„Sołtys, który tylko czeka na innych, niestety dużo nie zrobi”. Rozmowa z Dariuszem Kińskim, Sołtysem Karwika

33

#HIT2023. Przypominamy najpopularniejsze materiały mijającego roku.

 

Jest sołtysem, prezesem stowarzyszenia, zasiada też w zarządzie KGW, a to tylko niektóre funkcje, które pełni Dariusz Kiński. Zakładając Jadłodzielnię w Piszu, udowodnił, że sołtys może działać skutecznie nawet poza obszarem swojego sołectwa.

Piotr Subotkiewicz, Witryna Wiejska: Jest Pan sołtysem Karwika, miejscowości położonej nad jeziorem Śniardwy.

Dariusz Kiński, Sołtys Karwika: To jezioro nazywa się Seksty i jest ono południową zatoką jeziora Śniardwy. Geograficznie Seksty jednak zaliczają się do jeziora Śniardwy.


Dariusz Kiński, Sołtys Karwika.

Zazdroszczę takiej lokalizacji, bo tu człowiek całe życie jest na wakacjach. Pewnie większość działań kręci się wokół jeziora?

Nie do końca wszystko, ale wiele aktywności, wiele wydarzeń, odbywa się wokół jeziora, które jest naszą wizytówką.

Jak się żyje w okolicy, która dla większości ludzi jest wymarzonym miejscem na wakacje?

Nasza wieś położona jest w gminie Pisz, największej obszarowo gminie w Polsce. Karwik to obecnie bardziej wioska turystyczna, bo nie mamy już gospodarstw rolnych. Jest tylko jedno, które jeszcze utrzymuje zwierzęta i jest to bydło pasowe.

Natomiast to, z czego żyją ludzie, to agroturystyka i turystyka wiejska. Mieszkańcy są stali, ale są też nowi. Co roku ich przybywa. Budują tutaj siedliska, domki rekreacyjne czy domki całoroczne. Są też tacy, którzy tu zamieszkują na stałe, bo umożliwia im to praca zdalna.

Jezioro Seksty.

Taka jest specyfika tej naszej wioski, która jest nieduża, bo stałych, zameldowanych mieszkańców jest około 230 osób. W sezonie letnim jest ich 2 razy tyle. Sami korzystamy z naszych zasobów latem, ale dużo też robimy dla turystów. Sezon trwa u nas 4 miesiące – od czerwca do września. Wtedy mamy najwięcej gości.

 

Czy nowi mieszkańcy angażują w życie wsi?

Wydaje mi się, że to zależy od potrzeb poszczególnych osób. Ja sam mieszkam tutaj 10 lat, więc jestem też trochę przyjezdnym. Jednak ludzie zaufali mi i wybrali mnie w 2019 roku na sołtysa. Pewnie widzieli moje zaangażowanie w rozwój naszej miejscowości.

A ludzie, którzy się tutaj pojawiają? Generalnie, staram się ich włączać, bo roznosząc nakazy podatkowe, od razu poznaję nowych mieszkańców. Często wymieniamy się numerami telefonu. Staram się wysyłać im informacje o tym, co się dzieje w miejscowości, o nadchodzących wydarzeniach lub o tym, że zamierzamy coś robić. W ten sposób zachęcam ich do uczestnictwa w życiu wsi.

Na przykład ostatnio, na początku kwietnia robiliśmy zebranie wiejskie. Chodziło o konsultacje w sprawie muralu na świetlicy, który chcemy w tym roku zrobić. Zachęcałem, że jeżeli ktoś nie może być na zebraniu, żeby wysyłał swoje propozycje mailem, Messengerem, SMS-em lub w każdej formie, która do mnie dotrze. I był odzew od tych przyjezdnych, nowych mieszkańców. Kilka nowych osób pojawiło się również na zebraniu. To już jest duży sukces, jak na taką małą miejscowość.

W Świetlicy Wiejskiej w Karwiku odbył się uroczysty obiad dla mieszkańców 60+ z Karwika w ramach programu Danie Wspólnych Chwil z Fundacją Biedronki.

 

Każda z tych opinii będzie cenna. Chcę tych informacji i opinii mieszkańców zebrać jak najwięcej, więc jeśli nawet ktoś nie uczestniczy, to może się kontaktować w inny sposób.

