Rozmowa z Markiem Pietrzakiem, sołtysem Gołogóry (gm. Polanów, woj. zachodniopomorskie).
Piotr Subotkiewicz, Witryna Wiejska: Zbliżają się wybory parlamentarne. To jest ważny moment w naszym życiu. Wiadomo, że od dwóch kadencji rządzi określona opcja polityczna i teraz jest szansa na to, żeby ludzie się wypowiedzieli, czy im się to podoba, czy chcą innych rządów. Jak Twoja miejscowość i ludzie zmienili się przez ten czas dwóch, ostatnich kadencji rządu?
Marek Pietrzak, sołtys Gołogóry: W przypadku mojej małej miejscowości, tak naprawdę olbrzymiej zmiany nie widać. Ja tu mieszkam od 2015 roku, czyli praktycznie akurat te 2 kadencje, które w tej chwili mijają.
Kiedy tutaj przyjechałem po raz pierwszy, większość mieszkańców była bezkrytyczna wobec władzy i procesów zachodzących w gospodarce naszego kraju.
Po wielu rozmowach z mojej strony, gdzie wskazywałem na uwarunkowania ekonomiczne, że wszystko, co się dzieje, powinno być oparte na ekonomii, ludzie trochę zweryfikowali swoje poglądy.
W tej chwili zostało chyba tylko dwóch bezkrytycznych zwolenników, a reszta osób zrozumiała, że gospodarka i ekonomia są podstawą. Większość ma już troszeczkę dosyć tego, co w tej chwili jest. Aczkolwiek widać dosyć duży wpływ transferów socjalnych na to, co się dzieje i na sympatie polityczne.
Natomiast, gdy porównamy obecną sytuację do tej z roku 2005, kiedy to zacząłem regularnie przyjeżdżać w te strony, to ma się to jak dzień do nocy.
Wtedy głównym źródłem utrzymania ludzi były przychody ze zbierania grzybów, czy jagód.
Kiedyś byłem zapalonym dokumentalistą i bardzo często robiłem zdjęcia i filmy. Kiedy przeglądam te materiały filmowe właśnie z tamtych lat i porównuję to do dzisiejszych czasów: jakieś zabawy, Sylwester, świetlica, wnętrza, ubrania ludzi, to co było na stołach – to jest nie do porównania.
To wtedy – w okolicach roku 2005 nastąpiły te największe zmiany.
Teraz już takiej dużej dynamiki zmian nie widzę. To, co zostało zmienione poprzednio i to, co usiłowano nam wmawiać później, że to była Polska w ruinie. To właśnie w tej „ruinie” nastąpiły największe zmiany w otoczeniu.
Czyli w tamtym czasie, kiedy byliśmy jeszcze pod rządami poprzedniej ekipy, to wtedy nastąpiły największe zmiany?
Każda zmiana jest następstwem pewnych poprzednich sytuacji. To nie jest tak, że od razu coś się zmienia, że dzisiaj wstrzykniemy coś, a jutro już mamy zmianę.
W tamtym czasie też dosyć dużo jeździłem po Polsce, zwłaszcza po terenach wschodniej Polski i byłem zaskoczony dynamiką w budowie infrastruktury.
Pamiętam jeszcze z moich młodych lat, kiedy jeździłem jako akustyk z różnymi kapelami na przykład do Lublina, Bielska Białej czy Białegostoku. Żeby dotrzeć do domu kultury we wschodniej Polsce, trzeba było naprawdę wiele godzin jechać.
Później, kiedy zacząłem tak już po 2005/6 roku znowu jeździć, byłem bardzo zaskoczony. Np. w Lublinie były już 3 poziomowe skrzyżowania w tamtym czasie.
Także ok. 80% tych dróg, które w tej chwili funkcjonują – były zbudowane już w tamtych czasach.
Dlatego ja się cały czas śmieję z tej „Polski w ruinie”, bo chciałbym, żeby „Polska w ruinie” w dalszym ciągu była, bo wtedy była największa dynamika i najwięcej się działo.
