Sołtysi i sołtyski to osoby, które intensywnie pracują. Kiedy ich wydatek energetyczny i emocjonalny jest większy niż zysk, który chcą osiągnąć, może dojść do zjawiska, które nazywa się wypaleniem. Wtedy odchodzą chęć do działania, a nawet piastowania funkcji sołtysa. Nie oznacza to jednak, że osoby te są na wypalenie skazane. Trudom można stawić czoło. W rozmowie z Przemysławem Chrzanowskim Maja Winiarska-Czajkowska ze Stowarzyszenia Sołtysi Mazowsza zdradza, jak to zrobić.
Przemysław Chrzanowski, Witryna Wiejska: Wypalenie w przypadku pracowników korporacji nikogo nie dziwi, ale u sołtysów? Pierwsze słyszę…
Maja Winiarska-Czajkowska, Stowarzyszenie Sołtysi Mazowsza: – To dotyczy osób, które intensywnie działają. A wśród takowych są przecież aktywni sołtysi. Dzieje się tak wtedy, kiedy nasz wydatek energetyczny i emocjonalny jest większy niż zysk, który chcemy osiągnąć. Czas poświęcony na działanie, zaangażowanie w konkretne wyzwanie, setki telefonów, radości, zmartwienia, budowanie koalicji na rzecz określonego celu – to wszystko składa się na naszą energetyczną inwestycję. W jej rezultacie powstają drogi, świetlice wiejskie, albo imprezy środowiskowe. Nie zawsze jednak wszystko wychodzi, zdarzają się sytuacje, które podcinają nam skrzydła. Tracimy wówczas zapał i ochotę do dalszych działań. Jeszcze trudniej jest wówczas, kiedy z jedną sprawą chodzimy do gminy po wielokroć i nie jesteśmy w stanie nic wskórać. Wydatek energetyczny jest wówczas ogromny, a efektu nie ma. Można tak zrobić raz, dwa, trzy… Ale przychodzi taki moment, kiedy nasz rezerwuar sił i emocji jest już wyczerpany. Nagrody w postaci radości z ukończonego projektu nikt nam wówczas nie zapewni. Uderzać głową w mur bez końca nie można. Wówczas dopada nas bezsilność, nie mamy energii, by z pełnią sił witalnych zabierać się za kolejne wyzwania.
Zanim sołtyska czy sołtys sobie uświadomi, że ma do czynienia z wypaleniem, do głosu mogą dojść objawy fizyczne. Co może zaboleć?
– To kwestia stresu „odkładającego się” w naszym ciele. Pierwsze symptomy to ból w barkach i kręgosłupie szyjnym. Pojawia się spięcie np. w ramionach, nasze mięśnie cały czas są gotowe do podjęcia kolejnego wyzwania. To tak jakbyśmy mieli za chwilę przed czymś uciec, albo kogoś zaatakować. Tutaj odzywają się nasze pierwotne instynkty, które w sytuacji stresowej potrafią doprowadzić do unieruchomienia danej części ciała. Nagle nie możemy wysoko podnieść ręki, albo wykonać prostych, codziennych czynności. To pierwsze symptomy, mówiące o tym, że coś złego z nami się dzieje. To informacja, że w naszym ciele odłożył się już długotrwały stres.
Maja Winiarska-Czajkowska. fot. Archiwum prywatne
Łatwo to powiązać z dolegliwościami fizycznymi takimi jak przeciążenie mięśni, albo przewianie, a w starszym wieku z procesami starzenia się.
– To prawda. Dlatego trzeba zacząć obserwować swoje ciało. Psychologowie przewrotnie czasem pytają swoich pacjentów: „Co jeszcze musi się wydarzyć, abyś wreszcie poprawnie zinterpretował krzyk swego ciała? Co jeszcze musi się stać, abyś wreszcie zobaczył, że to jest ponad twoje siły?” Na co dzień nie dopuszczamy do siebie myśli, że nie damy rady. Tymczasem rzeczywistość bywa brutalna, musimy przyjąć, że jest coś, co wykracza poza nasze możliwości.
A co dzieje się w sferze psychicznej?
– Odcinamy się, chcemy rzucić wszystko. Mamy ochotę iść do gminy, by natychmiast złożyć rezygnację. Utwierdzamy się w swoim przekonaniu, kiedy znikąd nie mamy żadnego wsparcia. Sołtys bez zaplecza jest wówczas naprawdę w bardzo trudnej sytuacji. Na widok mieszkańca, który przychodzi z jakąś sprawą wpada we frustrację, nie pozostawia dla niego przestrzeni, zaczyna „warczeć”, traktuje go jak intruza. Zadaje sobie pytania: „Czego oni ode mnie chcą? Dlaczego ten telefon ciągle dzwoni? Czy muszę z nimi rozmawiać? Dlaczego to ja mam zorganizować festyn? Komu przeszkadza ta dziura w drodze?” Podczas zebrań wiejskich nie ma ochoty zabierać głosu, chowa się w kącie, a w skrajnych przypadkach demonstruje wrogość. Trudno z kimś takim nawiązać jakąkolwiek relację, bo nawet po ciepłych słowach otrzymujemy kąśliwy komentarz wyrzucony niczym seria z karabinu maszynowego. Takie reakcje sołtysa są zaskakujące dla ludzi, którzy dotąd postrzegali go jako człowieka spokojnego i wyważonego.