Było nawet małżeństwo, które pierwszy raz przyszło na zebranie, a mieszkają tu już 15 czy 20 lat. Oni zawsze czuli, że nie są tutaj stałymi mieszkańcami, że nie mają prawa głosu, więc sobie żyją we własnym domu, na działce i nie angażują się w sprawy wsi. Po 15 latach to się zmieniło i poczuli się u siebie.

Zebranie wiejskie daje możliwość bezpośredniego spotkania i wzajemnego poznania się.

Na co dzień, kiedy jest jeszcze dużo turystów, nie wiadomo, jak się nie zna tych ludzi, czy to są przyjezdni, czy oni tu mieszkają.

 

Czy budowanie kontaktu z nowymi mieszkańcami nie jest łatwe?

To nie jest oczywiste, że od razu wszyscy będą się angażować, otworzą się i zaczną współpracować, czy uczestniczyć w naszych działaniach. Powinna pojawić się zachęta do takiej pracy. Właśnie taką zachętą może być pokazanie, że coś się tu dzieje i można się zaangażować.

 

Czy macie wyodrębniony fundusz sołecki?

Tak, mamy fundusz sołecki, już od 2014 roku. Tylko od czasów pandemii, włodarz gminy zaproponował, żeby nasz fundusz sołecki, był przeznaczany na cele inwestycyjne. Zasugerował sołectwom, żeby nie robić imprez, spotkań integracyjnych, tylko żeby przeznaczyć go na inwestycje.

Wiele sołectw ograniczyło swoje aktywności, takie jak festyny czy spotkania dla mieszkańców organizowane z funduszu sołeckiego. My na szczęście sobie radzimy w ten sposób, że rzeczywiście nasze środki z funduszu sołeckiego przeznaczyliśmy na inwestycje, bo mieliśmy rozbudowę świetlicy wiejskiej w Karwiku. Dobudowaliśmy kuchnię i łazienki, co było bardzo potrzebne.

Natomiast mamy w naszej miejscowości stowarzyszenie „Mazurskie Centrum Aktywności Lokalnej Karwik” i Koło Gospodyń Wiejskich w Karwiku i te dwie organizacje bardzo ładnie się uzupełniają w działaniach naszej wsi. Przez te organizacje możemy dodatkowo pozyskiwać środki na projekty i działania. Szczególnie na działania miękkie, społeczne i integracyjne. Tu mamy dużą pomoc i wsparcie. Ja jestem jednocześnie sołtysem, prezesem stowarzyszenia i w zarządzie koła, co bardzo ułatwia nam współpracę, bo mamy możliwość działania w tych 3 różnych obszarach. Dzięki temu jest dużo więcej możliwości.

 

Ostatnio pojawiła się dyskusja dotycząca wynagradzania sołtysów za ich pracę. Są propozycje dotyczące dodatków do emerytury, czy innych świadczeń dla sołtysów. Jaka jest Pana opinia na ten temat? Czy powinno być coś zmienione w prawie w tej kwestii?

Powiem, jak to wygląda w naszej gminie Pisz. To jest gmina miejsko–wiejska. Jest miasto i 43 sołectwa, to dużo. Ja akurat pracuję na obszarach wiejskich. Jestem przedstawicielem regionalnym, doradcą żywieniowym, więc mam częsty kontakt z innymi sołtysami, z rolnikami, z mieszkańcami wsi. Do zeszłego roku była dieta za pełnienie funkcji sołtysa w kwocie 200 zł. W zeszłym roku udało się przekonać radnych i podnieśli tą dietę na 350 zł miesięcznie. To jest ryczałtowa dieta za pełnienie funkcji sołtysa, niezależnie czy sołtys uczestniczy w obradach sesji rady miejskiej czy nie.

Sołtysi rzeczywiście się ucieszyli, bo mamy wielu sołtysów emerytów, czy osób pracujących lub niepracujących o niskich dochodach i dla nich to jest duża pomoc. Trzeba kilka razy w miesiącu jeździć do urzędu gminy i załatwiać sprawy sołeckie, to przynajmniej za paliwo im się zwróci.

Ja to popieram, bo to jest dodatkowa motywacja dla sołtysów, żeby nie zawsze na wszystko przeznaczali własne pieniądze. Bo i tak bardzo dużo swojej pracy i czasu poświęcają na działania społeczne. Uważam, że wynagrodzenie dla sołtysów w postaci diety jest potrzebne i tak powinno być w każdej gminie.