Według mnie, fajnie się też po prostu żyło w tamtych czasach, inaczej się oddychało, inne powietrze było, inny klimat.
Wspomniałeś, że transfery socjalne trochę zasłoniły ludziom prawdziwy obraz. Wielu ludzi właśnie na tym opiera swoją ocenę sytuacji politycznej.
Pamiętam, że wielokrotnie tamten rząd podkreślał, że nie stać nas, jako państwo na pewne transfery społeczne, że nie było stać nas w tamtym momencie. To była prawda, bo nie jest sztuką pożyczyć i komuś dać, tylko wypracować ten kapitał.
W tamtym momencie tych środków rzeczywiście nie było. Gdyby robili tak samo, jak ten rząd, to praktycznie można byłoby i 1000 plus dawać. Natomiast wówczas były brane pod uwagę przede wszystkim uwarunkowania ekonomiczne.
Nie chcę gloryfikować w jakiś sposób poprzedniego rządu, bo też mam mu dużo do zarzucenia – pewne rzeczy można było zrobić lepiej i śmiało można było wtedy przeprowadzić pewne rozwiązania. Natomiast, jedno co zawsze podkreślałem, to był rząd, który skupiał wokół siebie fachowców, ludzi, którzy znali się na rzeczach, za które byli odpowiedzialni.
Chociażby w zarządach spółek skarbu państwa. Tam nie było przypadkowych osób. Żeby dostać się do zarządu, trzeba było mieć konkretne wykształcenie i doświadczenie. Poza tym, całe to rządzenie było oparte na zasadach ekonomii.
Ja bym tutaj te dwa tematy wiązał razem, czyli transfery socjalne i politykę społeczną państwa opiekuńczego, które silnie związane są z populizmem. To jest taka gra na emocjach, na takich bardzo niskich emocjach w społeczeństwie, które nie jest wyrobione społecznie.
Trzeba pracować od podstaw, bo te tematy świadomościowe w naszym społeczeństwie to ogromne wyzwanie i jest wiele do zrobienia.
Gdyby ludzie byli bardziej uświadomieni społecznie, to tak bezwarunkowo nie wierzyliby we wszystko, co im się podaje.
W najbliższych wyborach parlamentarnych będzie obowiązywał zaktualizowany kodeks wyborczy. Jedna ze zmian zakłada zwiększenie liczby obwodów do głosowania. Pojawiła się możliwość tworzenia nowych lokali do głosowania w małych miejscowościach. Stały obwód do głosowania ma teraz obejmować od 200 do 4000 mieszkańców, gdy dotychczas obwody musiały liczyć od 500 do 4000 mieszkańców. Nowością jest też to, że mieszkańcy będą mogli sami wnioskować o utworzenie stałego obwodu głosowania. W tym celu 5% wyborców musi zwrócić się ze stosownym wnioskiem do komisarza wyborczego. Czy w Gołogórze powstaną jakieś nowe lokale wyborcze?
Nie, u nas nie powstaną żadne nowe lokale wyborcze. Natomiast słyszałem, że w naszej gminie kilka nowych lokali pojawi się na najbliższe wybory. Oprócz obwieszczenia nie mieliśmy przekazanej żadnej informacji na ten temat z gminy, więc nawet nie było o tym żadnej rozmowy z mieszkańcami.
Czy politycy przyjeżdżają do Waszej gminy, czy przedstawiają swoje programy, próbując wpłynąć na poglądy społeczności?
Czuję olbrzymi niedosyt. Nie mówię o mojej wiosce, która liczy 200 osób i wiadomo, że tu nikt nie przyjedzie. Ale na przykład w gminie, która ma 8000 mieszkańców, to już powinno mieć miejsce.
Oczywiście, kiedy odbywają się dożynki, czy inne uroczystości, to zawsze ktoś się pokazuje. Natomiast w ciągu roku praktycznie nikogo nie ma.
