„Ja mam mocną psychikę. Ale czasami każdy z nas miał kryzys.” Ochotnicy na granicy

FTGRNICA

W lutym tego roku nasz świat zmienił się kompletnie. Nawet jeśli niektórzy przewidywali, że wojna w Ukrainie na pewno wybuchnie, mało kto wiedział, że zacznie się właśnie w czwartek rano – 24 lutego 2022 roku. Wielu z nas długo nie mogło otrząsnąć się z szoku i przerażenia, które działały demobilizująco. Ale byli tacy, którzy już w czwartek przygotowywali miejsca noclegowe dla Ukraińców, uciekających przed wojną i organizowali pomoc dla uchodźców przy granicy.

Daniel mieszka w niewielkiej wiosce, w powiecie bieszczadzkim. Od lat angażuje się w różne akcje społeczne z własnej inicjatywy – chociażby w coroczną zbiórkę na rzecz Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Można rzec, iż jest wolontariuszem na „pełnym etacie”, bo jeśli coś się ważnego społecznie wydarza w kraju, czy lokalnie  – jest zawsze na posterunku obywatelskim – nieobojętny, zaangażowany, otwarty na współpracę z innymi.

Od 22 lat jest też aktywnym strażakiem w Ochotniczej Straży Pożarnej Wojtkowa, a od niedawna jej prezesem. Jeśli jest jakiś kodeks strażaka OSP, to Daniel ma ten kodeks pod sercem.

Ale Daniel nie jest sam. W ochotniczych strażach pożarnych działa wiele osób, które wrażliwość na pomoc drugiemu człowiekowi mają niejako wbudowaną w kod genetyczny. Ta stała gotowość do działania, bycie blisko miejsca zdarzeń (każda wioska stara się mieć własną OSP), spontaniczność i akcyjność – jest wielką wartością w obliczu zdarzeń nieplanowanych, nagłych, jak pożar, wypadek, czy coś tak nieobliczalnego, jak wybuch wojny w kraju naszego sąsiada!

Gmina Ustrzyki Dolne graniczy z Ukrainą. Znajduje się zresztą na terenie dawnego województwa lwowskiego. W jej obrębie znajduje się drogowe przejście graniczne Krościenko – Smolnica. Od momentu wybuchu wojny w Ukrainie, stało się ono jednym z 4 przejść granicznych na Podkarpaciu, którymi obywatele Ukrainy mogli uciekać przed wojną, nie tylko samochodami, ale przede wszystkim pieszo.

– Już od 24 lutego pomagaliśmy w zorganizowaniu ośrodków recepcyjnych w naszej gminie,  w miejscowości Równia, w budynku świetlicy wiejskie i w nieczynnej szkole w Łodynie  – mówi Daniel. Zaczęło się od układania łóżek polowych dla uchodźców. Zaraz się jednak okazało, że nasza pomoc jest potrzebna na granicy w Krościenku, bo tam ludzie zaczęli stać w długich kolejkach i to na zimnie. I już wieczorem byłem ze strażakami na granicy. Zostałem koordynatorem zmiany. Na początku byli ludzie tylko z naszej gminy, ale z czasem z całej Polski. Dlatego na zmianie miałem ludzi z różnych jednostek, np. 3 ludzi z naszej OSP i  5-10 ochotników z OSP spoza gminy, tych co przyjeżdżali po prostu pomóc. Rzucili mnie na głęboką wodę. Po pierwsze nie znałem ludzi, z którymi przyszło mi pracować na zmianie. Nie było radia, więc biegałem ciągle między punktami. Później nasz burmistrz dokupił krótkofalówki, co ułatwiło nam pracę.

Zaraz w pierwszych dniach wojny z inicjatywy burmistrza – Bartosza Romowicza i przy wsparciu mieszkańców gminy Ustrzyki Dolne, Straży Granicznej z Krościenka i Nadleśnictwa Ustrzyki Dolne powstało przy przejściu miasteczko namiotowe, wyposażone w najpotrzebniejsze rzeczy dla uciekających przed wojną. Ogrzewane namioty, miejsca dla matek z małymi dziećmi, łóżka do odpoczynku, punkty gastronomiczne, medyczne itd. W miasteczku pracowali przede wszystkim wolontariusze: firmy lokalne, świadczące bezpłatne usługi, organizacje pozarządowe i cała rzesza wolontariuszy z wiosek, miast, a nawet z zagranicy. Trzeba było skoordynować spontanicznie powstające inicjatywy pomocowe i ludzi dobrej woli. Prace na przejściu koordynowali strażacy z OSP. Mieli też zgodę na poruszanie się po całym przejściu granicznym.

