„Gdy exodus uchodźców lawinowo przybiera na sile, nawet doświadczone organizacje nagle stają się bezradne”. Rozmowa z Ewą Kozdraj

Rozmowa z Ewą Kozdraj, prezeską zarządu Stowarzyszenia „Dla Ziemi”.

Przemysław Chrzanowski, Witryna Wiejska: Na co dzień zajmujecie się uchodźczyniami, które z różnych rejonów świata i różnych powodów trafiły do naszego kraju. Teraz, w obliczu tragedii, która rozgrywa się w Ukrainie, pomocowy azymut może być tylko jeden.

Ewa Kozdraj, prezeska zarządu Stowarzyszenia „Dla Ziemi”: – Pierwsze dni to był ogromny odruch serca kompletnie różny od tego, co robiliśmy do tej pory z uchodźczyniami. Pracujemy z nimi od kilkunastu lat, dlatego wszelkie nasze działania są zwykle przemyślane, drobiazgowo zaplanowane. Natomiast to, z czym spotykamy się teraz, przeszło jakiekolwiek wyobrażenia. Po kilkunastu dniach od rozpoczęcia wojny w Ukrainie, musieliśmy się zatrzymać i zastanowić jak usystematyzować naszą pracę.

Prowadzicie projekty międzynarodowe, czy były jakieś sygnały, które zapowiadałyby tę sytuację?

– Dwa tygodnie przed wybuchem wojny byłyśmy w Berlinie, gdzie spotkałyśmy się z naszymi ukraińskimi partnerkami, prowadzącymi podobną organizację do naszej. Mając świadomość, że na granicach dzieje się coś niespokojnego, zapytałyśmy: „Co teraz będzie?” Wówczas nasza przyjaciółka Svietłana rozłożyła ręce i powiedziała: „Spodziewajcie się 30 milionów uchodźców z Ukrainy…”

Czy w ogóle można się do tak ogromnego wyzwania przygotować?

– Kiedy zbiera się grupa interwencyjna przy prezydencie Lublina, jak dzieje się w naszym przypadku, kiedy pojawiają się pomysły związane z konkretną pomocą, wydaje się nam, że jesteśmy zwarci i przygotowani na każdą ewentualność. Gdy jednak exodus uchodźców lawinowo przybiera na sile, nawet doświadczone organizacje, które w tym momencie powinny pokazać, że są kompetentne, nagle stają się bezradne.

Pierwsze dni to chaos?

– Wiadomo było, że chcemy pomagać, ale nie wiedziałyśmy jak. Jesteśmy wymieniani wszędzie jako organizacja zajmująca się uchodźcami, nie dziwi więc fakt, że ludzie dzwonili zewsząd. Reagowałyśmy natychmiast w zależności od tego, jakie miałyśmy możliwości. Pula zaprzyjaźnionych miejsc, w które wysyłałyśmy kolejnych przybyszów z Ukrainy, z godziny na godzinę topniała. Mimo iż za naszym pośrednictwem dach nad głową znalazło tak wielu ludzi, miałyśmy świadomość, że przy tak ogromnej masie potrzebujących, to zaledwie kropla w morzu potrzeb.

Pierwsze dni to owocna współpraca między innymi ze stowarzyszeniem Folkowisko, dzwoniliśmy do nich, a oni odbierali ludzi z granicy i nam podsyłali. Szybko jednak okazało się, że w samym Lublinie nie ma już „zaprzyjaźnionych” mieszkań dla uchodźców, podobnie stało się z „zaprzyjaźnionymi” hostelami w Polsce.

Okazało się, że pomaganie nie jest proste?

– Dokładnie tak. Tym bardziej, że mamy do czynienia z ogromną masą ludzi, a więc i ogromną masą charakterów. Osoby, które pomagają, stykają się z bardzo różnym odbiorem ze strony uchodźców. Bywa, że ludzie nie chcą korzystać ze wskazanych lokalizacji w mniejszych miejscowościach, ponieważ zakładanym celem ich ucieczki są zwykle większe aglomeracje. Wówczas otrzymują od nas telefon do punktu informacyjnego w Lublinie, gdzie dowiadują się, że wolnych mieszkań w tym mieście ani w promieniu 70 kilometrów od niego już nie ma. Potem na liście życzeń jest Warszawa, ale i tam od wielu dni jest już ogromny deficyt mieszkaniowy. Chociaż determinacja u niektórych uchodźców jest tak wielka, że są w stanie wiele poświęcić, by uciec ze wsi. Kilka dni temu przywieźliśmy z Chełmna pewną panią, którą gmina ulokowała wraz dziećmi w starej szkole, gdzie przygotowano miejsce dla kilku ukraińskich rodzin. Po dwóch dobach zdecydowała się jednak opuścić wieś na rzecz stolicy, gdzie udało się jej znaleźć miejsce w… 50-osobowym pokoju.

Czy to prawda, że uchodźczynie boją się zamieszkać w miejscowościach, których nazw nie znają?

– To prawda. Pamiętam taką sytuację, że przywieźliśmy z granicy kobiety na wieś, a one nie chciały wysiąść, bo nie wiedziały gdzie są. Obecne na miejscu przedstawicielki gminy pokazały im dokumenty, my swoje wizytówki, potem stronę internetową oraz telefony, których numery skonfrontowaliśmy z tymi, które zawarte były w dokumentach. Dopiero wówczas można było liczyć na odrobinę zaufania z ich strony.