Jestem inicjatorem grupy, która chce ściągnąć ludzi z różnych opcji politycznych do nas. Warto pomóc ludziom porównać wartości i programy różnych partii. Jeżeli nie ma takiego bezpośredniego porównania, to wiedza, która jest przekazywana od osób trzecich, w zasadzie niewiele wniesie i ma niewielką siłę przekonywania.
Tym bardziej że nam – mieszkańcom tego terenu ciężko jest innym coś przekazać, bo nie mamy u nich wielkiego autorytetu, żyjąc w jednym środowisku. Ciężko jest się wybić, a nawet jeżeli są takie osoby, którym się to uda, to i tak ten autorytet jest dużo mniejszy niż kogoś z zewnątrz.
Czyli ludzie czerpią swoją wiedzę o polityce z ogólnodostępnych mediów, czyli głównie z telewizji publicznej?
Ludzie są skazani praktycznie na telewizję rządową. To jest tak podane i w taki sposób manipulowane, że osoby, które to oglądają, muszą tym nasiąknąć. Nie dziwię się im, że mają takie podejście, bo przekaz, który z tej telewizji płynie, jest taki, że to jest kraj mlekiem i miodem płynący, a wstrętna opozycja robi wszystko, żeby to zniszczyć i rozwalić.
Wszyscy wskazują też na środowiska wiejskie, że one są bardzo podatne na funkcjonującą władzę. Ja staram się zawsze też „wchodzić w buty innych”, jeżeli chcę zrozumieć, dlaczego tak jest.
I okazuje się, że ci ludzie praktycznie nie mają innego wyjścia, są na to skazani. Bo trzeba być naprawdę bardzo odpornym i mieć już silnie ukształtowaną świadomość, żeby nie poddać się tej manipulacji.
Jak sołtys mógłby wpłynąć na aktywność wyborczą, czy właśnie na to, żeby ludzie poznali też innych kandydatów? Są przecież strony internetowe, gdzie są przedstawiane sylwetki różnych polityków z różnych partii, ich programy wyborcze i można sobie o tym poczytać.
Staram się to wykorzystywać, rozmawiać z ludźmi i przekonywać, chociażby do udziału w wyborach. Natomiast jest to bardzo trudne, ludzie są zmęczeni. Wiedzą, że muszą coś zmienić, ale nieustannie manipulowani przez rządowe media, są wbrew pozorom bardzo zagubieni i zniechęceni. Trudno im oddzielić mity od rzeczywistości. Coraz rzadziej jest wykorzystywana siła argumentów, coraz częściej argumentem jest siła. Mimo wszystko wierzę, że ciągle są w nas pokłady przyzwoitości, które muszą zwyciężyć populistyczne działania. Pokazuję i promuję w swoich mediach społecznościowych ludzi, którzy nie muszą kraść i kłamać, by zyskać uznanie i szacunek. Odkłamuję rzeczywistość. Jako sołtysi spotykamy się i rozmawiamy o wpływie na aktywność wyborczą, nawet w ramach zjazdów, na które w dobrych czasach przyjeżdżało nawet 200 – 250 osób z całego kraju.
Czy zauważasz, że ludzie mniej się interesują obecnie wspólnymi działaniami, czy projektami społecznymi?
Opowiem Ci na przykładzie mojej małej społeczności wiejskiej. Znowu się cofnę wspomnieniami do czasów, kiedy tu pierwszy raz przyjechałem. Wtedy to była w zasadzie jedna, wielka rodzina. Zawsze się śmiałem, że jeden u drugiego siedział zawsze w garze.
Pomoc sąsiedzka kiedyś była normalną rzeczą, bo to była nie tylko sąsiedzka, ale praktycznie i rodzinna, bo te koniugacje rodzinne były bardzo mocne. Było tak, że dzieciaki nie raz jadły po kilka obiadów, bo szły do ciotki, do wujka. Ta bieda ludzi cementowała. Natomiast w tej chwili ten dobrobyt, który ludzie osiągnęli nie z własnej pracy, tylko przez to, że dostali pewne rzeczy, doprowadził do tego, że te relacje, nawet sąsiedzkie, czy rodzinne praktycznie się zmarginalizowały.
