Rozmawiam z Jarosławem Pająkowskim, dyrektorem Zespołu Parków Krajobrazowych nad Dolną Wisłą w woj. kujawsko-pomorskim. Zespół Parków prowadzi wiele działań na rzecz ochrony dziedzictwa przyrodniczego i kulturowego na terenie 4 powiatów i 17 gmin. Rozmawiamy o sadzie dawnych odmian drzew owocowych, który został założony na terenie Parku. Jest to pierwsza część rozmowy o historii sadu i licznych odmianach drzew, które udało się zidentyfikować, opisać i odtworzyć.
Monika Kaczmaryk: Chciałabym porozmawiać z Panem o sadzie dawnych odmian drzew owocowych w Chrystkowie. Dlaczego akurat tutaj się znajduje i jaka jest jego historia, ile jest w nim drzewek owocowych i odmian?
Historia sadu w Chrystkowie
Jarosław Pająkowski: W tym momencie w Polsce mamy 23 parki narodowe i 125 parków krajobrazowych. Co prawda statystyka jest trochę inna, bo okazuje się, że czasami mniejsze parki krajobrazowe na styku 2 województw dzielą się na dwa mniejsze. I pytanie, czy to są dwa nowo utworzone parki, czy po prostu jest to reorganizacja starych. Według mnie to drugie, ale to już jest jakby zmartwienie Głównego Urzędu Statystycznego. Wiadomo, że parki narodowe podlegają ministrowi – teraz jest to Minister Klimatu i Środowiska, przedtem było to Ministerstwo Środowiska i Leśnictwa, także nazwy ewoluowały w czasie. Natomiast parki krajobrazowe, od 15 lat podlegają samorządom województw, czyli Urzędom Marszałkowskim.
W województwie kujawsko – pomorskim mamy 10 parków krajobrazowych, ale 8 dyrekcji. Nasz Zespół Parków Krajobrazowych nad Dolną Wisłą obejmuje 3 mniejsze parki: Nadwiślański Park Krajobrazowy z dawnego województwa bydgoskiego, Chełmiński Park Krajobrazowy z dawnego województwa toruńskiego i utworzony 6 lat temu – Park Krajobrazowy Góry Łosiowe koło Grudziądza. I gdyby nazwa miała być złożona z tych wszystkich słów, to „konia z rzędem temu”, kto się tego nauczy, więc stąd ten skrót.
Dwustuletni dom podcieniowy w Chrystkowie
Ten wywód nie jest bez kozery, bo jednak trzeba pamiętać, że w połowie lat 90. były inne realia gospodarcze i geopolityczne. Pierwszy powstał Nadwiślański Park Krajobrazowy w dawnym województwie bydgoskim. Okazało się, że na jego terenie znajdują się pozostałości dawnego osadnictwa menonickiego [Menonici -grupa wyznaniowa – przyp.red.], ale tak naprawdę bardziej olęderskiego [Olendrzy – pierwotnie osadnicy z Fryzji i Niderlandów, najczęściej wyznania mennonickiego – przyp.red.], ponieważ w momencie budowania domów w XVII-XVIII w. już na tych ziemiach Menonitów de facto nie było.
Jednym z takich ocalałych domów jest ponad 200 letni dom podcieniowy w Chrystkowie. Przed wojną znajdowało się tam dość duże gospodarstwo, które miało trzydzieści parę hektarów, więc w ramach reformy rolnej podzielono je na 3 mniejsze i zasiedlono trzema rodzinami. Były to lata 40. i 50. XX w. Po 20 – 30 latach, młodzież się wykształciła i uciekła ze wsi, bo miała ambicje zostać ślusarzem czy spawaczem.
Zagroda w Chrystkowie, fot. K.Bieńkowski
Po utworzeniu parku krajobrazowego okazało się, że jest szansa, aby wykupić ten obiekt. Jednak jak to bywa, „diabeł tkwi w szczegółach”. Okazało się, że nie ma wydzielenia geodezyjnego i notarialnego. Było tylko takie umowne z sąsiadami. A, ponieważ obiekt był już w rejestrze zabytków, musiała być zgoda ówczesnego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków, który nie za bardzo chciał się zgodzić, byśmy w imieniu Skarbu Państwa wykupili połowę obiektu. Bo rodzi się pytanie, co z drugą częścią?
Ostatecznie zapadła decyzja, że kupujemy cały dom podcieniowy na ponad hektarowej działce. Trzeba jednak pamiętać, że kosztorysowa wartość budowlana takich obiektów jest ujemna, bo zabytek to po prostu tzw. „skarbonka”. Dokupiliśmy jeszcze 2 hektary ziemi ze stodołą i dwoma budynkami inwentarskimi. Był to 1996 rok – zupełnie inna epoka. Można było poddzierżawiać czy użyczać te grunty, ale jednak uznaliśmy, że jako instytucja publiczna i urzędnicy nie będziemy uprawiali buraków, ziemniaków ani pszenicy.
