Dajcie już spokój z tymi studiami [FELIETON]

Dajcie już spokój z tymi studiami [FELIETON]

Jeśli Twoje dziecko chodzi do liceum lub technikum, spytaj je o listę przebojów. Na którym miejscu w tym miesiącu plasują się: „Wiesz już, jaki kierunek wybierasz?”, „Dokąd na studia? Do Warszawy?”, „Tylko nie idź na filozofię, bo roboty potem nie znajdziesz”. Świat nie zawali się, jeśli młoda osoba nie pójdzie na studia od razu po skończeniu szkoły średniej. Zawali się, jeśli nie będzie wiedziała, dlaczego się kształci.

Pamiętam, że w gimnazjum i liceum – a w moim przypadku te instytucje znajdowały się w jednym budynku – każdy nowy rok szkolny zaczynał się od statystyk. Pani dyrektor mówiła, na którym miejscu w rankingu jest szkoła, ile osób poszło na studia, i gdzie oraz jakie niesamowite kariery w zagranicznych firmach robią nasi starsi absolwenci.

Będąc nastolatkiem nie kwestionowałem tego porządku. Zresztą nikt z moich rówieśników nie zastanawiał się, że może być inaczej. Wiadomo – kończysz liceum, z marszu idziesz na studia, jakie by nie były, bo to gwarantowana przepustka do lepszego świata. Koniec i kropka. Gdy w 2007 r. dołączyłem do prawie dwumilionowej rzeszy osób kształcących się na uczelniach wyższych (1), nie wiedziałem jeszcze, że można inaczej, a przepustka wcale nie jest gwarantowana.

 

Byle nie kopać rowów

Polska szkoła to od lat 90. między innymi miejsce, w którym młodzież zbyt często dowiaduje się, że najważniejszą wartością w życiu jest indywidualny sukces. Zaczyna się od wczesnoszkolnej mantry powtarzanej przez rodziców, nauczycieli i innych troskliwych dorosłych „ucz się, bo w przyszłości będziesz kopać rowy”. Później uczniowie 6, 7 i 8 klasy słyszą „ucz się pod klucz egzaminacyjny, bo nie pójdziesz do dobrego liceum / technikum”. Maturzyści słyszą to samo, z tą tylko różnicą, że szkołę średnią należy zamienić na studia. Wybór tych ostatnich też nie może być przypadkowy. Wiadomo na jakie zarobki może liczyć absolwent informatyki, a na jakie socjolog. Od dziecka zbyt często słyszymy, że cały wysiłek edukacyjny jest po to, żeby zdobyć pracę będącą przeciwieństwem kopania rowów, czyli zapewniającą prestiż i duże pieniądze.

 

Byle się opłacało

Już słyszę te głosy: „Co jest złego w zarabianiu pieniędzy?!”. W zasadzie nic, tylko czy szkoła powinna zaszczepiać w młodych osobach nawyk cynicznego kalkulowania indywidualnych korzyści i strat? Pan Łukasz Srokowski, twórca Centrum Innowacyjnej Edukacji oraz Autorskiej Szkoły Podstawowej NAVIGO, roztacza taką wizję przygotowywania młodzieży w szkołach do stania się obywatelami:

Aktywność społeczna jako taka, nie jest powiązana z procesem dydaktycznym, zarówno w postaci realizacji podstawy programowej jak też i udziału w egzaminach zewnętrznych. Możliwe jest uzyskanie wybitnych wyników w egzaminach przez uczniów, którzy w najmniejszym nawet stopniu nie angażowali się w aktywność pozalekcyjną. (…) Powoduje to, że aktywność społeczna „nie opłaca się” uczniom, którzy racjonalnie kalkulują, w jaki sposób uzyskać najlepsze możliwe wyniki w postaci ocen. (2)

Osoba, która od najmłodszych lat kalkuluje, co jej się bardziej opłaca, czyli przede wszystkim, co oddali ją od kopania rowów, to skarb w kapitalistycznym świecie. Z pewnością szybko odnajdzie się w rzeczywistości, gdzie dla rocznych premii i aprobaty kierownictwa trzeba wyrabiać coraz bardziej wyśrubowane normy sprzedaży, produkcji, wykonania usług itd., nawet jeśli konsekwencje tej pracy mogą być wątpliwe etycznie.

 

I co z tego, że gram na siebie?

