Czy dzieci oraz młodzież z niepełnosprawnością mogą wybrać naukę w dowolnej szkole?

WW - obrazek wyróżniający(84)

Zgodnie z prawem1 rodzice, których dziecko posiada orzeczenie o potrzebie kształcenia specjalnego, mogą posłać je do dowolnej szkoły ogólnodostępnej. W artykule opiszę, jak w praktyce wygląda przyjmowanie dzieci z niepełnosprawnościami i szczególnymi potrzebami edukacyjnymi do szkół ogólnodostępnych, a także jak zmieniały się trendy w edukacji specjalnej.

Uczeń z niepełnosprawnością

W sensie formalnym – niepełnosprawność orzeka lekarz w ZUS. Niepełnosprawność może być: ruchowa, sensoryczna (ograniczony lub brakujący zmysł wzroku, słuchu) lub intelektualna. Jeśli ktoś ma więcej niż jeden z powyższych rodzajów mówimy o niepełnosprawności sprzężonej. W zależności od stopnia niepełnosprawność dzieli się na: lekką, umiarkowaną lub znaczną.

Jeśli chodzi o szkołę – uczeń z niepełnosprawnością objęty jest w szkole kształceniem specjalnym na podstawie orzeczenia wydanego przez poradnię psychologiczno-pedagogiczną2. Poza niepełnosprawnością ruchową, sensoryczną lub intelektualną orzeczenie może otrzymać dziecko z autyzmem (np. z zespołem Aspergera), niedostosowaniem społecznym. Co bardzo ważne- rodzice dziecka ze specjalnymi potrzebami mogą wybrać szkołę – ogólnodostępną, integracyjną bądź specjalną.

 

Edukacja specjalna, integracyjna, włączająca – czym się różnią?

Kiedyś w pedagogice panował pogląd, że dzieci z niepełnosprawnością, ze względu na swoje potrzeby zarówno intelektualne, jak i fizyczne, wymagają oddzielnej edukacji od reszty grupy rówieśniczej. Tworzono specjalne placówki, przystosowane architektonicznie, z kadrą przeszkoloną z oligofrenopedagogiki, czyli pedagogiki specjalnej, personelem wspomagającym, specjalnym wyposażeniem. Takie szkoły/placówki nazywa się w skrócie szkołami specjalnymi. Zaletą tych szkół, poza wykwalifikowanym personelem i dostępnością pomocy dydaktycznych jest to, że w szkole specjalnej dzieci są wśród swoich – kolegów i koleżanek o podobnych potrzebach, dysfunkcjach. Nie są dzięki temu narażone na oceny, etykietowanie i wykluczanie z grupy rówieśniczej. Ich zainteresowania są zbieżne, co daje szansę na współpracę, zrozumienie i odniesienie sukcesu na miarę własnych możliwości.

Jakkolwiek dobre były intencje leżące u podstaw stworzenia pedagogiki segregacyjnej, bo taka jest oficjalna nazwa stojąca za teorią tworzenia szkół specjalnych, bardzo szybko zorientowano się, że niepełnosprawność niepełnosprawności nierówna. Oraz, że uczniowie mają niezwykle zróżnicowane potrzeby edukacyjne w nawiązaniu do stopnia ich sprawności intelektualnej lub fizycznej.

Zupełnie innego wsparcia pedagogicznego będzie potrzebował uczeń z umiarkowanym stopniem niepełnosprawności fizycznej, a innej ten – o również umiarkowanym stopniu niepełnosprawności intelektualnej.

Dodatkowo, rzeczywistość nie nadążyła za wytycznymi. Część placówek zamieniła się w miejsca dziennego pobytu – przechowalnie bez pomysłu, bez kadry, w wyniku czego dzieci nie mają szans na rozwój swojego potencjału. To jest dość krzywdzący stereotyp. Szkolnictwo specjalne w Polsce jest dziś na bardzo wysokim poziomie. Placówki działają nowocześnie, kadra to wysocy specjaliści, szkoły są świetnie wyposażone w niezbędne pomoce naukowe wspierające wszechstronny rozwój dziecka ze specjalnymi potrzebami.

 

A jednak.. zmiana trendu

W praktyce nauczania specjalnego zauważono dość szybko, że izolowanie dzieci z niepełnosprawnością od tych pełnosprawnych przynosi w istocie więcej szkód niż korzyści. Dzieci ze specjalnymi potrzebami, będąc pozbawione kontaktów z pełnosprawnymi rówieśnikami, słabiej rozwijają się społecznie, nie kształcą tych umiejętności, które czynią je pełnoprawnymi uczestnikami rzeczywistości.