Na ogół wiedzą o Lublinie, Warszawie, Krakowie, czy Wrocławiu, natomiast małych miasteczek i wsi się obawiają. Mam sygnały z Małopolski, że uchodźczynie nie są zainteresowane dobrze wyposażonymi mieszkaniami oraz domami w podkrakowskich miejscowościach. Myślę jednak, że w obliczu ponadmilionowej rzeszy uciekinierów ta sytuacja stopniowo ulegnie zmianie.

Wraz z upływem kolejnych dni, wyzwania narastają i będą narastać. Pamiętajmy, że to nie są turystki, które przyjechały pozwiedzać nasz kraj. To osoby, które w obliczu wojny uciekły, by ratować siebie i swoje dzieci. Towarzyszy im ogromne napięcie, powodujące wahania nastroju i czasem zaskakującą zmianę zdania. Jednego dnia wszystko wydaje się być już poukładane, jest zakwaterowanie, jest pomoc żywnościowa i materiałowa, dzieci zaopiekowane. W kolejnym dniu następuje zmiana o 180 stopni.

Dlaczego tak się dzieje?

– Nieodłącznym towarzyszem każdej z uchodźczyń jest oczywiście telefon. Dzięki komórkom stale monitorują sytuację, są na bieżąco z wydarzeniami, które rozgrywają się w ich rodzinnych miejscowościach. Dowiadują się o bombardowaniach i ofiarach, co zdecydowanie wpędza je w jeszcze większą traumę i powoduje huśtawkę nastrojów oraz brak pewności co do podejmowanych decyzji. To kłopotliwe w sytuacji, kiedy trzeba zadecydować już nie tylko o miejscu tymczasowego zamieszkania, ale i podjęciu pracy. Zgłaszają się firmy na przykład z zachodniej Polski, albo z Niemiec, które dają nie tylko zakwaterowanie, ale również zatrudnienie na ten trudny czas. Aby to się udało, konieczna jest pomoc urzędów, ponieważ tak małe organizacje jak nasza, nie są w stanie zorganizować i przeprowadzić tak skomplikowanego procesu.

Wszystko, co do tej pory robiliście, miało charakter doraźny i opierało się na zaufaniu zaprzyjaźnionych osób. Co dalej?

– Teraz czas na profesjonalizację działań pomocowych i wprowadzenie rozwiązań systemowych, które będą regulowały wszystko, co wiąże się z pobytem uchodźców w naszym kraju. Przy tak wielkim napływie cudzoziemców nawet wielkie organizacje takie jak choćby Polska Akcja Humanitarna, czy Caritas, nie są w stanie sobie poradzić z ogromem wyzwań.

To smutne, bo mnie osobiście to przerasta. Dochodzi do tego, że obecnie my sami musimy zacząć pracować nad sobą, by w obliczu tego kryzysu się nie załamać. Dziś nie potrafię powiedzieć co i jak będziemy robić dalej, bo nie jestem w stanie. Musimy się zatrzymać i wymyślić jak najlepiej wykorzystać naszą wiedzę, doświadczenie oraz zasoby organizacji. Polem naszego działania będzie zapewne malutki skrawek na wielkim polu tego, co się wokół nas dzieje.

***

Ewa Kozdraj: W 1995 r. wraz z grupą przyjaciół stworzyłam Stowarzyszenie „Dla Ziemi”. Początkowo moje działania były skierowane do młodzieży wiejskiej, dotyczyły rozwoju lokalnego, wymian międzynarodowych, życia zgodnie z zasadami zrównoważonego rozwoju. Od prawie 12 lat pracuję „z i na rzecz uchodźców”. Część moich działań jest realizowanych przez kulturę i sztukę, prowadzę warsztaty, organizuję spotkania z uchodźczyniami na wsiach i w małych miejscowościach, a także konferencje i szkolenia dotyczące np. edukacji dzieci uchodźczych. Wraz z uchodźczyniami stworzyłam pracownię artystyczno-rzemieślniczą (Klub Spotkań Kobiet) i markę CRAFT FOR DIGNITY. W 2015 r. otrzymałam tytuł „Kobiety Aktywnej Lubelszczyzny”. W 2019 r. zostałam Lokalną Bohaterką kampanii “EU Protects – Chronimy wspólnie”. Od pięciu lat jestem Tutorką w Szkole Liderów PAFW. Ukończyłam Politologię Ustrojową na UMCS w Lublinie. Jestem animatorką kultury i pasjonatką gry na instrumentach perkusyjnych (byłam członkinią pierwszego polskiego, żeńskiego zespołu perkusyjnego „Mama bum”).

Warto zajrzeć:

Stowarzyszenie Dla Ziemi – Stowarzyszenie Dla Ziemi

Stowarzyszenie „Dla Ziemi” | Facebook

fot. Marta Rybicka

slider fot. Zalasem1, CC BY-SA 4.0 <https://creativecommons.org/licenses/by-sa/4.0>, via Wikimedia Commons

Facebook
Twitter
Email

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!