Rękodzieło, które uprawiają powstało z pamięci o kulturze lasowiackiej, z szacunku do rzemiosła ich przodków, z miłości do wikliny. Niepowtarzalny charakter wyplotów i lasowiacka, uwspółcześniona ornamentyka, tworzą spójną całość, nadając ich dziełom efektownego, a zarazem subtelnego wyglądu. Do świata wikliniarstwa, gdzie tradycja łączy się z nowoczesnością, zabiorą nas dziś Tomasz Sączawa, mistrz wikliniarstwa oraz Joanna Radomska, właścicielka marki Lasovia Design.
Lasowiacy, od pokoleń zamieszkujący tereny Puszczy Sandomierskiej byli nazywani ludźmi lasów. Trudne warunki życia i całoroczny cykl natury dały im fundamenty do stworzenia własnej obrzędowości, zwyczajów dnia codziennego, kulinariów, tradycji, ubiorów, które są przekazywane z pokolenia na pokolenie. Podobnie jak tutejsze rzemiosło – plecionkarstwo i koszykarstwo są tkanką tego regionu.
– Jestem wyplataczem w czwartym pokoleniu, plecionkarzem, a także propagatorem wikliniarstwa. Zajmuję się tym hobbystycznie, ale również społecznie, starając się kultywować tradycje lasowiackie. Historia wikliniarstwa w Polsce jest niezwykle ciekawa. Wszystko zaczęło się od tego jednego koszyka przemyconego ze Stanów. Prawdziwa wiklina, której używamy, była bardzo elastyczna i pochodziła właśnie z Ameryki. Było embargo na przewożenie tego naturalnego surowca, ale pewien człowiek przeszmuglował jeden koszyk, utrzymując go mokrym przez całą podróż. Po przyjeździe do Polski z sadzonek pochodzących z owego koszyka wyrosła plantacja, która dała początek wszystkim naszym wikliniarskim tradycjom – tłumaczy Tomasz Sączawa.
Tomasz Sączawa prowadzi warsztaty wikliniarskie.
W Rudniku nad Sanem wikliniarstwo zaczęło się rozwijać pod koniec XIX wieku, a zainicjował je właściciel dóbr rudnickich, hrabia Ferdynand Hompesch (1843-1897), poseł do parlamentu w Wiedniu, a przez żonę Zofię z Wallensteinów spokrewniony z cesarzem Franciszkiem Józefem. Ferdynand, wzorem swojego ojca Wilhelma, który w 1853 r. kupił majątek rudnicki dbał o rozwój miasta i interesował się życiem mieszkańców. Nauczył się nawet języka polskiego. To on zauważył, że nad Sanem rośnie mnóstwo wikliny i postanowił wykorzystać to naturalne bogactwo. Z jego inicjatywy i za jego staraniem wysłano kilku mieszkańców Rudnika i Kopek do szkoły koszykarskiej w Wiedniu, a następnie w 1878 roku założono w mieście szkołę koszykarską, w której pod czujnym okiem majstrów i instruktorów koszykarstwa kształcono chałupników. W ten sposób powstał cały system produkcji oparty na pracy nakładczej, pozyskiwaniu surowca, wprowadzono uprawę wikliny oraz sprzedaż gotowych wyrobów, który przyczynił się do wzrostu liczby mieszkańców i poprawy ich zamożności. (źródło: www.centrumwikliniarstwa.pl).
– W szczytowym okresie w okolicach Rudnika aż 500 rodzin zajmowało się wyplataniem koszy. Wiklinowe kosze były używane m.in. na statkach jako pierwsze kontenery do przewożenia towarów – opowiada Tomasz Sączawa.
Używanie wikliny to nie tylko tradycja, ale też ekologia. Wiklinowe produkty są naturalne i biodegradowalne, co oznacza, że po kilku latach można je zutylizować bez pozostawiania śladu węglowego. W przeciwieństwie do plastikowych wyrobów, które zanieczyszczają oceany przez tysiące lat, wiklina jest przyjazna dla środowiska. Poza tym, to nasze polskie dziedzictwo, wpisane w naszą kulturę.