Ale nie tylko na zasadzie jakiegoś dodatku do emerytury, bo nie wiadomo, kto do tej emerytury dożyje. Pieniądze są potrzebne tu i teraz. Ja mam 36 lat, więc o tym dodatku nie myślę. Dla mnie to jest sprawa przyszłości. Wiem natomiast, że ci starsi sołtysi, którzy są już w wieku przedemerytalnym lub na emeryturze zastanawiają się, czy to będzie jedna kadencja, 2 kadencje, czy będzie potrzebne 10 lat, aby dostać ten dodatek.

Według mnie wsparcie dla sołtysów powinno przysługiwać w obu tych formach. Diety powinny być obowiązkowe, o jakiejś konkretnej wysokości. Również dodatkowo powinien być dodatek do emerytury.

Jest jeszcze druga sprawa, która nas boli. Radni zarabiają dużo więcej dzięki swoim wysokim dietom, a poświęcają dużo mniej czasu na pracę niż sołtysi.

Ich działania często są ograniczone do obecności na sesjach i na komisjach. Jako sołtysi pracujemy cały miesiąc, przeznaczamy dużo więcej czasu na działania w naszych sołectwach.

Na ogół sołtyskami czy sołtysami są społecznicy, ludzie zaangażowani, którzy chcą pomóc innym. Ale to nie znaczy, że nie trzeba im płacić wynagrodzenia. Wydaje się, że to jest nieuczciwe. Nie wiem, dlaczego do tej pory żaden z naszych rządów tej sprawy nie załatwił i nikt na to nie wpadł, że sołtysi muszą być wynagradzani za swoja pracę. Chociaż ta sprawa stała się w tej chwili tematem politycznym, tak, że wszyscy się przerzucają różnymi propozycjami, to miejmy nadzieję, że tym razem coś z tego się urodzi.

 

Czego z Pana punktu widzenia najbardziej brakuje i co byłoby taką kluczową pomocą, od organizacji pozarządowych dla sołtysek i sołtysów?

Jestem aktywną osobą. Sam szukam szkoleń i często w nich uczestniczę. Inni sołtysi w mojej gminie niestety nie są tacy aktywni, dlatego uważam, że przydałaby się organizacja większej ilości spotkań dla sołtysów.

Potrzebne są wyjazdy poza swoją gminę, rozmowy z innymi aktywnymi ludźmi z Polski, którzy robią ciekawe rzeczy. Bardzo sobie cenię spotkania „na żywo” w realnym świecie. Uczestniczę w nich, kiedy nadarza się taka okazja.

W tym roku miałem ochotę polecić swoich znajomych sołtysów, nowe osoby, do udziału w szkoleniach dla sołtysów, bo to daje perspektywę, nowe spojrzenie, że coś można robić, że inni robią różne ciekawe rzeczy, ale widzę, że w mojej gminie niektórzy sołtysi są mniej mobilni. Działają tylko na obszarze swojej gminy. Aktywnie uczestniczą w spotkaniach on-line, obserwują, podglądają, uczą się. Ale są też starsi, którzy nie oglądają transmisji w sieci, tylko wolą uczestniczyć w spotkaniach „na żywo”.

Dlatego te spotkania powinny być zróżnicowane, zarówno w formie on-line, jak i na żywo. Warto pomyśleć również o organizacji spotkań lokalnych, bo nie każdy sołtys pojedzie do Warszawy, czy gdzieś dalej w Polskę. Gdyby to było robione bardziej lokalnie, to myślę, że byłby większy udział takich osób.

Sprzątanie Karwika na Dzień Ziemi.

 

W kontakcie z mieszkańcami wykorzystuje Pan różne kanały komunikacji. Prowadzi Pan między innymi swojego wideo-bloga. Czy zróżnicowanie tych metod pomaga w dotarciu do mieszkańców sołectwa?

Tak, wykorzystuję różne kanały komunikacji. Oczywiście tradycyjnie, bo tablica informacyjna była od zawsze. Potem doszła nowa forma, czyli wysyłanie smsów, bo większość ludzi już ma komórki i w postaci prostego smsa komunikacja też działa. Poza tym są media społecznościowe, które w ostatnich latach pełnią coraz większą rolę. Ludzie je obserwują. Przynajmniej niektórzy. Nawet jeżeli sami aktywnie nie tworzą postów, to je obserwują i czytają. Natomiast zdaję sobie sprawę, że nie każdy musi mieć profil w mediach społecznościowych i nie każdy je obserwuje. Wychodzę z tego założenia, że nie wszyscy moi mieszkańcy je mają. Warto zdawać sobie z tego sprawę.