Dodatkowo dochodzi jeszcze podział, który jest podsycany przez wszelkiego rodzaju nienawistne programy telewizyjne, w których ten rząd się specjalizuje. Podjudzanie jednego na drugiego spowodowało, że jest bardzo ciężko nawet ludzi wyciągnąć do udziału w projektach, które realizuję lokalnie.
Kiedyś było bardzo łatwo skrzyknąć ludzi do tego, żeby można było coś zrobić. Mamy taki teren rekreacyjny w Gołogórze, który zrobiliśmy sobie sami. W 2015 roku postawiliśmy wiatę, w ramach programu Działaj Lokalnie. Praktycznie dzień w dzień przez 3 miesiące pracowała cała wioska. Podobnie było z zewnętrzną siłownią z budżetu partycypacyjnego. Mamy wiele takich miejsc, które służą odpoczynkowi czy rekreacji, wspólnie stworzonych. Natomiast w tej chwili, po tych ostatnich „latach sukcesu”, coraz trudniej jest zebrać ludzi do wspólnych działań. Nawet w projekcie, który ostatnio stworzyłem – Internetowym przewodniku po sołectwie na podstawie wspomnień mieszkańców. Chociaż mieliśmy fajny budżet, to ciężko było zachęcić ludzi do tego, żeby chociaż przyszli i powspominali.
Mówiłeś o dobrobycie, więc ludziom się poprawiło?
Mówiąc o tym dobrobycie, o dorabianiu się, rozróżniam jego dwa rodzaje. Pierwszy, to dorabianie się na pracy. Ktoś potrafi pewne rzeczy zrobić i w ten sposób wygenerować środki. Taka postawa jest godna szacunku.
Inaczej jest kiedy ludzie dostają pieniądze praktycznie bez żadnego wysiłku. Jest takie powiedzenie: daj głupiemu pieniądze, to zrobi sobie krzywdę.
Tutaj jest podobna sytuacja. Wiele osób dostaje jakieś może nie olbrzymie pieniądze, ale dla nich są one duże i nie wiedzą, co z tym zrobić.
Ale z drugiej strony pieniądz traci na wartości, jest ogromna inflacja. Oczywiście cały świat jest w kryzysie, ale jednak analizując światowe dane, wychodzi na to, że jednak u nas ta inflacja jest wyższa niż w innych krajach.
Przez ostatni okres to jest tak, jakbyś co roku praktycznie wyrzucał dwie, czy trzy pensje do śmieci. Na początku roku w styczniu masz 50 tysięcy, a w grudniu już nie masz tych 50, tylko masz 30, a 20 wyrzucasz do śmieci.
Wielu ludziom ciężko jest to przetłumaczyć, ponieważ oni nawet nie muszą pożyczać, tylko po prostu je dostają. Ale to są pieniądze pożyczone przez nas wszystkich. Jak pożyczasz pieniądze, to masz tą świadomość, że musisz je oddać, bo konsekwencje nie oddania są takie a nie inne. Jeżeli nie ma tych konsekwencji, bo dostajesz te pieniądze po prostu i jeszcze ci się wmawia, że te pieniądze ci się należą, to nie odczuwasz inflacji.
Tak samo jak rządzący, którzy nie dość że mają pokaźne wypłaty co miesiąc, to jeszcze pobierają dodatkowe rekompensaty z tytułu inflacji i też jej nie odczuwają. Wręcz przeciwnie – to ich umacnia w ich decyzjach i preferencjach. To jest sytuacja patowa.
W jaki sposób należałoby opowiadać o naszej rzeczywistości gospodarczej?
