoś nowego. To teatr życia.

Miałem swój teatr. Prowadziłem go przez półtora roku, organizowałem mnóstwo zajęć w domach kultury i w tym zawodzie po prostu się już nasyciłem. A teraz to doświadczenie wykorzystuję na innych płaszczyznach. I to jest fajne. Jeszcze niedawno wydawało mi się, że tu, na wsi, odpocznę od ludzi, bo jestem przebodźcowany po tych kilkudziesięciu latach w mieście. Ale teraz uważam, że to dla mnie bardzo cenny kontakt — móc obcować z wartościowymi ludźmi, którzy przybywają do mnie na artystyczne weekendy. To fantastyczny teatr, czasami kabaret, czasami drama.

Teatr, scena — wszystko to wiąże się z pewnego rodzaju upublicznianiem. A pan ze swoim teatrem schował się głęboko. Zaszył się pan w swoim Tolkowcu.

– Kiedyś zależało mi na tym, by pokazywać się z tym, co robię, a teraz zależy mi tylko na tym, by ludzie, którzy do mnie przybywają, czuli się świetnie i byli zadowoleni z tego, czego ich nauczę. Efekt jest taki, że w zasadzie pracuję już drugi sezon i ponownie mam dość intensywne obłożenie. Mniej więcej do lipca, mam wszystkie weekendy zajęte. Właściwie zostaje nam sierpień i wrzesień — to miesiące, w których są jeszcze wolne miejsca na warsztaty. To pozwala nam na zachowanie pewnej ciągłości, również finansowej – skoro już podjęliśmy takie zawodowe wyzwanie.

A czy ze swoimi warsztatami jest pan skłonny dojeżdżać do zainteresowanych?

– Mam za sobą już takie warsztaty wyjazdowe. W środku tygodnia bywałem w miejscach, gdzie gromadziły się panie z KGW. Uczyliśmy się między innymi wytwarzania donic. To są fantastyczne wyjazdy — kobiety dają z siebie naprawdę wszystko, bawią się rękodziełem, wzajemnie integrują, wytwarzają niepowtarzalne dzieła sztuki. Potem kontaktują się ze mną, konsultują i wytwarzają te donice na własną rękę. Jeżdżą nawet z nimi na jarmarki, co staje się ich dodatkowym źródłem dochodu. Bardzo mnie to cieszy. To fantastyczne osoby, które szanują i doceniają rękodzieło.

***

Warto zajrzeć:

https://www.facebook.com/takanasza.przestrzendlaludzi

https://www.facebook.com/profile.php?id=100080941367787

 

Facebook
Twitter
Email

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!

Najnowsze wydarzenia

woj. mazowieckie
31.01.2025
- 02.03.2025
Cała Polska
05.02.2025
- 07.03.2025
Cała Polska
03.02.2025
- 12.03.2025
woj. mazowieckie
31.01.2025
- 02.03.2025
Cała Polska
05.02.2025
- 07.03.2025
Cała Polska
03.02.2025
- 12.03.2025

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!