Idą święta. Zaczynamy doświadczać komercyjnego blichtru, z każdej witryny Mikołaj uśmiecha się pod wąsem, a stacje radiowe zamęczają nas szlagierami z pobrzękującymi dzwoneczkami. Mimowolnie wchodzimy w tę atmosferę, nieco odcinając się od rzeczywistości. Tymczasem dwa tygodnie później Boże Narodzenie celebrować będą wyznawcy prawosławia w spowitej wojną Ukrainie.
Przemysław Chrzanowski, Witryna Wiejska: Jakie to będą święta? Wszystko wskazuje na to, że mroczne i dramatycznie chłodne.
Marcin Piotrowski, Fundacja Folkowisko: – Dziś ciężko przewidzieć jaki będzie rozwój sytuacji. Wojna w Ukrainie trwa i się nie kończy. Choć zniknęła z pierwszych stron gazet, to wciąż giną tam ludzie. Rosja zmieniła taktykę z ataków skierowanych w bazy wojskowe na uderzenie w infrastrukturę krytyczną. Terroryzuje zwykłych mieszkańców, odcina dostawy prądu, ciepła i internetu. Paraliżuje w ten sposób miliony ludzi, skazując ich na egzystencję w mrocznych, wychłodzonych domach i mieszkaniach. Są miejsca, gdzie nie działają bankomaty, czy terminale płatnicze w sklepach, stoją windy w wielopiętrowych budynkach. Pewnym wyjściem z sytuacji jest posiadanie agregatów prądotwórczych, dzięki nim mieszkańcy domów jednorodzinnych mają namiastkę bezpieczeństwa energetycznego.
Na przetrwanie zimy względnie przygotowane są wsie. W domowych piecach można palić drewnem, można czerpać prąd z wcześniej naładowanych akumulatorów, czy wspomnianych agregatów. Dzięki tradycyjnym piecom kuchennym, łatwiej też przyrządzić prosty, gorący posiłek. Problematyczne jest zimowe funkcjonowanie w mieście. Proszę sobie wyobrazić, że mieszkamy w kilkumilionowym Kijowie w wieżowcu na 15 piętrze. Kaloryfery lodowate, nie ma gazu, ani prądu. Tutaj nie uruchomimy spalinowego agregatu, ani nie napalimy w konwencjonalnej kuchence. Jesteśmy zatem skazani na życie w przenikliwym chłodzie, bez szans na szklankę ciepłej herbaty.
Czy przybędzie nowa fala uchodźców?
– Tego nie wiemy. Wiemy, że powinniśmy się przygotować. Dlatego z naszej inicjatywy spotkali się kilka dni temu kluczowi gracze pomocy humanitarnej z terenu powiatu lubaczowskiego (burmistrzowie, wójtowie z Polski i Ukrainy, służby, specjaliści od zarządzania kryzysowego i przedstawiciele UNHCR). Analitycy informują, że w Polsce schronienia może poszukiwać około 700 tys. osób. 10 procent z nich przekroczy granicę w Budomierzu, a tu właśnie działamy. Ten exodus nastąpić ma w ciągu najbliższych sześciu miesięcy. Polskie władze podają, że liczba uchodźców może sięgnąć 800 tys., a więc szacunki są zbliżone. Na dziś nie można jednoznacznie stwierdzić, że do tej zimowej migracji dojdzie.
Ukraińcy to jednak hardy naród, który łatwo się nie poddaje.
– Teraz w związku z krytyczną sytuacją w całej Ukrainie zaczynają powstawać Punkty Niezłomności. W sytuacji braku prądu ludzie znajdą tam schronienie od zimna, naładują telefony, czy powerbanki. Jest to działanie doraźne, w takich punktach jednorazowo znajdzie ciepły kąt zaledwie kilkadziesiąt osób, w dużych aglomeracjach potrzeby będą ogromne. Tym bardziej, że przeciążona do granic możliwości infrastruktura jest ciągle niszczona. Od miesięcy stosuje się strategię planowych wyłączeń zasilania, w niektórych rejonach prądu nie ma po dwa, trzy dni. Ponadto nagłe przerwy w dopływie energii powodowane są przez nasilające się ataki dronów kamikadze. Szkoły działają w godzinach od 9. do 16., kiedy można prowadzić zajęcia przy świetle dziennym. Nie istnieje natomiast możliwość prowadzenia nauki zdalnej, ponieważ bez prądu nie działają komputery, nie ma też dostępu do stabilnej sieci. W obiegu finansowym sprawdza się tylko gotówka, zatem utrudnione jest prowadzenie działalności gospodarczej. Bez prądu nie funkcjonuje handel, nie pracują urzędy, nie działa miejska komunikacja. Terroryzowanie prądem okazało się bardzo skuteczną bronią wobec tych około 30 milionów Ukraińców.