Czy wypalony sołtys ma świadomość tego, że dopadł go kryzys? A może ktoś musi mu to powiedzieć?
– I tu wracamy do wspomnianej grupy wsparcia, a więc na przykład rady sołeckiej, która nie powinna być obojętna na jego zachowanie. Są to ludzie, którzy zwykle bardzo dobrze się znają i z pewnością potrafią szczerze ze sobą rozmawiać. Oczywiście sołtys sam może przyznać się do tego, że doszedł do momentu, kiedy jest bezsilny, że nie daje rady, że oczekuje pomocy. To jednak żmudny proces. Ludzie natomiast cały czas widzą go w działaniu, dostrzegają mankamenty, snują domysły na długo przed tym, kiedy on sam się zorientuje, że dopadł go syndrom wypalenia. Wszystko w porządku, kiedy zainteresowany ze zrozumieniem przyjmie uwagi, zastanowi się nad sobą i postara się zmienić. Gorzej, gdy mamy do czynienia z człowiekiem, który wszystko chce robić sam. Jeśli nie ciągnie za sobą ludzi i tkwi w przekonaniu, że wszystko zrobi najlepiej, to jest to najkrótsza droga do wypalenia. Wystarczą dwa lata, by wpaść w tarapaty.
Czy wypalenie oznacza koniec piastowania funkcji sołtysa?
– Znam takich sołtysów, którzy rezygnowali w połowie pierwszej kadencji. Spodziewali się, że po drodze zdarzać się będą sukcesy, a tymczasem życie przyniosło rozczarowanie. Zamiast zrealizowanych planów i atrakcyjnych projektów zostało im, jak często sami to określają „użeranie się z ludźmi”. Pozbawieni wsparcia, osamotnieni w działaniu nie widzą sensu, by dalej toczyć nierówną walkę. Rzucają społeczne działanie, dochodzą do wniosku, że to się nie opłaca, bo mieszkańcy nie dostrzegają ich zaangażowania, bo są niewdzięczni… Trzeba jednak pamiętać, że zawsze znajdą się niezadowoleni, którzy skrytykują nawet najlepszy projekt. Dlatego bardzo ważne jest, by nauczyć się oddzielać naszą radość, zadowolenie z dobrze wykonanej pracy od nieuzasadnionej krytyki. Jeśli jest konstruktywna, to w porządku, bo motywuje do działania. Czasem jednak jest hejtem w czystej postaci, a to zdecydowanie podcina skrzydła. Jeśli sołtys słyszy, że „coś z tego ma”, albo że kradnie i że jego rodzina się dorobiła na jakiejś inwestycji, to są to działa wielkiego kalibru. Jeśli człowiek nie potrafi się wobec takich ataków zdystansować, wypalenie, a w konsekwencji definitywna rezygnacja są tylko kwestią czasu.
Sołtys, który stawi czoła takim wyzwaniom, to człowiek o szczególnych predyspozycjach i umiejętnościach. Jak się przygotować do pełnienia takiej funkcji, by nie wpaść w tarapaty?
– Sołtys musi być świadomym liderem. Świadomym swoich możliwości i swoich słabości. Musi wiedzieć, że na przykład źle się czuje występując publicznie, albo, że nie wychodzą mu pisma do urzędów. W takiej sytuacji powinien znaleźć osoby, w przypadku których jego deficyty są ich atutami. To żaden dyskomfort, kiedy ktoś prowadzi zebrania, albo zajmuje się przygotowywaniem formalnych korespondencji niejako za sołtysa. On może świetnie spisywać się w zarządzaniu, zjednywaniu ludzi, motywowaniu do pracy na rzecz wioski. Sztuką jest zatem umiejętność podzielenia się obowiązkami, wówczas każde wyzwanie spoczywa na barkach zespołu ludzi, a nie tylko jednego sołtysa, który wszystko wie najlepiej. Siłą sołtysa jest zatem zgrana drużyna. To dzięki niej można więcej. Sołtysi mawiają, że „tyle sołtys może co mu wieś pomoże” – drodzy mieszkańcy, pamiętajcie o tym!
***
Tekst: Przemysław Chrzanowski
Grafiki: Jędrzej Godlewski