Sad w Chrystkowie wczesną wiosną, fot. J.Klunder
Okazało się, że mamy tu sporo pozostałości tradycyjnych sadów przydomowych. Według naszych szacowań było ich od 200 do nawet 300, które jeszcze się zachowały, także widać było te kilka czy kilkanaście drzew. Zrodził się więc pomysł, aby spróbować założyć na jednej z hektarowych działek sad, gdzie będą te różne, dawne odmiany, głównie jabłoni dolnej Wisły.
Sądziliśmy, że możemy znaleźć 20, może 25 dawnych odmian. Udało się nakłonić do współpracy osobę z Ogrodu Botanicznego PAN w Powsinie – panią Martę Dziubiak, żeby przyjechała i zbadała, jakie odmiany zachowały się w tamtych sadach. Sady znajdowały się we wsiach: Zła Wieś, Kozielec i Strzelce Dolne. Pani Marta pomogła oznaczyć te odmiany, a kiedy wiedzieliśmy, które drzewo jakiej jest odmiany, kupiliśmy podkładkę [stanowi ją jeden z komponentów drzewka owocowego – przyp. red.] i założyliśmy szkółkę, żeby te odmiany rozmnożyć u siebie.
Wsadziliśmy po 6 drzewek z danej odmiany na podkładkach silnie rosnących. Powierzchnia ta wystarczyła dla 36 odmian. Czynność oznaczania była prowadzona co roku i już po 5 latach okazało się, że mamy za ciasno, a odmian jest coraz więcej – przynajmniej 50. Podjęliśmy wtedy decyzję, że 2 drzewa z tej szóstki (z tego tak zwanego rzędu) przeszczepiamy na inne. Doszliśmy w ten sposób do 80 odmian. Przy czym część z nich miała status odmiany nieoznaczonej. Wiedzieliśmy, że jest inna, ale nie do końca wiedzieliśmy jaka.
Rozpoczęliśmy wówczas opracowywanie różnych publikacji z tego obszaru: informatorów, serii 3 małych, kieszonkowych atlasów. To, co my wiedzieliśmy w latach 90., to był tak zwany czubek góry lodowej, czyli 1/10 tego, co tak naprawdę jest. Jeśli byśmy zsumowali różnorodność odmian – nie tylko jabłoni – ale czereśni, wiśni, śliw, grusz, to w promieniu 50 km od miejscowości Chrystkowo i Gruczno spokojnie moglibyśmy oznaczyć prawie 200 różnych odmian. To naprawdę jest dużo.
Ogromne bogactwo …
Natomiast dlaczego dolna Wisła? To się bierze z budowy terenu. Mamy tu pradolinę, która była pierwotnie zalewowa, wysoką skarpę od 30 do 50 m i wysoczyznę. Takie ukształtowanie terenu wpłynęło na trudne warunki pogodowe związane z silnymi mrozami już na przedwiośniu, kiedy słońce wysoko świeciło za dnia, przy pogodzie wyżowej. Nocą natomiast temperatura mogła spaść do nawet minus 20 – 25 stopni.
Okazało się, że właśnie na tych stromiznach to najchłodniejsze powietrze szybciej spływało, więc było tam cieplej o 3 – 5, czasami 8 stopni. W przypadku średnich mrozów był to wystarczająco duży bufor, żeby rośliny nie wymarzały. Dlatego większość tych ciekawszych sadów usytuowana jest w strefie zboczowej, gdzie jest dobre nasłonecznienie, podobnie jak w przypadku winnic.
Tych odmian na początku XXI w. mieliśmy już około 80, dlatego marzyło nam się poszerzenie kolekcji. Trzeba pamiętać, że był to czas wejścia Polski do Unii Europejskiej (2004 rok), a ceny gruntów zrobiły się nagle troszeczkę inne i chcąc zakupić przysłowiowy hektar ziemi, żeby powiększyć kolekcję, okazało się, że uzgodnienia prowadzone jesienią, zgodnie z prawem budżetowym, wiosną były już nieaktualne. I tak dwa razy byliśmy blisko kupna ziemi, ale ostatecznie nie udało się jej kupić i musieliśmy zrezygnować. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności udało się nakłonić osobę, od której pierwotnie kupiliśmy ziemię i która była już na emeryturze – do sprzedania kolejnego 1,5 ha leżącego obok. Obecnie jesteśmy w trakcie jego grodzenia i nowego nasadzenia, według nowego schematu. Nie będziemy sadzili po 6 drzewek danej odmiany, tylko po 3, co docelowo pozwoli na posadzenie 100 kolejnych odmian.
Co daje różnorodność odmian?
Warto zapytać, po co była niegdyś taka różnorodność owoców? Chociażby po to, że jak się przed żniwami zaczyna od zbierania Papierówki, to za tydzień jest Ananas Berżenicki i jak spojrzymy na terminy dojrzewania, to co kilka dni dochodzi kilka kolejnych odmian. Kończy się to właściwie zrywaniem w drugiej połowie października Żeleźniaka, Grochówki – takich odmian, których owoce są na tyle twarde jesienią, że można je wozem wozić, a nawet kopcować – jeśli ktoś umiał, bo to oddzielna umiejętność.
