Otworzyliśmy swoje serca i co teraz?

WW - obrazek wyróżniający(150)

Przemysław Chrzanowski, Witryna Wiejska: Obok nas od kilku tygodniu żyją ukraińskie rodziny. W cieniu wojny uchodźcy zaczynają układać sobie życie w polskich wsiach i miasteczkach. Teraz nasz romantyczny zryw pomocowy musi zamienić się w działanie konkretne i celowe, czy jest to zadanie dla lokalnych liderów?

Maja Winiarska-Czajkowska, sekretarz Stowarzyszenia 4 Czerwca w Polsce i Ukrainie: – Jak najbardziej. Dobry wiejski lider powinien być zorientowany, gdzie w okolicy przebywają rodziny ukraińskie. Sołtysi nie mają bezpośredniego dostępu do takich informacji, ale na wsi doskonale działa poczta pantoflowa i zwykle łatwo ustalić, że np. Kowalska spod „piątki” ma u siebie matkę z dwójką dzieci.

Rolą owego lidera jest teraz nie tyle zatroszczyć się o przybyszów zza wschodniej granicy, ponieważ pomoc dla uchodźców płynie z zewsząd, co zadbać o polskie rodziny, które przyjęły uchodźców. Musi się dowiedzieć jak się mają, bo mija 50 dni, jak pod swój dach wpuścili ludzi dotkniętych przez wojnę, a końca tej sytuacji nie widać. Ważne, by teraz ustalić, czy istnieją kłopotliwe sytuacje wymagające obecności osoby trzeciej. Gospodarzowi może być niezręcznie tłumaczyć, że coś mu nie odpowiada, z drugiej strony o swych potrzebach mogą nie mówić wprost sami uchodźcy. I tu sprawdzić się może właśnie sołtys, lub inny wiejski lider.

Czy przy tym kiedy otwieraliśmy nasze serca i podwoje naszych domostw dla uchodźców ustrzegliśmy się potencjalnych błędów?

– Niestety nie. Kluczowy błąd to brak wyraźnie ustalonych zasad ich funkcjonowania w polskich rodzinach. Mowa o kontraktach, które winno się ustanowić już pierwszego dnia. Taki zbiór zasad dotyczyć może najprostszych czynności, które związane są choćby z utrzymaniem porządku w toalecie, czy kuchni. W ten sposób możemy ustalić, gdzie goście mogą swobodnie przebywać, a gdzie mają nie zaglądać, kiedy mają zachowywać się ciszej, czy z jakich sprzętów mogą korzystać. Wiadomo, że z chwilą wybuchu wojny i zmasowanego exodusu uchodźców, po prostu otworzyliśmy swoje serca i nikt nie miał głowy do formalizowania obecności Ukraińców w naszych domach. Teraz jednak, kiedy sytuacja jest względnie stabilna, warto usiąść i spokojnie porozmawiać. Może się zdarzyć tak, że zaproponowane zasady nie będą gościom odpowiadać i zdecydują się na zmianę miejsca pobytu.

W obliczu dramatu daliśmy uchodźcom poczucie bezpieczeństwa i namiastkę normalności.  Teraz, kiedy opadł pierwszy wojenny kurz, widzimy łaknienie poczucia sprawczości.

– Rodziny ukraińskie są wdzięczne za to, że daliśmy im dach nad głową. Zrobiliśmy to bezinteresownie, za co niejednokrotnie chcą się odwdzięczyć. Uchodźcy z reguły nie podejmują pracy w swych dotychczas wykonywanych zawodach, nie mają stałego źródła finansowania. Wyrażają jednak chęć pomocy w pracach gospodarskich, czy ogrodowych.  Daje im to poczucie spełnionego obowiązku wobec ludzi, którzy ich przyjęli do siebie. To także może być element wspomnianego kontraktu. Zarówno oni jak i my potrzebujemy znaleźć się w sytuacji „win-win”.

Podkreśla pani, że nie możemy wszystkiego robić za naszych gości, dlaczego?

