Adriana Machnacz była znaną postacią środowiska pozarządowego powiatu pułtuskiego. Przez 13 lat związana była z turystyką wiejską, prowadząc odrestaurowane gospodarstwo „Młyn Gąsiorowo” nieopodal Pułtuska. Zainicjowała powołanie Stowarzyszenia Krzewienia Kultury Wiejskiej „Gąsiorówka”, w którym była prezeską zarządu. Z wykształcenia była ekonomistką, socjolożką i specjalistką turystyki wiejskiej.
Adriana wraz z mężem odrestaurowali starą zagrodę młyńską (z 1870 roku) i zamieszkali na jej terenie. Młyn Gąsiorowo to przede wszystkim gospoda (urządzona w dawnej wozowni), dom gościnny dla 48 osób, sala weselna, wielki i bezpieczny plac zabaw dla dzieci, ścieżki edukacyjne, zagroda ze zwierzętami. Młyn tętni życiem. Na jego terenie organizowane są imprezy firmowe, spotkania rodzinne, konferencje. Młyn odwiedzają wycieczki szkolne, zielone szkoły. Z restauracji korzystają także okoliczni mieszkańcy. Co ważne, w tym pięknym ośrodku, urządzonym ze smakiem i gustem kultywowana jest historia i tradycja Mazowsza. Młyn Gąsiorowo to znane miejsce na mapie północnego Mazowsza. W 2016 roku gospodarstwo znalazło się w gronie pięciu najlepszych produktów turystycznych województwa mazowieckiego w 2016 r.
Młyn Gąsiorowo wieczorową porą (fot. https://modanamazowsze.pl/mlyn-gasiorowo/)
Duszą tego miejsca była Adriana. Zawsze pełna energii i życia, bardzo otwarta, chętnie współpracująca z lokalnymi mediami, chętnie goszcząca innych przedsiębiorców związanych z turystyką wiejską. Była prawdziwą pasjonatką dziedzictwa kulturowego Mazowsza. Jej praca i miłość widoczna była w każdym szczególe Młynu Gąsiorowo. Od kwiatów na grządkach, po ofertę restauracji, architekturę tego miejsca i zebrane pamiątki z przeszłości. Strata Ady to strata dla mazowieckiego środowiska pozarządowego i wszystkich związanych z dziedzictwem kulturowym i branżą wiejskiej turystyki.
25 marca tego roku media obiegła informacja o śmierci Adriany, którą zabrał Covid-19. Była to wstrząsająca informacja dla wszystkich znających Młyn Gąsiorowo, i Adrianę osobiście. Ada miała tylko 37 lat i zostawiła swój Młyn Gąsiorowo w pełnym rozkwicie. Zostawiła także swojego męża, Jacka, który miesiąc temu zdecydował się zabrać glos w lokalnej prasie. To bardzo wzruszający i smutny zapis ostatnich dni Ady.
Treść listu zamieszczamy poniżej:
List otwarty do antyszczepionkowców
Do napisania tego listu sprowokowała mnie rozmowa, którą odbyłem kilka dni temu z dwoma paniami na rynku w Pułtusku. Znamy się od wielu lat, spotkaliśmy się przypadkiem. Jak w takich sytuacjach bywa, padają pytania: „A u was, jak jest? Zdrowi wszyscy?” i „Lekarz mi zalecił szczepienie, mimo że jestem ozdrowieńcem, a wy kiedy się szczepicie?”. Jedna z pań z irytacją odpowiedziała: „Ja się nie będę szczepić !!! Druga: „Zobaczymy za pięć lat, jakie będą powikłania po tej szczepionce!!!”. I jeszcze ta pierwsza: „Tak, ja się będę szczepić, żeby komuś było dobrze!!!”. Po powrocie do domu natychmiast zajrzałem do Internetu, aby dowiedzieć się, jak daleko sięga ten sposób rozumowania. Argumenty tzw. Ruchu antyszczepionkowego wprawiły mnie w osłupienie. Nie będę z nimi polemizował – nie potrafię…
W zamian opowiem Wam – w skrócie – naszą historię.
Mija dwa miesiące, jak umarła moja Żona Adriana Machnacz. Miała 37 lat. Razem zachorowaliśmy, razem się leczyliśmy, tymi samymi lekami. Ja przeżyłem – Ona umarła. Adriana chorowała 17 dni, z tego 6 dni w szpitalu. W tym czasie wirus Ją zaatakował, zadomowił się w Jej organizmie i wreszcie zabił. Z tych ostatnich dni życia w szpitalu, zostały mi esemesy. 20 marca: „Już jestem w pokoju, wszystko super wygląda. Mam tlen, kroplówkę i lekarstwa. Wszyscy są super i nie martw się, mówią, że będę żyć”. 22 marca: „Pomimo podawania leków i tlenu, mam słabszą saturację. Podłączają mi większą maszynę. Pełno rur. Wyglądam jak miss hurtowni hydraulicznej”. 23 marca: „Chyba podłączą mnie pod respirator”. 23 marca telefon ze szpitala: „Mówi lekarz dyżurny. Musimy podłączyć pana żonę pod respirator. Ma zaatakowane 90% płuc. Proszę z nią porozmawiać teraz, ponieważ przez kilka dni nie będzie to możliwe”. 25 marca wieczorem telefon ze szpitala: „Mimo kilkugodzinnej reanimacji nie udało się nam uratować pańskiej żony. Zmarła o 19.35”.
Adriana umarła w samotności. Nie mogłem się z Nią pożegnać. Adriana została zapakowana w dwa czarne worki. Adriana była zbyt młoda. Miała termin szczepienia na czerwiec. Nie zdążyła.
Zwracam się z pytaniem do antyszczepionkowców:
Co powie pani Basia, gdy w czasie czwartej fali zachoruje ktoś z jej rodziny? A co powie, gdy ta osoba umrze? A co powie pani Ela, gdy w czasie szóstej fali jej dziecko będzie kolejne 10 miesięcy siedziało w domu i nabawi się depresji? A co będzie, gdy mąż pani Eli wróci z pracy z taką zwykłą gorączką, a po 17 dniach umrze?
Czy nie macie sumienia? Wolno wam narażać swoich bliskich i siebie?
Mogę zrozumieć wasze lęki i obawy. Każdy ma prawo się bać. Każdy ma prawo decydować o własnym losie. Więc decydujcie i się nie szczepcie! Tylko leczcie się też sami.
Pogrzeby też róbcie na własny koszt.
PS Jeżeli choć kilka osób po przeczytaniu tego listu postanowi jednak się zaszczepić, to śmierć Ady nie pójdzie na marne.
Jacek Machnacz[1]
[1]
Fotografia: https://www.waszaturystyka.pl/nie-zyje-adriana-machnacz-wlascicielka-mlynu-gasiorowo-miala-38-lat