Jak chronić małą architekturę – krzyże i kapliczki?

KAP

Ochrona zabytków to również ochrona krajobrazu kulturowego. A więc nie tylko dbałość o obiekty duże, historyczne jak dwory, kościoły czy cerkwie. Muszą one funkcjonować w odpowiednim otoczeniu, w którym współistniały nieraz setki lat. Będą to stare drogi (często polne), aleje dworskie, stara zabudowa, starodrzew etc. Ważnym elementem takiego krajobrazu jest też mała architektura przydrożna, którą tworzą najczęściej krzyże i kapliczki. Ich rola i znaczenie w przestrzeni kulturowej jest często niedoceniana. A przecież są świadkami ważnych wydarzeń w życiu każdej miejscowości, wiary, obyczajów, statusu materialnego mieszkańców – słowem – kultury materialnej.

W przypadku takich terenów jak Bieszczady czy Beskid Niski obiekty te są niejednokrotnie jedynymi dowodami na istnienie tam wsi czy jakiejś działalności człowieka. Każdy z nich jest więc bezcenny.

Zwyczaj stawiania przy drogach kamiennych postumentów, zwieńczonych krzyżami, rozpowszechnił się w Galicji pod koniec XIX wieku. Na ten okres możemy datować najstarsze znane obiekty. Nie znaczy to jednak, że nie stawiano ich wcześniej. Zachowało się sporo krzyży wznoszonych na pamiątkę zniesienia pańszczyzny. Taki obiekt przetrwał  np. w Jaworzcu, (po wsi nie ma prawie śladu). Krzyże stawiano przede wszystkim na cmentarzach, a także przy drogach przed zagrodami, w polach, na rozdrożach i granicach wsi. Poza cmentarzami stawiano je w celu upamiętnienia jakiegoś ważnego wydarzenia lub miejsca. Spotykamy je w Bieszczadach czasami w nieoczekiwanych miejscach np. w lesie, na łąkach, daleko od współczesnej zabudowy. To efekt powojennych zniszczeń i likwidacji wielu miejscowości lub ich „kurczenia się”. Wiele starych dróg nie spełnia już swych funkcji, ale stare krzyże nadal przy nich trwają. Jeżeli znajdą godnego opiekuna to jeszcze długo będą świadczyć o kulturze duchowej dawnych mieszkańców. Jeżeli nie – to zginą ostatni ich świadkowie.


Rajskie – tyle zostało po wsi, 1998.

Wydaje się zatem, że argumenty za ochroną i dbałością o ten element krajobrazu są dla wszystkich oczywiste i jasne. Niestety na co dzień różnie to wygląda. Problemy pojawiają się jak zwykle w praktyce. W pierwszej kolejności najważniejsza wydaje się świadomość, z czym mamy do czynienia. W wielu przypadkach są to obiekty zabytkowe lub spełniające takie kryteria. Idealnie więc byłoby niczego nie zmieniać, a jedynie dążyć do dobrego stanu technicznego obiektu. W tym przypadku ważne jest z jakiego materiału jest on wykonany, gdyż powszechna jest praktyka zastępowania starego nowym. Np. wykonany w przeszłości daszek gontowy lub z dachówki, przykrywający kapliczkę zastępuje się blaszanym, rzekomo trwalszym. W dodatku używa się do tego blachy o profilu trapezowym, bądź falistym. Efekt koszmarny, mimo dobrych chęci wykonawców.


Olszanica  – jest tak jak trzeba…, 2005.

Innym problemem jest kolorystyka tych obiektów. W tradycji Rzeczpospolitej powszechne było bielenie kapliczek murowanych. Tu problem jest trochę złożony, gdyż w opinii konserwatorów kamienia – bielenie wapnem nie bardzo służy np. piaskowcowi. Osobną sprawą są też specjalne impregnaty do powierzchni kamiennych, które są stosunkowo drogie. W tym jednak przypadku trudno sobie wyobrazić zniknięcie z wiejskiego krajobrazu bielonych kapliczek. Wydaje się, że najlepiej tradycje powiązać tu należy z techniką. To jeszcze nie koniec problemu. Dopóki siła tradycji sprawiała, że do bielenia używano wapna krajobraz był w miarę jednolity. Jednak obecnie dostępność różnego rodzaju barwników i farb powoduje, że w jednej miejscowości mamy kapliczki białe, sine, zielonkawe, pomarańczowe itd. Wszystko zależy od indywidualnych gustów i często od tego jaka farba została nam po malowaniu mieszkania. Tu też kłania się świadomość mieszkańców i chęć zachowania tradycji. W przypadku obiektów drewnianych (mniej trwałych) wydaje się, że najczęściej wystarczy zwykła ich wymiana, czyli wykonanie nowego drewnianego krzyża. Niestety i tu lubimy pójść na skróty i stary drewniany, często pięknie podrzeźbiany zastępuje się krzyżem wykonanym np. z metalowych rur z nieodłącznym argumentem większej trwałości). No cóż, ani z estetyką, ani z tradycją nie ma to wiele wspólnego.