– Wiklina jest bardzo wdzięcznym materiałem, jeśli tylko odpowiednio się o nią dba. Jeśli ją zabrudzimy, wystarczy prysznic z wody z dodatkiem soku z cytryny. Pomocna będzie miękka szczoteczka. Na koniec suszymy w przewiewnym miejscu i po kłopocie. Ważne jest, aby nie trzymać wikliny w wilgotnych miejscach. Jeśli będziemy przechowywać koszyki w suchych warunkach, mogą przetrwać nawet sto lat. Sam mam kufer okrętowy po swoich pradziadkach, który ma już sto lat i jest w świetnym stanie, ponieważ był dobrze przechowywany – dodaje pan Tomasz.
Dlaczego powinniśmy wybierać produkty z wikliny, pochodzące od rodzimych wytwórców, a nie te z Dalekiego Wschodu? Jak podkreśla nasz rozmówca, produkty z Chin łatwo rozpoznać po ich niskiej jakości – często są popękane, wykonane z taniego plastiku, który szybko się niszczy. Nie można tego nawet nazwać wikliną, to raczej jakiś rodzaj trawy, który się łamie i pęka. Polska wiklina, choć jej pochodzenie jest amerykańskie, jest znacznie bardziej wytrzymała i elastyczna.
Joanna Radomska prezentuje produkty marki Lasovia Design.
Joanna Radomska jest właścicielką marki Lasovia Design, kontynuuje rodzinne tradycje wikliniarskie, które zapoczątkował jej ojciec, Stanisław Walicki. Firma nie tylko produkuje wysokiej jakości wyroby z wikliny, ale również angażuje się w działalność edukacyjną i kulturalną.
– Nasza firma to drugie pokolenie zajmujące się wikliniarstwem. Mój ojciec założył działalność zaraz po przemianach ustrojowych, skupując wyroby wiklinowe od lokalnych rzemieślników z okolic Rudnika nad Sanem i sprzedając je za granicą. Po jego trzydziestoletniej działalności, kontynuujemy tę tradycję, wykorzystując nowoczesne narzędzia, jak internet i e-commerce, do promowania naszych produktów. Założyliśmy strony internetowe, sklep internetowy, obsługujemy także różne markety międzynarodowe. To co nas wyróżnia, to fakt, iż zdecydowaliśmy się połączyć biznes z lokalnym dziedzictwem. W naszym regionie żyją Lasowiacy, czyli ludność, która czerpała inspirację i żyła z tego, co daje las. Kultura lasowiacka, to jest gwara, to są obyczaje, obrzędy, to jest kuchnia, to są też stroje, czy piękne serce lasowiackie, które propagowała Maria Kozłova z zalanej już wsi Machowa koło Tarnobrzega. Dziś, dzięki marce Lasovia Design, staramy się łączyć rzemiosło wiklinowe z kulturą lasowiacką, kładąc nacisk na wspaniałą ornamentykę – opowiada Joanna Radomska. – Oprócz wytwarzania i sprzedaży wiklinowych wyrobów, tworzymy przestrzeń warsztatową, gdzie organizujemy zajęcia dla dzieci, młodzieży i dorosłych. Promujemy kulturę lasowiacką współpracując z domami kultury i innymi instytucjami.
Obecnie jest to propozycja przede wszystkim dla mieszkańców Podkarpacia, warsztaty odbywają się w specjalistycznej pracowni w miejscowości Łętownia. Trwający od dwóch lat projekt powoli ewoluuje w kierunku organizacji warsztatów także w innych miejscach kraju.
– Chcemy, aby ludzie z całej Polski mieli możliwość nauki tego rzemiosła, a także żeby mogli zobaczyć, jak wygląda życie z dala od korporacji, zanurzone w tradycyjnym rękodziele. Warto podkreślić, że wikliniarstwo może być doskonałym zajęciem dla osób, które szukają dodatkowego źródła dochodu, a nawet chcą całkowicie zmienić styl życia. Podczas naszych warsztatów pokazujemy, że rękodzielnicze wyroby mogą podążać za nowymi trendami, mogą być nie tylko tradycyjne, ale także nowoczesne i funkcjonalne.
Przemysław Chrzanowski
***
Warto zajrzeć:
https://www.lasoviadesign.com/