Jeden z sołtysów w mojej gminie chciał być bardzo nowoczesny i stosował tylko komunikację przez grupę na Facebooku i okazało się, że połowy mieszkańców tam nie było. Nie wiedzieli, że w ogóle jakieś wydarzenie ma miejsce.

Warto wiedzieć, że nie wszyscy mają media społecznościowe i używać różnych kanałów komunikacji z mieszkańcami, od kontaktu bezpośredniego przez wiadomości sms, kartki i tablicę.

 

Czyli nadal używacie tablicy informacyjnej?

Tablica jest, bo są jeszcze starsi mieszkańcy, którzy są do niej przyzwyczajeni i lubią czytać z niej informacje. Nie likwiduję tej formy, absolutnie. Natomiast, co do wideo-bloga, to wiem, że z tworzeniem materiałów wideo wiele osób ma problem, bo nie lubi się nagrywać. Nie lubi występować przed kamerą. To jest problem i uważam, że dość duży. Ja na początku też miałem z tym kłopot. Ale trzeba się przełamać, trzeba nabrać odwagi. Musi ktoś w tym pomóc, udzielić wskazówek. Szkolenia, które pomogłyby tworzyć takie materiały, na pewno byłyby wskazane i pomocne. Materiały wideo są bardziej atrakcyjne. Przyciągają więcej osób i mają większy odzew. Można też je skomentować i od razu wyrazić swoje zdanie lub podpisać się pod jakaś inicjatywą.

Nie polecałbym natomiast pójścia w drugą stronę, czyli zasypywania odbiorców duża ilością materiałów filmowych, często mało atrakcyjnych, niepraktycznych i mało przydatnych. Uważam, że jest to niepotrzebne i tylko zabiera miejsce w mediach społecznościowych.

Materiały wideo bardzo mi pomogły w promocji Jadłodzielni – inicjatywy społecznej, którą ja jako sołtys założyłem w Piszu.

Jadłodzielnia w Piszu.

To był pański pomysł, ale Jadłodzielnia powstała w Piszu, a nie w Karwiku.

 Tak, Jadłodzielnia powstała w centrum gminy. Pisz jest malutkim miastem powiatowym, ma  19,5 tysiąca mieszkańców. Najpierw wyszedłem z informacją na zebraniu wiejskim do moich mieszkańców, że nasze stowarzyszenie podjęłoby inicjatywę założenia lodówki społecznej.

Jeden z mieszkańców zadał właśnie to pytanie: czemu w Piszu, a nie w naszej miejscowości? W naszej miejscowości jest 230 mieszkańców, a w Piszu 19,5 tysiąca. Tam jest więcej osób potrzebujących i więcej osób korzystających z tego typu miejsc. Poza tym Pisz jest zlokalizowany w samym centrum gminy, także wiele osób z różnych miejsc przejeżdża przez Pisz i przyjeżdża do Piszu w różnych sprawach.

 

Jak wygląda Jadłodzielnia i na jakich zasadach działa?

Jadłodzielnia to są 2 duże lodówki społeczne, stojące na zewnątrz. Podobne jak w restauracjach, tylko odpowiednio oklejone informacją, jak z nich korzystać, co do nich można wkładać, jak przechowywać i kto może brać z nich produkty. Żeby te zasady były jasne, powstał czytelny regulamin, dostępny dla wszystkich.

 

Gdzie w Piszu stoją te lodówki, czy są otwarte przez całą dobę?

Jedna lodówka stoi przy atrakcyjnym miejscu – wieży ciśnień w Piszu, druga przy ruchliwej ulicy Warszawskiej. Otwarte są 24 godziny na dobę, więc utrzymują warunki chłodnicze cały czas.

Jadłodzielnia w Piszu.

Czy Jadłodzielnia była dofinansowana przez gminę?

Nie, niestety nie była dofinansowana. To była inicjatywa oddolna 3 organizacji. Byłem jej inicjatorem i zaprosiłem do tego projektu: Piski Zakład Aktywności Zawodowej Wieża i Mazurski Bank Żywności w Piszu, jako kolejnego partnera, bo oni też w tym obszarze działali już 2 lata, więc to bardzo ładnie się wpasowało.