Czy my jesteśmy w stanie ponownie przyjąć kilkusettysięczną rzeszę uchodźców?
– Nasze władze wojewódzkie twierdzą, że tak. Mówią, że zastosowane będą sprawdzone procedury, które wykorzystano w lutym i w marcu. Wygląda na to, że państwo jest gotowe na taki scenariusz. Pytanie tylko czy my zwykli ludzie jesteśmy na to gotowi? Nie sądzę, byśmy mieli siłę ponownie zadziałać na zasadzie pospolitego ruszenia. Pamiętajmy, że to głównie społeczeństwo wzięło na klatę tą wiosenną falę uchodźców. Polska stała się wówczas jedną wielką organizacją pozarządową. Na pierwszej linii pomocowego frontu byli strażacy z OSP, panie z KGW przygotowujące tysiące kanapek i zwykli ludzie, którzy w odruchu serca brali pod swój dach zupełnie obce osoby. Myślę, że dziś w obliczu kryzysu inflacyjnego, drożejącego prądu, horrendalnych cen opału na ten romantyczny zryw, niestety, nie będzie nas już stać.
A jak obecnie wygląda pomoc humanitarna adresowana do mieszkańców Ukrainy?
– Na początku można było góry przenosić. Wiosną każdy oddałby ostatnią koszulę, by wesprzeć uchodźców, czy ludzi pozostających na terenach objętych działaniami wojennymi. Po dziewięciomiesięcznym maratonie pomagania okazało się, że my jesteśmy zbyt ubodzy, by móc robić to permanentnie. Absolutnie nie mamy środków na to, by z własnej kieszeni utrzymywać drugi kraj. Dziś, w obliczu szalejącej drożyzny sami nie wiemy, czy dostatecznie zatroszczymy się sami o siebie. Poza tym nie ma na granicach tych tłumów kobiet i dzieci, a to one właśnie zwykle poruszają serca i czasem otwierają portfele. To wszystko powoduje, że grono organizacji zajmujących się pomocą humanitarną drastycznie się skurczyło. Działamy my, podkarpacka Grupa Parasol dla Ukrainy, Caritas, uchodźcami w Polsce zajmuje się PCK, w akcji widać także organizacje harcerskie. Jest sporo ludzi, którzy oswoili się z sytuacją w Ukrainie i nie boją się wjeżdżać tam z pomocą humanitarną.
Świąteczny czas to jednak moment, w którym nasi rodacy chętniej, mimo trudności, sięgają do kieszeni. Jak mogą wesprzeć bliźnich w Ukrainie?
– Najważniejsze wyzwanie to teraz zapewnienie ciepła i prądu. Krótko mówiąc pilnie potrzebne są agregaty prądotwórcze. A poza tym pamiętajmy, że Boże Narodzenie w Ukrainie jest dwa tygodnie później niż u nas. Zatem jeśli nam coś po świętach zostanie, na przykład produkty długoterminowe, to przekażmy je do aktywnie działającej organizacji pomocowej. My z wielką chęcią takie produkty przyjmiemy, tym bardziej, że robimy teraz projekt Life Box dla Ukrainy.
Co to takiego? To tekturowy karton wypełniony żywnością i produktami higienicznymi. Life Boxy przygotowujemy w naszej „Ambasadzie Wolności” w przygranicznym Cieszanowie, a także magazynie zaprzyjaźnionej organizacji Stay Safe UA we Lwowie. Przez miesiąc trwania projektu, wspólnymi siłami udało nam się przygotować 65 palet, co daje łączną liczbę ponad 4 tys. pudełek. Według naszych szacunków tylko przez miesiąc nasze Life Boxy pomogły 16 tys. osób ze wschodu Ukrainy. Dzięki naszym partnerom dotarliśmy do miast takich jak: Charków (obwód Charkowski), Czernichów (Obwód Czernichowski), Krematorsk (Obwód Doniecki) czy Zaporoże (Obwód Zaporoski), a także setek miasteczek i wsi we wschodniej Ukrainie.
***