W Polsce ponad 80 samorządów podpisało uchwały deklarujące, że dany obszar jest wolny od tzw. „ideologii LGBT” (1). W kilkunastu kolejnych trwają wysiłki lobbingowe zmierzające do uchwalenia podobnych dokumentów. „Wolne” stają się całe gminy, powiaty, a nawet jedno województwo. Nie dla wszystkich osoby nieheteroseksualne są ideologią. Dla pani Marii z Nowin (woj. wielkopolskie) to uczniowie, dzieci znajomych i przyjaciele, o seksualności których dowiadywała się na różnych etapach swojego życia. Teraz jest ich sojuszniczką i walczy o szacunek dla nich w ramach swojego projektu pn. „Tolerancja przez duże T”.
Elektrownia „Maria”
Gdyby można było zasilać miasta energią płynącą od ludzi z pasją, Pani Maria zapewniłaby prąd Warszawie, Wrocławiowi, Szczecinowi i zostałoby jeszcze trochę na Kraków przez 5 lat. Trudno nie mieć takiego wrażenia, gdy ma się do czynienia z osobą, która jak się uprze, to zrobi wszystko. Dosłownie.
– Znam Marię od 40 lat. Poznałem ją jako studentkę Akademii Rolniczo-Technicznej w Olsztynie, która odbyła praktykę w mojej pasiece – mówi pan Konrad, przyjaciel pani Marii. – Maria okazała się bardzo sumienną praktykantką. Aż mnie to zadziwiło. Pewnego dnia zostawiłem Marię samą w pasiece i poprosiłem ją, żeby oddzieliła woskowe odsklepki w dużej kadzi. Woda, która do tego celu była potrzebna, szybko zrobiła się słodka od resztek miodu. To było lato. Do wiadra nalazło mnóstwo os. Nie przestraszyła się. Bardzo sumiennie wyciskała wosk gołymi rękoma. Osy okrutnie ją pożądliły. Gdy wróciłem, spojrzałem na nią i zawołałem „Dziecko drogie, przecież mówiłem…!”, na co ona: „Że ma być zrobione.” – opowiada pan Konrad.
O energii pani Marii nie można mówić tylko w czasie przeszłym. Dawid, były uczeń pani Marii oraz współorganizator projektu Tolerancja przez duże T, dodaje: – Ona cały czas ma siłę. Nie usiądzie w kącie, żeby poczytać książkę, tylko cały czas chodzi, pisze projekty do gminy, do starostwa czy urzędu miasta. Cały czas jest w biegu. Ja już czasem nie mam siły, chętnie bym się przespał, a ona: „jedziemy na Mazury – 11 godzin pociągiem i 3 godziny autobusem”.
– Pani Maria ma niesamowitą energię mimo swojego wieku. Widać to szczególnie, gdy spotka się z nią pierwszy raz. Czasami można pomyśleć, że „no tak, starsza pani organizuje spotkanie, pewnie będzie nudno”, ale gdy się wejdzie i zobaczy wulkan energii… – mówi Martyna, była uczennica pani Marii. – Szczególnie, gdy spotykamy się u niej w domu. Wtedy np. do czwartej rano potrafimy robić gołąbki, albo pieczemy jakieś ciasteczka, chociaż następnego dnia szkoła. Założę się, że po dzisiejszym spotkaniu pewnie niedługo zadzwoni do mnie i powie „wciąż przeżywam!”. To jest naprawdę niesamowite – dodaje Dawid.