Po co nam kształtowanie osób, które widzą więcej niż czubek własnego nosa? Chyba trzeba to powtarzać do znudzenia: To nam się wszystkim opłaca. Znów na chwilę oddam głos panu Srokowskiemu:

Te wzorce, które poznają dzieci na poziomie swojej obowiązkowej edukacji będą miały bardzo duży wpływ na ich późniejsze postawy i wartości jako obywateli. (…) Jednym z najważniejszych wymiarów siły społeczeństwa jest jego uśredniony poziom kapitału społecznego (…). Kapitał społeczny, nazywany czasami także kapitałem zaufania stanowi kluczowy budulec społeczeństwa, pozwalający ludziom współpracować, działać w ramach jednego systemu prawnego czy wreszcie uczyć się od siebie nawzajem. (…) W Polsce, ze względu na naszą historię, mamy wyjątkowo niski poziom kapitału społecznego, mierzony różnymi miarami. Przekłada się to na niskie zaufanie obywateli do władzy, słabą frekwencję wyborczą, przekonanie o podziale na „nas” – społeczeństwo i „ich” – elity władzy oraz wiele innych, destruktywnych dla naszego rozwoju przekonań społecznych. (3)

Mówiąc w skrócie: to, czy Polska będzie miejscem, o którym jej mieszkańcy będą mówić „tu chcę żyć, nie wyobrażam sobie, żeby gdzie indziej było mi lepiej”, zależy od tego, jakie postawy świat dorosłych (a więc szkoła, rodzice i inni formalni i nieformalni edukatorzy) będzie przekazywał młodzieży. Być może zamiast mówić „ucz się, to nie będziesz kopać rowów” powinniśmy zamienić na: „ucz się, to świat, w którym żyjesz będzie piękniejszy, a ty będziesz mógł cieszyć się tym pięknem razem z innymi ludźmi”?

 

Jak nie studia, to co?

Jako rodzice, nauczyciele, edukatorzy, czy po prostu osoby dorosłe mające kontakt z młodzieżą, możemy mieć wpływ na to, jaką funkcję w życiu młodych będzie pełniła edukacja – czy będzie przepustką do lepszego życia, czy procesem poznawania siebie, świata i miejsca w świecie. Studia wyższe, które są zwieńczeniem procesu edukacyjnego, nie powinny być tylko kolejnym krokiem do kariery. Dobitnie uświadomiłem to sobie współpracując z pokoleniem dzisiejszych licealistów, którzy – zdaje się – do edukacji podchodzą bardziej świadomie niż moi rówieśnicy.

Taką osobą jest Beniamin Strzelecki, młody chłopak z Krapkowic (woj. opolskie), który ku zgrozie swoich rodziców postanowił po maturze nie iść na studia, bo … nie wiedział, na jakie chce pójść. Opóźnił start w życie akademickie o rok, żeby wykorzystać ten czas na udział w zagranicznych wolontariatach, a co za tym idzie – dowiedzieć się, w jakim kierunku chce się rozwijać. Gdy zdobył wiedzę, postanowił się nią podzielić z innymi i tak narodził się pomysł stworzenia projektu „Rok w Bok”, który miał wspierać uczniów w zbieraniu różnych zawodowych doświadczeń w roku między rozpoczęciem studiów a zakończeniem szkoły.

Jeżeli jesteś obecnie w klasie maturalnej, to masz za sobą dwanaście lat spędzonych w szkole.(…) Spędzasz ten czas otoczony ludźmi, którzy są bardzo podobni do Ciebie oraz do siebie nawzajem. A przecież świat jest tak różnorodny! (…) Na przykład, wyjazd do kibucu w Izraelu może dla wielu osób być przeniesieniem się na inną planetę. Są to społeczności, od 100 do 400 osób, w których członkowie przekazują wszystkie swoje dochody do jednej kasy, jedzą we wspólnej stołówce oraz wspólnie decydują, czy nowa osoba może zamieszkać w ich wiosce. Większość kibuców przyjmuje wolontariuszy i może to być fascynujące rozwiązanie na gap year (ang. rok przerwy – przyp.) – mówi Beniamin Strzelecki (4).

Z historii Beniamina wyłania się jeden bardzo istotny wniosek. Wyzwaniem polskiej edukacji nie jest to, żeby uczelnie wyższe oblegała jak największa liczba studentów, ale wzmacnianie w młodych ludziach potrzeby autorefleksji, krytycznego spojrzenia na siebie i rzeczywistość, poszukiwania rozwiązań i dzielenia się wiedzą z innymi. Jeśli szkoła jeszcze tego nie uczy, dlaczego my mielibyśmy nie zaszczepiać w młodych ludziach postaw i wartości, na których skorzystamy wszyscy?

 

Źródła:

(1) Dane GUS.

(2) Łukasz Srokowski, „Aktywność uczniów: świadoma nauka i budowanie postaw obywatelskich”.

(3) tamże.

(4) “Rok w Bok” to dobry pomysł na siebie. Artykuł w czasopiśmie Perspektywy.

 
Facebook
Twitter
Email

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!

Newsletter

Co miesiąc najlepsze teksty WW w Twojej skrzynce!