Młody człowiek wychodzący z systemu szkolnego jest wyposażony w wiele praktycznych umiejętności. Wie jak przygotować się do rozmowy kwalifikacyjnej o pracę i napisać CV. W przypadku potencjalnej oferty zatrudnienia – jest w stanie ocenić, czym różni się umowa zlecenia od umowy o pracę i że brutto, to nie netto.
Jeśli chce działać społecznie, wie jak się zrzeszać. Zna potrzeby lokalnej społeczności; chcąc coś poprawić – np. stan chodnika, wie do jakiej instytucji się z tym udać. Albo jak skorzystać z budżetu obywatelskiego. Poza tym rozumie, jak działa system wyborczy, wie czym różni się wójt od burmistrza i jak działa ZUS. W dyskusji słucha innych, umie pracować zespołowo, szanuje ludzi o innych poglądach, wierzeniach i kolorze skóry. Zna swoje mocne i słabe strony, nie boi się wyzwań, a może nawet wie, jak założyć firmę i do kogo zwrócić się o kredyt.
Brzmi trochę nierealistycznie? Niekoniecznie. Celem edukacji (nie tylko obywatelskiej) jest wyposażenie młodych ludzi w zestaw praktycznych umiejętności, dzięki którym mogą działać w otaczającej ich rzeczywistości. Optymalnie byłoby, żeby oprócz wiedzy (czyli rozumienia tej rzeczywistości) uczniowie wynieśli ze szkoły proaktywną i przedsiębiorczą postawę, umiejętności społeczne, które pozwolą im odnaleźć się w każdych warunkach społecznych czy gospodarczych. Utopia?
Jeśli edukacji obywatelskiej oczekujemy przede wszystkim od szkoły, to zakładając, że człowiek spędza w systemie szkolnym kilkanaście lat (od 11 w górę) powinno być to osiągalne. Dodatkowo do bycia obywatelem przygotowują nas rodzice i opiekunowie, a także sieć instytucji, z którymi stale stykamy się, od najmłodszych dni.
Czy to działa?
Przyjrzyjmy się przede wszystkim szkole. Edukacja obywatelska jest w niej dość często utożsamiana z wiedzą pozyskiwaną na przedmiotach Wiedza o społeczeństwie, Podstawy przedsiębiorczości. Na nich dzieci i młodzież dowiadują się jak działa system wyborczy, jakie są mechanizmy demokracji, cele ZUS, obowiązki fiskalne względem państwa i społeczeństwa. To wiedza. Jeden z trzech filarów bycia obywatelem. Skuteczna edukacja obywatelska kształci również zestaw konkretnych umiejętności oraz postawę, która sprawia, że w ogóle podejmujemy działania na rzecz otoczenia. Założenia stojące przed szeroko pojętą edukacją obywatelską opisuję TU. Przeczytajmy i zastanówmy się czy ten bogaty katalog zadań jest możliwy do wykształcenia w szkole. Na potrzeby artykułu wybiorę kilka i przyjrzę się czy i jak szkoła je kształci.
Wiedza
To, że szkoła powinna dawać wiedzę o tym, co to znaczy być obywatelem, nie jest jakoś specjalnie kontrowersyjne. Można to nawet zmierzyć ocenami. Zakładając, że wiedza o społeczeństwie trwa 2 lata, podstawy przedsiębiorczości również, informatyka, na której przyswajane są umiejętności ICT – 7 lat – jesteśmy sobie w stanie wyobrazić, że młody człowiek może zostać gruntownie poinformowany o tym jak działa samorząd, instytucje opiekuńcze, skąd państwo ma pieniądze na drogi, jakie są podstawy prawa pracy oraz jak wykorzystywać narzędzia i technologie na co dzień.
Umiejętności
Szkoła ma pełną szansę wykształcić umiejętności składające się na dobre funkcjonowanie w rzeczywistości. Przyjrzyjmy się pracy w grupie – rozumiana jako wysiłek kilku osób nad rozwiązaniem zadania – to umiejętność, którą można kształcić praktycznie na każdym przedmiocie i na każdym etapie edukacji. Pracując w grupie uczniowie ćwiczą komunikację – aby dojść do rozwiązania muszą ze sobą rozmawiać, słuchać się. Rozpoznają rolę w zespole – jedni lepiej opowiadają, inni piszą, mają różne zdolności. Każdy wyraża swoje preferencje, co chciałby robić przy wykonywanym zadaniu. Rozpoznają swoje predyspozycje, swoje osobowości, temperamenty. Dowiadują się czegoś o sobie i czegoś o innych.