Ostatnio pani Maria została także nominowana przez dyrektorkę Szkoły Podstawowej im. Tony’ego Halika w Górznej, w której uczyła, do Nagrody im. Ireny Sendlerowej „Za naprawianie świata”. Nagroda jest przyznawana osobom uczącym i wychowującym w duchu tolerancji i poszanowania dla innych. Nominacja wymaga wsparcia opiniami innych osób. Tak swój wybór uzasadniła dawna uczennica pani Marii, Beata Grzesiak, dziś nauczycielka z Torunia :
Istnieją ludzie, którzy zostawiają trwały ślad w naszym życiu. Mimo, że często znikają z naszego pola widzenia ich wkład w tworzenie skomplikowanej tkanki naszej osobowości jest niepodważalny. To nasi Mistrzowie – ludzie, którzy swoim życiem, zaangażowaniem w różne działania dla dobra drugiego człowieka tworzą nowy, choć trochę lepszy od zastanego, świat. (…) W czasach kiedy status nauczyciela jest silnie deprecjonowany Pani Maria pokazuje z dumą jak istotna jest jego rola w kształtowaniu przyszłości, tworzeniu społeczeństwa, w którym każdy ma swoje miejsce, a jego prawa są respektowane. Jednak to, co wydaje się być niemal oczywiste w większych aglomeracjach, w małych miejscowościach wcale tak oczywiste nie jest. Aktem odwagi jest tam otwarte mówienie o tym, że jesteśmy równi mimo odmiennych poglądów, rasy, narodowości, postaw religijnych czy orientacji seksualnej. Heroizmem jest głoszenie tego publicznie, nie zrażając się atakami wobec własnej osoby, a wręcz przeciwnie – traktując atakujących z szacunkiem i uśmiechem. Pani Maria nie tylko potrafi głośno mówić o równości – swoim zaangażowaniem wciąga do działania innych organizując marsze, pogadanki, spotkania. Kruszy lód w ludzkich sercach, tak, aby każdy kto choć trochę czuje się odmienny, nie musiał uciekać, lecz znalazł swoje bezpieczne miejsce tam gdzie jest.
Wszystko zaczęło się od rozmowy z przyjacielem
Pani Maria od zawsze była aktywna. Założyła Stowarzyszenie Miłośników Przyrody „Winniczek” w Nowinach, gdzie mieszka. Udziela się w zespole Krajniacy z Wielkiego Buczka. Wspierała lokalnie działania Drużyny Szpiku. Nigdy jednak nie działała na rzecz osób LGBT+. Podchodziła do nich wręcz z rezerwą. Dawid wspomina lekcję wychowania do życia w rodzinie, na której pani Maria zachęciła uczniów i uczennice do zadawania pytań poprzez zapisanie ich anonimowo na kartkach i wrzucenie do skrzynki. Pani Maria odczytywała je na głos i odpowiadała. Na jednej z kartek znalazło się pytanie dotyczące adopcji dzieci przez osoby homoseksualne. Bez wahania odpowiedziała, że jest to niemoralne.
Wszystko zmieniło się, gdy pewnego dnia jej przyjaciel wyznał, że jest gejem. Zdziwiła się, – cytując jej słowa – że tak porządny człowiek jest osobą homoseksualną. Później pojechała do Krakowa na rekolekcje ekumeniczne zorganizowane przez Fundację Wiara i Tęcza, na których zobaczyła osoby modlące się, spędzające wspólnie czas, tworzące wspólnotę wierzących osób homoseksualnych, nieróżniącą się specjalnie od innych wspólnot, które znała. To doświadczenie zupełnie odbiegało od wizerunku osób nieheteroseksualnych kreowanego przez media. Wtedy w głowie pani Marii narodził się pomysł, że być może inni też powinni poznać takie osoby i usłyszeć o tym, jak wygląda ich życie i z czym mierzą się na co dzień.
Tylko jak sfinansować działanie na rzecz osób LGBT?
Swój pomysł przedstawiła Aleksandrze Muzińskiej, jednej z fundatorek Funduszu dla Odmiany, który udziela dotacje na działania wspierające społeczności LGBT+. Wystarczyło jedynie napisać wniosek. – To nie było łatwe. Ola powiedziała, że to co powiedziałam było super, ale z pisaniem już gorzej – wspomina pani Maria. – Ostatniego dnia, na dzień przed zakończeniem przyjmowania wniosków, złożyłam dokument – dodaje.
Fundusz dla Odmiany, to obok Fem Fundu (o którym więcej przeczytasz w artykule pt. Kobiety kobietom – poznajcie Fundusz Feministyczny) druga w Polsce inicjatywa, która udziela dotacji w systemie partycypacyjnym. Oznacza to, że wnioskowanym projektom nie przyglądają się zatrudnieni lub wewnętrzni jurorzy, lecz osoby startujące w samym konkursie grantowym.
Chodzi o to, żeby zdjąć z nas podejrzenie stronniczości, że wybieramy sobie, który projekt jest dobry, a który nie. Dzięki temu też Marysia miała okazję zobaczyć wniosek anarchistów z Warszawy lub twórców marszu równości w Kielcach czy Białymstoku – mówi Aleksandra Muzińska.
Fundusz stawia też na prostotę rozliczeń dotacji, tak żeby osoby, które chcą działać skupiły się przede wszystkim na działaniu, a nie na biurokracji.