– Ponieważ takie osoby tracą podmiotowość. Gombrowicz określał to mianem „upupienia”. Jeśli zatem ktoś poprosi nas o pomoc w znalezieniu informacji o możliwości kształcenia na polskiej uczelni, podajmy linki do stosownych stron. W żadnym wypadku nie wykonujmy jednak kolejnych kroków, nie prowadźmy  za rękę młodego uchodźcy na uniwerek, nie pukajmy do drzwi dziekanatu. To jest już jego rola. Trzeba umieć stawiać granice. Pamiętajmy, że w takich sytuacjach mamy do czynienia z osobami dorosłymi, które muszą brać sprawy w swoje ręce. Jeśli zaczną robić małe kroki w decydowaniu o sobie na obcej ziemi, to z pewnością pojawi się w nich wiara w to, że mogą wejść z powrotem w życie zawodowe. Nie holujmy ich za sobą, a raczej popychajmy do działania, dajmy im wiatru w żagle.

Jak Polska długa i szeroka w akcję pomocy uchodźcom włączają się nawet najmniejsze organizacje działające na terenach wiejskich. Co dzisiaj mogą one jeszcze zrobić?

– Odpocząć. Zrobić sobie jeden wieczór bez pomagania. Spotkać się i zainicjować rozmowę na temat tego, czy członkowie danej organizacji mają siłę działać dalej. Taka inicjatywa winna wyjść od lidera, który na co dzień jest lokomotywą podejmowanych działań. Inni niejako siłą rozpędu podążają za nim, ale w pewnym momencie mogą się poddać, bo każdy z nas ma inną wytrzymałość. To bardzo ważne, by określić linię swej asertywności. Dzięki temu będziemy w stanie ochronić własne zasoby. Tymczasem my na wsiach nie umiemy powiedzieć sobie dość. Jeżeli jest problem, to wszyscy „na koń” i walczymy do upadłego. Nie tym razem. Przy tak ogromnym napływie potrzebujących nie damy rady. To, że sobie wszystko opowiemy, wyrzucimy wszystkie frustracje spowoduje, że się oczyścimy wewnętrznie i na nowo z chłodną głową będziemy w stanie przystąpić do działania.

Zatem czy jest sprawdzony pomysł na pomaganie w obecnej sytuacji?

– Aby  rozsądnie gospodarować zasobami organizacji, najlepiej wprowadzić system dyżurów. Jeżeli dany podmiot zajmuje się stałą pomocą adresowaną do uchodźców, zmieniajmy się co kilka godzin, podzielmy się zadaniami tak, jak zwykło się to robić w firmie. Dyżur nie wykańcza, z jednej strony stwarza możliwość pracy na najwyższych obrotach w stosunkowo krótkim czasie, z drugiej daje szansę na regenerację sił.

Co do zadań dla małych organizacji miałabym sugestię, by przede wszystkim zająć się mapowaniem potrzeb uchodźców znajdujących się w obrębie konkretnej gminy oraz potrzeb mieszkańców, którzy ich goszczą. To w zasadzie rola sztabów kryzysowych, wiem jednak, że nie we wszystkich gminach działają one dobrze. Jeśli dysponujemy informacjami na temat wspomnianych deficytów, wiemy jaką pomoc i komu zaoferować. Podczas mapowania dobrze jest również zebrać informacje na temat poziomu znajomości języka oraz wykształcenia i doświadczenia zawodowego. Może się to przydać w procesie rekrutacji do pracy.

Mówimy o działaniu na lokalnym gruncie, a czy w dalszym ciągu potrzebna jest pomoc rzeczowa i żywnościowa dla uchodźców przekraczających granicę?

– Na początku wojny wysyłaliśmy na Wschód dosłownie wszystko, reagowaliśmy na każdy głos zapotrzebowania na pampersy, konserwy, koce, czy elementy garderoby. Dziś podstawowa pomoc jest udzielana w sposób bardziej uporządkowany, jej organizacją zajmują się duże podmioty. Jeżeli ktoś chciałby je wesprzeć, może skorzystać z gotowych rozwiązań – takich jak choćby „Paczka dla Ukrainy”. Jest to projekt Caritasu. Podpowiem, że gotowe paczki, o wadze do 18 kg i określonych w instrukcji internetowej wymiarach można przekazywać do placówek Caritas i parafii w całej Polsce. Na stronach organizacji znajduje się lista produktów, według której należy przygotować paczkę, jest tam także wzór listu po ukraińsku, który można włożyć do przesyłki.

Drugi sposób to wsparcie finansowe dużych organizacji, które mają swoich ludzi po drugiej stronie granicy i doskonale są zorientowane jakiej pomocy dziś potrzebują zarówno Ukraińcy na miejscu broniący swej ojczyzny, jak i uchodźcy w Polsce.

***

Facebook
Twitter
Email

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!