– Pomału, bo pomału, ale udaje się więc normalizować[1] różnorodność. Nie wszystkie społeczności są gotowe na szybkie otwarcie się na inność, ale nieformalne spotkania, np. przy ognisku, naprawdę dobrze się sprawdzają – mówi Gocha Kulczycka.
– Szczerze mówiąc nigdy nie zakładałam, że wyląduję pod Opolem, ale w wyniku różnych zbiegów okoliczności tak wyszło i okazało się, że to moje miejsce na ziemi – zaczyna Gocha Kulczycka.
Chodzi o położoną dwanaście kilometrów od Opola wieś Ochodze, a raczej znajdującą się tam stodołę. Stała się ona domem nie tylko dla Gochy, ale też siedzibą stowarzyszenia Manufaktura Inicjatyw Różnorodnych. Zanim zostało zarejestrowane w 2016 roku, tworzący go kolektyw kobiet robił wiele rzeczy całkowicie oddolnie. A to pojawiał się w domach mam dzieci z niepełnosprawnościami, by odmalować ściany lub wykonać inne prace remontowe, a to organizował różnego rodzaju wydarzenia feministyczne. Po powstaniu stowarzyszenia udawało się zdobywać kolejne fundusze z dotacji, co przerodziło się w działalność głównie o charakterze feministycznym, antydyskryminacyjnym, przeciwdziałającym przemocy ze względu na płeć.
Jedną z ważniejszych inicjatyw było stworzenie kobiecych murali nad Odrą, które były tworzone społecznie, bo zaangażowało się w to znacznie więcej osób. Innym razem MIR przygotował warsztaty dla osadzonych w więzieniu w Opolu. Wspólnie z przebywającymi tam kobietami malowane były graffiti na spacerniaku oraz przygotowywany spektakl.
– Do tego dochodziły kobiece kręgi czy warsztaty samoobrony i asertywności dla kobiet oraz osób socjalizowanych do roli kobiety[2] w metodzie WenDo[3], dla różnych grup wiekowych. I w różnych miejscach, bo częściowo starałyśmy się działać w mniejszych miejscowościach i na wsiach. Przy okazji udało się poznać wielu ludzi, nawiązać kontakty, co przerodziło się w pomysł, by działać również na rzecz osób ze społeczności LGBTQ+. Właśnie dla tych poza dużymi miastami, gdzie łatwiej o różne rzeczy, w tym coming out. MIR brał więc udział w marszach równości, pomagał z oprawą graficzną, robił warsztaty i szkolenia. Tym samym sieć współpracy z organizacjami z całej Polski cały czas się rozrastała – opowiada Gocha Kulczycka.
Równocześnie co jakiś czas różne rzeczy odbywały się we wspomnianej stodole we wsi Ochodze – koncerty, warsztaty zielarskie, zajęcia antywypaleniowe. A ponieważ dysponuje ona dużą przestrzenią, do tego z naturą dookoła, Gocha Kulczycka uznała, że przecież tu też mogą odbywać się wydarzenia robione dla i ze społecznością LGBTQ+. Przykładowo MIR prowadzi też grupę wsparcia dla kobiet z doświadczeniem przemocy i w kryzysie bezdomności. Na spotkania grupy Manufraktura zaprasza osoby queerowe[4], by prowadziły różne zajęcia. Wszystko po to, by ludzie z niekiedy odległych środowisk poznawali się – to otwiera oczy i bardzo pomaga w edukacji antydyskryminacyjnej i przeciwdziałaniu homofobii oraz transfobii, co jest jednym z głównych celów Manufaktury Inicjatyw Różnorodnych.
Kilka miesięcy temu w stodole MIR-u odbyło się też wydarzenie współtworzone – i dofinansowane z grantu Funduszu dla Odmiany – przez kolektyw Brokatowa Wstęga Mobiusa. To ekipa drag kingów[5], queerowych artystów, których celem jest – jak przyznaje Teo Łagowska – robienie imprez w miejscach, które nie kojarzą się automatycznie ze sztuką queerową[6].
– Interesuje nas łamanie konwencji, w tym tych obecnych w samym dragu[7]. W powszechnej świadomości, która w Polsce zresztą też zaczyna dopiero stawiać pierwsze kroki, istnieją głównie drag queens[8]. A my jesteśmy drag kingami, osobami socjalizowanymi do roli kobiet, które chcą na scenie odgrywać męskie role. Zadajemy sobie też w związku z tym dość podstawowe pytania – czy to, co robimy musi dziać się w wielkomiejskich klubach oraz koniecznie wieczorami lub w nocy? Otóż odpowiedź brzmi nie – tłumaczy Teo Łagowska.