Ja wszystkim zawsze tłumaczę na przykładzie ich własnych gospodarstw domowych. Mówię, że macie konkretną ilość pieniędzy i jeżeli chcecie cokolwiek kupić, to macie dwie możliwości: albo odłożyć, albo pożyczyć. Jeżeli będziecie pożyczali, to wiadomo, że pieniądz kosztuje. To są też pieniądze, które trzeba w jakiś sposób zarobić i je zwrócić.
Robimy wszystko na kredyt. Za wszystkie nasze „osiągnięcia” będą płacić kolejne pokolenia Polaków. Natomiast politycy chyba nie za bardzo przejmują się tym, co będzie za 10 czy 20 lat. Co sołtys wobec tego może zrobić w swojej społeczności, żeby ludzie to zrozumieli?
Sołtys może rozmawiać, dawać przykłady, a przede wszystkim pokazywać, że to jest bardzo złudne, że do niczego dobrego takie podejście nie prowadzi.
Ja to robię, spotykam się z ludźmi, staram się z nimi rozmawiać, ale jakiegoś większego wsparcia ze strony władz samorządu nie mam. Praktycznie o wszystko muszę sam zabiegać.
Jest kilka gmin w Polsce, gdzie jakoś to w miarę już funkcjonuje. Też dzięki pomocy Fundacji Wspomagania Wsi, bo daliście przykład, możliwości a przede wszystkim przestrzeń do tego, żeby współpracować i pokazywać, że można inaczej. Natomiast to jest proces. Sto, dwieście, trzysta osób, które się spotykają i które przenoszą te wzorce na swoje wioski, a z drugiej strony 40 tysięcy sołectw w Polsce.
Także jest jeszcze mnóstwo rzeczy do zrobienia. Jestem tym tematem zainteresowany i cały czas tworzę jakieś elementy, które będziemy mogli wykorzystywać. W tej chwili pracuję nad Akademią sołtysa, portalem, gdzie będę chciał zapewnić przestrzeń do wymiany doświadczeń dla ludzi, którzy jeszcze nie są z nami związani, żeby mogli poznać nowe możliwości.
Czy wójt wykorzystuje potencjał sołtysów ze swojego terenu?
Gminy nie wykorzystują potencjału sołtysów. W każdej gminie jest kilkunastu sołtysów. Cały czas rozmawiam z naszymi włodarzami, by wyodrębnić fundusz sołecki, w którym wbrew pozorom nie chodzi tylko o pieniądze, ale przede wszystkim o danie mieszkańcom możliwości decydowania o ich sprawach lokalnych.
W tej chwili wziąłem sobie za cel, żeby w tym roku, w ramach akcji Masz Głos troszeczkę poruszyć władze gminy, by nawet, gdy nie wyodrębnili funduszu sołeckiego, to przynajmniej świadomie wdrożyli w życie pozostałe narzędzia partycypacji społecznej, takie jak inicjatywa lokalna czy ustawodawcza oraz, aby dać konsultacjom społecznym realne znaczenie. Ponieważ jest rok wyborczy, więc trochę bardziej życzliwym okiem na mnie patrzą i myślę, że mi się to uda.
Gminy muszą w końcu zrozumieć, że świadomy społecznie sołtys i mieszkańcy korzystający z narzędzi partycypacyjnych, to olbrzymia pomoc w sprawowaniu ich urzędów.
Z naszej gminy tylko ja jestem w jakiś sposób zaangażowany. Inni sołtysi na razie nie chcą ze mną jeździć, nie chcą poruszać się w tych przestrzeniach. To jest dla nich też wygodne, jeżeli nikt praktycznie od sołtysów nie oczekuje niczego więcej. To po co mają się starać?
No właśnie, ostatnio rozgorzała dyskusja na grupie Działamy dla Wsi i na naszym Facebooku o podmiotowości prawnej sołectw i sołtysów. Jaka jest twoja opinia na ten temat? Czy to by zmieniło tę sytuację?