Stąd powstała idea edukacji integracyjnej, która zakłada klasy mieszane – gdzie uczy się kilkoro uczniów z niepełnosprawnością, natomiast większość stanowią dzieci pełnosprawne. Oprócz nauczyciela prowadzącego, w klasie obecny jest nauczyciel wspomagający, z odpowiednim wykształceniem.

Najistotniejszy dla edukacji integracyjnej jest pozytywny wpływ na rozwój emocjonalny i społeczny dzieci. Wspólna nauka i zabawa ze sprawnymi rówieśnikami uczy funkcjonowania w społeczeństwie. Nawiązane kontakty, przyjaźnie i czas spędzany razem łączą pełno- i niepełnosprawnych rówieśników, pomagają uwypuklić to, że wszyscy mamy równe talenty czy supermoce.

Ostatni, najbardziej bieżący trend to edukacja włączająca, która nie zakłada podziału na dzieci pełno i niepełnosprawne. Edukacja włączająca rozumiana jest „jako podejście w procesie kształcenia oraz wychowania, którego celem jest zwiększanie szans edukacyjnych wszystkich uczniów i zapewnianie im warunków do rozwijania indywidualnego potencjału, tak by w przyszłości umożliwić im pełnię rozwoju osobistego na miarę swoich możliwości oraz pełne włączenie w życie społeczne. (…) Włączenie to proces, który pomaga pokonywać bariery ograniczające obecność, uczestnictwo i osiągnięcia uczniów”. 3

 

Od deklaracji do praktyki

Ta deklaracja jest niezwykle uniwersalna. Wszyscy uczniowie powinni być traktowani indywidualnie w odniesieniu do swoich potrzeb, talentów oraz możliwości, a szkoły powinny być dostępne, niezależnie od stanu ucznia. Jednak z mojego doświadczenia – mamy dwóch synów w wieku szkolnym – taka rzeczywistość to fikcja, nawet w odniesieniu do dzieci pełnosprawnych.

Szkolnictwo publiczne w Polsce, tylko teoretycznie dąży do wyrównywania szans. W istocie – szkoła zrównuje. Zasłonięta procedurami – nie dostrzega ani dzieci o specjalnych potrzebach, ani tych bardziej utalentowanych. Dyrekcja miotana jest wymogami wynikającymi z nieustannych reform, nauczyciele nękani niskimi płacami oraz brakiem prestiżu mają słabą motywację do indywidualnego przyglądania się uczniom. Szczególnie, gdy w klasach ponadpodstawowych mają ich 32…

Jak w takiej rzeczywistości deklaracja MEN odnosi się do dzieci z niepełnosprawnością oraz tych z orzeczeniem o potrzebie kształcenia specjalnego? Czy rodzic, który chce posłać dziecko z niepełnosprawnością do ogólnodostępnej (najbliższej) szkoły – może to zrobić bez kłopotu? Co tam napotka? Przyjrzyjmy się sytuacji.

Pominę tu bariery architektoniczne szkół, czy transportowe – brak transportu publicznego pomiędzy mniejszymi ośrodkami, który byłby dostosowany do potrzeb osób z niepełnosprawnościami. To są ogromne kłopoty infrastrukturalne, niezależnie od tego, czy uczniowie mieszkają na terenach wiejskich czy miejskich. Z rozmów z wieloma osobami z niepełnosprawnością o ich doświadczeniach ze szkołą wynika, że jak już dotrą do tej, do której chcieliby chodzić, to najważniejsza jest otwarta głowa dyrektora, który przyjmuje ich do szkoły. W dalszej kolejności – otwartość nauczycieli i rówieśników.

 

Dyrektor z otwartą głową – co to znaczy?

Zacznijmy od 'głowy szkoły’, czyli od dyrektora. O przyjęciu dziecka z orzeczeniem o potrzebie kształcenia specjalnego do placówki decyduje jej dyrektor. Przypomnijmy – wg wspomnianego rozporządzenia dyrektor ma obowiązek przyjąć takie dziecko do szkoły i realizować zalecenia zawarte w orzeczeniu oraz diagnozie, która je poprzedziła. Im dokładniej dyrektor oraz kadra pedagogiczna zapoznają się z orzeczeniem, tym łatwiej będzie zorganizować pracę z uczniem w szkole.

Praca ta przebiega według dokumentu IPET (indywidualny program edukacyjno-terapeutyczny), który szkoła tworzy wspólnie z rodzicami. Wymagania mogą jednak budzić obawy. I dlatego niezbędna jest otwarta głowa. (Bardzo dobry tekst dyrektorki publicznej szkoły, pani Danuty Kozakiewicz możemy przeczytać TU.)

Jakie to wymagania?

