„Mała Tęcza” wchodzi w dorosłość

Zespół „Mała Tęcza” powstał w Olbrachtowie niedaleko Żar w woj. lubuskim. Miał być tylko wakacyjnym incydentem, a działa niemal dwie dekady twórczo edukując, wychowując kolejne pokolenia dzieciaków. Wszystko zaczęło się od pani Henryki i jej córki, wówczas 8-letniej Krysi, która bardzo chciała występować u boku mamy w stworzonej przez nią grupie śpiewaczej.

Przemysław Chrzanowski, Witryna Wiejska: To był dorosły zespół „Tęcza”, który niebawem rozpadł się, by dać początek „Małej Tęczy”?

Krystyna Starosta: – Pamiętam, że przełomowym momentem był Festiwal Wielkie Bałakanie. Namówiłam mamę, by pozwoliła wystąpić nie tylko mnie, ale również moim koleżankom. I to właśnie występ trzech dziewczynek na scenie w Bolesławcu, podczas wspomnianego wydarzenia był początkiem „Małej Tęczy”. Koleżankom mamy bardzo nie spodobało się, że występują z nimi dzieci – rzekomo zasłaniałyśmy je, a ponadto musiały do nas dostosować repertuar. Zaczęły się kłótnie. I wtedy moja mama postanowiła, że odejdzie z „Tęczy” (co, jak się później okazało, było zakończeniem jej działalności) i założy „Małą Tęczę”. Wtedy nie zdawałam sobie sprawy z tego jak wiele dla mnie zrobiła, zostawiając swoją pasję, na rzecz pasji swojego dziecka.

Początki były zapewne skromne. Dziś wasz zespół to kilkadziesiąt osób, a wówczas?

– Początkowo zespół liczył 12 dziewczynek w wieku od 6 do 12 lat. Były to uczennice jednej szkoły. Ich stroje początkowo były tylko kolorowymi koszulkami, które nawiązywały do nazwy zespołu. Z perspektywy czasu myślę, że mama po prostu nie sądziła, że zespół będzie czymś więcej niż wakacyjną przygodą jej dziecka. Długo przygotowywałyśmy się do występu na dożynkach gminnych, ale okazało się, że po występie na scenie wszystkie dzieci chciały kontynuować tę zabawę. Zgłosiliśmy się na Międzynarodowy Festiwal Tęcza Polska w Polanicy Zdroju. I nie liczyłyśmy na to, że zostaniemy zakwalifikowani, ale tak się stało. I wtedy mama doszła do wniosku, że nie może na festiwal takiej rangi zawieźć dzieci w kolorowych koszulkach.

I wymarzyła sobie was w strojach ludowych…

– Dokładnie! W tym czasie likwidował się Młodzieżowy Dom Kultury w Żarach, miasteczku obok Olbrachtowa. Pojechała tam zapytać, czy może mają na sprzedaż jakieś stroje. Dyrektor, niestety, wszystkie już rozdysponował. Wychodząc z budynku zobaczyła panią myjącą okna białą, koronkową halką. I łzy stanęły jej w oczach. Wróciła do dyrektora, który zaprowadził ją do piwnicy, gdzie woźny wrzucał do pieca elementy strojów a wokół stały worki ze strojami przeznaczonymi do utylizacji, niekompletnymi, uszkodzonymi  – takimi, których nikt nie chciał. Po latach śmiejemy się, że te stroje były metaforą naszego zespołu, bo śpiewały w nim dzieci, które nie dostały się do szkół muzycznych, nie starczyło dla nich miejsc na zajęciach w Domu Kultury, albo nie miały pieniędzy żeby dojeżdżać na podobne zajęcia do miasta – dzieci, których nikt nie chciał.

Jak bardzo zmieniła się od tego czasu „Mała Tęcza”?

– Bardzo poważnie zajęliśmy się tańcem. Mamy instruktora, który profesjonalnie opracowuje z naszymi podopiecznymi układy tańców ludowych – żywieckich i kaszubskich. Doszło bardzo wiele dzieciaków, Mała Tęcza to dzisiaj skład 55-osobowy. Urośliśmy w siłę dzięki temu, że obecnie działamy na terenie 3 gmin. Korzenie zespołu wyrastają z Olbrachtowa, od niedawna jesteśmy także w Wymiarkach i Przewozie. W większości tańczą i śpiewają u nas maluchy w wieku od 3 do 5 lat, zapanowanie nad takim żywiołem jest nie lada wyzwaniem.

Co przyciąga dzieci i ich rodziców do „Małej Tęczy”?

