Wieś gościnna. Doświadczenie gminy Urszulin w pomoc Ukraińcom uciekającym przed wojną

278799062_5697986533564677_4890305419983508332_n

Gmina Urszulin, licząca nieco ponad 4 000 mieszkańców, położona jest w województwie lubelskim, około 30 kilometrów od granicy z Ukrainą. Gmina od lat utrzymuje przyjazne relacje z sąsiadami ze wschodu, z ukraińskich miast Szack, Łuck, Kowel.

Po ataku Rosji na Ukrainę ponad 200 osób znalazło z Urszulinie schronienie. O doświadczeniu kryzysu migracyjnego mówi Adam Panasiuk, urzędnik Starostwa Powiatowego, prawnik i politolog, społecznik, autor monografii wsi Polesia Lubelskiego, twórca portalu www.historiaurszulina.net.

Adam Panasiuk (źródło: https://www.facebook.com/adam.panasiuk.54)

Magdalena Gromek-Kowalczyk: Adamie, pamiętasz swój poranek 24 lutego tego roku?

Adam Panasiuk: Pamiętam, poszedłem do pracy, ale tego dnia chyba nikt nie mógł się na pracy skupić. Chociaż o wojnie mówiło się od dawna, to liczyłem, że jednak do tego nie dojdzie. Śledziliśmy informacje o tym co dokładnie się dzieje, które miasta są ostrzeliwane. Martwiliśmy się, bo mamy wielu przyjaciół w zachodniej Ukrainie.

Na Ukrainę mamy bardzo blisko, zdarzało nam się częściej jeździć do gmin partnerskich, np. do Szacka, Łucka niż do Warszawy. Dlatego ta bliskość wojny i strach o naszych ukraińskich partnerów były tego dnia ogromne.

MGK: Kiedy pojawili się pierwsi uciekinierzy z Ukrainy? Kim byli?

AP: 25 lutego rano wysłałem wiadomości do znajomych Ukraińców z pytaniem czy potrzebują pomocy. Odezwał się kolega Ukrainiec, którego przodkowie pochodzą z moich okolic, i poprosił o pomoc dla grupy sześciu osób, jadących „w ciemno” w kierunku Polski. Tego samego wieczora pojechałem po nich na granicę, ale oni niestety czekali prawie dobę. Uciekinierów, głównie kobiet i dzieci, było już wtedy setki. Musiałem wrócić do domu, przespałem się i wróciłem po nich następnego dnia.

MGK: Jak wyglądała ta pierwsza pomoc?

AP: Pierwszy tydzień to tylko pomoc prywatna. Gdy kilka dni po inwazji Rosji na Ukrainę zajechałem na dworzec w Chełmie, to zobaczyłem tłumy ludzi, w tym zwykłych chełmian, którzy częstowali przyjeżdżających herbatą, kanapkami, pożyczali telefony komórkowe.

Razem z kolegą interweniowaliśmy, by otwarto miejskie toalety. Na granicy trwał ogromny ruch. Po Ukrainki i Ukraińców przyjeżdżały auta z całej Polski, na rejestracjach małopolskich, gdańskich, wrocławskich, warszawskich. Podejrzewam, że byli to krewni Ukraińców, zaprzyjaźnieni Polacy, którzy przyjeżdżali po konkretne osoby. Kolejka polskich aut ciągnęła się na kilometr, po drugiej stronie była jeszcze dłuższa.

Szybko zorganizowali się taksówkarze, busiarze, którzy pomagali ile mogli. Ale przyjeżdżali także Ukraińcy, którzy nie mieli co ze sobą dalej zrobić. Takim sposobem trafiło do mnie sześć osób – trzy kobiety i troje dzieci. Ostatecznie w naszej gminie i gminach ościennych pomogłem rozlokować ponad 60 osób, które zwróciły się do mnie o pomoc.

Były to osoby, które pocztą pantoflową dotarły do mnie i kontaktowały się kiedy już były w drodze do Polski. Ja ich pilotowałem, organizowałem odbiór spod granicy i już gdy dojechali do Urszulina to wiozłem do rodziny, która zadeklarowała się przyjąć ich do siebie. Wiele z tych osób, łącznie 24, przez krótki czas mieszkało u mnie w domu, do czasu przygotowania kwater.

MGK: Jak zareagowała społeczność lokalna na napływ ludzi z Ukrainy do Urszulina?

