Ich przenikliwe, błękitne spojrzenie potrafi zaczarować każdego miłośnika czworonogów. Na wyobraźnie działa także ich dojmujący spokój. Psy ras północnych, bo o nich mowa, na pierwszy rzut oka wydają się idealnymi kandydatami na domowych kompanów i towarzyszy zabaw dla dzieciaków. Ich piękna powierzchowność, niestety, nie współgra z naturalnym instynktem, który stale ciągnie je ku wolności.
Przemysław Chrzanowski, Witryna Wiejska: Czym charakteryzują się psy ras północnych?
Łukasz Możny, Fundacja Pomocny Zaprzęg: – „Północniaki” czyli na przykład husky, malamuty, łąjki syberyjskie mają głęboko zakorzenione zamiłowanie do ucieczek, dlatego stale trzeba kontrolować ich obecność. To szalenie inteligentne psy, każdy z nich to indywidualista. Zrobią wszystko, co jest dla nich opłacalne. Teoretycznie do życia nie potrzebują człowieka, są samowystarczalne. Jeśli trzeba same upolują zwierzynę, by zapewnić sobie przetrwanie, a są niesamowicie łowne. Pamiętajmy, że my jesteśmy dla nich dodatkiem, pewnym urozmaiceniem w życiu. Mówi się, że trzeba sobie zasłużyć, by „północniak” pokochał człowieka.
Co zatem należy zrobić, by zaskarbić sobie zaufanie np. błękitnookiego husky?
Magda Bednarczyk-Możny, Fundacja Pomocny Zaprzęg: – Te psy uwielbiają być w centrum uwagi. Jeśli nie poświęcimy im czasu, zrobią wszystko, byśmy jednak ich nie ignorowali. Absolutnie nie znoszą izolacji w małych przestrzeniach. Kategorycznie nie wolno ich pozostawiać na kilkanaście godzin w mieszkaniu, bo może się okazać, że nie mamy do czego wracać. Poczucie nudy i ogromnej siły, jaką dysponują, to mieszanka wybuchowa. Rozszarpanie poszycia kanapy w salonie to dla nich kwestia trzech minut. Po takiej demolce absolutnie nie mają wyrzutów sumienia, przeciwnie – są dumne, bo dokonały czegoś, czym zwróciły uwagę swych opiekunów.
I to zapewne dlatego nie każdy z nas może mieć takiego zwierzaka…
Magda Bednarczyk-Możny: – Równie dobrze „północniaka” możemy wychować tak, że to będzie typowy kanapowiec. Tylko czy on będzie szczęśliwy? Nie po to został stworzony. Przecież te psy uwielbiają biegać, ciągnąć, są szczęśliwe wtedy, gdy mają możliwość spożytkowania nadmiaru swej energii. Jeśli nie uprawiamy sportów zaprzęgowych, warto dla zabawy podpiąć im choćby starą oponę. Są bardzo odporne na zimno, ale z drugiej strony cierpią w lecie, wówczas wspomniana aktywność jest niewskazana. Mają podszerstek chroniący je wprawdzie przed arktycznymi mrozami, ale latem jego obecność skutkować może przegrzaniem i udarami. Dlatego na spacery z „północniakami” można wówczas wychodzić jedynie wczesnym rankiem oraz wieczorami. Dla wielu z potencjalnych zainteresowanych posiadaniem takiego psiaka sporym ograniczeniem może być fakt, że „północniaki” nie tolerują mniejszych zwierzaków. Koty, chomiki, papugi będą przez nie traktowane jak pożywienie i zapewne w krótkim czasie… znikną.
A czy psiaki ras północnych akceptują dzieci?
Łukasz Możny: – Z reguły uwielbiają kontakt z maluchami. Kochają zabawę i z pewnością nie wyrządzą przy tym krzywdy dzieciakom. Mówimy tu o psach, które nie miały przeszłości powiązanej z zachowaniami agresywnymi. Śmiejemy się czasem, że pod wieloma względami husky, czy malamuty są podobne właśnie do dzieci, wszak jedne i drugie wymagają atencji ze strony dorosłych. I tak jak podkreślała żona, zrobią wszystko, by znaleźć się w centrum zainteresowania – dokładnie tak jak dzieci właśnie. Z doświadczenia wiemy, że w domach psy ras północnych tworzą z maluchami niesamowite duety.