Pieniądze na te lodówki były prywatne – naszych inicjatorów założycieli, czyli moje i tych dwóch organizacji. Prąd, póki co mamy. Jesteśmy dogadani z instytucjami, które nam go podłączyły. Zakład Aktywności Zawodowej w ramach swojej działalności umożliwia nam podłączenie oraz Piekarnia „Ra-Pa-To”, prywatny przedsiębiorca. Także w kwestii prądu jesteśmy w porozumieniu i nie ma z tym problemu. Jestem przygotowany na to, że w każdym momencie, gdy się sytuacja zmieni i nas poproszą o to, żeby się dołożyć, nie będzie z tym kłopotu.

 

Czy nie było np. takich problemów, że ktoś zdewastował te lodówki?

Też mieliśmy takie obawy. Pierwsza lodówka stanęła w zeszłym roku, w czerwcu. Druga przed wigilią, w grudniu i muszę powiedzieć, że do dnia dzisiejszego, obie stoją nienaruszone, bez żadnych zadrapań, bez uszkodzeń, nikt im nic nie zrobił, a są dostępne dla każdego. Jestem, póki co zadowolony z moich mieszkańców, że nikt nic im nie zrobił, nawet kabla nie przecięli.

 

Niedawno rozmawiałem z panią Joanną Horowską z Koła Gospodyń Wiejskich Lubonieczek. Panie założyły Ludzielnię, gdzie ludzie zostawiają różne przedmioty, które mogą się jeszcze przydać innym i też mówiła, że byli zdziwieni, bo nigdy nie było tam żadnego problemu.

Przez chwilę jest taka obawa, a okazuje się, że wcale tak już nie jest. Może to już jest taka trochę pieśń przeszłości. Może tak kiedyś by było. Może ludzie są bardziej świadomi, chcą tego lepszego trochę świata. Ja uważam, że trzeba podejmować ryzyko, myśmy je podjęli. Byliśmy świadomi, że to może być uszkodzone. Z tym trzeba się liczyć po prostu. No, ale kto nie ryzykuje, ten nie tworzy takich inicjatyw. W ogóle, niestety projekty społeczne, to jest jedno wielkie ryzyko, że się nie uda. W tym wypadku wszystko jest super.

 

Jadłodzielnia w Piszu.

Czy ludzie też mogą zostawiać własną żywność w Jadłodzielni?

Oczywiście, ludzie mogą przynosić żywność, która im zostanie. Taka jest właśnie ta idea – dzielenia się nadmiarem żywności, którą mamy w domu. Banki żywności robiły ogólnopolskie badanie, w którym okazało się, że co roku prawie 5 milionów ton żywności jest w Polsce marnowane. Z czego prawie 65% w gospodarstwach domowych. Nie w sklepach i marketach, tylko w gospodarstwach domowych. Właśnie o to chodzi, żeby nie produkować specjalnie żywności do tej lodówki, tylko dzielić się tym, co zostaje, czego mamy za wiele w domu, czego już nie zjemy, a co jeszcze ma termin przydatności do spożycia i nadaje się do zjedzenia.

Banki żywności dokładają czasem, jeżeli mają nowe porcje i mają ich dużo, to rzeczywiście się tym podzielą. To bardzo szybko znika, ale tak na ogół polega to na tym, że dzielimy się tym, czego mamy za dużo. Czyli ratujemy żywność przed zmarnowaniem, żeby ludzie do kosza nie wyrzucili.

W tym roku chcemy rozszerzyć tę akcję. W sezonie letnim chcę dotrzeć do turystów, którzy licznie odwiedzają nasz region. Często jest tak, że robią oni duże zakupy na początku i wyjeżdżając w niedzielę nie mają co zrobić z tym, co im zostaje. Jadłodzielnia jest świetnym miejscem, gdzie będą mogli to zostawić, zamiast wracać na przykład do Warszawy 3 godziny z Pisza z jedzeniem, a w Warszawie wyrzucać je do śmietnika, jak to się często zdarza.

 

To jest bardzo fajna inicjatywa. Dobrze by było, żeby inne miejscowości też zaczęły się takimi rzeczami interesować, bo przecież jak Pan powiedział, masa tej żywności jest marnowana.

To były badania robione w 2021 roku. Teraz, w wyniku wysokich cen prawdopodobnie ta ilość jest mniejsza, ale problem nadal istnieje.

 

Czy mógłby Pan przekazać jakąś radę dla nowych sołtysek i sołtysów, którzy dopiero zaczynają swoje działanie w tej roli?

Ważne jest, aby wychodzić ze swoimi inicjatywami poza swoje sołectwo. Jestem przykładem tego, że sołtys może robić skuteczne działania poza obszarem swojego sołectwa.

 

Jak się ma fajny pomysł, to może on „zaskoczyć” wszędzie.