We wrześniu 2020 r. projekt pani Marii zatytułowany „Tolerancja przez duże T” znalazł się wśród 15 inicjatyw, z których każda została dofinansowana kwotą w wysokości 4900 zł. Nadszedł czas na działanie.
Tolerancja przez duże T
Pani Maria postanowiła, że najlepszym sposobem na wspieranie osób LGBT+ jest po prostu rozmowa z nimi i o nich, o ich świecie, o relacjach z różnymi ludźmi, o emocjach, wyzwaniach, radościach – słowem o życiu. W ramach swojego działania przeprowadziła już kilka warsztatów o świecie osób LGBT+ dla różnych grup – Kół Gospodyń Wiejskich, nauczycieli, osób działających społecznie na terenach wiejskich na 19. Spotkaniu w Marózie.
– Najważniejsze dla nas były warsztaty dla nauczycieli pn. „Problemy i potrzeby uczniów nieheteronoseksualnych”. Zaprosiliśmy nauczycieli z różnych szkół, np. I Liceum Ogólnokształcącego im. Marii Skłodowskiej-Curie w Złotowie, z różnych podstawówek. Przyszło ich bardzo wiele – wspomina Dawid. Warsztaty te przeprowadził Złotowianin, dr Kosma Kołodziej. Uczestnicy mogli też wysłuchać wystąpienia Ewy Radanowicz, dyrektorki szkoły Radowie Małym w woj. zachodniopomorskim, pn. „Tolerancja wg Ewy Radanowicz”.
Obecność nauczycieli z I LO w Złotowie jest wyjątkowo istotna. To właśnie do tej szkoły chodziła Milo Mazurkiewicz, aktywistka na rzecz praw człowieka, działaczka w poznańskiej grupie Stonewall, osoba transpłciowa i niebinarna. W maju 2019 r. Milo popełniła samobójstwo skacząc do Wisły z Mostu Łazienkowskiego w Warszawie, z powodu transfobii, której przez długi czas była ofiarą. Przed śmiercią opublikowała post w mediach społecznościowych, w którym opisała jak trudnym i upokarzającym procesem jest tranzycja płciowa:
Mam dość. Mam dość tego, że jestem traktowana jak gówno. Mam dość ludzi (psychologów, lekarzy, terapeutów) mówiących mi, że nie mogę być tym, kim jestem, bo wyglądam w nieodpowiedni sposób. Traktujących mnie, jakbym to wszystko wymyśliła i potrzebowała papierów, aby to udowodnić (…) Mówiących, że to dobrze, że moje wybrane imię brzmi neutralnie, że to dobrze, że moje ciało nie jest bardzo kobiece, że to dobrze, że nie wyoutowałam się w pracy (jeszcze). Mówiących, że może powinnam przestać być (próbować być) sobą i zaczekać, aż inni lekarze i terapeuci zdecydują, że już mogę. (…) „Czasem to daje mi więcej siły do walki. Czasem sprawia, że chcę zakończyć swoje życie tu i teraz. Czasami sprawia, że po prostu chce mi się płakać. Chciałabym widzieć na horyzoncie jakąś nadzieję. Chciałabym usłyszeć coś innego niż “kiedyś w końcu będzie lepiej”. Chciałabym żyć pełnią życia już dzisiaj, w tym momencie (2).
Żeby wesprzeć osoby takie jak Milo oraz edukować ludzi z różnych środowisk, z czym na co dzień mierzą się takie osoby jak Milo, na spotkania organizowane w ramach projektu pani Maria zaprasza przedstawicieli i przedstawicielki społeczności LGBT+, którzy i które pracują z gośćmi w formie warsztatowej.
Tak też było na ostatnim spotkaniu w Kujankach (pow. złotowski, woj. wielkopolskie), które odbyło się 16 października 2021 r. Warsztat dla mieszkańców miejscowości z powiatu złotowskiego przeprowadziły Marta Gładkowska i Zuzanna Witulska, wolontariuszki Fundacji Wiara i Tęcza.
– Dlaczego Wiara i tęcza? Z jednej strony wiara, z drugiej tęcza. Z jednej strony osoby LGBT, z drugiej wierzące. To nie jest do końca prawda, bo wiele osób LGBT przychodzi na świat w rodzinach wierzących. Te światy wcale nie są odrębne, dlatego powstała nasza fundacja – mówią Marta Gładkowska i Zuzanna Witulska.