Zajmujecie się poszukiwaniem nowych właścicieli dla swoich podopiecznych. Czy, biorąc pod uwagę specyfikę ras północnych, prowadzicie selekcję wśród potencjalnych zainteresowanych?
Magda Bednarczyk-Możny: – Każda adopcja podporządkowana jest ściśle określonej procedurze. Jak to wygląda? Zaczynamy od ankiety adopcyjnej dostępnej na naszej stronie internetowej, krótko potem nawiązujemy połączenie telefoniczne, dzięki któremu prowadzimy wstępną weryfikację.
Jeśli oba etapy zakończą się sukcesem i nie pojawiają się żadne wątpliwości, robimy krok dalej i umawiamy wizytę przedadopcyjną. Osobiście my sami, albo wyznaczony przez nas wizytator jedzie do domu osób starających się o adopcję. Tam rozmawiamy na żywo z ludźmi, zazwyczaj dla towarzystwa zabieramy ze sobą psa o podobnym temperamencie do tego północniaka, o którego dana rodzina się stara.
Jest czas nie tylko na rozmowę, ale i spacer ze zwierzakiem. Jeśli kolejny etap „rekrutacji” zakończy się powodzeniem, umawiamy pierwszą wizytę, gdzie zainteresowani staną oko w oko ze swoim wymarzonym psem. Tu także obie strony poddawane są wnikliwej obserwacji. Jeśli zauważamy, że zaiskrzyło pomiędzy nimi, dopiero wówczas podpisujemy umowę adopcyjną, która jest prawnym zabezpieczeniem zwierzaka do końca jego życia.
Gdyby cokolwiek w trakcie adopcji poszłoby nie tak, gdyby stało się coś psiakowi, albo nie poradziliby sobie z nim nowi opiekunowie, na mocy podpisanych dokumentów my zabieramy północniaka z powrotem do siebie. Jego dobro zawsze jest tutaj najważniejsze.
Co budzi wasz niepokój w postępowaniu przedadopcyjnym?
Magda Bednarczyk-Możny: – Ostrożnie podchodzimy do kogoś, kto zwyczajnie upatrzył sobie konkretnego psa. Jedyną kategorią, jaka go interesowała to ta estetyczna. Tymczasem w skórze psiaka, którego chciałoby się przytulać i spoglądać w jego błękitne oczka siedzi zwierzę o ogromnym temperamencie.
Jeśli z wywiadu wynika, że osoba zainteresowana adopcją nie prowadzi aktywnego trybu życia, to kategorycznie odradzamy. Mamy u siebie psiaki na obserwacji i wiemy, czego możemy się po nich spodziewać. Niektóre wykazują lęk separacyjny, więc jeśli wychodzimy na 8 godzin do pracy, to one przez ten czas mogą na przykład wyć. Łatwo sobie wyobrazić, jaka mogłaby być reakcja sąsiedztwa.
Wspominają Państwo o obserwacji psów, poprzedzającej przekazanie ich przyszłym właścicielom. Czemu ona służy i jak długo trwa?
Łukasz Możny: – Zwierzaki trafiają do nas w różnym stanie, dlatego podstawową rzeczą jest zadbanie o ich kondycję zdrowotną. Nie oddajemy nikomu psa chorego. Dopiero mając zaświadczenie od lekarza weterynarii mówiące o dobrym stanie zdrowia, wszczynamy proces adopcyjny.
Trudno natomiast określić, jak długo psy u nas przebywają. Jedne miesiąc, inne nawet rok. To zależy od ich wyglądu zewnętrznego, czy usposobienia, które na pierwszy rzut oka odpowiadają przyszłym właścicielom.
Na szczęście nie zawsze tak jest. Kiedyś zadzwonił do nas pan z pytaniem o najstarszego i najbardziej schorowanego psa, bo chciałby takim się zaopiekować i poświęcić mu czas.
Skąd w takim razie trafiają do was „północniaki”?