Tak się złożyło, że w trakcie jednej z imprez towarzyszących marszowi równości we Wrocławiu, osoby z Brokatowej Wstęgi Mobiusa poznały Gochą Kulczycką. Opowiedziała ona o stodole w Ochodze i zaprosiła, by wspólnie kiedyś coś przygotować. Jak wspomina Teo Łagowska, wpisywało się to idealnie w to, co słyszał kolektyw przy okazji swoich działań – mianowicie różni ludzie mówili, że byłoby świetnie, gdyby coś takiego odbyło się również w mniejszych miejscowościach lub na wsi, by nie trzeba było koniecznie jechać np. do Warszawy.
– Uznaliśmy, że jednocześnie nie tylko uda nam się wyjść poza wszelkie schematy i formy, ale też w ten sposób zrobimy coś dla siebie, ale też dla różnych osób aktywistycznych z wielu zakątków Polski. Ważne w tym wszystkim było, żeby po naszym występie można było też albo potańczyć, albo po prostu usiąść wspólnie, pogadać, odpocząć przy ognisku, wśród natury – mówi Teo Łagowska.
Jako że była to impreza zrobiona w dużym stopniu w ramach relaksu, integracji oraz podziękowania dla osób aktywistycznych z bliższych i dalszych okolic, Queerowa Stodoła z Drag Kingami nie była reklamowana we wsi Ochodze. Nie znaczy to jednak, że nie pojawił się nikt z mieszkających w okolicy ludzi. Tym bardziej, że stodoła Manufaktury Inicjatyw Różnorodnych jest zwyczajnie kojarzona i wiadomo, że odbywają się w niej różne wydarzenia.
– Ochodze to wieś, która kiedyś była o wiele bardziej zamknięta, nieprzychylnie odnosząca się do osób napływowych. A tym bardziej takich, które – nazwijmy to – odstają od normy. Kiedy sprowadziłam się tu w młodości, pomalowałam stodołę na kolorowo, od razu chciałam też robić różne rzeczy. Byłam traktowana z dużą rezerwą, kiedy przyjeżdżali do mnie czarnoskórzy znajomi, wszędzie się o tym mówiło. Pomału jednak zaczęłam być akceptowana, tym bardziej, że działałam też na rzecz społeczności lokalnej , chociażby angażowałam się w działalność przedszkola i potem szkoły, do której chodził mój syn. Przy czym współpraca z tą drugą placówką niestety skończyła się, kiedy zaproponowałam warsztaty równościowe. To też był trochę powód powstania stowarzyszenia. Chciałam, żebyśmy miały możliwość działania w sposób niezależny. Obecnie wydaje mi się, że ludzie się trochę przyzwyczaili i traktują mnie, jak taką zwariowaną artystkę – śmieje się Gocha Kulczycka.
Przyznaje też, że – chociaż powoli – różne rzeczy zmieniają się tu na lepsze. Jeszcze kilka lat temu nie byłaby sobie w stanie wyobrazić, że uda się w stodole zorganizować taką imprezę, jak ta z drag kingami. Wciąż istniała groźba, że coś się komuś nie spodoba, ale ostatecznie Gocha Kulczycka została pozytywnie zaskoczona. Nie chodzi nawet o to, że nie zrywa się tęczowych plakatów. Jak wspomniała, na imprezę przyszło trochę ludzi mieszkających we wsi i bawili się naprawdę dobrze.
– Najbardziej byłam zdziwiona reakcją kolegi, który był szczerze zachwycony. Zaciągnęła go żona i sądzę, że gdyby tylko o tym słyszał, obserwował to gdzieś z boku, to miałby zupełnie inną wizję całości. Tymczasem poczuł wibrację ze wszystkimi, było bardzo wesoło i przyjemnie. Pomału, bo pomału, ale udaje się więc normalizować różnorodność. Nie wszystkie społeczności są gotowe na szybkie otwarcie się na inność, ale nieformalne spotkania, np. przy ognisku, naprawdę dobrze się sprawdzają. Bycie ze sobą w bezpiecznym miejscu, spokojnej atmosferze daje okazję do tego, by porozmawiać i przynajmniej zacząć „odkręcać” w sobie różne niefajne zapędy i poglądy. Cieszę się, że jest to możliwe i że nasza stodoła może w tym pomagać – podsumowuje Gocha Kulczycka.
[1] https://sjp.pwn.pl/szukaj/normalizować.html
[2] https://ladnebebe.pl/blogi/czym-jest-socjalizacja-do-rol-plciowych-i-czy-jej-potrzebujemy/
[3] https://pl.wikipedia.org/wiki/WenDo
[4] https://znakirownosci.org.pl/queer/
[5] https://pl.wikipedia.org/wiki/Drag_king
[6] https://www.vogue.pl/a/subiektywny-przewodnik-po-sztuce-lgbtq