Po pierwsze – organizacja zajęć rewalidacyjnych – czyli wyrównawczych. Zajęcia powinny być odpowiednie do niepełnosprawności i ograniczeń ucznia. Z pomocą pedagoga szkolnego zajęcia rewalidacyjne nie powinny być trudnością. Scenariuszy takich zajęć w nawiązaniu do rodzaju niepełnej sprawności oraz na każdy praktycznie etap edukacji jest bardzo dużo, zarówno na portalach edukacyjnych, jak i na YT.

Gorzej z kolejnym warunkiem, który mówi o zapewnieniu warunków do nauki, sprzętu specjalistycznego i środków dydaktycznych odpowiednich do możliwości psychofizycznych uczniów oraz ich potrzeb.

Uczniowie z deficytami sensorycznymi wymagają zupełnie inaczej przygotowanych materiałów dydaktycznych, innych pomocy (chociażby w postaci urządzeń elektronicznych, które przekształcają głos na pismo lub czytają na głos).

Wspólna nauka uczniów niewidzących, niesłyszących z uczniami pełnosprawnymi, jest bardzo trudna, w praktyce niemożliwa. Indywidualny tok nauczania jest możliwy dla takiego ucznia, a gmina ma obowiązek sfinansowania pomocy dydaktycznych.

Jeśli rodzic będzie uparty, a dyrektor przyjazny – taką naukę będzie można realizować w szkole ogólnodostępnej po odpowiednim przygotowaniu sprzętowym.

Kolejnym problemem jest to, czy pedagog pracujący w szkole będzie miał wiedzę na temat metod nauczania uczniów z tymi konkretnymi deficytami, ale o tym za chwilę.

Kolejny wymóg to organizacja zajęć specjalistycznych typu: korekcyjno-kompensacyjnego, logopedycznego, rozwijających kompetencje emocjonalno-społeczne oraz inne o charakterze terapeutycznym.

Pytanie, czy w rejonowej szkole będzie możliwe zorganizowanie takich zajęć przy tym, że specjalnych potrzeb kształcenia jest multum i każda niemalże jest inna, niepowtarzalna. Nawet ten sam rodzaj niepełnosprawności ma inne objawy. Zaburzenia ze spektrum autyzmu mają bardzo zróżnicowany charakter, co sprawia, że autystyk autystykowi nierówny. Niezależnie od tego, czy sytuacja ma miejsce w gminie wiejskiej, czy miejskiej – kłopot jest podobny. W okolicy może nie być nikogo, kto zna się na problemie oraz metodach pracy z uczniami, którzy są nim obarczeni.

System kształcenia nauczycieli i pedagogów

Rzeczywistość nie dogania deklaracji, gdyż polscy nauczyciele nie otrzymują odpowiedniego wyposażenia w tym zakresie w czasie studiów na uczelniach wyższych. Nawet absolwenci kierunków pedagogicznych, którzy w programie studiów poznają elementy pedagogiki specjalnej, nie mają dostępu do nowej wiedzy o problemach niepełnosprawności. Mają szanse uzyskać zaledwie pewne rozeznanie w tradycyjnym systemie pojęć oraz w dziejach kształcenia specjalnego, co powoduje, że ich wyobrażenia o problemach współczesnych uczniów ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi nie są pełne i aktualne.

Podobne niedobory, o czym już pisałam, dotyczą wszystkich innych specjalistów rozpoczynających pracę po ukończeniu studiów.

Wiedzę o problemach niepełnosprawności trzeba zdobywać indywidualnie z doświadczenia osobistego, z wykorzystaniem studiów podyplomowych i różnego rodzaju kursów oraz szkoleń specjalistycznych. Zarówno studia podyplomowe, jak i inne formy zdobywania kwalifikacji i dokształcania mają zwykle programy skoncentrowane na jednym typie uszkodzeń i dysfunkcji, a więc nie dostarczają wiedzy wystarczającej do podejmowania decyzji wobec problemów osób z różnymi rodzajami niepełnosprawności.

Wszechstronnej wiedzy nie posiadają ani lekarze, ani psychologowie, ani pedagodzy specjalni, ani trenerzy sportu, którzy również specjalizują się w poszczególnych subdyscyplinach swoich nauk.

Na poziomie samorządowym, ani rządowym prawie nie funkcjonują interdyscyplinarne zespoły, które mogłyby pochylać się nad tymi problemami kompleksowo.

Dlatego nauczyciele, podobnie jak inni specjaliści, są pozostawieni samym sobie w kwestii zdobywania wiedzy oraz doświadczenia, które mogłoby im pomóc lepiej zrozumieć potrzeby ucznia z niepełnosprawnościami lub z potrzebą kształcenia specjalnego.