Nasza praca polegała na przeprowadzaniu ludzi od szlabanu granicy ukraińskiej do szlabanu polskiego i punktu odprawy paszportowo-celnej, a później prowadzeniu ich już do miasteczka namiotowego. Byliśmy dogadani, że jak jest na zmianie około 10 strażaków i są 3 punkty – szlaban odprawa paszportowo-celna, miasteczko, to przy każdym punkcie stawało po kilku strażaków.

Przy pierwszym punkcie trzeba było uchodźców  przeprowadzić do odprawy, pomóc nieść bagaże, zorientować się dokąd jadą ludzie w samochodach. Po odprawie kolejni strażacy przeprowadzali ludzi do miasteczka namiotowego, gdzie uchodźcy dostawali żywność, ciepłą herbatę, karty sim, dostęp do Internetu.

Wtedy pytaliśmy, jakie mają plany, czy mają do kogo pojechać? Jeśli nie mieli transportu do miejsca czasowego pobytu, to załatwialiśmy im taki transport, dzwoniąc do znajomych, czy kontaktując ich z kierowcami busów, oferującymi bezinteresowną pomoc i zarejestrowanymi przez policję.

Jeśli uchodźcy nie mieli dokąd się udać – przewoziliśmy ich do ośrodków recepcyjnych w Łodynie i w Równi. Czasem przyjeżdżała po nich rodzina – więc tylko dbaliśmy o to, by zjedli, by się napili i ogrzali. Można powiedzieć, że metodą prób i błędów wprowadzaliśmy to, co funkcjonuje do dziś.

Strażacy z różnych OSP byli i są na granicy w dzień i w noc. Pracują w trybie dwuzmianowym, od 6.00 do 18.00 i od 18.00 do 6 rano. Daniel przyjeżdża na 12 godzinny dyżur dwa razy w tygodniu. Zwykle dołącza do niego kilka osób z OSP Wojtkowa. Kiedy granicę przekraczało 2.000 osób na dobę, to właśnie dobra organizacja i sprawne działanie zapewniało uchodźcom potrzebną im pomoc i zapobiegało powstaniu groźnego zatoru na granicy.

– Na początku było bardzo ciężko wytrzymać te 12 godzin. Miałem taki dyżur, podczas którego przeprowadziłem sam 800 osób, nie licząc samochodów. To było ciężkie! Bo z każdym trzeba porozmawiać, dowiedzieć się, czy ma gdzie spać, policzyć, zadbać, by zjadł, ogrzał się, dopytać, jakie ma potrzeby, czy ma kogoś, do kogo może pojechać. Czasem pomagałem też jako ratownik medyczny, dopóki na stałe nie zainstalowała się w miasteczku pomoc medyczna – 2 karetki pogotowia ratunkowego oraz lekarze z Zakonu Maltańskiego.

Podczas rozmowy z Danielem zastanawiałam się, jaka cecha psychiczna jest przydatna w tego typu sytuacjach nadzwyczajnych, których nie da się przewidzieć i przećwiczyć? Co się przydaje w takiej działalności?

Zdecydowanie nie wystarczy dobre serce, wrażliwość na krzywdę ludzi i chęć pomocy. Trzeba przecież zachować zdrowy rozsądek i maksymalnie skoncentrować myśli na jak najlepszym zaplanowaniu działań pomocowych i ogarnięciu problemów, z którym przychodzą zrozpaczeni i przerażeni ludzie. To umiejętności, które strażacy ćwiczą podczas akcji pożarniczych czy wypadkowych. Daniel określił tę cechę dwoma słowami: mocna psychika.

– Ja mam mocną psychikę. Ale czasami każdy z nas miał kryzys. Uchodźcy stali w długich, czasem 2 kilometrowych kolejkach, na zimnie. Mieli hipotermię, mdleli. A najgorszy moment przyszedł wtedy, kiedy wyszła decyzja o powszechnej mobilizacji w Ukrainie i mężczyźni zaczęli zawracać z kolejki. Wtedy nas to ruszyło, bo zostały same kobiety, dzieci oraz starsi mężczyźni.

Nie spodziewaliśmy się też tylu wyrazów wdzięczności od Ukraińców. To też były dla nas trudne momenty, bo my działaliśmy trochę z automatu – myśleliśmy tylko o tym, żeby jak najlepiej pomóc. A ta ogromna wdzięczność ludzi przyprawiała nas o łzy…

***

Facebook
Twitter
Email

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!