Kolejnym problemem ochrony starej architektury przydrożnej jest fakt lokalizacji takich obiektów na gruntach prywatnych, gdzie tak naprawdę to właściciele decydują o ich wyglądzie i stanie zachowania. Jeżeli są świadomi ich znaczenia najczęściej nie ma problemu. W przypadku braku dbałości, pozostaje wysiłek mieszkańców przeświadczonych, że krajobraz jest naszym wspólnym dobrem i należy zachować go zgodnie z tradycją. Takie podejście pozwoli na wyeliminowanie z przestrzeni kulturowej całkowicie obcych wzorów, często pojawiających się z jakąś modą, czy manierą i chęcią zaakcentowania „nowego”. Wówczas pojawiają się kapliczki obite sidingiem, płytki łazienkowe, izolatory, zamiast drewnianych kolumienek, kostka brukowa, boazerie itp.


Na Gruszcze – kapliczka nadal pilnuje granicy wsi, 2005.

Bardzo groźnym zjawiskiem jest praktyka zastępowania starych obiektów zupełnie nowymi tworami, niejednokrotnie nie mającymi nic wspólnego z lokalną stylistyką. Zaniedbane przez długie lata kapliczki, nie mające często właściciela niszczeją i szpecą krajobraz. Wówczas o decyzje rozebrania nie trudno. Podobnie groźna sytuacja występuje, gdy zmieniany jest w trakcie prac wygląd obiektu. By uniknąć takich zagrożeń należy od początku zabezpieczania przyjąć jasną koncepcję działań, nawet gdy jest to mały projekt, aby uniknąć później improwizacji i zmiany koncepcji. Trzeba pamiętać, że niejednokrotnie mamy do czynienia z obiektami o dużej wartości historycznej i architektonicznej. Wówczas niezbędna wydaje się pomoc i zaciągnięcie opinii osób zajmujących się konserwacją zabytków.

Stąd konieczna jest stała dbałość o miejsca i świadomość, że stawiano je kiedyś w celach kultowych. Są więc przejawem sacrum w krajobrazie. Jeżeli świadomość i chęć zachowania takich obiektów wypływa z siły tradycji lokalnej społeczności, możemy mówić o sytuacji idealnej. Wówczas takie miejsca żyją, ozdobione często kwiatami, czy palącymi się zniczami.

Niejednokrotnie jednak chęć ochrony tego dziedzictwa kulturowego pojawia się zupełnie z zewnątrz w postaci działalności stowarzyszeń, fundacji czy nawet grup nieformalnych. Często są to ludzie młodzi, pasjonaci, ale nie mający doświadczenia w takiej działalności. Wkraczają w teren na zasadzie dobrych chęci zapominając, że są tam jedynie gośćmi i jakiekolwiek działania należy wcześniej skonsultować z lokalną społecznością. Bez tego o konflikt nietrudno.


Stefkowa – to już rzadkość w bieszczadzkim krajobrazie, 2004.

Osobnym problemem związanym jednakże z ochroną krajobrazu jest utrzymanie odpowiedniego otoczenia wokół tych obiektów. Czasem najpiękniejsza kapliczka może zostać oszpecona nadmiernym „upiększaniem” w postaci roślinności lub różnego rodzaju plastikowych ozdóbek. Często widzimy takie miejsca obsadzone gęsto tujami, które po kilku latach zasłonią całkowicie to, co najważniejsze. Problem ten zresztą dotyczy także otoczenia dużych budowli np. kościołów. Przy krzyżu czy kapliczce wystarczy z reguły posadzić jedno lub dwa drzewa, najlepiej liściaste, mając świadomość, że przecież za kilka lat znacznie urosną.

Ta krótka analiza nie wyczerpuje rzecz jasna tematu, jest tylko zasygnalizowaniem możliwych problemów. W Bieszczadach ponadto przez długie lata panowało zupełne zobojętnienie i brak zainteresowania tą problematyką. Przesiedlona tu ludność nie utożsamiała się z obcą dla niej substancją kulturową. Panujący system polityczny również nie sprzyjał działaniom ochraniarskim tym bardziej, że związane to było z miejscami kultu religijnego. W efekcie bezpowrotnie zniknęły z krajobrazu niejednokrotnie cenne zabytki. Wiele krzyży przydrożnych zniszczono na przykład przy budowie dróg. Dopiero w połowie lat 80. XX wieku nastąpiło odwrócenie tego trendu.


Brelików-kapliczka przed remontem, 2011.

Powyższe przemyślenia są wynikiem długoletniej działalności autora w Towarzystwie Opieki Nad Zabytkami na rzecz ochrony krajobrazu kulturowego. Dzięki wielu akcjom i interwencjom  udało się w minionych latach ocalić w Bieszczadach wiele cennych obiektów małej architektury. W trakcie tej działalności wystąpiły wszystkie opisane problemy.

Jednym z ostatnich przykładów może być zamiar mieszkańców wsi Brelików rozebrania rzekomo „starej i brzydkiej” kaplicy przydrożnej i wybudowania nowej. Jedynie nasza interwencja i praca przy renowacji obiektu ocaliła zabytek przed zniszczeniem. Efekt widać na zdjęciach. Podobnych przykładów można by opisać więcej. Nie zawsze jednak podobne akcje kończyły się szczęśliwie. I niech to będzie przestrogą dla nas, byśmy nie utracili bezpowrotnie piękna wiejskiego krajobrazu.


Brelików- po remoncie…2011.

Na koniec propozycja dla tych, którzy podejmą trud ratowania krajobrazu kulturowego, aby w razie wątpliwości korzystali z doświadczeń Towarzystwa Opieki Nad Zabytkami (www.tonzbieszczadzki.pl). Polecam też uwadze działalność Stowarzyszenia „Magurycz”(www.magurycz.org).

***

Fot. Autor

Facebook
Twitter
Email

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!