– Staramy się tworzyć bezpieczną przestrzeń, w której wierzące osoby LGBT mogą rozwijać swoją wiarę, duchowość, w której nie będą czuły się wykluczone z kościoła. Niestety zdarza się, że we wspólnotach, w których funkcjonują, nie mogą się odnaleźć. Boją się wykluczenia, boją się ostracyzmu. Myślę też, że nie bez powodu. Mamy grupy lokalne w wielu miastach w Polsce, które mają charakter samopomocowy. Mimo naszych próśb i apelów nie udało nam się uzyskać oficjalnego wsparcia duszpasterskiego dla osób, które do nas przychodzą. Dlatego spotykamy się i często modlimy się sami – dodają.
Ćwiczenie warsztatowe, które przygotowały Zuzanna i Marta, miało za zadanie sprowokować dyskusję o granicach swobody językowej w przestrzeni publicznej. Prowadzące podzieliły gości na podgrupy, którym wręczyły koperty. W każdej z nich był artykuł – historia młodej matki, jej przeżyć i historia jej syna. W kopercie znalazły się też prawdziwe komentarze z mediów społecznościowych. Zadaniem uczestników było przyporządkowanie ich do dwóch kolumn – w jednej komentarze negatywne, w drugiej pozytywne. Później goście dyskutowali o tym, jak i dlaczego w dany sposób skategoryzowali komentarze.
W trakcie spotkania, co z resztą jest już tradycją, znalazł się też czas na inne aktywności, w trakcie których można było kontynuować wątki poruszane na warsztacie. Uczestnicy mogli samodzielnie ozdobić lukrem i kolorową posypką ciasteczka waniliowe, ulepić świeczki z wosku pszczelego oraz wysłuchać koncertów Janka Pentza, utalentowanego gitarzysty z Warszawy i Janusza Chodały, który gra na trąbce – dawnego ucznia pani Marii .
Wsparcie jest bardzo ważne
– Ludzie boją się odmienności. Trudno jest z nimi o tym rozmawiać. Gdy organizowałam marsz solidarności z Białymstokiem (z Marszem Równości w Białymstoku, który spotkał się z ostrą reakcją mieszkańców miasta – red.) chciałam zaprosić księdza, żeby powiedział kilka słów o miłości bliźniego. Kilka razy zostałam odesłana, ale udało mi się umówić na spotkanie z księdzem proboszczem, tylko, że on nie przyszedł – mówi Kasia ze Złotowa, aktywistka Ogólnopolskiego Strajku Kobiet, organizatorka marszów tolerancji w Złotowie, która wspiera panią Marię w projekcie Tolerancja przez duże T.
Nie jest łatwo działać na rzecz osób wykluczonych. Zdaniem Kasi ludzie, jeśli wspierają, robią to po cichu. Podejdą, powiedzą „dobra robota”, ale nie przyjdą na protest, bo boją się, że ktoś ich zobaczy. Ale są też tacy, którzy pokazują się publicznie na wydarzeniach organizowanych przez panią Marię i jej przyjaciół.
– Ma bardzo dużo znajomych i przyjaciół – wtrąca Dawid. – Pani Katarzyna (cytowana wyżej – red.) bardzo ją wspiera, pani profesor Jowita Kęcińska-Kaczmarek, prawie wszyscy członkowie zespołu Krajniacy, mnóstwo różnych nauczycieli, dzieci pani Marii, szczególnie jej córka, która mieszka w Wielkiej Brytanii. Pani Maria bardzo się cieszy z każdego pozytywnego komentarza. Gdy jedziemy autem, czytam jej niektóre. Wtedy ona mówi „jakie to jest miłe”, że ktoś z drugiego końca Polski przeczytał o niej artykuł i napisał jej „jest pani świetna, jesteśmy z panią”, to jest bardzo budujące.
Z drugiej strony pani Maria i jej przyjaciele spotykają się też negatywnymi opiniami na temat ich działalności.
– Hejt jest straszny. Jesienne protesty z zeszłego roku (protesty w ramach Ogólnopolskiego Strajku Kobiet, które miały miejsce jesienią 2020 r. – red.) odchorowałam psychicznie – wspomina Kasia. – Człowiek ma ograniczoną pojemność. Doświadczyłam hejtu w sieci, np. ze strony lokalnego samozwańczego dziennikarza, który krytykuje mnie na każdym kroku, nawet jeśli nie jestem zaangażowana w inicjatywę, którą opisuje. Marysia też ma trudno. Gdy chciała zaprosić księdza na jedno ze swoich wydarzeń, odmówił jej, bo Maria lata z tęczową flagą – dodaje.