Zaskoczyło, to prawda. Oczywiście w moim przypadku też pomogła organizacja, czyli nasze stowarzyszenie, które ma szeroką możliwość działania.

 

Wracamy do tego, że trzeba być aktywnym. Jak się siedzi tylko w swoim miejscu, człowiek jest zamknięty na wszystko, to się nic nie wydarzy. Trzeba samemu się troszeczkę otworzyć. Przejść, zobaczyć, poznać się z ludźmi. Wtedy się zaczynają rzeczy dziać, o których wcześniej nawet nie myśleliśmy, że mogą się wydarzyć. Czyli aktywność jest tutaj taką kluczową sprawą.

Potwierdzam, sołtys, który tylko czeka na innych, niestety dużo nie zrobi. Sołtys, żeby coś zrobić, musi sam się ruszyć. Sam wyjść z inicjatywą, wyjść do ludzi, przynajmniej porozmawiać. Czy ktoś ma jeszcze taki pomysł jak ja, czy może ktoś chciałby coś razem zrobić? Tutaj jeszcze mamy dużo pracy do zrobienia w aspekcie współpracy, bo sołtysi w mojej gminie jeszcze za mało współpracują. Czasem się spotykamy, ale tych inicjatyw wspólnych jest za mało i ta współpraca jeszcze jest słaba, dlatego musimy jeszcze popracować nad tym.

Morsowanie w Karwiku.

 

Może to jest wskazówka dla organizacji pozarządowych, które mogłyby takie lokalne zjazdy sołeckie organizować. Nie takie ogólnopolskie, ale lokalne. Wtedy ludzie mają podobne problemy, mają tę samą, czy sąsiednią gminę. Wtedy pewne rzeczy można wspólnie przemyśleć, umówić się i na koniec wykonać.

Ja może podpowiem, skąd to się bierze. Wiele naszych samorządów nie jest zainteresowana edukacją sołtysów w szerszym zakresie, albo takimi działaniami mocno integrującymi. Dlatego, że urzędy działają raczej dla całej gminy, a nie dla poszczególnych sołectw. Nie ma takiej inicjatywy ze strony urzędów. To po pierwsze. Po drugie – te wieloletnie działania, które miały miejsce wcześniej, słabo integrowały sołtysów.

Również mentalność ludzi się zmienia. Młodsi ludzie podejmują funkcję sołtysów i to być może pozwala przełamać te bariery, które są między sołectwami, sołtyskami, sołtysami. Powoli, małymi krokami będzie się to zmieniać.

Jesteśmy w przededniu integracji kół gospodyń wiejskich z całego powiatu piskiego. Nasze koło gospodyń działa od 3 lat i postanowiłem, że musimy te koła  spotkać, porozmawiać o potrzebach i zachęcić do współpracy. Swoje uczestnictwo zadeklarowało 9 kół na 23 w powiecie. To jest już sukces w ogóle, że przyjadą. Bo jest problem, żeby zachęcić do przyjazdu do kontaktu.

 


Koło Gospodyń Wiejskich w Karwiku.

 

Kiedy już się zaczynamy spotykać, rozmawiać, to te lody się roztapiają i nagle wszystko okazuje się dużo łatwiejsze. Czyli kontakt, ruch, aktywność są kluczowe w każdej dziedzinie. Czy jest to sołectwo, czy życie prywatne, czy zawodowe.

Dodatkowo to, co jest jeszcze potrzebne w tych spotkaniach, to żeby tę rywalizację trochę obniżyć, wyjść z takiego myślenia, że tylko ja, tylko nasze, tylko moje koło. Przecież jeszcze są inne koła i razem też możemy działać. Ja zrobię jedną część, drugie koło zrobi coś innego. Ja nie muszę wszystkiego robić sam. Nie musimy tylko rywalizować i być zawsze najlepsi, możemy zrobić coś wspólnie.

Musimy jeszcze nad tym myśleniem popracować. Nad takim wspólnym działaniem i wspólnym planowaniem. Jesteśmy częścią czegoś, a nie każdy osobnym organizmem.

 

Warto zobaczyć:

II Forum Kół Gospodyń Wiejskich w powiecie piskim.

Występy podczas II Forum Kół Gospodyń Wiejskich powiatu piskiego.

Koło Gospodyń Wiejskich w Karwiku

Mazurskie Centrum Aktywności Lokalnej Karwik

Fot. żródło: Facebook

Facebook
Twitter
Email

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!