Czym palić, żeby przeżyć zimę?

ciepło 1zaja23466xxICxxDD2

Od lat inwestujemy w naszych domach w nowe technologie grzewcze. Życie pokazuje, że wciąż działamy po omacku, bo żaden ze sposobów zaopatrzenia w ciepło w na dłuższą metę nie jest opłacalny. Na przestrzeni ostatnich lat zachłysnęliśmy się olejem opałowym, gazem z sieci, ekogroszkiem i biomasą. Każde paliwo początkowo nęciło ceną, wraz z popytem cyferki na fakturach i paragonach rosły w horrendalnym tempie. To, co dzieje się dziś, dalece wykracza poza logikę i nasze dotychczasowe „opałowe” doświadczenia. Czym zatem w tym niepewnym, trudnym czasie będziemy ogrzewać mieszkania?

Andrzej Niewiadomski jest właścicielem domu na wsi. Piętrowy budynek powstał pod koniec lat 70. W tamtych czasach nikt nie docieplał ścian ani stropów. Właściwości izolacyjne miał mieć powietrzny kanał w murze i właściwie na tym koniec. Wiało wypaczonymi oknami, standardem było wówczas zakładanie tzw. skrzydeł dubeltowych. Żeby trochę poprawić komfort cieplny utykało się szpary watą, albo starymi ręcznikami.

– Wszyscy palili wtedy węglem kamiennym, piec aż furczał. Jakoś nikt wtedy nie liczył ile się do tego kotła pakuje – wspomina Andrzej Niewiadomski. – Podrzuciło się trochę drewna, czy wiórów z warsztatu sąsiada. Zimę zawsze się jakoś przetrwało.

 

Węgiel w wersji „eko”

Przyszło jednak nowe. Stare okna gospodarz wymienił na plastikowe, a piec został przerobiony na ekogroszek. Jak ktoś był zmyślny, to chałupniczo montował do starego pieca zewnętrzną aplikację z zasobnikiem, palnikiem retortowym i nadmuchem. Całością zawiadywał sterownik.

– Normalnie Ameryka! Nie trzeba było chodzić do pieca co chwilę. Wszystko samo się działo, wystarczyło tylko raz na 4 dni zasypać węglem zasobnik i wyrzucić popiół – zachwyca się w swych wspomnieniach pan Andrzej. – Niestety, ceny groszku zaczęły szybować w górę. Zawsze można było kupić od handlarzy zwykły węgiel z kruszarki. Był tańszy, ale to już nie to…

 

Gaz z kominkowym wsparciem

Kiedy w gminie wybudowano gazociąg nasz rozmówca nie wahał się ani chwili. Zapisał się, a po kilku miesiącach w ogrodzeniu miał żółtą skrzynkę z licznikiem. Pomyślał, że będzie to tańsza, a do tego ekologiczna alternatywa dla drożejącego węgla. Inwestycja solidnie uderzyła go po kieszeni, no ale czego się nie robi, by w przyszłości zaoszczędzić.

– W międzyczasie dociepliłem cały dom styropianem, obiekt zyskał nie tylko na komforcie cieplnym, ale i estetyce. Przyszła zima, a wraz z nią musiałem przypomnieć sobie, że mam w salonie… kominek. Ogrzewanie gazem może i było wygodne, ale okazało się nadzwyczaj kosztowne. Niby człowiek nie zamarzał, ale żeby poczuć się komfortowo, trzeba było przez zimę spalić dodatkowo cztery kubiki drewna. Tylko wtedy rachunki za gaz były do zaakceptowania – opowiada nasz rozmówca.

 

Pellet – paliwo doskonałe?

Kolejne zmiany w kotłowni pana Andrzeja przyszły z chwilą, gdy gmina przystąpiła do programu wymiany kotłów węglowych na nowoczesne opalane pelletem. Można było przy okazji zamontować niewielką instalację solarną do ogrzewania wody oraz panele fotowoltaiczne. Gospodarstwo naszego bohatera spełniało parametry, jakie określono w projekcie. Nieużywany od lat stary „groszkowiec”, został zastąpiony lśniącym kotłem na biomasę, a na dachu wylądowały 4,5-kilowatowa instalacja fotowoltaiczna i trzy panele solarne. Istny energetyczny raj! Tym bardziej, że za to wszystko Andrzej Niewiadomski zapłacił tylko w 30 procentach. Resztę pokryły środki pozyskane z Unii Europejskiej.

