Boże Narodzenie – Rizdwo Khrystowe

opowiadaniezaj

W styczniu z dnia na dzień rósł mróz, ale też i niecierpliwość w małej Nastce. Czekała na święta. Co prawda już drugie we wsi, bo wcześniej świętowali mieszkańcy, którzy chodzili do kościoła, a teraz miały nadejść ich – tych, którzy chodzą do cerkwi. Niby to przez jakieś dwa kalendarze – juliański i gregoriański. Nastka do końca tego nie rozumiała, bo przecież obie wigilie były podobne. Wszyscy mieszkańcy wsi świętowali podwójnie, co przynosiło szczególnie dzieciom dużo radości i słodyczy zjadanych oficjalnie i bezkarnie.

Nastka też nie rozumiała okupacji i tego, że jej wieś – Hulskie znalazła się w połowie pod niemiecką, a w połowie pod sowiecką. Za dużo było podziałów jak na jej dzieciństwo, a przyroda dokoła była taka sama, San płynął też w tym samym kierunku i tak samo jak co roku tworzyły się na nim wielkie tafle lodu. Ślizgały się tam wszystkie dzieci, choć czasami dorośli ich przeganiali krzycząc, że lód nie taki gruby i nie taki bezpieczny.

Matka kończyła drabinki ze szklanych koralików. Małe, szklane koraliki tworzyły większe i mniejsze romby ułożone symetrycznie. Połyskiwały w porannym słońcu puszczając do dziewczynki oko, ale gdy tylko się zbliżała, matka oświadczała, żeby nie dotykała, bo jeszcze nie skończone.  Gotowe ozdoby na szyję – mniejsze i większe, w różnych kolorach rodzice wieźli na targ do Lutowisk razem ze skórami, serami i Nastka nie wie z czym jeszcze, bo w małej dziewięcioletniej dziewczynce jest więcej miejsca na emocje niż na pamięć.

Niedługo w chacie zacznie pachnieć świeżym pieczywem, słodkim miodem, a wszystkie deski na podłodze zaskrzypią od ciężaru, krzątania się gospodyni, rozlanej wody i zamieszania, jakie miało miejsce jeden jedyny dzień w roku – w Rizdwo Khrystowe.

Nastka codziennie przebierała nogami z zimna i niecierpliwości. Chyża, w której mieszkała była jedną z większych we wsi, kryta gontem, a ojciec zamiast klepiska położył równe deski, które matka myła ługiem. Z sieni na prawo wchodziło się do dużej izby, na lewo do zwierząt. Wieczorami i nad ranem słyszeli odgłosy owiec, krów i kozy, a gdy mróz skuł wsie nad Sanem za mocno, gospodarze otwierali drzwi do izby i do zwierząt, dzięki czemu wszystkim było cieplej.

Światy weczir w końcu miał nadejść wraz ze zmierzchem i gdy dziewczynka się obudziła, obiecała sobie, że przyłapie zwierzęta na ludzkiej mowie i zada im kilka pytań. Nastka była przekonana, że ludzie wiedzą mniej niż one i na pewno nie widzą wszystkiego. Najbardziej fascynowały ją dzikie zwierzęta, które zimą częściej podchodziły do wsi. Szczególnie łanie uciekające przed wilkami. Miały zawsze smutne, ciemne, lekko załzawione oczy. Nastce wydawało się, że w tych oczach jest cała mądrość, niekończąca się przestrzeń, wszystkie obrazy zamknięte w źrenicach. Może zwierzęta uczą się szybciej niż ludzie? Bo jej szło to opornie i często rodzice wzdychali, jak zrobiła coś bez namysłu.

Haftowane, uprane soroczki wisiały na poręczy łóżka. Jej była trzecia co do wielkości, bo była najstarsza z rodzeństwa. Koszule zdobiła i szyła matka, która nauczyła się tego od babci, a ta od swojej matki… i tak dalej. Nastka też stawiała pierwsze kroki w haftowaniu, ale wolała od tego zimowe ślizgawki i zabawy z rówieśnikami.

Zanim założyli odświętne stroje poszli z ojcem nad wodę z kriaczunem. Ojciec zamoczył specjalne pieczywo z główką czosnku włożoną do środka w potoku Hulskim, zawinął w lniany obrus i podał Nastce. Teraz trzeba było się umyć w zimnej wodzie. Najpierw ojciec, potem najstarsze z dzieci, czyli Nastka i według wieku dwóch synów. Przynieśli też wodę matce, która przed wieczerzą musiała zrobić to samo, co oni – przemyć ciało pod gołym niebem.