Magda Bednarczyk-Możny: – Ich „przekleństwem” jest uroda. Ludzie kupują je z pseudo hodowli za kilkaset złotych bez rodowodów i podstawowych dokumentów informujących o stanie zdrowia. Domową maskotką psiak jest przez kilka pierwszych tygodni. Potem jest ogromne zdziwienie, bo zniszczył meble, bo dziurę w ścianie wygryzł, głośno szczeka, wyje pozostawiony w odosobnieniu.
Informacje przeczytane naprędce z internetu są niewystarczające, życie weryfikuje to, jak przygotowaliśmy się do posiadania psa rasy północnej. W takich okolicznościach ludzie zaczynają szukać rozwiązania problemu. Taki zwierzak albo jest oddany do schroniska, albo trafia na łańcuch. I tu zaczyna się nasza misja.
Łukasz Możny: – To niestety najczęstsze przypadki, kiedy interweniujemy i uwalniamy psy z łańcuchów. Do rzadkości jednak nie należą sytuacje, gdzie ludzie sami kontaktują się z nami z intencją przekazania zwierzaka.
Mieliśmy taki przypadek, że zadzwoniła posiadaczka dwuletniego husky i poinformowała nas, że kompletnie nie radzi sobie z podopiecznym. Twierdziła, iż jest skrajnie agresywny. Zaznaczę w tym miejscu, że żaden pies nie rodzi się agresywny, to jakie ma usposobienie to tak naprawdę dzieło człowieka, który nieumiejętnie z nim postępował.
Wzięliśmy psiaka do siebie i przez pół roku pracowaliśmy z nim behawioralnie. Wyprowadziliśmy go na tyle, że mógł trafić do adopcji. Kilka tygodni temu minął rok od chwili, kiedy przekazaliśmy go nowej rodzinie. Dziś jest wesołym, grzecznym i dobrze ułożonym czworonogiem.
Magda Bednarczyk-Możny: – Zdarza się, że bierzemy do siebie „północniaki”, które błąkają się po polach, czy ulicach. Trudno stwierdzić czy są to zwierzaki, które uciekły swym właścicielom, czy może zostały z premedytacją wyrzucone. Zatrzymujemy je na dwutygodniowej kwarantannie, a jednocześnie staramy się odszukać właścicieli. Publikujemy ogłoszenia w mediach społecznościowych oraz lokalnych witrynach internetowych.
Jeśli w tym czasie nikt się nie zgłosi, znaleziony zwierzak zgodnie z prawem przechodzi pod kuratelę naszej fundacji. Zostaje zaczipowany oraz zarejestrowany w bazie Safe Animal (co polecamy wszystkim właścicielom psów oraz kotów), a potem zgłaszamy go do adopcji.
Jak można was wesprzeć?
Magda Bednarczyk-Możny: – Chwytamy się różnych sposobów gromadzenia środków na utrzymanie i pielęgnację psów, ale chcielibyśmy szczególnie zwrócić uwagę na bazarek pomocowy.
Organizujemy go co miesiąc. Zakupujemy atrakcyjne fanty, czasem otrzymujemy je od wspierających nas osób. Bazarek funkcjonuje w przestrzeni online i trwa około dwóch tygodni. Całkowity zysk ze sprzedaży wystawionych przedmiotów przeznaczamy na zakup karmy, na hotele dla zwierząt, na transport zwierzaków, na obsługę weterynaryjną.
Ponadto co jakiś czas zakładamy zbiórki w internecie, dzięki którym pozyskujemy pieniądze na karmę. Obecnie w naszej fundacji przebywa sześć psów, ich wyżywienie to wydatek rzędu 1200 złotych w skali miesiąca.
Zdarza się, że ktoś po prostu podaruje nam tę karmę, co skutecznie nas odciąża finansowo. Jesteśmy również zgłoszeni do Programu CIL (Centrum Inicjatyw Lokalnych), co daje możliwość przekazania nam 1,5 procenta z podatku przy rozliczeniu z fiskusem. Gorąco zachęcam do takiej formy wsparcia naszej działalności – tym bardziej, że właśnie teraz wkraczamy w czas rozliczeń podatkowych.
***
Warto zajrzeć:
https://fundacjapomocnyzaprzeg.org.pl/