Sojusznicy i sojuszniczki osób LGBT
– Gdy Maria powiedziała mi, że chciałaby zrobić tu warsztat Tolerancja przez duże T, bardzo się ucieszyłam, ale trochę mi smutno, że pojawiło się tak mało osób z naszej wsi – mówi pani Anna, właścicielka restauracji Poziomka gdzie odbyło się spotkanie. – Mam jednak nadzieję, że jeśli Wy będziecie konsekwentni i uparci, to wreszcie się coś zmieni, bo najważniejsza jest edukacja u podstaw.
Pani Anna jest mamą piątki dzieci. Jak mówi, macierzyństwo nauczyło ją pokory. Odnosząc się do ćwiczenia warsztatowego i dyskusji po nim powiedziała: – Mam zaszczyt mieć różne dzieci. Mam panieńskie wnuczątko, mam kościelne małżeństwo z dwójką dzieci, domkiem, ogródkiem, mam konkubinat, mam narzeczeństwo, które odwołało ślub w kościele i mam kolorowe dziecko.
Kolorowe, czyli nieheteroseksualne. Gdy pani Anna użyła tego słowa publicznie, jej syn powiedział: – „Mamo powiedz wreszcie, że Twój syn jest gejem”. – Zaskoczyło mnie to – ciągnie pani Anna. – Uczmy się więc właśnie nazywać rzeczy po imieniu. Niezapominajka jest błękitna, delikatna, rumianek pięknie pachnie i leczy… Jesteśmy różni. Wśród osób heteroseksualnych są ludzie o różnych potrzebach. Nie da się ich wrzucić do jednego worka. Tak samo jest z osobami homoseksualnymi. Nie dajmy się segregować. Tacy jesteśmy, jakimi nas Pan Bóg stworzył – mówi.
Jak więc wspierać osoby LGBT, gdy wiemy lub podejrzewamy, że są takie w naszym otoczeniu? Uczestnicy warsztatu podają bardzo proste i ich zdaniem skuteczne metody.
– Trzeba być przy takich osobach. Spędzać z nimi czas, niekoniecznie rozmawiając cały czas o ich seksualności. Po prostu akceptować je, takie jakie są – mówi Martyna. – Powinniśmy dać osobom LGBT swobodę wypowiedzi i nie naciskać na nie z żadnym tematem. Wspierajmy te osoby otwarcie, bądźmy dla nich uprzejmi, uznajmy to, że każdy może być szczęśliwy i każdy może mieć prawo do miłości, a ona nie wybiera. Pojawia się i tyle – dodaje Dawid.
Zdaniem pana Konrada ważna jest otwartość. On sam mówi, że na początku pod wpływem medialnych przekazów negatywnie oceniał społeczność LGBT. Nie podobały mu się parady równości organizowane np. w Warszawie, ale od wielu lat także w innych miastach Polski. Do tej pory ich nie popiera. Dla niego ważne jest, że mógł wziąć udział w warsztacie, gdzie miał szanse przekonać się, że osoby LGBT nie istnieją tylko na ekranie telewizora, ale to ludzie z krwi i kości. Sąsiedzi, koledzy i koleżanki, dzieci przyjaciół.
– Jeśli osoby LGBT nie ukrywają swojej seksualności, to nic nie stoi na przeszkodzie, żeby z nimi rozmawiać otwarcie, jak z każdym innym człowiekiem. Jeśli natomiast spostrzeżemy, że ktoś z otoczenia wyrządza im krzywdę, na przykład dokucza im, wtedy musimy reagować – mówi pan Konrad. – Edukacja, edukacja i jeszcze raz edukacja. Tylko tak możemy coś zmienić – mówi Kasia. Szefowa zespołu Krajniacy z Buczka Wielkiego konkluduje słowami z wykładu prof. Cezarego Olbrachta-Prondzyńskiego: – „Cieszę się, że jesteś inny” oraz „Nie bądź obojętny”. To jest kwintesencja wszystkiego, co tu robimy.
Źródła:
(1) Atlas nienawiści
(2) Była zdolna, wrażliwa i pragnęła lepszego świata. Zabiła się, bo nie mogła znieść nietolerancji. Artykuł na stronie strajk.eu