– To przede wszystkim efektywność działań. Jeśli rodzice zapisują swe pociechy na karate, czy piłkę nożną, to na efekty treningów trzeba zwykle czekać wiele miesięcy, czy nawet lat. U nas po dwóch miesiącach regularnych ćwiczeń młody artysta wchodzi na scenę i występuje przed publicznością. Zyskuje pewność siebie, pokazuje swój talent i napawa dumą swych rodziców. Atutem naszych zajęć jest także to, że są na wyciągnięcie ręki. Najbliższa szkoła muzyczna znajduje się w Żarach. Z Przewozu trzeba by pokonywać po 20 kilometrów w jedną stronę.

Rodzice zapewne doceniają także fakt, że taka forma dodatkowej edukacji artystycznej jest praktycznie bezpłatna.

– Mamy comiesięczne składki w wysokości 10 zł. Przeznaczamy to na ubezpieczenie w trakcie wyjazdów, czy drobne poprawki w strojach. Jeśli planujemy dłuższe eskapady staramy się szukać sponsorów, ponadto piszemy projekty, dzięki którym zdobywamy fundusze na tego rodzaju aktywności.

W tym roku Mała Tęcza wchodzi w wiek dorosły, jak przez ten czas zmieniały się postawy młodych ludzi, jak uczestnictwo w takim artystycznym projekcie kształtowało ich mentalnie?

– Aż trudno w to uwierzyć, że  stuknęła nam „osiemnastka”. Niezmiennie kierowniczką zespołu jest moja mama, ja natomiast uczę śpiewu, choć czasem wchodzę także w rolę instruktora tańca. Mówię o sobie, bo jestem jedną z takich osób, które dzieciństwo, czas dojrzewania oraz wejście w dorosłość spędziły w Małej Tęczy. Dziś mogę powiedzieć, że zespół ukształtował moje życie. Mamy u siebie dziewczynę, która za kilka miesięcy także wejdzie w dorosłość, tańcząc i śpiewając w MT spędziła 10 lat. Dziś opiekuje się maluchami, ma wielką ochotę spędzać czas na próbach i występach. Zespołowe doświadczenia pozwalają jej inaczej spoglądać na świat, jest zdecydowaną i świadomą młodą kobietą. Potrafi radzić sobie w trudnych sytuacjach, dobrze panuje nad stresem, zna swoją wartość. To z pewnością wyróżnia ją na tle rówieśników.

Czy zespół uczy także obcowania z drugim człowiekiem? W obliczu ekspansji nowych technologii  koleżeństwo to dzisiaj „towar deficytowy”…

– I dlatego nawet podczas dłuższych wyjazdów restrykcyjnie trzymamy się zasady, że nie korzystamy z komórek. Udostępniamy je dzieciakom tylko na krótko wieczorem, wówczas mogą skontaktować się z rodzicami. Taniec i śpiew z natury zbliżają do siebie ludzi, więc nie może dziwić fakt, iż nasi podopieczni blisko się z sobą zaprzyjaźniają. Nieopatrznie stworzyliśmy możliwość nawiązania znajomości osobom zamieszkującym położone z dala od siebie gminy. Gdyby nie Mała Tęcza, prawdopodobnie nigdy ich losy ze sobą by się nie splotły.

Czy jest gotowy przepis na prowadzenie takiego zespołu?

– Cóż mogę powiedzieć, kiedy to wszystko jest dziełem przypadku… Myślę jednak, że podstawą jest zawsze człowiek z charyzmą, pasją i determinacją. Dodatkowo trzeba mieć grubą skórę, by ignorować przyziemne ataki ze strony niezadowolonych i szukających dziury w całym. Ponadto należy się porządnie nachodzić… Przy organizacji wyjazdów, imprez, plenerowych, koncertów, zakupów sprzętowych zawsze trzeba pukać do drzwi wójtów i sponsorów. Obecnie próbujemy „wychodzić” pieniądze na instrumenty.

To zdaje się konsekwencja sukcesu, jaki odnieśliście podczas jednego z festiwali?

– Tak, udało nam się zająć drugie miejsce w Międzynarodowym Festiwalu Kolęd i Pastorałek, jaki odbywał się w Będzinie. Już samo zakwalifikowanie się do finału było ogromnym sukcesem. Startujemy w tej imprezie od 18 lat i dopiero teraz udało się nam stanąć na podium. To ogromnie ważne, wyczekane dokonanie „Małej Tęczy”. Nagrodę finansową postanowiliśmy przeznaczyć na zakup części instrumentów. Aby jednak nasz plan w całości się powiódł musimy odbyć krucjatę po magistratach i sponsorach. Mamy nadzieję, że niebawem dzieciaki nie tylko skocznie zaśpiewają i zatańczą, ale też zagrają na skrzypcach, akordeonie i fujarkach.

***

 

Facebook
Twitter
Email

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!