Na pewno by to zmieniło tę sytuację, natomiast trzeba wziąć pod uwagę to, że wielu sołtysów jest absolutnie nieprzygotowanych do takich zmian. Bez zmiany mentalności wielu sołtysów, byłoby wręcz niemożliwe wprowadzenie podmiotowości prawnej sołectw.
Przeciętny sołtys nawet nie ma świadomości, jak powinno się przeprowadzić zebranie wiejskie, że to wioska decyduje o pewnych rzeczach.
Jest taki stereotyp na wsiach, że sołtys rządzi. To w pewnym sensie jest prawda. Jak coś potrzeba, to się idzie do sołtysa i sołtys ma to załatwić. To jest w zasadzie taki „chłopiec do bicia”.
Natomiast ja mówię mieszkańcom: nie jestem od tego, żeby zarządzać, to wy zarządzacie, bo to wy tworzycie zebranie wiejskie, to wy tworzycie to ciało, ten organ ustawodawczy, który ustala pewne rzeczy. Ja mogę tylko robić to, co ustalicie na zebraniu wiejskim.
Dopóki ludzie nie będą mieli tej świadomości i sołtysi też nie będą mieli świadomości, że są tym organem wykonawczym, a nie są od zarządzania, to będzie dalej tak jak jest.
Innej możliwości po prostu nie ma. To jest proces, tego się nie da przeprowadzić w ciągu roku, dwóch, czy nawet pięciu.
Czyli koncepcja jest atrakcyjna, ale wymaga długiego przygotowania, pilotażu i masowych szkoleń.
Wydaje mi się, że na początek bardzo potrzebna jest taka księga sołtysa, czyli coś, co by skupiało w jednym miejscu całą wiedzę, którą powinien posiąść każdy sołtys czy sołtyska.
Ta księga powinna zawierać zarówno wiedzę na temat organów władzy w sołectwie – począwszy od tego, jak prowadzi się zebranie wiejskie, poprzez ustawy regulujące pracę sołtysa, aż do dokumentów i formularzy, które sołtys wykorzystuje w swojej służbie.
Kiedy przy wyborach jest wybierany nowy sołtys – dostaje taką księgę i wtedy wie, że to jest coś z czym się musi zmierzyć, że to jest pewna wiedza, którą musi posiąść.
Kiedy to osiągniemy, to od tego momentu można będzie myśleć o podmiotowości prawnej sołectw i sołtysów. Najpierw trzeba dać tym ludziom narzędzia. Obecnie nowi sołtysi oprócz kursów typu, jak zorganizować imprezę i kiedy wzywać straż, czy policję, praktycznie nie przechodzą innych szkoleń.
Podobnie ma się sprawa opieki nad majątkiem sołeckim – to też w różnych gminach różnie wygląda. U mnie na przykład, nie mam żadnego wpływu na wynajem świetlicy, bo zarządza nią organizacja kultury, która jest jednostką gminną.
Mówisz, że nie ma standardów, takiego punktu odniesienia, czegoś, co by definiowało pracę sołtysa i ją ustawiało, tak jak jest to w przypadku innych funkcji. To byłby ten pierwszy krok, aby móc myśleć o daniu sołectwu i sołtysowi podmiotowości prawnej?
Tak to wygląda dokładnie. Nawet Fundacja Wspomagania Wsi, która angażuje się i pokazuje możliwości, łączy ludzi, edukuje, też ma jeszcze dużo do zrobienia właśnie pod kątem usystematyzowania i normalizacji tego wszystkiego. Również inne stowarzyszenia i fundacje robią różnego rodzaju szkolenia, ale nie ma w tym jednolitości i normalizacji.
Podejrzewam, że dzisiaj nie umielibyśmy dobrze czytać, gdyby swojego czasu nie powstał Elementarz, który był jednym podręcznikiem, ale był doskonały i wszyscy z niego korzystali. Na jego bazie nauczyliśmy się czytać i pisać.
***
Foto: Archiwum Marka Pietrzaka, Facebook
***