Czyli owoce były dostępne od lipca do maja, a właściwie czasami do początku czerwca następnego roku, czyli de facto 10 miesięcy bez specjalistycznych chłodni i technik przechowalniczych. I to właśnie ta różnorodność: każdy mógł znaleźć coś dla siebie: jabłka deserowe, na przetwórstwo i deserowo-przetwórcze. Niestety to, co dzisiaj spotkamy w marketach, to dziesięciokrotnie mniejsza różnorodność, pomijając fakt, że mamy do czynienia z zupełnie innym bukietem smakowym. Poza tym, jabłka ze sklepu po tygodniu w warunkach pokojowych stają się mączyste i szybko tracą swoje właściwości.
Sztetyna Zielona fot. J.Klunder
To jest cała przygoda z odtwarzaniem sadów. Zainteresowanie starymi odmianami jest dość duże, więc posiadamy taką, niezbyt dużą i niekomercyjną szkółkę, w której rozmnażamy drzewka. Łącznie w ciągu ostatnich kilkunastu lat udało nam się rozmnożyć ponad 200 różnych odmian, w tym wiśni i czereśni, które trafiają do nasadzeń.
Robimy to we współpracy z Towarzystwem Przyjaciół Dolnej Wisły, które nam pomaga np. przy sprawach logistycznych, przy wysyłce drzewek. Drzewek nie rozdajemy, tylko sprzedajemy za parę groszy tym, którzy chcą zasadzić, i żeby dawało nam to gwarancję bezpieczeństwa finansowego. Jest taka dziwna prawidłowość, że z tych drzewek, które przekazaliśmy na początku za darmo, ponad połowa się nie przyjęła. Słyszeliśmy tłumaczenia: np. „Bo gęsi zjadły”, „Bo ktoś się pomylił przy pieleniu”, „Bo pies się zerwał z łańcucha” i takie opowieści z „zielonego lasu”.
Kto jest zainteresowany tymi drzewkami? Do kogo one trafiają?
Jest i inna prawidłowość. W latach 90. awansem społecznym było dostać mieszkanie w mieście, w bloku. Ale już po latach 90. awansem społecznym okazało się wybudowanie się na wsi i posiadanie działki, niekoniecznie 5 -10 arów, tylko trochę większej. A, ponieważ spora część naszego społeczeństwa wakacje spędzała na wsi, u dziadków, więc zawsze wspominała te smaki z dzieciństwa: a to taka jabłoń, a to taka grusza… Drzewkami są zainteresowani ci, którzy kiedyś mieli styczność ze wsią, a mają większe działki – i to jest spora grupa. Później jednak część osób miała marzenie wrócić na wieś i na kilku hektarowych działkach chcieli założyć sad.
Jest jednak pewna niedogodność. Rozmnażamy drzewa na podkładkach silnie rosnących. I tu się sprawdza powiedzenie: ”Najlepszy sadek, który sadził dziadek”. Czyli jeśli wsadzimy Antonówkę na podkładce silnie rosnącej, to ona w pełnię owocowania wchodzi w dwudziestym – trzydziestym roku. Wtedy będzie miała pół przyczepy owoców. Zatem jeśli jesteśmy w wieku przedemerytalnym, to powinniśmy sadzić drzewka na podkładkach średnio- silnie rosnących, bo wówczas drzewka te szybciej będą owocowały. W ten sposób zdążymy posmakować tych owoców, ucieszymy się z ich przetwórstwa, zrobimy kompoty, dobre wino, mus jabłkowy, suszone owoce.
Wiele ról sadu
To, że te drzewka były pierwotnie na podkładkach silnie rosnących brało się w dużej mierze też z tego, że sad pełnił jakby podwójną funkcję, nie tylko produkcyjną. Drzewa owocowały zwykle naprzemiennie, co 2 lata intensywnie. Sad pełnił równocześnie rolę pastwiska, ponieważ korony drzew zaczynały się na wysokości 1,5 do 2 m. dzięki czemu krowy, konie lub ewentualnie owce mogły spokojnie żerować pod drzewami. To miało też jeszcze jeden plus, bo dzięki temu, że kwiaty znajdowały się wyżej, zwykłe przymrozki im nie przeszkadzały, jeśli się zdarzyły podczas kwitnienia. Analogicznie w przypadku bardzo wilgotnego roku. Choroby grzybowe nie wchodziły tak łatwo do takiego sadu, bo był przewiew pod koronami drzew. Rolnicy doszli do tego w sposób empiryczny, że ten sposób prowadzenia sadu jest korzystny z kilku powodów: daje pastwisko, cień, małe przymrozki do minus 2-3 stopni, które nie szkodzą, a choroby grzybowe występują rzadziej.
C.d.n.
Fot. udostępnione dzięki uprzejmości ZPKnDW
***
Zespół Parków Krajobrazowych
nad Dolną Wisłą
ul. Sądowa 5
86-100 Świecie
Tel/fax (52) 33 15 000
e-mail: sekretariat@dolwislapark.pl
https://parki.kujawsko-pomorskie.pl/zpkndw
https://www.facebook.com/ZPKnDW
Ośrodek Dydaktyczno-Muzealny w Chrystkowie: tel. 602-426-427, 602-427-428 w godz. 10.00-14.00