Ile mamy czasu do kolejnej, wielkiej powodzi i dlaczego?

Ostatnia powódź po raz kolejny uświadomiła nam, że woda jest żywiołem, który nie zna granic. Czy możemy się przygotować do powodzi? Co trzeba wiedzieć, by przygotować się do długotrwałej suszy? Czy w ogóle można się na te zjawiska przygotować? I czy każdy z nas może mieć wpływ na to, by wody nie zabrakło, ale też, by nie niosła ze sobą tak ogromnego zniszczenia? Pytania związane z nadmiarem wody i suszą zadaję hydrotechnikowi Jackowi Pietrusiakowi, pracownikowi Fundacji Wspomagania Wsi. W pierwszej części rozmawiamy o przyczynach powodzi.

Czy powódź może zdarzyć się w każdym miejscu Polski, czy też są takie miejsca, które są wyjątkowo narażone na jej skutki?

Zwykle zaczynam od definicji, przypominając, że rzeczą naturalną i nieustannie występującą w przyrodzie jest moment, w którym rzeka – płynąca sobie dotychczas spokojnie – nagle przybiera. I tej wody jest w niej coraz więcej. To jest wezbranie.

Natomiast powódź jest w zasadzie pojęciem ekonomicznym. To znaczy, jeżeli ta woda się rozleje i znajdzie się tam, gdzie mieszka człowiek i coś zniszczy, to jest to właśnie zjawisko ekonomiczne.

Wezbranie zdarza się kilka razy w roku, lecz nie każde wezbranie oznacza powódź. Natomiast powodzie zdarzają się wszędzie tam, gdzie ludzie za bardzo przybliżyli się do rzek. Przybór wody może dosięgnąć ich domów, warsztatów, miejsc pracy, pól uprawnych, bo taka jest natura wody. Ona nie ogląda się na to, że tam jest człowiek, nie cofnie się, tylko popłynie dalej.

 

Czyli wezbranie jest zjawiskiem naturalnym, przyrodniczym. A co temu wezbraniu służy, co mu pomaga?

Czynników powodujących to, że rzeka występuje ze swojego koryta może być kilka.

Są one głęboko osadzone w klimacie, pogodzie, w geografii, w układzie wysokości. W Polsce przyczyny są w zasadzie trzy.

Po pierwsze zatory. Chodzi o sytuację, kiedy po mroźnej zimie rzeka zostaje ścięta lodem. Na wiosnę ten lód pęka, a jego kawałki zaczynają spływać w dół rzeki. Gdzieś się zatrzyma jeden kawałek, potem drugi się o niego oprze i tak powstaje zator. Czasami zator może tworzyć się ze śryżu, który powstaje w wyniku gwałtownie oziębiających się nocy. Ale ponieważ jest globalne ocieplenie, nie mamy tego typu powodzi. To zresztą jest zjawisko występujące bardziej na rzekach nizinnych, bo żeby się ta stała powłoka lodowa wytworzyła, to rzeka musi płynąć powoli i swobodnie, i wtedy będzie czas na to, żeby ten śryż powstał. Zwłaszcza na obrzeżach rzek, gdzie prędkość wody jest mniejsza. Natomiast na rzekach górskich, gdzie woda płynie wartko, te zjawiska w zasadzie nie występują.

Drugą przyczyną powodzi – już teraz też coraz rzadziej występującą – są roztopy. W kraju mamy znany układ geograficzny: góry są na południu, Bałtyk na północy, większość rzek płynie z południa na północ, z gór do Bałtyku. Nawet jeśli część rzek płynie w kierunku równoleżnikowym: wschód – zachód, to zawsze się okazuje, że zasilają one właśnie rzeki główne, które płyną z południa na północ. W górach leży śnieg. Jego jest tam zawsze więcej, bo jest zwykle więcej opadów w postaci śniegu i on się tam odkłada i czeka. Potem przychodzi wiosna i deszcze.

 

I wyższa temperatura…

Sam śnieg podgrzany słońcem tak naprawdę wcale się tak szybko nie rozpuści. On się pokryje cienką warstewką ochronną i tak szybko nie stopnieje. Ale jak zacznie padać deszcz, to ten śnieg zaczyna topnieć bardzo gwałtownie. Powodzie roztopowe, podobnie jak zatorowe tworzą się dosyć szybko. Śnieg spływa do rzek. Rzeki mamy tak ułożone, że wszystkie prawe dopływy Wisły: m.in. Soła, Dunajec, Wisłoka, Wisłok, San płyną z południa na północ. Dopływy Odry podobnie – Nysa Kłodzka, Biała Lądecka, Biała Nyska, Nysa Łużycka też płyną z południa na północ i ten śnieg zbierają i dostarczają do rzek głównych.

Takie opady deszczu na zaśnieżony obszar na nizinie też kiedyś bywały bardzo obfite, czego przykładem jest powódź z 1979 roku. Po bardzo obfitych opadach śniegu wylał – łagodny zazwyczaj – Bug i zalał Wyszków. Na nizinie, śniegi zalegające, w pewnym momencie zaczynają gwałtownie topnieć. A ponieważ ziemia jest pod tym śniegiem zmarznięta, to woda nie ma jak w nią wsiąknąć, tylko spływa i powoduje gwałtowne wezbranie. Ale obecnie to są rzadziej występujące zjawiska, ponieważ mamy globalne ocieplenie. Lokalnie, to mogą występować jeszcze jakieś podtopienia przy tych roztopach. Zresztą mamy to słowo tak gdzieś zakodowane kulturowo i o tym myślimy.