Jednak praca w grupach wymaga od nauczyciela uważności. Poza obserwowaniem i naprowadzaniem na rozwiązanie, powinien monitorować relacje pomiędzy uczestnikami grup, pomagać w podziale zadań, jeśli uczniowie sami sobie nie radzą, zachęcać nieśmiałych i opanowywać zbyt głośnych. Taka praca z uczniami wymaga od nauczyciela wysiłku, ale jest do tego wiele wspomagających narzędzi. A nauka komunikacji i współpracy jest wymogiem większości stanowisk pracy w życiu zawodowym.
Podobnie z umiejętnością dyskutowania. Kultura dialogu, rozmowy to umiejętność, której nam niezwykle brakuje. Widać to w wypowiedziach internetowych, słychać na scenie publicznej. Media tradycyjne, społecznościowe, politycy są dziś antyprzykładem racjonalnej rozmowy. Dlatego warto od najmłodszcyh lat uczyć dzieci zasad rozmawiania. Znakomicie nadają się do tego godziny wychowawcze, ale nie tylko – również przedmioty językowe, historia, religia.
Warto zacząć od prostego triku technicznego – przeaaranżować ustawienie ławek w klasie. Zamiast tradycyjnego układu lekcyjnego (ławki frontem do tablicy, uczniowie w rzędach) warto zaproponować uczniom ustawienie ławek w układ U. Wtedy wszyscy siebie widzą, nie oglądają swoich pleców, lub nie chowają się za innymi.
Nawet małe dzieci można uczyć sztuki rozmawiania. Zacząć od kolejności zabierania głosu i zasad wypowiadania się. Ty mówisz, ja nie przerywam, potem mówi kolega i ty mu nie przerywasz. Młodzież i dzieci w starszych klasach podstawówki można już uczyć zasad dyskutowania. Rozróżniania tez od argumentów. Retoryki. Pokazywania, co jest argumentem emocjonalnym, co może obrażać. Szkoła praktycznie na każdej lekcji może uczyć kultury dialogu i rozmowy, tak nam potrzebnej w późniejszym życiu, nie tylko do komunikacji między bliskimi, ale przede wszystkim do oceny jakości debaty publicznej.
Bycie aktywnym czyli inicjatywa
Znakomitym polem zachęcenia uczniów do brania spraw w swoje ręce i bycia proaktywnymi jest praca samorządu szkolnego. Rozumianego jako cała społeczność szkolna, nie tylko reprezentacja w postaci trójki klasowej.
Wielokulturowość
Jest kwestią, z którą polska szkoła styka się w coraz większym stopniu. W Polsce przyrasta liczba cudzoziemców – migrantów ekonomicznych i uchodźców, w tym dzieci. Mają one prawo do bezpłatnej nauki w Polsce (Prawo oświatowe). Dlatego niezbędna jest edukacja, która uwrażliwia młodych ludzi na to, że są wśród nich inni (nie obcy). Taka, która pozwala poznać różnice kulturowe, etniczne, czy religijne i zrozumieć, że ludzie mogą współistnieć pomimo tych różnic.
Nie należy przy tym sprowadzać edukacji o wielokulturowości do zapraszania przedstawicieli różnych religii, kultur i krajów z pogadanką do klasy. To jest oczywiście cenne, ale mało pomocne w realnej integracji małych cudzoziemców ze społecznością nowej klasy, jeśli do niej trafią. Szczególnie, że najczęściej nie znają języka polskiego. Przykłady dobrych praktyk edukacji międzykulturowej możemy poznać na przykładzie dwóch szkół: małej szkoły podstawowej w Berezówce (powiat bialski) oraz społecznego gimnazjum nr 20 w Warszawie.