Upór i empatia

Jakość kształcenia ucznia ze specjalnymi potrzebami w ogólnodostępnej szkole zależy od współpracy na mikro-poziomie szkoły. Pomiędzy rodzicami, dyrekcją i nauczycielami. Upór rodziców, żeby posłać dziecko pomiędzy pełnosprawnych rówieśników wymaga dobrego wytłumaczenia, na czym polegają deficyty dziecka, i jak je oswajać w praktyce dnia codziennego.

Rolą dyrektora jest otwarte podejście do szukania specjalistycznych narzędzi oraz pomocy kadrowej tak, aby dziecko miało podobne szanse na rozwój, co jego pełnosprawni rówieśnicy. Podobnie z nauczycielami – od ich dobrej woli zależy, czy dokształcą się (niekoniecznie od razu na studiach podyplomowych) w obszarze potrzeb tego/ tych uczniów oraz czy będą eksplorować dostępną wiedzę na ten temat.

Rówieśnicy oraz ich rodzice

Na koniec sprawa najtrudniejsza. O ile dyrektor szkoły ma duży wpływ na nauczycieli i organizację pracy szkoły, na uczniów, to mniejszy na rodziców uczniów. Często rodzice – a nie sami uczniowie zgłaszają sprzeciw wobec obecności dzieci ze specjalnymi potrzebami w klasie. Przyczyny są różne. Najczęściej jest to obawa przed obniżonym poziomem nauczania, co jak pokazują badania, jest nieuzasadnione. Kolejne, to obawa przed niezrozumiałymi (agresywnymi, nieadekwatnymi) zachowaniami takiego dziecka, które mogą się zdarzać.

Tutaj zresztą dyrekcja i nauczyciele popełniają dość częsty błąd – o ile niepełnosprawność fizyczną lub intelektualną zazwyczaj widać, to inne deficyty (zespół Aspergera, autyzm, niedostosowanie) są bardzo często 'ukrywane’ przed innymi uczniami i rodzicami.

To – w ocenie specjalistów – błąd. Niewiedza rodzi izolację i skutkuje często konfliktami, których dałoby się uniknąć, chociażby sygnalizując na pierwszym zebraniu klasowym obecność uczniów ze specjalnymi potrzebami, czy organizując na początku roku na godzinach wychowawczych zajęcia włączające (scenariusze tu).

Często rodzice i dzieci dowiadują się o takim uczniu dopiero wówczas, gdy stopień niedostosowania dotknie w jakiś sposób ich dzieci. To zdecydowanie za późno. Z drugiej strony nauczyciele muszą być w stałym kontakcie z rodzicami dziecka o specjalnych potrzebach. Czasem podpisać z nimi rodzaj kontraktu, który będzie regulował, dopuszczalne zachowania oraz sposoby reakcji na te nieadekwatne.

Podsumowanie

Wspomniane rozporządzenie wymaga od szkoły integracji uczniów ze środowiskiem rówieśniczym, w tym z uczniami pełnosprawnymi nie tylko podczas zajęć edukacyjnych, ale również przy organizacji projektów edukacyjnych, spotkań klasowych, uroczystości szkolnych oraz przygotowania uczniów do samodzielności w życiu dorosłym.

Pamiętajmy, że jest to nie tylko wymóg prawny, ale w istocie podstawowa zasada współżycia społecznego. Obecność uczniów niepełnosprawnych i takich, których potrzeby edukacyjne są inne, większe, bardziej skomplikowane niż dzieci pełnosprawnych sprawia, że te ostatnie lepiej rozumieją różnorodność, konieczność pomocy innym.

Włączanie uczniów z niepełnosprawnościami do klas ogólnodostępnych to nie tylko korzyść dla tych ostatnich, ale taka sama korzyść dla dzieci pełnosprawnych. Korzyść polegająca na dostrzeżeniu, że jesteśmy różnorodni, że każdy ma jakiś talent, że trzeba sobie nawzajem pomagać. Taka nauka umiejętności społecznych w praktyce jest bezcenna, co zresztą bardzo często podkreślają pełnosprawni uczniowie klas integracyjnych.

***

1 Konwencja ONZ o prawach osób z niepełnosprawnością) z 2012r. , a także ustawa – Prawo oświatowe, Konwencja o prawach dziecka, Konwencja o prawach osób niepełnosprawnych co, oraz najważniejsze w sensie regulacyjnym: § 5 rozporządzenia Ministra Edukacji Narodowej z dnia 9 sierpnia 2017 r.

2 Niepełnosprawności zostały opisane w Międzynarodowej Klasyfikacji Chorób ICD-10 i na tej podstawie zespoły orzekające wydają orzeczenia o potrzebie kształcenia specjalnego.

3 Deklaracja zacytowana za stroną Ministerstwa Edukacji i Nauki

Facebook
Twitter
Email

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!