Najczęstszą przyczyną powodzi w ciągu ostatnich 20 lat są gwałtowne albo intensywne opady, ciągnące się – jak w przypadku 1997 roku – półtora miesiąca, a w powodzi z 2010 roku – deszcz padał przez miesiąc i woda cały czas dopływała i spływała z gór. I musimy w tym miejscu wprowadzić nowe określenie, jakże ostatnio popularne – niż genueński.

To jest tylko powód, dla którego w pewnym momencie zaczyna padać dużo wody w górach. Dzieje się tak zwykle dlatego, że płynące z południa ciepłe powietrze, niesie ze sobą grubą warstwę chmur opadowych, dociera do gór i tam powoduje gwałtowne deszcze. Już teraz zdarzają się dość regularnie i dlatego dość regularnie mamy te duże powodzie. W 1997 roku, 13 lat później w 2010 roku i kolejne 14 lat później – powódź w 2024 roku. Możemy się spodziewać, że teraz mamy na 13- 14 lat spokój i szykować się do kolejnej, wielkiej powodzi.

I mamy jeszcze ekstra przyczynę, bo jeśli spojrzymy na mapę, to zobaczymy, że na przykład Wisła płynąc na tym pierwszym swoim odcinku, kieruje się lekko z zachodu na północny wschód, czyli na mapie – tak do góry. W związku z tym, każdy następny prawy dopływ zabierający wodę z gór jest trochę dłuższy, co powoduje, że fala wezbraniowa na Wiśle jest pompowana cały czas, przez Sołę, Dunajec, Wisłokę, Wisłok i przez San. Już przy ujściu Sanu może osiągnąć swoją kulminację.

To samo zresztą jest na Odrze. Tak wyglądała morfologia obu poprzednich, wielkich powodzi z 1997 i 2010 roku, gdzie tak naprawdę fala wezbraniowa rosła, bo zwiększały się w kilometrach ilości wody, które dopływały do Wisły i Odry, z coraz to nowych opadów deszczu.

Opady są w tej chwili podstawową przyczyną powodzi w Polsce. Gwałtowne mogą wystąpić nie tylko w górach, ale także na wyżynach i na nizinach. Wówczas powodują lokalne podtopienia, nie tak dramatyczne, żeby przyciągnąć telewizję, ale one też są dotkliwe dla mieszkańców. Bo wtedy to już wszystko jedno, czy będzie to wielka fala, czy mała powódź.

Pamiętam taką ulewę w Bieszczadach, która gwałtownie przepełniła wszystkie górskie strumyki i wielką falą uderzyła w miejscowość poniżej naszej wioski. Zabrała spory kawałek asfaltu, mosty, z lokalnego tartaku wyniosła drewno, podtopiła domy i pola. W kilkanaście minut dokonała tam ogromnych zniszczeń.

Bo w rejonach górskich i podgórskich morfologia tego wezbrania wygląda właśnie tak bardzo gwałtownie. Ze stosunkowo dużej powierzchni jednocześnie spływa woda w jedno miejsce. To był ten problem, jaki w tym roku wystąpił na zaporze w Stroniu Śląskim. Zapora została zniszczona dlatego, że tam kilka rzek i rzeczek zbierało się w kotlinie i to przed tą zaporą. Miejsce na zbudowanie takiej zapory, która pełniła rolę suchego zbiornika i miała powstrzymać te wody opadowe było bardzo dobre. Natomiast do tej kotliny spłynęły wszystkie wody z tych gwałtownych opadów deszczu, które mieliśmy we wrześniu. Wszystko w jedno miejsce. I zapora nie była w stanie zatrzymać tej ilości wody. To samo, co mówisz, stało się tam u Was. W górach rzeki przybierają bardzo gwałtownie i tak naprawdę bardzo szybko ta woda opada. Widzieliśmy to w tym roku w Głuchołazach, które zostały zdemolowane przez powódź. Tak się zdarzyło, że obserwowałem jej przebieg na bieżąco, razem z byłym burmistrzem Głuchołaz. 14 września po południu woda już gwałtownie się rozlewała po ulicach. W niedzielę, następnego dnia, o godzinie 12:00 była już kulminacja, a po 17.00 już wody nie było w mieście!

To w sumie trwało to parę godzin …

W ciągu 3-4 godzin ta woda spłynęła. Ale ta prędkość wody też prowadzi do większych zniszczeń. Woda w dużych masach płynie znacznie szybciej i też sama coś niesie ze sobą. W Głuchołazach np. były 2 mosty, jeden tymczasowy, drugi w remoncie i oba zostały zniesione właśnie w tym ostatnim momencie fali kulminacyjnej. Dlatego też, że ta woda niosła z dużą prędkością różne przedmioty: jakieś deski, jakieś drzewa, samochody zabrane wcześniej. Most nie wytrzyma takiego uderzenia.

Podsumowując zawsze najbardziej zagrożone gwałtownymi wezbraniami będą obszary położona na przedgórzu i na wyżynach. Tu trzeba się skoncentrować na zatrzymaniu wody opadowej. Na nizinach wezbrania rozwijają się wolniej i zawsze jest czas na reakcję, np. na ewakuację.

W kolejnej części będziemy rozmawiać o tym, jak można się przygotować do powodzi i do suszy.

Facebook
Twitter
Email

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!

Najnowsze wydarzenia

gminy i powiaty, które zdecydują się zlecić usługę społeczną PES
20.01.2025
- 20.02.2025
Cała Polska
20.01.2025
- 03.02.2025
Cała Polska
20.01.2025
- 21.02.2025
gminy i powiaty, które zdecydują się zlecić usługę społeczną PES
20.01.2025
- 20.02.2025
Cała Polska
20.01.2025
- 03.02.2025
Cała Polska
20.01.2025
- 21.02.2025

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!