Młody człowiek sołtysem? Z niewielką dietą, tysiącem wyzwań, ograniczonym czasem dla najbliższych i hejtem ze strony tych, którym ciężko dogodzić. Czy to może się udać? Michał Nowak z Radunicy pod Pruszczem Gdańskim, od dwóch kadencji udowadnia, że nie taki diabeł straszny jak go malują. Odpowiadając na nasze pytania, zdradził jaki jest jego patent na nowoczesne „sołtysowanie”. Przekonajcie się, że warto pójść jego śladem.
Przemysław Chrzanowski, Witryna Wiejska: Funkcja sołtysa dla wielu ludzi jest zaszczytem, spełnieniem marzeń o działaniu dla lokalnej społeczności, sposobem na aktywne życie. Bywa jednak kulą u nogi, męczarnią dla kogoś, kto wybrany został na siłę, bo nikt inny nie chciał. To częste zjawisko?
Michał Nowak, sołtys Radunicy na Pomorzu: – Bycie sołtysem, czy sołtyską to spora odpowiedzialność i duża presja. Nie każdemu to odpowiada. Jednak w wielu miejscowościach tradycje sołeckie są pielęgnowane, a tę szczególną funkcję piastują ludzie, którzy świetnie się sprawdzają w roli lokalnych liderów. Niestety zdarzają się społeczności, w których wybranie sołtysa nie jest proste i oczywiste. Wówczas może dochodzić do sytuacji kryzysowych. Byłoby idealnie, gdyby każdy sołtys, planując koniec swojego urzędowania, przygotował kolejną osobę do tego, by przejęła po nim obowiązki. Mogłoby to ograniczyć rozczarowania kandydatom niezaznajomionym z materią, z jaką przyjdzie im się mierzyć. Dzisiaj mamy sporo sołtysów jednokadencyjnych. Zdarza się, że podczas zebrań wiejskich kandydaci są dosłownie „wypychani” przez mieszkańców. Inni kandydują bardziej świadomie, ale potem decydują się na niekontynuowanie kadencji. Wynika to z różnych powodów jak np. brak wsparcia, brak czasu czy tzw. wypalenie. To bardzo trudny i ważny temat.
A może dziś nie ma mody na bycie sołtysem?
– Dla mnie bycie sołtysem to duże wyzwanie i piękna przygoda, która daje dużo satysfakcji. Bycie sołtysem to możliwość budowania, łączenia, wymaga otwartości i poświęcenia np. znacznej części swojego wolnego czasu. To funkcja społeczna, więc nie ma z tego pieniędzy, diety sołeckie są raczej symboliczne lub w ogóle ich nie ma. Jest też częsta presja i stres, z którymi trzeba możliwie szybko nauczyć się sobie radzić. Większość ludzi czuje się dziś bardziej komfortowo za swoimi płotami, odcięci od kłopotów innych. Wszystko to w sumie sprawia, że bycie sołtysem bywa postrzegane jako mało atrakcyjne.
Czy z takim wyrachowaniem do funkcji sołtysa podchodzą również młodzi ludzie?
– W mojej opinii, funkcja sołtysa dla młodych osób, które dopiero wchodzą w dorosłość, jest postrzegana jako duże obciążenie. Młodzi mają przed sobą wiele możliwości, ale również tzw. rozpraszaczy. Często kumulują swoje zainteresowania wokół mediów internetowych. Bywa, że po szkole czy pracy zamykają się na realny świat i nie czują potrzeby by go zmieniać. Zdarza się, że młodzi nawet nie widzą, że mogą działać albo nie wiedzą jak zacząć to robić, bo np. nikt w ich środowisku nie działał społecznie. Nikt ich nie aktywizował, nie pokazywał drogi, którą mogliby pójść. Uważam, że to ogromne wyzwanie, któremu na różnych poziomach powinniśmy stawiać czoła. Mało prawdopodobne jest, że nastolatkowie zaangażują się w jakiś projekt, jeśli nie zostaną przez nas, bardziej doświadczonych, do tego przygotowani.
Ten diabeł nie może być tak straszny jak go malujesz. Sam jesteś przykładem, obalającym stereotyp.
– W Radunicy mieszkam od prawie 8 lat, z czego prawie 7 lat jestem sołtysem. Przeprowadziłem się tu z żoną z Pruszcza Gdańskiego. Na początku byłem we wsi „obcy” ale miałem 28 lat i już sporo doświadczeń z wcześniejszej działalności w trakcie studiów, czy pracy w fundacji. Od początku wraz z żoną próbowaliśmy wychodzić z inicjatywą. Spotkaliśmy się z brakiem chęci do działania i odbijaliśmy się od ściany. Ta sytuacja w pewnym sensie dodatkowo zachęciła mnie do kandydowania na sołtysa. Poszliśmy z żoną na wyborcze zebranie wiejskie, no i stało się. To jedna z lepszych decyzji, jakie podjęliśmy w życiu.
Czym dzisiaj dla Ciebie jest bycie sołtysem?
– To dla mnie przede wszystkim wielka odpowiedzialność i prestiż. Jako sołtys reprezentuje sprawy mieszkańców, wykonuję postanowienia zebrania wiejskiego, dbam o prawidłowe wykonanie zadań w ramach funduszu sołeckiego. Podejmuję działania integrujące mieszkańców, choć w dobie pandemii nie jest to łatwe. Jestem zazwyczaj pierwszym kontaktem we wszystkich sprawach dotyczących wsi. Reaguje na zgłaszane przez mieszkańców sprawy, odbieram od nich telefony o każdej porze dnia i nocy. Wszystkie prowadzone działania mają na celu polepszenie warunków życia mieszkańców w naszej miejscowości. Będąc sołtysem mam realny wpływ na kreowanie otoczenia. Ogromną satysfakcję daje mi realizacja nawet najmniejszych rzeczy, jak na przykład choćby wspólne sadzenie kwiatów. To mnie napędza i motywuje do sięgania po kolejne cele.
Jesteś mężem i tatą dwójki małych dzieci. Czy przez Twoją aktywność nie cierpią relacje z domownikami?
– Uważam, że w pełnieniu funkcji sołtysa wsparcie ze strony najbliższych jest bardzo ważne. Mam to szczęcie, że moja żona również lubi się angażować społecznie, więc pewne projekty są niejako formą wspólnego spędzania czasu, często nawet razem z naszymi dziećmi. To niezwykle komfortowe móc dzielić się swoimi spostrzeżeniami z najbliższą osobą i liczyć na jej wsparcie i dobre słowo w trudnych momentach.
Dlaczego młodzi ludzie powinni pójść twoim śladem?
– Mocno zachęcam wszystkich, nie tylko młodych do tego, by działać w sposób, który odpowiada nam najbardziej. Jest tyle opcji, że z pewnością każdy znajdzie coś dla siebie. Wiejska przestrzeń to nie tylko sołtys, ale także rada sołecka, koła gospodyń, OSP, czy stowarzyszenia i fundacje. Jeśli żadna z tych organizacji nam nie odpowiada, możemy też założyć swoją. Dzięki temu można realnie wpływać na to, co dzieje się wokół nas.
Kiedy ktoś narzeka na jakąś sytuację, zawsze pytam: „Co możesz zrobić, żeby to zmienić?” Możliwości jest wiele, można zacząć od mniejszych rzeczy jak wysprzątania chodnika, czy placu zabaw, przychodzić na zebrania wiejskie i po prostu zabierać podczas nich głos. Duże rzeczy zaczynają się zawsze od małych kroków.
***
fot.: autor