Cymper i Misiarze – czyli ostatkowe harce

ostatki2

Karnawał dobiega końca, w dobie pandemii nie celebruje się go tak jak jeszcze trzy lata temu. Są jednak w Polsce takie miejsca, w których tradycja jest nadal żywa i ma się całkiem nieźle – mimo piątej już covidowej ofensywy. Mowa o Radomszczyźnie i okolicach wielkopolskiego Zbąszynia. Z obiektywem wpadał w te miejsca Piotr Baczewski z fundacji Muzyka Zakorzeniona.

Każdego roku, w ostatnią niedzielę karnawału, w Łomnicy, lezącej nieopodal Zbąszynia, pojawiają się kolorowe i nieokiełznane korowody przebierańców, którym najczęściej towarzyszy muzyka kapeli koźlarskiej.

– Świat na chwile wywraca się do góry nogami, tym samym przypominając o nadchodzącym nieubłaganie wielkim poście. W korowodzie znajdziemy księdza, zakonnice, policjanta, leśniczego, cygana, parę młodą, niedźwiedzia, chochoła, kominiarza czy laufra – opowiada Piotr Baczewski.

Kliknij aby powiększyć

– Oprócz stałego trzonu tradycyjnych kolędników, zbierających datki za dobre życzenia, w korowodzie pojawiają się postacie wywodzące się z kultury masowej. Wizerunkowe transformacje odpowiadają czasem okolicznościom, w których akurat się znajdujemy, nie powinien zatem dziwić nikogo człowiek przebrany za Covida. Co ciekawe korowód na przestrzeni ostatnich lat bardzo się rozrósł, ponieważ dołączają do niego ochoczo mieszkańcy danej miejscowości.

Ostatkowi kolędnicy są mile widziani i oczekiwani w każdym domostwie. Na co dzień zamknięci i dość hermetyczni gospodarze, tego jednego dnia otwierają podwoje swych mieszkań i serwują gościom porządny wyszynk. Oprócz pączków, zupy i kieliszeczka na rozgrzewkę, kolędnicy otrzymują jeszcze po parę groszy do puszki. To nie tyle zapłata, co podziękowanie za dobrą wróżbę na nowy rok, muzykę oraz śpiew.

Ten zwyczaj nazwano Cymprem. Jest to spolszczony niemiecki przymiotnik zimperlich, który w stosownym kontekście może oznaczać coś sztucznego lub nienaturalnego. Mieszkańcy pamiętający przedwojennego Cympra w Łomnicy wskazują na właścicielkę tej wioski – Niemkę Marię Schepke jako inicjatorkę zwyczaju zapustnego. W przedwojennych pochodach uczestniczyli i współorganizowali je gospodarze dzierżawiący ziemię od Schepke. Po II wojnie światowej karnawałowy pochód kontynuowali już pracownicy oddziału PGR powstałego na bazie majątku Niemki.

– Bywałem na Cymprze w okolicach Zbąszynia kilkukrotnie i zawsze było to fantastyczne doznanie. Doświadcza się tu bliskości tradycji, dobrej zabawy, ale też mnóstwa wzruszeń. Najbardziej na kolędników czekają starsze osoby. Kiedy barwny korowód zachodzi do domostwa 90-letniej kobiety, widzimy, że dawne wspomnienia znów odżywają. Sędziwa staruszka zaczyna radośnie podrygiwać w rytm muzyki ludowej, a gdy zagają jej tradycyjne „Sto lat”, łzy same cisną się do oczu – opowiada Piotr Baczewski.

 

Kolejnym przystankiem na karnawałowej mapie Polski jest Radomszczyzna, a konkretnie rejon położony mniej więcej w połowie drogi między Radomiem a Opocznem.

– W zapustny wtorek (zwany tez kusym), poprzedzający 40-dniowy post, okoliczne wioski nawiedza zgraja różnej maści przebierańców – zwanych Misiarzami. Te przedziwne postaci, zgodnie z dawnym zwyczajem, na ten jeden dzień wywracają do góry nogami porządek świata, aby mógł się na nowo odtworzyć wraz z nadejściem środy popielcowej i okresu postu – przybliża miejscową tradycję Piotr Baczewski.

– Misiarze mkną przez wioski jak huragan. Nieokiełznany i nieprzewidywalny. Chodząc od zagrody do zagrody odgrywają „sceny” i płatają przeróżne figle, które jednocześnie są przewrotną wróżbą dostatku dla gospodarzy. Za swoje „wróżby” dostają jadło i napitek, bo z pustymi rękami misiarzy od siebie wypuścić nie wypada.

Jak relacjonuje szef fundacji Muzyka Zakorzeniona, są w śród nich postacie przedziwne i zagadkowe. Każda z nich ma swoją rolę, każda zamieszana jest odgrywane przed gospodarzami przedstawienie. Diabeł podrywa i porywa dziewczęta na wydaniu, smarując przy okazji sadzą wszystkich domowników.

Cygan sprzedaje prowadzonego na sznurku niedźwiedzia i szczęście w pastylkach. Cyganka szczęście w kartach zaklęte ujawnia, zbierając przy okazji datki na mleko dla zawiniętego w falbany sukni dziecka. Baba o wątpliwej urodzie szuka męża, a nawet czasami go znajduje. Dziad znaczy nieprzychylne kusakom gospodarstwa sieczką. Całemu temu teatrowi towarzyszy muzyka, wesołe pokrzykiwania oraz mniej lub bardziej miarowe uderzenia w bęben.

– Jednym z licznych zadań misiarzy jest przypomnienie gospodarzom o zbliżającym się Wielkim Poście, a czyniony przez nich zamęt, o możliwych niechcianych i przykrych konsekwencjach jego nieprzestrzegania – podsumowuje Piotr Baczewski.

Przemysław Chrzanowski

Fot. Piotr Baczewski

Facebook
Twitter
Email

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!