Lodowata woda szczypała, ale za to w chacie mocniej czuła ciepło i zapachy wdzierające się w każdy kąt. Kriaczun położyli na półce, miał tam poczekać do Nowego Roku. Ojciec rozstawił snopki owsa w czterech kątach chaty. Mówili na nie dziaduchy  – symbolizowały duchy przodków oraz noworoczny urodzaj. Tak naprawdę to Nastka w tym też się gubiła – gdzie ten nowy rok, skąd przychodzi, gdzie stary i dlaczego ich nigdy nie widziała?

Piec w izbie był mocno nagrzany, postacie na ikonach patrzyły na stół jak wszyscy domownicy i Nastce zdawało się, że też im burczy w brzuchach. Dwanaście straw. Tak samo jak u sąsiadów, którzy świętowali wcześniej. Kutia z orzechami, miodem i mlekiem, ryba, postne kartofle, gotowana kiszona kapusta podbita mlekiem z mąką, gołąbki, kompot z suszonych owoców…

Wcześniej jednak należało zjeść czosnek. Ząbek dla każdego. Chronił przed chorobami, ale Nastka go nie lubiła. Szczypał w język i mocno pachniał. Skrzywiła się jak co roku i jak co roku matka powiedziała, że jak się zgubi w lesie, to musi sobie przypomnieć, co jadła na wigilię i wtedy znajdzie drogę. Nastka się nie gubiła, dobrze znała wszystkie domy, podwórka na wsi i las dookoła, ale posłusznie zjadała czosnek.

Po wieczerzy wszyscy śpiewali, a do chóru dołączali się sąsiedzi, którzy przynajmniej jedną kolędę musieli odśpiewać pod oknem, dopiero potem ich wpuszczano, ściskano i pozdrawiano. Przychodzili z życzeniami jakby chcieli rzucić dobre zaklęcia na przyszłość i przekonać samych siebie o nadchodzącym dobrobycie, spokoju i  bożych błogosławieństwach.

Potem mróz powoli odpuszczał, dni stawały się dłuższe, zazieleniła się trawa, buki w lesie i Nastka przypomniała sobie te życzenia- zaklęcia. Rozmyślała o nich w czerwcu 1946 roku, gdy wszystkich mieszkańców wysiedlali do ZSRR. Może były za słabe? Za cicho powiedziane? Rozmyślała o tym wiele lat później, gdy wybuchła wojna na Krymie i dźwięk syren wpełzał do jej mieszkania w Sewerodoniecku. Nie zeszła do schronu. Nie mieściło się to w jej już o wiele większej i starszej głowie. Może nie ma w niej miejsca na słowa „okupacja”, „wojna”, „inwazja”? A może musi wrócić do Hulskiego i wykrzyczeć zaklęcia, aby echo odbiło je dalej w przestrzeń, żeby kolejne pokolenia mogły zjeść na wigilię ząbek czosnku i nigdy się nie zgubić.

Ani w lesie między Hulskim i Krywem ani nigdzie w świecie…

***

Jola Jarecka – pisarka, poetka, animatorka kultury, reżyserka teatralna. Debiutowała tomikiem „Nagok”. Dotychczas ukazały się jej krótkie formy prozatorskie: „Zawieszenie”, „Historie wysiedlone”, scenariusze „Cieniotwory zza Otrytu” oraz powieści „Hylaty”, „Truchło” oraz dla dzieci „Wyszymowy i inne bieszczadzkie stwory”. Na swoim koncie ma również sztuki teatralne i scenariusze filmowe. Stypendystka MKiDzN oraz Marszałka Województwa Podkarpackiego. Mieszka w Zatwarnicy w, gdzie kończą się drogi, a człowiek ma przed sobą tylko góry, współtworząc Kino Końkret – jedyne w swoim rodzaju kino studyjne w dawnym parku konnym, tworząc rękodzieło w Pracowni „Na dwie ręce” oraz serwując wyborną kawę i ciasto w Kawiarni Końsekwencja.

Fot. źródło: Facebook

Facebook
Twitter
Email

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!

Najnowsze wydarzenia

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!