AP: Z dużym współczuciem i otwartymi ramionami. W pierwszych dniach wojny w gminie było już kilka rodzin, głównie z Wołynia, bo Łuck także został ostrzelany. Koła Gospodyń Wiejskich „Wereszczynianki” i „Bubnowskie Baby” zajęły się posiłkami.

Szacowaliśmy jakich ubrań kto potrzebuje. Przypominam, że to był luty. Pierwsze dwa tygodnie to taka próba ogarnięcia chaosu. Pierwszego tygodnia stworzyłem na komunikatorze grupę dla polskich rodzin, u których zamieszkali uciekinierzy. Na grupie było nas około 50 osób. Dzięki temu łatwiej było skoordynować działania. Jeśli organizowałem jakąś żywność, to dzieliłem się z innymi, którzy gościli Ukraińców.

Już pierwszego tygodnia zajęliśmy się dziećmi, by odwrócić ich uwagę od tej wojennej tragedii. Organizowaliśmy im wycieczki, warsztaty, spotkania.  W pobliskiej cerkwi uruchomiono nabożeństwa. Cerkiew, chociaż odnowiona, nie była wykorzystywana do liturgii, ale wraz z napływem uciekinierów otwarto ją dla wiernych.

Ostatecznie nasza gmina wydała około 200 numerów PESEL. Nie wszyscy Ukraińcy zamieszkali w domach prywatnych. Na naszym terenie funkcjonowały także punkty recepcyjne, gdzie zamieszkała mniej więcej połowa uciekinierów. W gminach ościennych uciekinierów było mniej.

Przy świątecznym stole w rodzinie Adama Panasiuka zasiedli także mieszkańcy z Ukrainy (archiwum prywatne Adama Panasiuka)

MGK: Jak wygląda sytuacja teraz, kiedy inwazja Rosji na Ukrainę trwa już ponad 3 miesiące?

AP: W gminie jest spokojniej. Jeden z punktów recepcyjnych został wygaszony. Obecnie zostało około 30% Ukraińców. Duża grupa wyjechała dalej, do większych miast, albo w ogóle do innych krajów Europy. W moim domu nadal mieszka pięć osób, ale czekają na stały wyjazd do Kanady. Jedna z kobiet, która u nas mieszka, chce zostać na stałe. Zżyliśmy się, traktujemy tych ludzi jak członków naszej rodziny. Są też inne pojedyncze osoby, rodziny które w gminie chcą zostać i tu ułożyć swoje dalsze życie, już pracują.

MGK: Spotkałeś się z krytyką, hejtem wobec uchodźców, czy wobec Twojej działalności społecznej w tym zakresie? Jak reagowałeś?

AP: Tak, ale nie była to duża skala. Kilka osób na moim profilu na Facebooku wyraziło swoje nieprzychylne zdanie na temat Ukraińców. Nie podobało im się, że np. przyjechali tu dobrymi samochodami. Pytałem wtedy, czy gdyby oni sami musieli uciekać, to zostawiliby auta? Czy wolno uciekać tylko biednym?

Wiem, że sporo osób ma problem z tym, że były świadczenia dla ukraińskich rodzin, 500+, 300+. Ale co to jest w porównaniu z utratą dorobku całego życia? Trzeba pomagać wszystkim którzy stanęli oko w oko ze śmiercią. W naszej lokalnej historii nie brakowało ucieczek, migracji, uchodźstwa. Nam, Polakom, też pomagali.

MGK: Jak sądzisz, czy Twoja społeczność podołała tej sytuacji? Czy można uznać, ze Twoja społeczność jest odporna i potrafi poradzić sobie z kryzysem migracyjnym?

AP: Zdecydowanie tak. Ludzie prywatni oraz organizacje pozarządowe zareagowały błyskawicznie. W taką aktywną, dłuższą pomoc zaangażowanych było około 50 mieszkańców, którzy poświęcili swój czas. I to wystarczyło. Jestem z nich bardzo dumny i czuję, że jako społeczność dobrze zdaliśmy ten egzamin.

MGK: Bardzo dziękuję za rozmowę!

AP: ja również dziękuję!

Autor: Magdalena Gromek-Kowalczyk
O autorze: w Fundacji Wspomagania Wsi od 2010 r.  Absolwentka wydziału Geografii i Studiów Regionalnych Uniwersytetu Warszawskiego, międzynarodowych studiów Development Cooperation Policy and Management oraz Szkoły Trenerów NVC.
Facebook
Twitter
Email

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!