– Pierwszą partię certyfikowanego pelletu kupiłem po 700 zł. Była to kwota porównywalna z tą, która trzeba było wydać na tonę ekogroszku. W kolejnym sezonie podrożało o jakieś 200 zł. Taka podwyżka była do przewidzenia i specjalnie jej się nie odczuwało. Było komfortowo, bo dostawca ze wsi podwoził mi paletę pełną worków pod drzwi kotłowni i nie liczył sobie za dowóz.

Pod koniec zimy wybuchła wojna w Ukrainie, no i wszyscy wiemy co się stało z cenami węgla, gazu i nieszczęsnego pelletu, który miał być moim docelowym paliwem – łapie się za głowę pan Andrzej. – Jeszcze w maju udało mi się kupić certyfikowany towar po 2 tys. zł za tonę, a teraz za ten sam pellet trzeba zapłacić prawie 3 tys. Co wpływa na tak radykalny wzrost cen? Chyba nie koszty produkcji? Wiadomo, że prąd zdrożał, więcej kosztuje także drewno. Ale te wzrosty z pewnością nie powinny skutkować podniesieniem cen o 200 procent! Moim zdaniem to czysta spekulacja!

Pompa ciepła czy grzewcza klima?

Po sąsiedzku specjaliści montują pompę ciepła. Inwestor wydał na jej zakup oraz montaż równe 50 tys. zł. Ma własną instalację fotowoltaiczną, więc koszty ogrzewania pewnie będą dużo niższe niż u  Andrzeja Niewiadomskiego.

– To dla mnie niekończąca się historia, dlatego nie pójdę tropem sąsiada. Za moment okaże się, że prąd zdrożeje, że sieci przesyłowe nie wytrzymują naporu produkcji słonecznej energii i znów wszystko szlag trafi. Wiem od znajomego, że zakłady energetyczne zżerają własny ogon i że w najbliższych latach nie ma mowy o inwestowaniu w wiejską infrastrukturę. Jak zwykle to, co z początku wydaje się tanie, szybko staje się drogie. Ten scenariusz powtarza się u nas od co najmniej 40 lat. Przerobiłem to na sobie i nic mnie już nie zaskoczy. Boleję tylko nad tym, że prócz domowych budżetów na kryzysie energetycznym straci przyroda. Ludzie będą palić wszystkim. Przy tak zawrotnych cenach opału nikt nie będzie miał wyrzutów sumienia, kiedy zagotuje wodę na herbatę podsycając ogień plastikowymi butelkami – grzmi pan Andrzej. – W ruch pójdą pilarki i siekiery, prywatne lasy najpierw zostaną wyczyszczone z chrustu i wiatrołomów, a potem polegną całe drzewostany, nierzadko wycinane na dziko. Z pewnością ludzie powrócą do eksperymentów z paleniem zboża, znów na wsi będzie pachniało jak w piekarni.

Ostatecznie nasz zrezygnowany rozmówca zdecydował się jednak na inwestycję, która w perspektywie czasu ma nieco zmniejszyć wydatki w sezonie grzewczym. Postawił na klimatyzatory z funkcją grzania. Jak twierdzi, będzie z nich korzystał w miesiącach przejściowych, kiedy temperatury będą plusowe.

– Myślę, że tym sposobem przeżyjemy w komfortowych warunkach cały październik, może listopad. Następnie uruchomimy klimę w kwietniu i maju. To powinno dać wyraźne oszczędności. Zabieram się za to, bo po rozbudowaniu mojej instalacji fotowoltaicznej mam znaczną nadwyżkę energii. Łudzę się, że nawet gdybym miał ostatecznie zapłacić za prąd, to wydam dużo mniej niż na zakup kolejnej tony pelletu.

Czy ostatecznie takie rozwiązanie się sprawdzi? Tego pan Andrzej dowie się gdy sezon grzewczy wystartuje na dobre. Kiedy się rozstajemy zauważa, że już teraz koszty zimowego utrzymania 200-metrowego domu są tak wysokie, że za ich równowartość można by najcięższe chłody spędzić z całą rodziną w… słonecznej Grecji. Może to jest myśl?

***

Facebook
Twitter
Email

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!

Najnowsze wydarzenia

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!