ICT – czyli internetowe technologie komunikacji
O ile możemy mówić o pozytywnych skutkach pandemii dla szkoły, na pewno będzie to wiedza i umiejętność korzystania z różnych technologii internetowych i komunikacyjnych przez nauczycieli. Do tej pory dzieci i młodzież radziły sobie z tym znacząco lepiej. Lekcje informatyki nie były porywające, polegały na obsłudze narzędzi Microsoft i nauce podstawowych programów graficznych, zaawansowani nauczyciele coś zadawali w Excelu lub wykorzystywali aplikacje muzyczne, quizowe. Bardzo niewielu nauczycieli podejmowało próby programowania z dziećmi i młodzieżą, a tymczasem na rynku jest masa ciekawych programów i scenariuszy z tego obszaru. Świetnym źródłem są tu scenariusze i projekty Fundacji Uniwersytet Dzieci czy Fundacji Orange. Nauczanie zdalne wymusiło jednak na nauczycielach przyspieszony kurs obsługi różnych narzędzi w praktyce, co będzie miało pozytywne skutki w długiej perspektywie czasu.
Przy technologiach internetowych warto wspomnieć o wyrobieniu w uczniach nawyku sprawdzania źródeł. W czasach, kiedy młodzi ludzie sprawdzają praktycznie wszystko w internecie, warto opowiedzieć im o fenomenie baniek internetowych. I wskazać, że Wikipedia, choć jest cennym zasobem, niekoniecznie jest obiektywna. Zasada sprawdzania faktów na kilku portalach informacyjnych powinna stać się w dzisiejszych czasach standardem, do czego warto zachęcać dzieci od najwcześniejszych lat.
Kreatywność
Podobnie jest z zachęcaniem uczniów do rozwoju kreatywności. Kreatywność – czyli zdolność do wymyślania nowych rozwiązań, jest często mylona z jakimś rodzajem wrodzonego talentu artystycznego. Nawet jednak, jeśli wyraża się w sposób najbardziej widoczny w działaniach twórczych – nauczyciele, goniąc za realizacją podstawy programowej, bardzo rzadko pozwalają uczniom po prostu realizować swobodny temat na plastyce. O fakcie, że na muzyce uczniowie mogą zaprezentować te utwory, których sami słuchają – słyszałam może raz. A przecież młodzi ludzie są w okresie poszukiwania siebie, mają ogromną potrzebę autoekspresji, która wyraża się właśnie w ubiorze, makijażu, muzyce, przez którą się identyfikują.
Rozwój kreatywności wiąże się z nieszablonowym myśleniem. Z wyjściem ze schematu. Kreatywnego podejścia do problemów uczniowie mogą uczyć się na wszystkich przedmiotach, nie tylko artystycznych. Matematyka, fizyka to dziedziny, w których jest wiele sposobów dojścia do właściwego rozwiązania problemu.
Podobnie z przedmiotami humanistycznymi. Charakterystyka postaci może nie musi mieć jednej formy – może być prezentacją, żywym obrazem, fragmentem filmu ilustrującego epokę. W zasadzie kreatywność można kształcić na wszystkich przedmiotach. Np. zadając pracę domową – można dać uczniom wybór w postaci rozwiązania, czy przedstawienia wyniku w dowolnej technice- mapą myśli, w prezentacji, opisowo, albo wierszem. Nb. znajomy nauczyciel wskazywał, że mając do wyboru co najmniej dwa sposoby prezentacji wyników zadania domowego, uczniowie podchodzą chętniej do zrobienia zadania domowego. Gdyż mają prawo wyboru.
Co z tą autonomią?
I tu dochodzimy do sedna. Edukacja obywatelska wiąże się z możliwością wyboru. Z daniem uczniom i dzieciom autonomii. Z tym, żeby wzięli sprawy swoje ręce. Inaczej trudno jest oczekiwać, że młodzi ludzie będą się czuli za coś odpowiedzialni. Jeśli przychodzi nauczyciel z gotowym scenariuszem apelu – uczniowie zrobią to, czego się od nich oczekuje, bo znają system szkolny. Ale nie będą mieli poczucia sprawczości. Nie będą się angażować w coś, co nie jest ich.
Brak takiego myślenia o kształtowaniu postawy i praktycznych umiejętności, to jedna z największych bolączek polskiej szkoły. Winny nie jest wyłącznie sam sztywny system edukacji i podstawa programowa przeładowana teorią, którą nauczyciele realizują zawsze z zadyszką. Problemem jest zachęcenie uczniów do samodzielnego działania i zawierzeniem, że dadzą radę.
***
ZOBACZ RÓWNIEŻ:
Obywatel – co to znaczy?
Nauka samorządności w szkole